Opiniowaniem
dotychczasowych tomów serii GREEN ARROW podzieliłem się tu na blogu z Dawidem.
On bardzo życzliwie wypowiadał się na temat tego cyklu, ja z kolei swoje
dotychczasowe kontakty w tym tytułem określałem jako swoiste „guilty pleasure”,
ponieważ moim zdaniem Benjamin Percy dokładnie to nam dostarczył – komiks
szalenie średni, ale mający w sobie coś takiego, że nie żałuje się zbytnio
pieniędzy wydanych na kupno kolejnych zbiorów. POWSTANIE STAR CITY, ze względu
na swoją powiększoną objętość, wskakuje na nieco wyższy poziom ceny okładkowej,
lecz i tak daje nam to, do czego zdążyłem się już przyzwyczaić. No i cholera,
nadal z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu mi się to bardzo przyjemnie czyta.
Czwarta odsłona serii
GREEN ARROW prezentuje nam dwie historie. Pierwszą z nich, jest liczący trzy
rozdziały ”Powrót Roya Harpera”, który zawiera w zasadzie wszystko to, co
zawarto w tytule. Arsenal wraca do miejsca w którym się wychował, by wspomóc
pobratymców w pokojowym proteście przeciwko budowie ogromnego rurociągu. Ten
jednak szybko przeradza się w jatkę, a dodatkowo na miejscu pojawia się Oliver
Queen, ponieważ w całej sprawie obecny jest wątek należącej niegdyś do niego
firmy. Historia ta przede wszystkim stanowi Odrodzeniową reinterpretację
wspólnych losów Zielonej Strzały i jego niegdysiejszego pomocnika. Pozytywnie
zaskakuje fakt, że Benjamin Percy wrzuca tu sporo elementów znanych ze starego
uniwersum DC, które jednak stały się dość ikoniczne, jeśli chodzi o postać
Arsenala. Brakuje oczywiście wątku małżeństwa i dzieci Harpera oraz ich
brutalnego oraz smutnego końca (patrz: LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI: PRAGNIENIE
SPRAWIEDLIWOŚCI – chociaż nie warto), które w Odrodzeniu nigdy nie istniały,
ale jest wspomnianych kilka innych, dość znamienitych momentów. Całość to
jednak tak naprawdę nic innego, jak próba ponownego wpisania Arsenala do
galerii postaci kręcących się wokół Olivera Queena i historia ta od samego
początku aż po sam kres do niczego innego nie dąży. Stąd też skakanie po
łebkach i dość przewidywalna fabuła, lecz przyznam szczerze, że Roy Harper jest
tu prowadzony przyzwoicie i chociaż nadal echem odbija się tu interpretacja tej
postaci z czasów New52, której bardzo mocno nie lubiłem, to jednak historyjkę
bez bólu można przeczytać. Ucieszył mnie także skromny udział Hrabiego Vertigo
– zdecydowanie mojego ulubionego złoczyńcy z galerii przeciwników Szmaragdowego
Łucznika – a także garść nawiązań związana z bardzo nietypowymi strzałami,
jakie obaj herosi posiadają w swoim, nomen omen, arsenale.
Jednakże tą swoistą
wisienką na torcie i daniem głównym zarazem jest tytułowa historia, która
została rozpisana na pięć rozdziałów. W niej Dziewiąty Krąg postanawia wcielić
swoje złowieszcze plany w życie i całkowicie zburzyć Seattle, by na jego
miejscu postawić pierwsze, w pełni prywatne miasto. Miejsce to zaczyna
nawiedzać plaga starannie zaplanowanych i zrealizowanych katastrof, miasto
pogrąża się w chaosie i jego jedyną szansą jest oczywiście Green Arrow wraz ze
swoimi towarzyszami – Black Canary, Red Arrow, Arsenalem oraz informatykiem
Henrym. Czy jednak nie jest za późno, by powstrzymać członków Dziewiątego
Kręgu?
Swego czasu bardzo
wyrazistą cechą charakteru Olivera Queena były jego zdecydowanie lewicowe
poglądy polityczne. Klasyczne komiksy z tą postacią aż roiły się od tego typu
wątków moim zdaniem do dziś niekwestionowanym mistrzem ich prowadzenia był
legendarny Mike Grell, chociaż i Dennis O’Neill (znany chociażby z GREEN
LANTERN/GREEN ARROW: WŁÓCZĘGA BOHATERÓW) dawał sobie z tym świetnie radę. Benjamin
Percy nie stara się naśladować sowich znakomitych poprzedników, lecz raz za
razem puszcza do nich oko udowadniając, że odrobił pracę domową i stara się
rozumieć prowadzoną przez siebie postać. Za czasów niesławnego New52 nie
każdemu skrybie ta sztuka się udawała. Jednakże nawet przez moment nie możemy
odnieść wrażenia, że poglądy Queena są tu w jakikolwiek sposób czymś innym niż
swoistym easter-eggiem dla wieloletnich fanów, ponieważ POWSTANIE STAR CITY to
przede wszystkim typowo street-levelowa kopanina, która mimo wszystko niesie ze
sobą spore zmiany dla Seattle, może zresztą niepotrzebnie zaspoilerowane w
tytule komiksu. Jest tu wszystko, czego można oczekiwać po najbardziej typowym
komiksie superbohaterskim, lecz znowu – Benjaminowi Percy’emu w jakiś
kompletnie niezrozumiały dla mnie sposób udaje się sprawić, że czytam jego
dzieło i chociaż co drugą stronę mam poczucie deja vu, to jednak strasznie
lubię ten tytuł. Serio, GREEN ARROW z Odrodzenia to straszny średniak i jestem
tego absolutnie świadomy. Postacie prowadzone są tak sobie, fabuła miejscami
jest zwyczajnie naiwna, co rusz ocieka banałami i kompletnie przewidywalnymi
zwrotami akcji, a ja sam doskonale to wszystko dostrzegam. Ale jednak chłonę
lekturę całości z przyjemnością i chcę więcej.
Z pewnością niemały
wpływ ma na to fakt, że praktycznie kto nie przyjdzie zajmować się warstwą
graficzną, to z miejsca otrzymuje ode mnie garść ciepłych uczuć. Tak było
wcześniej w przypadku Otto Schmidta i Juana Ferreyry – ten drugi jest bardzo
mocno obecny i w tej odsłonie – zaś teraz muszę pochwalić także Eleonorę
Carlini oraz znaną z ”Wbrew Naturze” (wyd. Non Stop Comics) Mirkę Andolfo. Obie
panie zajęły się zilustrowanie pierwszej z dwóch zawartych w omawianym komiksie
historii i spisały się bardzo dobrze, fajnie oddając klimat rezerwatu Indian i
mieszając go z efektami przetoczenia się przemysłowej machiny. Ferreyra to z
kolei fachura pełną gębą i w tym tomie tylko potwierdził, że warto było śledzić
jego karierę od czasów rewelacyjnego ”Colder” z wydawnictwa Dark Horse (nadal
modlę się po nocach o polską premierę tego komiksu).
Tom zawiera bonusowo
galerię okładek i jak już wspomniałem wcześniej, ze względu na większą
objętość, kosztuje on okładkowo 49,99zł. To i tak wciąż dobra cena jak za tak
wydany komiks. Oczywiście o ile zechcecie wydać Wasze ciężko zarobione
pieniądze na średniaka, jakim jest GREEN ARROW. Ja oczywiście polecam, a nuż
wkręcicie się w tytuł ten dokładnie tak jak ja.
Krzysztof Tymczyński
-----------------------------------------------------------------------
Mnie ten tytuł wciągnął od razu, a ten tom jest mega (drugi i trzeci podobały mi się trochę mniej, ale pierwszy i czwarty bardzo).
OdpowiedzUsuńCzy wątek Dziewiatego Kręgu kończy się w 5 tomie czy dalej???
Ile tomów ma ten Run???
Wątek związany z Nine Circle kończy się w tomie szóstym, który jednocześnie zamyka cały run Percy'ego.
UsuńOK. Dzięki bardzo za info.
OdpowiedzUsuń