Pamiętam, jak lata temu byłem
zachwycony NIESKOŃCZONYM KRYZYSEM. Jego wartka akcja, mnogość wątków czy kilka
szokujących momentów wystarczyło, aby mnie kupić. Dziś jednak patrzę na tę
historię inaczej – poprawnie stworzony crossover, dzięki któremu otrzymaliśmy
potem takie serie jak 52 czy SHADOWPACT, ale bez „ochów” i „achów”. Szczególnie
że w Polsce nie wydano niestety masy pobocznych serii ważnych dla jego
zrozumienia.
Siedziba Ligi Sprawiedliwości na
księżycu zostaje zniszczona. W jej ruinach pojawiają się Batman, Wonder Woman
oraz Superman. Podzieleni. Nieufający sobie. Skompromitowani. Każde z nich chce
wyjaśnić tajemnicę, ale nie chce łączyć sił z pozostałymi. W tym samym czasie
niebo nad Blűdhaven robi się czerwone, nad Gotham zniszczona zostaje Skała
Wieczności, a najsłynniejsi złoczyńcy jednoczą się, aby osiągnąć wspólny cel.
Rozpoczyna się kolejny…KRYZYS.
Dwadzieścia lat po KRYZYSIE NA
NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH DC Comics postanowiło stworzyć jego sequel. Jego
scenariusz powierzono Geoffowi Johnsowi – już wtedy świecącej coraz mocniej
gwieździe wydawnictwa. Miało być to wydarzenie na wielką skalę, planowane od
dłuższego czasu (pierwsze podpowiedzi, że się zbliża, pojawiły się dwa lata
wcześniej) i mające mieć gigantyczny wpływ na przyszłość całego uniwersum.
Najpierw czytelnicy zostali uraczeni jednak zeszytem COUNTDOWN TO INFINITE
CRISIS #1, a następnie mini seriami: THE OMAC PROJECT, RANN–THANAGAR WAR, DAY
OF VENGEANCE, AND VILLAINS UNITED oraz DC SPECIAL: THE RETURN OF DONNA TROY.
Wszystkie one wprowadzały do nowego KRYZYSU bądź/i działy się w jego trakcie.
NIESKOŃCZONY KRYZYS była zaś czymś, co miało to wszystko spinać. Ukoronowaniem całego
zamieszania.
Wyszło to jednak jak tak sobie.
Niestety po latach ten ambitny eksperyment wciąż czyta się nie najgorzej, ale
bez przesadnych zachwytów. Sam Johns napisał w swoim życiu eventy trzymające
się o wiele lepiej (SINESTRO CORPS WAR, BLACKEST NIGHT, FLASHPOINT — PUNKT
KRYTYCZNY), a NIESKOŃCZONY KRYZYS bez pozostałych historii sprawia wrażenie
lektury bardzo niepełnej. Pojawia się tu masa postaci, które coś robią,
znikają, a potem pojawiają się zupełnie gdzieś indziej. Kolejne elementy
układanki zostają wprowadzone, a potem często nie doczekują się one
rozwiązania, bądź też otrzymujemy tylko ich początek oraz zakończenie — bez
rozwinięcia.
Sama intryga główna zaś nie
porywa. Ot bohaterowie, którzy przetrwali KRYZYS NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH,
ale nie mogli zostać na nowo powstałej Ziemi, wracają, gdyż są rozgoryczeni
tym, co się dzieje. KAL-L i jego umierająca żona Lois nie wiedzą jednak, że
Aleksander Luthor z Ziemi-3 oraz Pierwszy Superboy mają swój ukryty cel.
Pokazanie jednak ich przemiany w złoczyńców (szczególnie Superboya, który pod
koniec zmienia się w psychopatę) wyszło jednak trochę sztucznie i nie do końca
mnie przekonało. Ich złowrogi plan nie zawsze jest jasny czy trzyma się kupy.
Przyjemnie za to czyta się powiązany z powracajacymi postaciami wątek Power
Girl i jej nagle odkrytych korzeni.
W samym centrum całego
zamieszania znajduje się oczywiście nasza Trójca: Superman, Batman i Wonder
Woman. Czytanie wątków Diany oraz Gacka bez znajomości komiksów wprowadzających
do tego albumu i wiedzy na temat tego, co się z nimi ogólnie działo w tym
momencie jest zadaniem niezwykle karkołomnym. Scenarzysta stara się oczywiście
część rzeczy wyjaśnić, jednak nie zawsze się to sprawdza. Wątek Supermana jest
zaś mocno naciągany. Johns uparł się, że każde z nich ukaże w ich najgorszym
momencie. Diana została ogłoszona morderczynią (i nikt nie słucha jej wyjaśnień
ani nie interesuje się tym, co zrobił Maxwell Lord), Batman nadwyrężył zaufanie
środowiska superbohaterów w KRYZYSIE TOŻSAMOŚCI, WIEŻY BABEL i poprzez
stworzenie OMAC-a. Jedynym zarzutem wobec Supermana jest zaś to, że ostatni raz
inspirował ludzkość, gdy umarł, na co nie prezentuje się też żadnych dowodów.
Stanowczo można było to lepiej rozegrać.
Swoją rolę ma jeszcze do
odegrania „nasz” Superboy, a cała reszta bohaterów raczej stanowi tło. Coś tam
zdziała NIghtwing czy Flash z rodziną, ale rzadko kiedy ich akcje mają większy
wpływ na fabułę. Inni zaś niczym Lady Quark (ważna dla poprzedniego KRYZYSU)
ledwie migną w tle albo rzucą żartem jak pewien szympansi detektyw.
Z drugiej strony cała skala tego
wydarzenia może zachwycać. Jeżeli nie zwracamy zaś uwagi na pewne głupotki czy
niedopowiedzenia, czyta się go równie przyjemnie jak ogląda letni blockbuster.
Akcja toczy się szybko i sprawnie, dialogi nie bolą, żarty bywają śmieszne, a
zagrożenie jest naprawdę poważne. Ktoś umiera (ale nie ma to takiej
emocjonalnej siły jak w KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH), wiele rzeczy się
zmienia, a finał zapowiada ciekawą przyszłość. No i niektóre wydarzeni naprawdę
wywołują w czytelniku emocje (niestety innym – mającym spore konsekwencje nie
poświęca się za bardzo miejsca).
Za oprawę wizualną odpowiedzialny
był oczywiście cały sztab ludzi (11 osób odpowiedzialnych za nakładanie tuszu,
5 kolorystów i 4 rysowników – trzech z nich nakładało też tusz). Przeskoki
między rysownikami (głównym był Phil Jimenez, a oprócz niego udzielali się tu
George Perez, Jerry Ordway oraz Ivan Reis) nie bolą naszych oczu. Kolejne
postaci wyglądają rozpoznawalnie, nie starszą dziwnymi pozami czy wyrazami
twarzy, a kilka kadrów ma w sobie to coś, co sprawia, że zapamiętuje się je na
długo. Oczywiście jednak nie mamy tu do czynienia z żadnymi eksperymentami, a
porządną, rzemieślniczą robotą.
Polskie wydanie oczywiście
prezentuje się okazale. Obwoluta, twarda oprawa czy kredowy papier są pierwszej
jakości. Tłumaczenie Tomka SIdorkiewicza nie zaburza rytmu komiksu, nie zawiera
rażących błędów i czyta się je przyjemnie. Wstęp Dan Didio oraz dodatek
NIESKOŃCZONE DYSKUSJE dużo mówią zaś o powstaniu tej historii przez co stanowią
niesamowicie interesujący dodatek do lektury. Szkoda jednak, że nie pokuszono
się, chociażby o dodanie COUNTDOWN TO INFINITE CRISIS #1, co wpłynęłoby – moim
zdaniem – na ułatwienie lektury osobom mającym mniej wiedzy na temat uniwersum
DC, albo jakichś streszczeń mini serii uzupełniających fabułę.
Ostatecznie dobrze, że w końcu
dostaliśmy kolejny KRYZYS w nasze ręce. Ma on swoje plusy, ale też sporo
minusów. Jako czytadło sprawdza się świetnie, ale dopiero przy zaznajomieniu z
mini seriami i tie-inami zyskuje. Każdy fan DC Comics powinien mieć go na
półce, chociażby z uwagi na jego wpływ na to komiksowe uniwersum. Gdyby jednak
wyciąć pewne wydarzenia z tej historii, a inne wytłumaczyć lepiej byłaby ona w
pełni przystępna także dla niedzielnych fanów komiksów DC. Finalny produkt jest
zaś tytułem o wielkiej skali i poszatkowanej fabule.
Opisywane wydanie zawiera
materiał z komiksów INFINITE CRISIS #1-7.
Recenzowany album znajdziecie
m.in. w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz