Poprzedni tom okazał się na
tyle satysfakcjonujący, zarówno pod kątem oryginalnego scenariusza, jak i
niezwykle efektownej szaty graficznej, że tym chętniej i bez większego
zastanowienia zdecydowałem się zapoznać z kolejną historią, jaką w ramach serii
DETECTIVE COMICS zaplanował dla fanów Mrocznego Rycerza Peter J. Tomasi. Na
znaną nam dobrze scenę, jaką stanowi skryte w mroku miasto Gotham City, wkracza
kolejny poważny gracz, który niczym legendarny Król Artur gromadzi wokół siebie
oddanych mu rycerzy okrągłego stołu, w celu wprowadzenia w życie swojego
misternie przygotowywanego planu. Planu, mającego na celu raz na zawsze
wyeliminowanie rządzącego miastem Batmana i zastąpienie mroku zbawiennym
światłem. Człowiek-Nietoperz z wiernym giermkiem Robinem u swego boku, zmuszony
będzie podjąć rzuconą mu rękawicę i skrzyżować miecz z Rycerzem Arkham w
brutalnej i krwawej walce o przyszłość miasta.
Peter Tomasi miał już okazję
pisać perypetie Arkham Knighta na łamach komiksu, który towarzyszył grze z tym
złoczyńcą w tytule. Obeznany z tematem dostał jakiś czas temu zadanie, aby
wpleść tą postać w umiejętny i zarazem ciekawy sposób w komiksowe kontinuum.
Któż mógłby to zrobić lepiej, niż właśnie on? Problem jednak w tym, że jeśli
ktoś jest miłośnikiem gier, polubił Arkham Knighta i głównie dla niego sięgnął
po omawiany dzisiaj komiks, to może czuć się rozczarowany. Nie mamy tutaj
bowiem żadnego powiązania z przygodówką stworzoną przez Rocksteady Studios,
oprócz pseudonimu oraz podobnego kostiumu/zbroi. Ten Arkham Knight to tak
naprawdę zupełnie nowy złoczyńca, a pod maską ukrywa się ktoś inny, niż Jason
Todd. Niestety, znacznie mniej interesujący.
Początek i jednocześnie
zapowiedź nadchodzącej konfrontacji, pojawił się w jubileuszowym, tysięcznym
numerze serii DETECTIVE COMICS. Narratorem jest tutaj Arkham Knight, który
przygotowując się do nadchodzącej konfrontacji wytyka Batmanowi wszystkie błędy
i uznaje go za nowotwór, który szybko rozprzestrzenia się na całe Gotham. Mroczny
Rycerz to jego zdaniem zło w najczystszej postaci, sprowadzający swoimi
działaniami na mieszkańców ból i cierpienie. Postanawia zakończyć tą mroczną
erę i jako nowy, lepszy obrońca oświecić, dosłownie i w przenośni, spowitych w
ciemnościach i oszukanych przez Batmana obywateli Gotham. Zarówno ten prolog,
jak i pierwszy rozdział (śledztwo dotyczące martwych nietoperzy, zebranie wokół
złoczyńcy tzw. Rycerzy Słońca, pierwsze starcie z nowym przeciwnikiem) okazują
się na tyle obiecujące, że aż chce się czytać dalej. Ale właśnie wtedy okazuje
się, że to co najlepsze już niestety za nami, w dalszej części poziom niestety
spada, zaciekawienie gdzieś ucieka, a postać w zbroi przestaje kogokolwiek
obchodzić. Dosyć szybkie ujawnienie tożsamości Rycerza Arkham nie zmienia nic w
tej kwestii, a czarę goryczy przepełnia origin tej postaci zaprezentowany przez
Tomasiego. Rozwiązania w nim umieszczone, choć w pewien sposób wzbogacają
mitologię dotyczącą Azylu Arkham, są w dużej mierze niesmaczne, mało
wiarygodne, momentami nielogiczne i trudne do przyswojenia. Zresztą cały
"świetlisty" plan również wydaje się nie do końca zrozumiały i
sensowny.
Arkham Knight być może miał
okazać się oryginalnym i pełnym nowych możliwości elementem w bogatej galerii
łotrów Batmana, ale ewidentnie coś poszło w realizacji tego planu nie tak.
Dostaliśmy niezbyt oryginalny i powtarzalny schemat, gdzie ten zły uznaje się
za dobrego, i gdzie średnio wiarygodny motyw powoduje, że postanawia zemścić
się na Mrocznym Rycerzu, skopać mu tyłek, zmienić świat na lepszy itp. Mam
nadzieję, że Tomasi czy inni scenarzyści prędko znowu (jeśli w ogóle) po tą
postać nie sięgną.
O ile tytułowy czarny
charakter rozczarowuje czytelnika, o tyle na przeciwnym biegunie umiejscowić
można występ gościnny Robina. Obecność Damiana daje historii wiele dobrego,
przez co z przyjemnością czyta i ogląda się wszelkie sceny z jego udziałem, a
wyjątkowo mocnym punktem są prowadzone przez niego dialogi z Bruce'em. To
jednak akurat wcale mnie nie dziwi, wszak Tomasi już w BATMAN AND ROBIN pokazał
wspólnie z Patem Gleasonem, że świetnie czuje postać młodego pomocnika Batmana
i potrafi ukazać niezwykłą więź łączącą obu bohaterów. Zachwycają również nieliczne
humorystyczne wstawki, jak chociażby ta z Gordonem pomagającym wsiąść gackowi
do batmobilu.
Rozczarowanie przeciętnym
produktem, jakim okazała się główna opowieść, rekompensuje trochę umieszczona
pod koniec historia z DETECTIVE ANNUAL #2. Jest to sequel do pamiętnego starcia
z Reaperem w "Year Two", dodatkowo wzbogacona o kilka nawiązań do
batmanowego runu Granta Morrisona. Bruce i Alfred wyruszają do Europy, aby
powstrzymać wymierzającego sprawiedliwość w brutalny sposób złoczyńcę, z którym
dawno temu przyszło się już Batmanowi zmierzyć, i który zginął w tamtym
starciu. Akcja toczy się bardzo szybko, a całość dostarcza satysfakcjonującą
dawkę przyjemności z lektury, choć to żadna szczególnie wybitna i ważna
historyjka.
Doug Mahnke, który w całości
odpowiadał za rysunki w MYTHOLOGY, tym razem odpowiada jedynie za prolog, który
pierwotnie umieszczony był pod koniec DETECTIVE COMICS #1000. Jego
całostronicowe plansze (łącznie 12), na których widzimy głównie Batmana na tle
różnych znanych złoczyńców, są tylko potwierdzeniem tego, jak dobrym jest on
fachowcem, pasującym do roli ilustratora wszelkich bat-opowieści. Ostatnia
część wykonana przez Travisa Moore'a oraz Maxa Raynora nie była może narysowana
w jakiś spektakularny i pamiętny sposób, ale zaliczę ją wizualnie do grona
solidnych, dokładnych i chyba zadowalających przeciętnego odbiorcę warstw
plastycznych. Główna historia, a także poszczególne okładki do poszczególnych
jej rozdziałów, przypadły w udziale Bradowi Walkerowi. W tym miejscu po raz
kolejny należy się plus za to, że jeden artysta odpowiada od początku do końca
za cały, kilkuczęściowy story arc, co ułatwia płynne śledzenie czytanego
komiksu. Inna sprawa, że Walker dysponuje stylem, za którym nigdy nie
przepadałem, i po obejrzeniu jego najnowszych prac dalej nie przepadam. Zapewne
Walker ma również w naszym kraju liczne grono swoich sympatyków (rysował m.in.
ACTION COMICS z New 52, czy AQUAMANA z Rebirth), którzy właśnie dla niego
sięgną po omawiany komiks, lecz mnie jego wersja Batmana po prostu odrzuca,
zwłaszcza sposób rysowania twarzy. Znam wielu artystów urodzonych wręcz do
ilustrowania przygód Mrocznego Rycerza, ale Brad Walker nigdy do nich należeć
niestety nie będzie. Może jestem w tej kwestii w zdecydowanej mniejszości, ale
kiedy coś mi się nie podoba, to przecież nie będę kłamał, że jest inaczej.
Po odłożeniu na półkę
omawianego komiksu pozostaje spory niedosyt. Wynika on przede wszystkim z
faktu, że po tym konkretnym scenarzyście zawsze spodziewam się ponadprzeciętnej
opowieści obrazkowej, do której chętnie po pewnym czasie się wraca. Jak widać,
są wyjątki od reguły, a historia skupiona na Rycerzu Arkham jest jedną z nich. Główny
złoczyńca, w tym jego origin oraz nieprzekonywujący i nudny sposób realizacji
zemsty na Batmanie, okazały się dla mnie (po jak najbardziej obiecującym
wstępie) sporym rozczarowaniem. Jest to historia tak naprawdę na jeden raz, niezbyt
porywająca, do zapomnienia, tak jak do zapomnienia jest dla mnie zaprezentowany
tutaj nowy złoczyńca. Cytując Robina z zeszytu 1013: "Nawet bez hełmu
nadal nie mam pojęcia, kim do diabła jesteś. I tak naprawdę wcale mnie to nie
obchodzi". Cały tom ratują w rzeczywistości jedynie dodatkowy rozdział
poświęcony Reaperowi, a także obecność Damiana Wayne'a i jego współpraca z
Bruce'em. Jeśli dodam do tego mój brak sympatii do artystycznych wyczynów Brada
Walkera, to wychodzi na to, że pieniądze wydane na omawiany komiks mogę uznać
oficjalnie za wyrzucone w błoto. Na szczęście to chwilowa obniżka formy, a
kolejny tom daje znacznie więcej powodów do zadowolenia.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS
#1000-1005 oraz DETECTIVE COMICS ANNUAL #2.
Starcie Batmana i Robina z Arkham Knightem, znajdziecie
m.in. w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz