wtorek, 12 maja 2020

HITMAN TOM 1

Na początku szalonych lat dziewięćdziesiątych któraś mądra głowa z DC Comics uznała, że przydałaby się w komiksach z tego wydawnictwa jakaś świeża krew. Nie mam tu na myśli jednak zaciągu nowych twórców, co raczej stworzenie całej masy nowych postaci, która z czasem miałaby stać ramię w ramię z Batmanem, Supermanem czy Wonder Woman. I tak właśnie narodził się event, który zawitał na sklepowe półki w 1993 roku i nosił nazwę BLOODLINES, jednakże swego czasu zajmował się nim nieco mocniej Dawid, więc zachęcam do kliknięcia TUTAJ. To, co jednak jest istotne z punktu widzenia niniejszego tekstu, to fakt, iż event ten dał wydawnictwu DC niemal trzydzieścioro zupełnie nowych postaci. Niemal trzy dekady później, z całej tej przepastnej gromady w świadomości czytelników niemal na pewno pozostał tylko jeden z nich. Jest to Tommy Monaghan, znany też pod pseudonimem Hitman.

Z niemałej popularności owego jegomościa już lata temu zdawało sobie sprawę nieistniejące już wydawnictwo Mandragora, które w 2002 roku sprowadziło Tommy’ego do Polski. Były to jednak te radosne czasy z cyklu ”dawno temu i nieprawda”, gdy wydanie 30 złotych, podkreślam 30 ZŁOTYCH, za pojedynczy komiks było dla mnie jakąś skrajną abstrakcją, bo musiałbym wtedy przepuścić ponad połowę kieszonkowego, więc wówczas tytułem się nie zainteresowałem. Mandragorze jednak publikowanie serii HITMAN szło jak po grudzie, bo na drugi tom czytelnicy czekali niemal dwa lata, zaś potem, jak to się mówi na Górnym Śląsku i okolicach (ale nie w Sosnowcu), ”sprawa się fest richtig rypła”. Na pożegnanie dostaliśmy jeszcze zeszycik ze spotkaniem Hitmana z Lobo oraz wznowienie obu wcześniejszych tomów w wersji 2w1 oraz twardej oprawie i na kolejnych czternaście lat HITMAN zniknął z rodzimego rynku. Aż do teraz, gdy do gry wszedł Egmont.

Jak już wspomniałem, z edycją od Mandragory nie miałem do czynienia (oprócz zeszyciku z Lobo), więc de facto jest to dla mnie pierwsze spotkanie z serią HITMAN. Udało mi się jednak ustalić, a to chyba dość istotne info, że niniejszy tom to niemal w całości materiał, który tych kilkanaście lat temu wypuściło wydawnictwo z Wrocławia. Raptem tylko HITMAN ANNUAL #1 pojawia się w Polsce po raz pierwszy. Jeśli zatem macie stare wydania, to zasadniczo nowe możecie pominąć. Co prawda Egmont przetłumaczył całość na nowo i tym razem nikt nie wpadł na to, by ”bullets” przełożyć na ”pestki”, ale być może nie jest to dla Was na tyle istotne, by aktualizować zbiory.

No więc we wspomnianym BLOODLINES grubsza chodziło o to, że na Ziemi pojawili się przestawicie pewnej obcej rasy i atakowali ludzi. Tym, którym te ataki udawało się przeżyć, otrzymywali nadludzkie moce. Jednym z takowych farciarzy jest właśnie Tommy Monaghan – zabójca do wynajęcia z dość specyficznym kodeksem honorowym, ponieważ za pieniądze odstrzeli on każdego drania, lecz nie podniesie broni na przykład na policjanta. Jego ogromnym talentem zawsze było sprawianie samemu sobie ogromnych kłopotów, a teraz jeszcze dodatkowo otrzymał on rentgenowski wzrok oraz zdolność czytania w myślach. No i po drodze nadepnął na odcinki lokalnym mafiozom, samemu Batmanowi, a nawet i istotom z piekła.

Scenarzystą komiksu jest Garth Ennis, którego bardzo specyficzny stosunek do superherosów znany jest nam wszystkim od lat. Trykociarze to u Ennisa najczęściej posągowi ignoranci, stuprocentowi kretyni i zapatrzeni w samych siebie egoiści. Mieliśmy tego doskonały przykład na łamach ”Chłopaków” od wydawnictwa Planeta Komiksów, wcześniej było też ”The Pro” od Egmontu, a i pewną próbkę otrzymaliśmy na łamach ”Punishera”, tego sprzed okresu w imprincie MAX. No i co tu dużo mówić – HITMAN pod tym względem nie zaskakuje i wygląda raczej jak przygrywka do tego, co Ennis będzie wywijać w kolejnych latach. Tommy to swoista antyteza bohatera – zabija bez wahania, nie nosi stroju, lubi sobie walnąć browara z kumplami… lub i dziesięć, kłamie i manipuluje, a szczytem jego ambicji jest wyprowadzka z Gotham. Taki swój chłop, znacznie mniej psychopatyczny Punisher, który co prawda tych niecałych trzydzieści lat temu może i nie zaliczał się do najbardziej oklepanych postaci świata, ale od tego czasu sporo się zmieniło. Dla mnie pierwszy tom cyklu HITMAN to takie mimowolne odhaczanie kolejnych obowiązków (obowiązkowe spotkanie z Batmanem, a nawet i dwa, krótki wątek wojenny) i czuć wyraźnie, że w tym przypadku mało jest Ennisa w Ennisie. Nie ma tego twórczego szaleństwa i swoistej zajadłości, brakuje charakterystycznego puszczania oka do czytelnika oraz bezkompromisowości. Rzuca się to w oczy tym bardziej w momencie, gdy uświadomicie sobie iż HITMAN wychodził w USA w zasadzie równolegle z KAZNODZIEJĄ, na łamach którego działy się rzeczy niebywałe.

Przy czym jednak nie zrozumcie mnie źle – to absolutnie nie jest zły komiks, jest po prostu bardzo… poprawny, a nawet powiedziałbym że grzeczny. Tyle tylko, że jest to ostatnia rzecz, której się po dziełach Ennisa spodziewał i czekam bardziej, aż dojdziemy do momentu wprowadzenia na łamy cyklu Sixpacka oraz reszty radosnych szaleńców z Section 8, a z tego co ustaliłem, nastąpi to już w kolejnej odsłonie serii. Mam nadzieję, że to właśnie wtedy w HITMANIE pojawi się to, za co cykl ten jest tak dość powszechnie chwalony. Pierwszy tom mi tego po prostu nie dał i pod kątem scenariuszowym okazał się tylko, ale może i też aż, przyzwoitą lekturą.

Jeśli zaś chodzi o rysunki, to wielkim fanem Johna McCrei nigdy nie byłem i HITMAN niczego w tej sprawie nie zmienił. Przepraszam że tak krótko, ale po prostu nie mam nic więcej do dodania w tej kwestii.

Przejdę teraz jeszcze do jakości wydania to otrzymujemy od Egmontu tom w twardej oprawie i standardowym formacie. Cena okładkowa wynosi 99,99zł, zaś komiks nie zawiera ani jednego dodatku, oprócz krótkiego wstępu autorstwa Steve’a Milesa. Wydawnictwo Egmont twierdzi, że autorem widocznej powyżej okładki zbioru jest Mitch Gerads (MISTER MIRACLE), co mocno gryzie się z faktem, że po pierwsze – nie wygląda, a po drugie – w jej lewym dolnym rogu widnieje ładny podpis wspomnianego wcześniej Johna McCrei. Komiks z tego wydawnictwa bez jakiejś najmniejszej chociaż wtopy zaczyna powoli uchodzić w moich oczach za swoistego Świętego Grala ;)

No więc cóż – pierwszy tom HITMANA to jak dla mnie ”grzeczny Ennis”. Tylko, że ja nie lubię ”grzecznego Ennisa”. Ale daję szansę i liczę, że kolejne tomy mi początkowe rozczarowanie wynagrodzą.

Krzysztof Tymczyński
    
HITMAN TOM 1 zawiera materiał wydany oryginalnie na łamach THE DEMON ANNUAL #2, THE BATMAN CHRONICLES #4, HITMAN #1-8 oraz HITMAN ANNUAL #1.
   
HITMAN TOM 1 do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.

1 komentarz:

  1. "Pestki" to w slangu właśnie naboje. Tłumaczenie Mandry było ok, właśnie w bardziej ulicznym klimacie.

    OdpowiedzUsuń