Dzisiaj zapraszam na małą
wycieczkę po alternatywnej Ziemi-X, gdzie wydarzenia potoczyły się zupełnie
inaczej, niż w znanej nam rzeczywistości, i gdzie to naziści z Hitlerem na
czele wygrali Drugą Wojnę Światową. Nie wszyscy jednak chcą pogodzić się z tak
ponurymi realiami oraz życiem w wiecznym strachu, prześladowaniu i ciągłym
ucisku. Iskierką nadziei na lepsze jutro okazuje się powołanie do życia drużyny
o nazwie Freedom Fighters, której członkowie stają na czele ruchu oporu,
postanawiając przywrócić dawną, piękną i wolną Amerykę jej obywatelom.
Scenarzysta Robert Venditti (m.in. HAL JORDAN & GLC, HAWKMAN, czy też warte przeczytania przygody eSa w ramach ukazującego się aktualnie cyfrowo SUPERMAN: MAN OF TOMORROW) oraz rysownik
Eddy Barrows (ostatnio DETECTIVE COMICS oraz MARTIAN MANHUNTER) odpowiedzialni
są za stworzenie tej emocjonującej, poruszającej, dynamicznej i pełnej zwrotów
akcji historii, która jest przykładem na to, że nadzieja umiera ostatnia.
Robert Venditti to jeden z
tych twórców DC, po którego projekty ostatnimi czasy chętnie sięgam. I zawsze
robię to z nadzieją, że trafię akurat na tą serię, do której pisania wspomniany
scenarzysta idealnie pasuje, gdzie pokaże swoje lepsze oblicze. Problem z
Vendittim jest bowiem taki, iż lepsze historie przeplata tymi nieco słabszymi,
co widać chociażby na przykładzie pierwszego story arcu w ramach JUSTICE LEAGUE, czy
też wcześniejszego DAMAGE. Jak z jajkiem niespodzianką - nigdy nie wiesz, na co
trafisz. Na szczęście w przypadku FREEDOM FIGHTERS okazało się, że w środku
zastałem dokładnie to, na co czekałem, czyli zaplanowaną na 12 odsłon serię, na
którą warto poświęcić swój czas.
Venditti nawiązuje do
one-shota THE MULTIVERSITY: MASTERMEN #1, stworzonego wspólnie przez Granta
Morrisona i Jima Lee, który jest jednym z najmocniejszych punktów opasłego zbioru
MULTIWERSUM, jaki dzięki Egmontowi można już przeczytać po polsku. Do czego
przy okazji gorąco zachęcam. Komiks ten jednak można bez problemu traktować
jako zamkniętą, przystępną i zrozumiałą całość, bez znajomości wcześniejszych
wydarzeń opisanych przez Szalonego Szkota. We wspomnianym rozdziale wędrujemy
na Ziemię-X (lub zamiennie Ziemię-10), gdzie pod koniec lat 30-tych wylądowała
rakieta z małym Kal-Elem na pokładzie. Z tą różnicą, że kosmita znajduje się w
okupowanej przez nazistów Czechosłowacji, stając się tym samym głównym
narzędziem Hitlera - otrzymując pseudonim Overman - przyczyniającym się do
odniesienia przez Niemcy zwycięstwa w Drugiej Wojnie Światowej. Superczłowiek
staje również na czele tamtejszej Ligi Sprawiedliwości, która ze
sprawiedliwością tym razem nie ma nic wspólnego, o nazwie New Reichsmen. Scenarzysta
FREEDOM FIGHTERS rozwija dosyć szczegółowo wydarzenia z Ziemi-10, pokazując kluczowe zwroty akcji oraz okupioną
krwią i cierpieniem drogę bohaterów do odzyskania upragnionej wolności. Jest
mrocznie, ponuro, pesymistycznie, a światełkiem normalności są właśnie FF.
22 listopada 1963 to nie
prezydent Kennedy zostaje zamordowany, tylko umiera inna nadzieja USA na lepsze
jutro. W komiksie jest zresztą kilka nawiązań do innych, przełomowych i znaczących
dat. Tego dnia Freedom Fighters ponoszą druzgocącą porażkę z starciu z oddziałem
Plasstic Men (ciekawa i udana wariacja znanej postaci) i na lata znikają ze
sceny. 55 lat później drużyna powraca, zaszczepiając w Amerykanach ponownie
nadzieję, wlewając optymizm, dodając odwagi, zachęcając do wspólnego działania.
Tam, gdzie jedna jednostka nie ma szans, połączenie sił sprawia, iż żaden,
nawet najgroźniejszy wróg nie jest straszny. Twórcom udaje się już w pierwszym
rozdziale na tyle zaciekawić odbiorcę, że ten postanawia dalej śledzić
perypetie Wujka Sama i spółki. Opowieść tą czysta się bardzo szybko i z
przyjemnością, głównie dzięki nagromadzeniu efekciarskich scen, udanym
cliffhangerom i zagłębieniu się w psychikę poszczególnych bohaterów, ukazania
ich osobistych dramatów oraz determinacji, poświęcenia. Zakończenie jest raczej
nietrudne do przewidzenia, a niektóre odsłony są nieco słabsze i trochę
naciągane (jakby zamknąć całość w 8-10 zeszytach jakościowo dostalibyśmy chyba
nawet lepszy produkt), ale to tylko drobne mankamenty, jakie rzucają się w oczy
podczas lektury.
A jak prezentuje się warstwa
graficzna? Jeśli jesteście fanami warsztatu, jaki prezentuje Eddy Barrows, to
nie mogliście chyba lepiej trafić. W przypadku tego artysty zawsze można liczyć
na finalny produkt stojący na wysokim poziomie, zwłaszcza, kiedy historia jest
ułożona/stworzona właśnie pod niego. Nie jest żadną tajemnicą, że Barrows
najlepiej sprawdza się w ilustrowaniu opowieści, w których może rysować sporą
ilość gęsto zaludnionych pojedynków, wybuchów (a obecność w drużynie Human Bomb
daje w tej kwestii duże pole do popisu), czy wszelkiej maści pościgów i wymian
ciosów, jakie doprowadzają do poważnych zniszczeń okolicy. Wybór Eddy'ego to
tej konkretnej serii jest zatem dobrze przemyślanych ruchem, a cały komiks
zyskuje dzięki temu niepowtarzalny, jakże trafiony i specyficzny, mroczny oraz
ponury klimat. Jeden z zeszytów w całości narysował Bruno Redondo, współtwórca najnowszego
SUICIDE SQUADU, ale ten gościnny występ nie zaburza w jakimś znaczącym stopniu
płynności warstwy wizualnej.
FREEDOM FIGHTERS nie zaliczę
do tych najlepszych komiksów, jakie miałem okazję w ostatnim czasie przeczytać,
ale z pewnością mogę go umieścić na półce z tymi historiami, które uważam za
dobre, których przeczytania w żadnym wypadku nie żałuję. Twórcy tej opowieści
dostarczyli mi sporo ciekawej, przyjemnej do śledzenia akcji, ale przede
wszystkim umiejętnie poprowadzonej, poruszającej i satysfakcjonująco
sfinalizowanej opowieści, do której z pewnością za jakiś czas wrócę. Zachęcam
do przeczytania, zwłaszcza osobom stęsknionym powrotu Freedom Fighters w udanej
interpretacji, albo jeśli po prostu lubicie (kto nie lubi?), kiedy
superbohaterowie w efektowny sposób kopią tyłki nazistom.
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów FREEDOM FIGHTERS #1-12.
Do kupienia m.in. w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz