niedziela, 17 maja 2020

FREEDOM FIGHTERS: RISE OF A NATION


Dzisiaj zapraszam na małą wycieczkę po alternatywnej Ziemi-X, gdzie wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej, niż w znanej nam rzeczywistości, i gdzie to naziści z Hitlerem na czele wygrali Drugą Wojnę Światową. Nie wszyscy jednak chcą pogodzić się z tak ponurymi realiami oraz życiem w wiecznym strachu, prześladowaniu i ciągłym ucisku. Iskierką nadziei na lepsze jutro okazuje się powołanie do życia drużyny o nazwie Freedom Fighters, której członkowie stają na czele ruchu oporu, postanawiając przywrócić dawną, piękną i wolną Amerykę jej obywatelom. Scenarzysta Robert Venditti (m.in. HAL JORDAN & GLC, HAWKMAN, czy też warte przeczytania przygody eSa w ramach ukazującego się aktualnie cyfrowo SUPERMAN: MAN OF TOMORROW) oraz rysownik Eddy Barrows (ostatnio DETECTIVE COMICS oraz MARTIAN MANHUNTER) odpowiedzialni są za stworzenie tej emocjonującej, poruszającej, dynamicznej i pełnej zwrotów akcji historii, która jest przykładem na to, że nadzieja umiera ostatnia.

Robert Venditti to jeden z tych twórców DC, po którego projekty ostatnimi czasy chętnie sięgam. I zawsze robię to z nadzieją, że trafię akurat na tą serię, do której pisania wspomniany scenarzysta idealnie pasuje, gdzie pokaże swoje lepsze oblicze. Problem z Vendittim jest bowiem taki, iż lepsze historie przeplata tymi nieco słabszymi, co widać chociażby na przykładzie pierwszego story arcu w ramach JUSTICE LEAGUE, czy też wcześniejszego DAMAGE. Jak z jajkiem niespodzianką - nigdy nie wiesz, na co trafisz. Na szczęście w przypadku FREEDOM FIGHTERS okazało się, że w środku zastałem dokładnie to, na co czekałem, czyli zaplanowaną na 12 odsłon serię, na którą warto poświęcić swój czas.

Venditti nawiązuje do one-shota THE MULTIVERSITY: MASTERMEN #1, stworzonego wspólnie przez Granta Morrisona i Jima Lee, który jest jednym z najmocniejszych punktów opasłego zbioru MULTIWERSUM, jaki dzięki Egmontowi można już przeczytać po polsku. Do czego przy okazji gorąco zachęcam. Komiks ten jednak można bez problemu traktować jako zamkniętą, przystępną i zrozumiałą całość, bez znajomości wcześniejszych wydarzeń opisanych przez Szalonego Szkota. We wspomnianym rozdziale wędrujemy na Ziemię-X (lub zamiennie Ziemię-10), gdzie pod koniec lat 30-tych wylądowała rakieta z małym Kal-Elem na pokładzie. Z tą różnicą, że kosmita znajduje się w okupowanej przez nazistów Czechosłowacji, stając się tym samym głównym narzędziem Hitlera - otrzymując pseudonim Overman - przyczyniającym się do odniesienia przez Niemcy zwycięstwa w Drugiej Wojnie Światowej. Superczłowiek staje również na czele tamtejszej Ligi Sprawiedliwości, która ze sprawiedliwością tym razem nie ma nic wspólnego, o nazwie New Reichsmen. Scenarzysta FREEDOM FIGHTERS rozwija dosyć szczegółowo wydarzenia z Ziemi-10,  pokazując kluczowe zwroty akcji oraz okupioną krwią i cierpieniem drogę bohaterów do odzyskania upragnionej wolności. Jest mrocznie, ponuro, pesymistycznie, a światełkiem normalności są właśnie FF.


22 listopada 1963 to nie prezydent Kennedy zostaje zamordowany, tylko umiera inna nadzieja USA na lepsze jutro. W komiksie jest zresztą kilka nawiązań do innych, przełomowych i znaczących dat. Tego dnia Freedom Fighters ponoszą druzgocącą porażkę z starciu z oddziałem Plasstic Men (ciekawa i udana wariacja znanej postaci) i na lata znikają ze sceny. 55 lat później drużyna powraca, zaszczepiając w Amerykanach ponownie nadzieję, wlewając optymizm, dodając odwagi, zachęcając do wspólnego działania. Tam, gdzie jedna jednostka nie ma szans, połączenie sił sprawia, iż żaden, nawet najgroźniejszy wróg nie jest straszny. Twórcom udaje się już w pierwszym rozdziale na tyle zaciekawić odbiorcę, że ten postanawia dalej śledzić perypetie Wujka Sama i spółki. Opowieść tą czysta się bardzo szybko i z przyjemnością, głównie dzięki nagromadzeniu efekciarskich scen, udanym cliffhangerom i zagłębieniu się w psychikę poszczególnych bohaterów, ukazania ich osobistych dramatów oraz determinacji, poświęcenia. Zakończenie jest raczej nietrudne do przewidzenia, a niektóre odsłony są nieco słabsze i trochę naciągane (jakby zamknąć całość w 8-10 zeszytach jakościowo dostalibyśmy chyba nawet lepszy produkt), ale to tylko drobne mankamenty, jakie rzucają się w oczy podczas lektury.

A jak prezentuje się warstwa graficzna? Jeśli jesteście fanami warsztatu, jaki prezentuje Eddy Barrows, to nie mogliście chyba lepiej trafić. W przypadku tego artysty zawsze można liczyć na finalny produkt stojący na wysokim poziomie, zwłaszcza, kiedy historia jest ułożona/stworzona właśnie pod niego. Nie jest żadną tajemnicą, że Barrows najlepiej sprawdza się w ilustrowaniu opowieści, w których może rysować sporą ilość gęsto zaludnionych pojedynków, wybuchów (a obecność w drużynie Human Bomb daje w tej kwestii duże pole do popisu), czy wszelkiej maści pościgów i wymian ciosów, jakie doprowadzają do poważnych zniszczeń okolicy. Wybór Eddy'ego to tej konkretnej serii jest zatem dobrze przemyślanych ruchem, a cały komiks zyskuje dzięki temu niepowtarzalny, jakże trafiony i specyficzny, mroczny oraz ponury klimat. Jeden z zeszytów w całości narysował Bruno Redondo, współtwórca najnowszego SUICIDE SQUADU, ale ten gościnny występ nie zaburza w jakimś znaczącym stopniu płynności warstwy wizualnej.

FREEDOM FIGHTERS nie zaliczę do tych najlepszych komiksów, jakie miałem okazję w ostatnim czasie przeczytać, ale z pewnością mogę go umieścić na półce z tymi historiami, które uważam za dobre, których przeczytania w żadnym wypadku nie żałuję. Twórcy tej opowieści dostarczyli mi sporo ciekawej, przyjemnej do śledzenia akcji, ale przede wszystkim umiejętnie poprowadzonej, poruszającej i satysfakcjonująco sfinalizowanej opowieści, do której z pewnością za jakiś czas wrócę. Zachęcam do przeczytania, zwłaszcza osobom stęsknionym powrotu Freedom Fighters w udanej interpretacji, albo jeśli po prostu lubicie (kto nie lubi?), kiedy superbohaterowie w efektowny sposób kopią tyłki nazistom.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów FREEDOM FIGHTERS #1-12.

Do kupienia m.in. w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz