W tym samym czasie, kiedy
Brian Michael Bendis tworzył przygody Mrocznego Rycerza na potrzeby
walmartowego BATMAN GIANT, Tom King wziął na swój warsztat postać Człowieka ze
Stali. Nakreślona przez niego historia również składała się z 12 rozdziałów
(zebranych później na papierze w sześć zeszytów), a jej premiera miała miejsce
na kartach SUPERMAN GIANT. O bendisowym BATMAN UNIVERSE, który to komiks okazał
się moim zdaniem strzałem w dziesiątkę, pisałem całkiem niedawno w tym miejscu. Teraz przyszedł czas, aby
sprawdzić, czy również i nowa opowieść autorstwa Kinga oraz Adama Kuberta jest
równie udana, i czy ich wersją Supermana warto się w ogóle zainteresować. Z
Kingiem bywa wszak różnie. Jednym razem stworzy jakąś perełkę pokroju MISTER
MIRACLE, zaś kiedy indziej wyjdzie spod jego ręki kaszana pokroju HEROES IN
CRISIS, czy w większości męczący i rozczarowujący BATMAN. Do której grupy
bliżej będzie komiksowi z Kal-Elem w roli głównej?
Tom King miał okazję w ciekawy
i humorystyczny sposób ukazać Supermana na kartach pisanego przez siebie
BATMANA, a chwilę później jako gościnny twórca stworzył z tym bohaterem króciutką
historyjkę na potrzeby ACTION COMICS #1000. Teraz nadszedł czas na znacznie
dłuższy rozdział poświęcony eSowi, obok którego nie sposób przejść obojętnie.
Punktem wyjściowym okazuje się porwanie przez kosmitów małej dziewczynki z
Gotham City. Jej przyrodni rodzice oraz siostry zginęły podczas ataku, a mała Alice,
cały czas ściskająca w rękach ulubioną maskotkę przedstawiającą Supermana,
prawdopodobnie nadal żyje i zapewne przerażona liczy na pomoc. Clark postanawia
wyruszyć na ratunek. Jak daleko będzie w stanie posunąć się nasz ukochany
bohater, i jak daleką będzie musiał przebyć drogę, aby uratować życie jednej
małej dziewczynki?
Mamy tutaj do czynienia z
czymś trochę podobnym do pamiętnego SUPERMAN: EXILE, gdzie Człowiek ze Stali
podczas swoich kosmicznych wojaży odwiedza różne planety, spotyka na swojej
drodze przedstawicieli nieznanych do tej pory ras, przeżywa osobiste dramaty,
czy też stacza nietypowe pojedynki. Nie jest to może jakieś duże nawiązanie do
wspomnianej historii z końca lat 80-tych, ale jakoś tak od razu skojarzyło mi
się z tamtym wydarzeniem, kiedy zobaczyłem eSa przemieszczającego się z jednego
zakątka kosmosu w drugi.
Każdy z dwunastu rozdziałów
jest zupełnie inny od poprzedniego, skupia się na innej kwestii, stanowi tak
naprawdę zamkniętą całość. Różny jest także poziom poszczególnych etapów
poszukiwań, który mocno faluje i przez to dostajemy odsłony bardzo dobre, jak
chociażby spotkanie z Darkseidem, wizyta u Sgt. Rocka, czy sam finał, ale też zdarzają
się fragmenty słabsze i mniej ciekawe. Superman stawia czoła dziwnym wyzwaniom,
aby otrzymać kolejne wskazówki odnośnie lokalizacji Alice, kiedy trzeba staje
do walki na pięści, gotowy jest zawrzeć pakt z samym diabłem, a w innej
sytuacji okazuje współczucie umierającemu kosmicie. Problemem dla czytelnika może
być fakt, że przeskoki w kosmicznej wędrówce odbywają się bardzo szybko, nie do
końca płynnie i zrozumiale. Scenarzysta nie zawsze dba o to, aby ukazać i
wyjaśnić czytelnikowi, skąd akurat Superman znalazł się w tym konkretnym
miejscu, jak doszło do spotkania z tą czy inną osobą. W paru miejscach brak
większej logiki, chociażby jak i dlaczego doszło w ogóle do skrzyżowania dróg
Człowieka ze Stali oraz bohatera Drugiej Wojny Światowej.
Misja ratunkowa podjęta przez
głównego bohatera służy w tym komiksie jako pretekst do tego, aby ukazać
kwintesencję bycia Supermanem. King odkrywa przed nami, kim tak naprawdę jest
pisana przez niego postać, czym się kieruje, jakie wartości są dla niej
najważniejsze, dlaczego jest tak wielka i powszechnie szanowana. Kal-El decydując
się na pewien czas opuścić Ziemię zdaje sobie sprawę, że wiele ryzykuje i
naraża życie pozostałych mieszkańców Metropolis, czy całej planety (wszak inni
złoczyńcy nie śpią i tylko czekają na taką okazję). Dla niego jednak liczy się
każda pojedyncza istota, dlatego niczym dobry pasterz z przypowieści,
bezzwłocznie wyrusza na poszukiwania jednej zagubionej owieczki ze swojego licznego
stada. Ten typ już tak ma, że nawet jeśli nie będzie w stanie pomóc wszystkim,
to i tak zawsze będzie próbować. Przecież to Superman. Historia ta jak mało
która tłumaczy, że to nie supermoce decydują o fenomenie tego herosa, tylko to,
kim jest w środku, co najlepiej podsumowane zostaje w szeregu pytań i
odpowiedzi, jakie zaserwowane zostają czytelnikowi w momencie, gdy śledzi drogę
powrotną eSa na Ziemię. Jeśli z różnych powodów nie spodobają Wam się zbytnio wcześniejsze
rozdziały, to ten ostatni z pewnością zasługuje na uwagę i chociażby dla niego
warto przeczytać omawiany komiks.
Wizualizacją tej kosmicznej
misji ratunkowej zajął się jeden z najbardziej znanych artystów w branży - Andy
Kubert. We współpracy z innymi sprawdzonymi na wielu polach specjalistami w
swoich dziedzinach, czyli Sandrą Hope (tusz) oraz Bradem Andersonem (kolory),
udało się stworzyć bardzo przyjemną dla oka, dopieszczoną i umiejętnie oddającą
emocje poszczególnych postaci, warstwę graficzną. Nie należę wprawdzie do grona
zagorzałych sympatyków młodszego z braci Kubertów, ale trzeba uczciwie
przyznać, że w tym wypadku przyłożył się do powierzonej mu pracy, a jego kreska
przypominająca trochę styl, jakim dysponuje Jim Lee, powinna zadowolić
większość osób sięgającą po ten komiks. Na szczególną uwagę zasługują liczne,
jednostronicowe plansze, na których artysta dostaje szansę m.in. pokazania
Supermana w trakcie pojedynku z wieloma znanymi złoczyńcami, czy też w różnych
spektakularnych pozach. Kiedy trzeba potrafi podkreślić humor danej sytuacji, a
w innym wypadku ogromny ból, czy też osobisty dramat przeżywany przez głównego
bohatera. Miłą decyzją ze strony scenarzysty, a także gratką dla wielu
czytelników, było z pewnością danie
możliwości rysownikowi powrotu do świata Sierżanta Rocka, który dla rodziny
Kubertów jest niezwykle ważną postacią. Ogólnie ilustracje stoją na dobrym,
solidnym poziomie, a co najważniejsze pasują klimatycznie do historii
nakreślonej przez Kinga.
SUPERMAN: UP IN THE SKY z
pewnością nie jest komiksem tak wciągającym, porywającym i dostarczającym tyle
frajdy, co BATMAN UNIVERSE. Historia stworzona przez duet King/Kubert stanowi
nieśmiałą próbę nawiązania do morrisonowego ALL-STAR SUPERMAN, ale to jednak
nie ta skala i nie ten poziom. Nie oznacza to jednak, że omawiana opowieść nie
przypadła mi do gustu. Wręcz przeciwnie. Uważam, że King wykonał kawał dobrej
roboty, przede wszystkim doskonale czując pisanego przez siebie bohatera,
podkreślając jego największe zalety, zwłaszcza te, które decydują o jego
wielkości. Nie tylko jako obdarzonego supermocami herosa, tylko jako człowieka.
Naprawdę fajnie się to czyta, zwłaszcza poruszający ostatni rozdział. Ten
popularny twórca chyba po raz pierwszy pokazał, że mimo utartej opinii na jego
temat, jak chce to jednak potrafi zaserwować fanom coś ciekawego z
pierwszoligowym superbohaterem.
W sumie to dzięki decyzji DC o
starcie inicjatywy, polegającej na dystrybucji za pomocą sieci sklepów Walmart
nowych, stustronicowych komiksów, wyszła całkiem zabawna sytuacja. Oto bowiem
okazało się, jak drobna roszada twórców może całkowicie odmienić losy dwóch
najpopularniejszych bohaterów świata DC. Przecież na tym przykładzie widać
wyraźnie, że Bendis oraz King znakomicie sprawdzają się w swojej roli, ale pod
warunkiem, że oddano w ich ręce właściwe postacie. W przyszłości z pewnością
chętnie sięgnę po kolejne okazjonalne projekty z Supermanem, które zrodzone
będą w głowie Toma Kinga, i które okażą się równie solidne, wartościowe i
poruszające, co UP IN THE SKY. Sprawdźcie koniecznie, jeśli szukacie bardziej
ambitnej, odciętej od kontinuum, stanowiącej zamknięty i kompletny twór
historii obrazkowej z Ostatnim Synem planety Krypton roli głównej.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN: UP IN THE SKY
#1 - 6.
Komiksu tego szukajcie w bogatej ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz