wtorek, 28 grudnia 2021

DC BOHATEROWIE I ZŁOCZYŃCY TOM 10 - JOKER: OSTATNI ŚMIECH

Piąta z rzędu nowość w ramach kolekcji, tym razem skupiająca się na postaci najgroźniejszego i najpopularniejszego przeciwnika Człowieka Nietoperza. Ten konkretny album nie był akurat przeze mnie zbyt mocno wyczekiwany, na co duży wpływ miały przeważające wśród osób znających się dobrze na komiksach, negatywne opinie dotyczące historii LAST LAUGH. Też tak macie, że pomimo krytyki innych, decydujecie się sprawdzić na własnej skórze, czy odnośnie jakiegoś komiksu rzeczywiście mieli rację? Jakoś tak się złożyło, iż nigdy wcześniej nie miałem okazji przeczytać tej liczącej sobie 20 lat opowieści, stąd wygrała ciekawość i JOKER: OSTATNI ŚMIECH mogę odhaczyć na liście przeczytanych. I teraz tego żałuję...

Kiedy Joker dowiaduje się, że ma nieuleczalnego guza mózgu i jego dni są policzone, postanawia zorganizować ostatnią, ale za to niezwykle widowiskową i huczną zabawę. Wykorzystując specjalną miksturę zdżokerowuje (tak wiem, głupio to brzmi) innych współwięźniów doprowadzając do wybuchu zamieszek w zakładzie, a po ucieczce z obiektu chaos szybko przenosi się na teren całego USA. Szalonego klauna oraz jego równie szaloną armię próbują powstrzymać Batman wraz z  liczną grupą sojuszników.

Chuck Dixon był jednym z architektów ważnych wydarzeń w bat-uniwersum, jakie rozgrywały się w latach 90-tych ubiegłego wieku. Stworzył wiele interesujących przygód z udziałem Batmana, Robina, czy Nightwinga, ale niestety zaliczył też w swojej karierze kilka wpadek/bubli, które chluby mu nie przynoszą. Jednym z takich niewypałów/nieporozumień jest właśnie OSTATNI ŚMIECH napisany do spółki ze Scottem Beatty, mającym na koncie całkiem udany run w ramach GOTHAM KNIGHTS, czy też mini serie o początkach Batgirl oraz Robina. Czytając recenzowany właśnie komiks już po pierwszym rozdziale musiałem spojrzeć jeszcze raz na nazwiska twórców, aby się upewnić, że to na pewno ten pan Dixon i ten pan Beatty są za niego odpowiedzialni. A jednak, to nie pomyłka. To właśnie oni nakreślili tak głupią fabułę. Sens, logika, wciągająca akcja, inteligentne dialogi, ciekawe i dobrze rozpisane postacie, czy też zaskakujące zwroty akcji? Nic z tych rzeczy tutaj nie znajdziecie.

Batman pojawia się wprawdzie na okładce, ale bardziej dla atencji, gdyż w środku dostajemy go naprawdę niewiele. Kto w takim razie odgrywa w tym spektaklu główne role? Najwięcej czasu otrzymuje Nightwing, a wspomaga go Oracle i w mniejszym stopniu Robin, czy Huntress (niestety przetłumaczono ją niepotrzebnie na Łowczyni) plus symbolicznie Spoiler i Batgirl. Osobny, ale zarazem dosyć obszerny wątek dostają Shilo i Dina, czyli dwójka osób odpowiedzialna za bezpieczeństwo we więzieniu, które trzeba sprowadzić na dawne miejsce po tym, co je spotkało ze strony pana Ciemna Materia. Niestety żadne z wymienionych nie prezentuje się jakościowo specjalnie udanie, a większość znanych postaci zachowuje się totalnie out of character, jakby twórcy kompletnie nie czuli pisanych przez siebie bohaterów (lub złoczyńców, jak w przypadku Jokera). Trochę to dziwne i niezrozumiałe, bo kto jak kto, ale Dixon i Beatty to akurat znają Gotham i jego lokatorów bardzo dobrze, co niejednokrotnie potrafili wcześniej udowodnić. Sytuacji nie poprawia obecność całej masy nowych, trzecioligowych złoczyńców, którzy totalnie nie obchodzą czytelnika, a jedynie służą do wypróbowania na nich specyfiku Jokera.

Ta historia okazała się strasznie męcząca, przez co musiałem się mocno zmotywować, aby wreszcie ją przeczytać do końca. Patrząc na sposób, w jaki Joker pogodził się z diagnozą, łatwość w zaplanowaniu ucieczki, bierne zachowanie Ligi Sprawiedliwości, brak jakiegoś sensu i schematu w działaniu klauna, niczym nieuzasadnione działania wielu postaci, w tym zwrot zaserwowany z udziałem Robina i Nightwinga w końcówce. Wymowna jest też reakcja Shilo Normana już na ósmej stronie, kiedy słysząc o zgodzie lekarzy na kontakt Jokera z innymi więźniami, odpowiada "To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem". Dużo można by wymieniać jeszcze innych głupot i absurdów upakowanych na kartach tego albumu. Najbardziej szkoda mi jednak samego Jokera, bo to bez dwóch zdań jeden z topowych złoczyńców świata DC, który absolutnie nie zasługuje na tak żałosne traktowanie ze strony scenarzystów.

Słabe historie obrazkowe potrafią się chociaż częściowo obronić ciekawą szatą graficzną, ale w tymże komiksie również o porywające i cieszące oko ilustracje trudno. To, co serwują nam panowie Woods, Randall, Kuhn, Martin, czy Burchett to tylko i wyłącznie prace poprawne, przeciętne, mało oryginalne, niewyróżniające się pośród tłumu innych artystów-rzemieślników. A już rozdział naszkicowany przez Waltera McDaniela jest w mojej ocenie po prostu brzydki. Warstwa wizualna cierpi też na brak spójności i konsekwencji w rysowaniu konkretnych postaci. Tak po ludzku szkoda mi Bollanda, który ozdobił z wierzchu pierwszy i ostatni zeszyt, że w małym stopniu ale jednak, partycypował w takim projekcie.

W sekcji z materiałami bonusowymi pod koniec albumu tym razem spotkało mnie małe rozczarowanie. Liczyłem na jakiś wywiad z twórcami, czy kulisy powstawania mini serii, a zamiast tego dodano artykuł o okładkach Briana Bollanda. Niby fajnie, ale wolałbym dowiedzieć się od samego źródła, co siedziało w głowie Chucka i Scotta, kiedy pracowali nad fabułą OSTATNIEGO ŚMIECHU i przeczytać, jak zachwycają się swoim "dziełem". A tego brak. Przypadek? Nie sądzę.

Są lepsze i gorsze komiksy z Jokerem, ten zdecydowanie zakwalifikuję do tych najsłabszych i niewartych polecenia. Przy historii autorstwa duetu Dixon/Beatty nawet wydana niedawno w Polsce mocno przeciętna WOJNA JOKERA Tyniona jawi się jako twór fabularnie niezwykle okazały. Jeśli szukacie wartościowej historii obrazkowej z udziałem klauna, to błagam i ostrzegam - w żadnym wypadku nie sięgajcie po to coś, co jest tematem dzisiejszej recenzji. Zamiast tego polecam sprawdzić chociażby ukazującą się od tego roku w USA nową serię THE JOKER (zwłaszcza dla fanów Gordona). OSTATNI ŚMIECH to komiks nie tyle zabawny, jak wskazuje tytuł, co żałosny i rozczarowujący na całej linii. Szczerze przyznam, że nie pamiętam, abym w tym roku przeczytał coś równie słabego z logo DC na okładce.

Omawiany komiks zawiera materiał z komiksów JOKER: LAST LAUGH SECRET FILES AND ORIGINS #1 oraz JOKER: LAST LAUGH #1 - 6.

Dawid Scheibe

4 komentarze:

  1. Tom 11 to kolejny dubel, który sobie odpuszczam, a powrócę do kolekcji przy okazji tomu 12 z Shazamem w roli głównej. DCManiakową recenzję wydania Legionu Samobójców od Egmontu sprzed kilku lat znajdziecie tutaj - http://dcmaniak.blogspot.com/2017/10/suicide-squad-oddzia-samobojcow-tom-1.html#more

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również wybieram sobie tomy z kolekcji DC. Często te pierwsze są najlepsze. Często przy kolekcjach jest wiele słabych komiksów. I zdecydowanie trzeba się na to przygotować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za recenzję!👌 Odpuszczam ten tom zatem 😉 Przeczytałem też recenzję z Tomu 11go i może kupie. W sumie mało co Suicide Squad czytałem to bym to sprawdził. Chyba coś jeszcze z SS będzie w kolekcji z tego co kojarzę z Waszej top 10. Dzięki i pzdr!

    OdpowiedzUsuń
  4. W prenumeracie to jest 36 zł, jeśli nie masz dubli to nic nie tracisz bo cena jest znośna a nowe komiksy Egmontu w tej cenie nie są lepsze.

    OdpowiedzUsuń