Ach… Przełom lat 80. i 90. Brytyjska Inwazja trwa w najlepsze. Alan Moore, Neil Gaiman, Grant Morrison czy Peter Milligan pozwalają sobie na totalne szaleństwo, które daje nam w końcu imprint Vertigo. Wśród tych wszystkich możliwych odjazdów znalazło się też miejsce dla miniserii inspirowanej trochę ONCE AND FUTURE KING T.H. White’a, OPOWIEŚCIAMI Z ZIEMIOMORZA Ursuli K. Le Guin czy KRONIKAMI AMBERU Rogera Zelaznego. Zwała się ona KSIĘGI MAGII, a jej scenarzystą był nie kto inny niż Neil Gaiman.
4 zeszyty opublikowane jeszcze pod szyldem DC Comics zabierają czytelników w szaloną podróż po przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości uniwersum tego wydawcy, skupiając się na magii i jej użytkownikach. Nie zabraknie też wycieczki do magicznych światów równoległych. Cała ta eskapada złożona jest z elementów, które znane są każdemu miłośnikowi fantasy — małoletni wybraniec (Tim Hunter), niechętni mentorzy (Constantine, Phantom Stranger, Mister E. oraz Doctor Occult), niezwykłe cuda, szalone niebezpieczeństwa i morał ocenie jaką płaci się za moc. Bo to w końcu historia o cenie magii. I szukaniu odpowiedzi czy warto ją zapłacić.
Dziś te motywy mogą wydać się zgrane niczym talia kart 3-ligowego magika. Na początku lat 90. były to jednak pomysły w miarę świeże (HARRY POTTER czerpiący inspirację z tych samych źródeł co dzieło Gaimana jeszcze się nie ukazał), a dodatkowo tutaj za tło dla nich robią właściwie wszystkie ważniejsze postaci magiczne z komiksów DC. Tytuł ten stanowi wręcz świetne kompendium dla ludzi, którzy wcześniej unikali raczej tytułów pełnych magii na rzecz peleryn, gadżetów i traum młodych miliarderów.
Scenariuszowo Gaiman po prostu tutaj błyszczy. Kolejne strony chce się przewracać bardzo szybko, ale jednocześnie żal to robić. W końcu panowie John Bolton, Scott Hampton, Charles Vess oraz Paul Johnson naprawdę się postarali, aby każdy kadr cieszył oko. Każdy z tych rysowników posiada własny, unikalny styl, ale razem doskonale się uzupełniają i komponują. Nie ma tutaj wrażenia, że jak tylko zmienia się rysownik, to nagle lądujemy w jakiejś innej rzeczywistości. Przejścia są płynne, a każdy zeszyt wypełniony i makabrycznym horrorem, i pięknem magii.
Jeżeli szukaliście tego tytułu tak jak ja (bo przegapiliście pierwsze polskie wydanie z czasów Szewczyka Dratewki), to obowiązkowo nowe powinno trafić na waszą półkę. Jeżeli nie znacie tytułu — tym bardziej po niego sięgnijcie. To Gaiman w świetnej formie, a przy okazji kawał naprawdę porządnego fantasy.
Opisywane wydanie zbiera materiał z zeszytów THE BOOKS OF MAGIC #1-4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz