Od dłuższego czasu wszystko w
tej serii kręciło się wokół przygotowań do mocno wyczekiwanego, budzącego sporo
kontrowersji oraz skrajnie odmiennych emocji ślubu. Wydarzenia, na które
zaproszony został każdy czytelnik oraz czytelniczka, i które zaplanowane
zostało nieprzypadkowo na potrzeby jubileuszowego, 50-tego zeszytu BATMANA.
Właściwie nie sposób pisać o siódmym wydaniu zbiorczym (finalizującym
jednocześnie pierwszą połowę długiego runu Toma Kinga) unikając jakichkolwiek
spoilerów. Zakładam oczywiście, że chyba każdy zdążył już usłyszeć co nieco na
temat przebiegu szumnie rozreklamowanej ceremonii z udziałem Bruce'a oraz
Seliny. Jeśli jednak jakimś cudem nadal żyjecie w nieświadomości, co do
komiksowych wydarzeń z 4 lipca tego roku, to czuję się w obowiązku przestrzec
przed umieszczonymi w poniższym tekście spoilerami.
Po wielu wspólnych, burzliwych
perypetiach, jakich doświadczyli na przestrzeni minionych kilku dekad, a także
po pełnym pytań i wątpliwości okresie narzeczeństwa, dwoje zakochanych wreszcie
postanawia usankcjonować prawnie związek. Ostatnia prosta do tego celu wcale
jednak nie okazuje się taka łatwa i przyjemna, a uczucia oraz sposób myślenia Bruce'a
i jego wybranki zostaną w brutalny sposób wystawione na jeszcze dwie próby. Tom
King postanowił dokonać tego posługując się osobą dobrze znanego i raczej mało
spodziewanego superbohatera, a także jeszcze lepiej rozpoznawalnego i akurat
bardzo wyczekiwanego przez miłośników Batmana złoczyńcy.
Album zatytułowany WEDDING
podzielony jest na trzy części. Na pierwszy ogień idzie historia z Boosterem
Goldem w roli głównej. Michael długo zastanawia się nad tym, jaki prezent
ofiarować przyszłym małżonkom, rezygnując między innymi z tacki pełnej serów i
decydując się ostatecznie na oryginalne, żeby nie powiedzieć szalone
rozwiązanie. Daje Bruce'owi to, czego od dziecka zawsze pragnął. Wygląda to
trochę tak, jakby Carter nagle postradał rozum i kompletnie zapomniał o
zasadach, zakazach oraz konsekwencjach, jakie związane są z ingerencją w
strumień czasu. Nie mówiąc już o tym, że ofiarowując taki prezent mógł sprawić,
że do ślubu nigdy by nie doszło. Bardzo szybko robi się spory bałagan, który i
tak prędzej czy później będzie trzeba posprzątać. THE GIFT to nic innego, jak
elseworld, czy marvelowa historia typu "what if?", gdzie doświadczamy
alternatywnych wydarzeń obfitujących w sporą ilość przemocy oraz rozlanej krwi,
ale też jednocześnie dużej dawki humoru. Tą ostatnią jak łatwo się domyślić
dostarcza tradycyjnie Booster Gold, jeden z dyżurnych komików DCU i
zdecydowanie główny bohater tego rozdziału. Fani Golda, przymykając przy okazji
oko na nielogiczność jego poczynań, powinni być z tej części zadowoleni. Najważniejsze
pytanie, na które próbuje odpowiedzieć scenarzysta w tej opowieści brzmi: czy
tak istotna zmiana w życiu Bruce'a Wayne'a rzeczywiście sprawi, iż będzie ono
lepsze?
Ilustracje w THE GIFT wykonuje
gościnnie Tony Daniel, który pojawi się również w następnym tomie. Prezentuje
on tutaj swoją standardową kreskę, także nie ma się do czego przyczepić, jeśli
lubi się akurat ten styl rysowania postaci. Mi jak zwykle się podoba.
Druga część również obfituje w
dużo rozlanej krwi i przynosi ze sobą powrót Jokera, który nie może doczekać
się zaproszenia na ślub. Kto jak kto, ale on akurat bardzo dobrze i długo zna
Batmana, wszak dosyć często ich drogi się krzyżują. Logicznym wydaje się zatem
rozumowanie klauna, że takiego gościa nie można pominąć, ba, nawet proponując
mu funkcję drużby. Pominięty próbuje zwrócić na siebie uwagę i przypomnieć o
swojej osobie, a w tym celu udaje się do kościoła robiąc to, co wychodzi mu
najlepiej. Zeszyty 48 i 49 są mocno przegadane, w czym bryluje skradający całe
show Joker. Jeśli spodobała Wam się wersja tej postaci z kart WOJNY ŻARTÓW I
ZAGADEK, to domyślacie się, czego można się tutaj spodziewać. W pierwszym z
tych zeszytów dostajemy chwilami przynudnawy monolog Jokera, a Batman wypowiada
tylko jedno słowo. Odsłonę tę ratuje kilka humorystycznych scen oraz kwestii,
ale ogólnie wnosi ona mało konkretów.
Co innego #49, w którym
dostajemy koleżeńską pogadankę pomiędzy Jokerem a Catwoman, oczekujących na
rychłą śmierć. Starzy znajomi dyskutują luźno o innych złoczyńcach, a także o zbliżającym
się dużymi krokami weselu. Klaun nie może pogodzić się z sytuacją, że Selina
poślubi Batmana i tym samym położy kres toczącej się od dawna zabawie. Zabawie,
w której jeden popełnia zbrodnię i liczy na to, że ten drugi będzie go ścigał.
Dla Jokera tylko takie życie ma sens, tylko to go nakręca - konfrontacja z
Mrocznym Rycerzem. Jest to chyba najfajniejszy moment tego komiksu, pomimo że
akcja stoi (a nawet leży) praktycznie w miejscu. Wyciągając odpowiednie wnioski
z tego rozdziału można było się już domyślać, co takiego scenarzysta
przygotował dla nas czytelników w ostatniej części tego albumu.
Za stronę graficzną
odpowiadają stali, sprawdzeni bywalcy, czyli Clay Mann (ośmiostronicowy wstęp z
DC NATION #0) oraz Mikel Janin. O każdym z nich piałem już co nieco przy okazji
poprzednich recenzji BATMANA, także nie ma sensu się powtarzać. Kiedy rysownik dobrze
rozumie się ze scenarzystą i potrafi idealnie zwizualizować jego pomysły, to
efekt może być tylko jeden. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiłem sposobu rysowania
(i moja opinia nie uległa zmianie) Manna oraz Janina, ale trzeba przyznać, że
ich styl akurat we współpracy z Tomem Kingiem sprawdza się perfekcyjnie.
Długo wyczekiwany i mocno reklamowany
najważniejszy rozdział tego tomu niczym specjalnym nie zaskakuje, nic wielkiego
tutaj nie doświadczamy. Tak naprawdę jedyne, co zapadło mi w pamięci, to
emocjonalna scena z udziałem Bruce'a i Alfreda oraz epilog w Arkham. Reszta
jest dosyć nijaka, bezpłciowa, przechodzi się przez nią bardzo szybko i bez
większego zaangażowania w lekturę. Ledwo się zaczyna, a już mamy koniec, który w
dodatku nie stanowił żadnego zaskoczenia. Oczywiście chyba nikt się nie
spodziewał, że ceremonia ślubna z udziałem Batmana będzie z gatunku tych
normalnych, ale nie przypuszczałem, że będzie tak nudno, ponuro i ubogo pod
względem zaproszonych gości. Nie rozczarowała mnie decyzja wiadomo kogo, tylko
fakt, że cały numer jest właściwie o niczym. Podobnie jak przez cały ten tom,
tak i tutaj nie mogło zabraknąć stwierdzenia, że Bruce nie może być szczęśliwym
i jednocześnie odgrywać rolę zamaskowanego obrońcy Gotham City. Jedno wyklucza
drugie.
Jubileuszowy zeszyt
zilustrowany został przez Mikela Janina, który chyba najbardziej na to zasłużył
i stanowił jedyny oczywisty wybór. Główna historia przeplatana jest treścią
listów, jakie napisali do siebie Bruce oraz Selina, a także całostronicowymi planszami
autorstwa około dwudziestu gościnnych
twórców z górnej półki. Każdy z nich przedstawia Nietoperza oraz Kotkę w różnej
pozie, w różnym okresie ich znajomości, w innym stroju. Jest to taka mała
celebracja ich poprzednich konfrontacji, a grafiki są losowe, niebędące w
żadnym przypadku kontynuacją głównego wątku, a jedynie formą przerywnika. Kilka
z nich nadaje się nawet idealnie na plakat.
Jak wspomniałem na początku
recenzji, BATMAN: THE WEDDING zamyka pierwszą połowę runu Toma Kinga i jednocześnie
rozpoczyna zupełnie nowy etap dla Mrocznego Rycerza oraz Catwoman. Czy lepszy?
To się okaże już niedługo. Co ważne - wyjaśnione zostały przypuszczenia niektórych
fanów, co do tożsamości osoby, jaka odgrywa rolę głównego złoczyńcy i od
początku pociąga za sznurki w zakrojonej na 100 numerów historii zaplanowanej
przez Kinga. Siódme wydanie zbiorcze jest dosyć nierówne, z takim sobie
początkiem, dosyć mocnym środkiem oraz niskich lotów finałem. Wszystko zaczyna
się nieoczekiwanym samobójstwem, ale potem jest różnie, przez co nie każdemu
przypadnie ten komiks do gustu. Nie zabrakło miejsca dla dwóch czy trzech
żartobliwych wstawek dotyczących Kite-Mana oraz będącego w wysokiej formie
Jokera, dla którego chyba najbardziej warto sięgnąć po omawiany komiks.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #45 - 50 oraz DC
NATION #0.
Siódmy, "weselny" tom
BATMANA w ramach Rebirth znajdziecie oczywiście w sklepieATOM Comics.
Dawid Scheibe
Dobra recenzja. Zachęcam też do lektury mojej na krytykamator.com
OdpowiedzUsuńDla mnie cały numer to ogromne, pozytywne zaskoczenie. Dialog Jokera z Catwoman został chyba podpatrzony u Tarantino. Polecam każdemu.