niedziela, 26 maja 2019

WKKDC #72 – POTWÓR Z BAGIEN cz.2


Dwutomowa saga o POTWORZE Z BAGIEN wydana przez Eaglemoss w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC dobrze obrazuje jaki problem tkwi w tego typu kioskowych zbiorach. Otóż nie są one bezpośrednią reakcją i odpowiedzią na potrzeby rynku, a raczej próbą jego zapełnienia i zdyskontowania trwającego aktualnie trendu na czytanie komiksów w Polsce. Naturalnie nie ma w tym nic szczególnie złego. Kolekcje nie wpływają już tak mocno na plany innych wydawców, jak jeszcze kilka lat temu. Czasem jednak… zwyczajnie irytują.

Najnowszy tom WKKDC jest bowiem nie tylko wyimkiem z długiego, legendarnego runu Alana Moore’a, ale także dublem dla wydania, które przez lata stanowiło zadrę w sercach wielu rodzimych czytelników. Pierwsze podejście Egmontu do SAGI…, które miało miejsce ponad dziesięć lat temu, zakończyło się przecież niepowodzeniem. Serię przerwano i ostatecznie porzucono. Dopiero w zeszłym roku wydawnictwo rozpoczęło publikację tytułu od nowa i tym razem doprowadziło ją do finiszu, dzięki czemu całość jest już dostępna dla wszystkich zainteresowanych.

O ile zakup pierwszej części SWAMP THINGA od Eaglemoss można jeszcze uzasadnić tym, że nabywca nigdy nie miał do czynienia z dziełem Moore’a i nie planował go sprawdzić w jego pełnej wersji, o tyle nic – oczywiście poza panoramą – nie tłumaczy kupna drugiej. A to dlatego, że jeśli spodobała Ci się „jedynka” prawdopodobnie zaopatrzyłeś się już w trzy tomy od Egmontu. Jeżeli zaś nie przypadła Ci do gustu, od jej kontynuacji tym bardziej się odbijesz.

Po przełomowej Lekcji anatomii i ogólnie imponującym odwagą początku, seria na moment straciła swój impet. Dalej pozostawała przykładem znakomitego, ambitnego komiksu, ale jednocześnie stała się bardziej wymagająca. Materiał zebrany w siedemdziesiątym drugim numerze WKKDC charakteryzuje specyficzne tempo, które może odrzucić niektórych, wciąż nie w pełni przekonanych czytelników. Nie ukrywam, że choć z POTWOREM Z BAGIEN Moore’a od dawna chciałem się zapoznać, to na tym etapie nawet ja poczułem się lekko przytłoczony tą ciężką narracją. Dopiero późniejsze fabuły czytałem jednym tchem. Tu natomiast ciągle oswajałem się z konceptami scenarzysty i jego sposobem pisania.

Historie, które znalazły się w omawianym albumie doceniłem z czasem, na długo po ich lekturze. Autor pozwala sobie tutaj na eksperymenty i puszcza wodze wyobraźni. Otrzymujemy tu chociażby przerażającą, miejscami obrzydliwą i szokującą, Miłość i śmierć, która jest opowieścią równie słynną i wybitną, co wspomniana Lekcja anatomii. Z drugiej strony znalazło się tu także miejsce dla melancholijnego, zgłębiającego psychikę Potwora, Pochówku czy też odstającej stylistycznie, ale intrygującej historyjki pt. Pog z udziałem niewielkich kosmitów, których statek trafia na bagna Luizjany.

Pomysły Moore’a, niekiedy dziwaczne i abstrakcyjne, z należytą dozą kreatywności zilustrowali Shawn McManus, Ron Randall oraz mocniej związani z tym tytułem, Rick Veitch i Steve Bissette. Cykl, mimo gościnnych występów licznych rysowników, zachował spójność, dzięki czemu dość częsta zmiana kreski nie wytrąca z klimatu.

Recenzowane wydanie kwituje pierwszy numer serii SWAMP THING. Autorami pochodzącego z 1972 roku zeszytu są oryginalni twórcy postaci, a mianowicie Len Wein oraz Bernie Wrightson. Dla fanów – pozycja obowiązkowa, dla reszty – jedyny, aczkolwiek mało znaczący argument za tym, żeby zdecydować się na komiks z Wielkiej Kolekcji kosztem wersji Egmontu.

Niewielki fragment rozbudowanej historii Moore’a i bonusowe fabuły od autorów, którzy powołali Potwora z Bagien do życia, czy może cały run Brytyjczyka sprezentowany od początku do końca? To od Was zależy co cenicie sobie bardziej, ale w tym przypadku mam wrażenie, że odpowiedź jest wyjątkowo prosta.

Omawiane wydanie zawiera materiał z SWAMP THING vol 2 #28-34 oraz SWAMP THING vol 1 #1.

Sprawdźcie też recenzję wydania Egmontu napisaną przez Andrzeja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz