poniedziałek, 24 listopada 2014

COMPLETE BITE CLUB

W kolejnym tekście z KZ możecie poczytać o wampirach.

"Die now, live forever."

COMPLETE BITE CLUB zawiera w sobie dwie mini-serie: oryginalny BITE CLUB i luźną kontynuację w postaci BITE CLUB: VAMPIRE CRIME UNIT. Scenarzyści Howard Chaykin i David Tischman oraz rysownik David Hahn stworzyli przepełniony seksem kryminał z wampirami w roli głównej. Rzecz dzieje się w słonecznym Miami, gdzie panuje mafijna organizacja Del Toros. Co wyróżnia ich spośród innych im podobnych, choćby rodziny Soprano, to głód krwi... Dosłowny.


Między bajki możemy włożyć to, co wiemy o wampirach z Transylwanii. Del Toros z wysoko podniesionym czołem wychodzą na zalane promieniami słońcem Miami. Wszyscy są do tego seksualnie wyzwoleni i bez zahamowań zaspokajają swoje wyuzdane żądze, chociażby w perwersyjnych nocnych klubach. Mogą zamieniać innych w wampiry, jednakże oryginalną przyczyną ich wampiryzmu jest jakiś zwierzęcy wirus. Lalusiowate wampiry ze ZMIERZCHU odpadają w przedbiegach w porównaniu z tą rodzinką.

Głowa rodziny - Eduardo Del Toro zostaje zabity (jak widać srebrne kule działają na komiksowych krwiopijców). Chrapkę na schedę po ojcu ma jego bezpruderyjna córeczka Risa, może jednak obejść się smakiem, albowiem na swego następcę Edurado wyznaczył marnotrawnego syna Leto. Leto jest księdzem i przyjdzie mu dokonać trudnych wyborów, a Risa nie życzy mu jak najlepiej.

Historia mimo zachęcającej koncepcji nie powala na kolana. Ni to horror, ni to kryminał. Mimo wielu wątków część jakby gubi się po drodze, a finał nie zaskakuje jedynie potwierdza przeciętność całości.
W wypadku VAMPIRE CRIME UNIT nie jest lepiej. VCU to policyjna jednostka zajmująca się sprawami dotyczącymi wampirów (coś na kształt POWERS, gdzie specjalny oddział zajmuje się śledztwami związanymi z osobami posiadającymi super moce, ale poziom już nie ten). Risa zostaje wrobiona w morderstwo, a jeden z członków VCU ulega jej seksapilowi. Doprawdy żal to czytać.

Pokolorowane przez Briana Millera rysunki Hahna są wyraziste. Oddają zbrodniczy i krwawy obraz przedstawionego tutaj Miami bez względu na porę dnia czy nocy. Na szczególną uwagę zasługują okładki Franka Quitelya. Ceniony między innymi za rysunki do ALL-STAR SUPERMAN, różnie odbierany za BATMAN AND ROBIN, przy okładkach do BITE CLUB spisał się bardzo dobrze. To jeden z najbardziej zapadających w pamięć elementów tego komiksu, wcale nie dlatego, że większość z nich jest dosyć sexy.

Reklamowanie komiksu jako połączenia OJCA CHRZESTNEGO na speedzie i sformułowanie, które pojawiło się w jednej z zagranicznych recenzji, że Mario Puzo mógłby pozazdrościć autorom CBC jest nie tyle szokujące, co śmieszne. To tak jakbym powiedział, że zespół Queen może pozazdrościć naszemu rodzimemu Feel. Pytanie tylko czego? Nie ta liga, nie porównujmy ekstraklasy z osiedlówką. Vertigo ma tyle świetnych komiksów, że ten można sobie spokojnie odpuścić i przeczytać coś bardziej wartościowego.
2009 rok, KZ #57
Damex

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz