niedziela, 30 listopada 2014

TM-SEMIC. NAJWIĘKSZE KOMIKSOWE WYDAWNICTWO LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH W POLSCE

Jedyna recenzja książki, którą zdecydowaliśmy przenieść z DC Multiverse:
Łukasz Kowalczuk w swojej książce o bardzo długim tytule zajmuje się fenomenem i historią spektakularnego wzlotu i bolesnego upadku wyjątkowego wydawnictwa. Wydawnictwa, które wówczas zaszczepiło wśród wielu (obecnego pokolenia 20 i 30-latów) miłość do historii obrazkowych za sprawą zeszytówek z trykociarzami.

Nim jednak napiszę o treści kilka innych kwestii. Na początek cena - bardzo rozsądna zwłaszcza, że objętościowo książka nie jest cegłą. W środku znajdziemy okładki, czy też grafiki z komiksów, są one czarno-białe dzięki czemu udało się utrzymać niewysoką cenę książki. Najważniejsze jednak, że są, bo tego zabrakło mi w wydanej niedawno NIEZWYKŁEJ HISTORII MARVEL COMICS. A skoro już jesteśmy przy rysunkach to kilka słów należy powiedzieć o okładce. Jej autorem jest legendarny naczelny TM-Semic Marcin Rustecki. Uważam, że to fajna sprawa, że to właśnie on za nią odpowiada i nie przeszkadza mi jego trochę psychodeliczny styl. Z drugiej strony potencjalni czytelnicy mogą być tym faktem niezainteresowani i woleliby by okładka graficznie była wykonana bardziej tradycyjną amerykańską kreską, bo właśnie z superbohaterów made in USA znany jest Semic przede wszystkim.

Wracając do treści, dobrym posunięciem w wykonaniu autora było nie zrobienie personalnej top listy wydanych przez TM-S komiksów. Z dużym prawdopodobieństwem w internetach skupiono by się nad przepychankami co do pozycji, które na niej by się znalazły a nie na tym, co stanowi sedno książki Kowalczuka. A są to, po pierwsze nostalgiczna podróż do czasów gdy pani kioskarka kiwała głową, że właśnie przyszedł nowy [tu wstaw tytuł] i wracało się do domu zatopionym w lekturze danej zeszytówki. Po drugie, to wnikliwa podróż przez dzieje wydawnictwa poparta wywiadami - chociażby z Rusteckim i posiadającym wiele przydomków kultowym prowadzącym "Strony klubowe" Arkiem Wróblewskim. Wreszcie po trzecie autor przyłożył się do tematu i poświęcił czas na przybliżenie, jak w ogóle miał się komiks zza wielkiej wody na rodzimym gruncie.

Wszystko to tworzy obowiązkową pozycję dla tych, którzy wychowali się na komiksach z tego wydawnictwa. Tym zaś, którzy fanowskim uczuciem do komiksowego medium zapałali później również ten tytuł polecam - sprawdźcie, dlaczego wasi starsi koledzy mówią o sobie, że są z "pokolenia TM-Semic".

Na koniec chciałem dodać jeszcze osobisty akcent. Mówi się, że prawdziwy fan komiksu pamięta swój pierwszy komiks... nie tyle pierwszy przeczytany, ale ten, który rozpoczął dalszą fascynację. Ja swój pamiętam - semicowski BATMAN 7/1994, który po latach ponownie kupiłem bo jego wartość sentymentalna nie jest mierzalna finansowo. Gdyby nie TM-Semic nie byłbym ze swoją pasją w miejscu, w którym jestem teraz. TM-S wszystko zapoczątkował, potem sam dojrzałem do poważniejszych tytułów (nie tylko z superbohaterami), jak KINGDOM COME, arcydzielni STRAŻNICY i SANDMAN, MAUS, Z PIEKŁA RODEM, BLANKETS, ALL-STAR SUPERMAN, PLANETARY, Y: OSTATNI Z MĘŻCZYZN i wiele, wiele innych. Może mój portfel nie, ale ja dziękuję Rusteckiemu i Wróblewskiemu za to, że rozpalili ogień, który płonie do dziś, a Kowalczukowi za to, że mogłem wrócić myślami do czasów, gdy wszystko się zaczęło. Herosi umierają, legendy żyją wiecznie - mimo że Semica spotkał smutny koniec, to jego dziedzictwo trwa...

Damex

1 komentarz:

  1. Przenoszenie przenoszeniem ale korekta by się przydała.

    OdpowiedzUsuń