Po zakończeniu trylogii z
udziałem Gotham Girl, Bane'a, czy Psycho-Pirate'a, która z małymi przerwami
ciągnęła się od początku Odrodzenia, a także po przerwie na wspólne przygody z
udziałem Batmana oraz Flasha, Tom King rozpoczyna zupełnie nowy arc w ramach
pisanej przez siebie serii. Tym razem twórca sięga po dwie ciężkie armaty i
stawia na drodze Człowieka-Nietoperza jego chyba najbardziej rozpoznawalnych
przeciwników - Jokera i Riddlera. Jak do tej pory nie było zbytnio powodów do ekscytacji
runem Kinga w ramach BATMANA. Nie można zatem się dziwić, iż pomimo ciekawych
zapowiedzi trudno było z optymizmem oczekiwać, że może to jest właśnie ten
moment, kiedy przywołany tytuł odbije się od dna, w jakim wylądował serwując
m.in. żałosną momentami konfrontację głównego bohatera z Bane'em. Na szczęście
już otwierający zbiór zeszyt pokazał, że coś drgnęło we właściwą stronę.
Scenarzysta kontynuuje wątek
miłosny z udziałem Bruce'a oraz Seliny ukazany w #24. Zanim ta druga da
odpowiedź na oświadczyny Wayne'a, mężczyzna chce się z nią podzielić skrywaną
od lat wstydliwą tajemnicą, której nie zdradził przedtem nikomu. Dotyczy to
wydarzenia, jakie miało miejsce podczas tytułowej wojny pomiędzy dwoma
największymi złoczyńcami w Gotham. Rozegrała się ona na samym początku kariery
Mrocznego Rycerza, krótko po zakończeniu tzw. Roku Zerowego. Bruce pełni rolę
narratora w tym komiksie, a wraz z nim cofamy się w przeszłość i odkrywamy jeden
z najmroczniejszych rozdziałów w historii miasta oraz jej zamaskowanego
obrońcy.
Całość składa się z sześciu
odsłon, w które umiejętnie wplecione zostaje dwuczęściowe interludium z
udziałem Kite-Mana. Klaun oraz Człowiek-Zagadka mają jeden wspólny cel -
pozbycie się z miasta natrętnego, wtrącającego się za każdym razem w ich niecne
plany Batmana. Teoretycznie mogliby nawiązać współpracę, ale jak się okazuje
nie jest to takie proste i oczywiste. Każdy chce zrobić to na własną rękę i
zasłynąć jako osoba, której udało się zabić superbohatera z Gotham. Gdy Joker w
brutalny i jednoznaczny sposób odrzuca propozycję Nigmy, nie ma już
wątpliwości, że to oznacza wojnę. W tym momencie przestępczość w Gotham musi
opowiedzieć się za jednym z dwóch przeciwnych obozów. Brak decyzji oznacza przysłowiową
kulkę w łeb. Po stronie Riddlera stają między innymi Poison Ivy, Two-Face,
Killer Croc, Clayface, czy Scarecrow. Po przeciwnej z kolei Mr. Freeze, Mad
Hatter, Brzuchomówca, Man-Bat, Solomon Grundy, czy też wzorowanym na filmowej
kreacji Danny'ego DeVitto Pingwin. Miasto zamienia się na długie tygodnie w
jedno wielkie pole bitwy. Trup ściele się gęsto, a bezradny Batman może jedynie
odhaczać na liście kolejne niewinne ofiary i wspominać związaną z nimi konkretną
historię.
Sięgnięcie po postać Jokera
zawsze gwarantuje większe emocje i nieuniknione porównanie do tej wersji
klauna, jaką przedstawił wcześniej Scott Snyder. Tym razem Jokerowi ewidentnie
nie jest do śmiechu, jest wręcz ponury i stara się robić wszystko, aby znów
mieć powody do szalonego rechotu. Zdecydowanie częściej i chętniej sięga po
broń rozlewając krew na lewo i prawo. Jest przekonany, że jedynie na widok
martwego ciała Batmana osiągnie oczekiwane zadowolenie. Finał opowieści
pokazuje, że klaun jednak dopiął swego, ale w zupełnie inny i nieoczekiwany
sposób.
To jednak nie wspomniany
wcześniej Joker, a Edward Nigma jest głównym złoczyńcą w całej opowieści. O ile
wygląd tej postaci zaproponowany przez Mikela Janina trochę mi nie pasuje - bez
charakterystycznych atrybutów w postaci maski i kapelusza, a także cały czas
eksponujący gołą klatę, o tyle już sposób postępowania jak najbardziej. Riddler
wydaje się mądrzejszy i przebieglejszy, niż dotychczas. Szybciej od samego
Batmana rozwiązuje zagadki i praktycznie przez cały czas ustala zasady, według
których toczy się ta chora gra. W dodatku bardzo często wybucha śmiechem, w
przeciwieństwie do niezwykle poważnego Jokera.
THE WAR OF JOKES AND RIDDLES
zawiera przynajmniej kilka ciekawych zwrotów akcji oraz scen, które na długo
zapadają w pamięć. Do tych ostatnich zaliczyć można przede wszystkim obiad w
Wayne Manor, pojedynek Deathstroke versus Deadshot, czy też "drużynę
latawca". Mamy do czynienia również ze sporą dawką specyficznych żartów
oraz wszechobecną grę słów, która dominuje w dialogach Jokera oraz Riddlera.
Batman jest na skraju wyczerpania
i w końcu dostrzega, że jedynym sposobem na zakończenie krwawej jatki w jego
mieście jest pozwolenie wygrać jednej ze stron. Decyduje się wybrać mniejsze
zło, czyli jeden z obozów i pomóc przechylić szalę na jego stronę. Ponieważ
Człowiek-Nietoperz stawia pierwsze kroki na swojej długiej drodze zamaskowanego
krzyżowca, stąd też podczas finałowej konfrontacji ulega (jak nie on) łatwo
emocjom, okazuje zwykłą ludzką słabość i decyduje się przekroczyć z założenia
nieprzekraczalną barierę. Czy wiedząc o tym Selina mimo wszystko mu wybaczy?
Do tej pory Kingowi na łamach
BATMANA najlepiej wychodziły krótkie historie pełniące rolę przerywników, w
których utalentowany twórca potrafił pokazać pełen kunszt swoich możliwości.
Nic zatem dziwnego, że najlepszą częścią omawianego zbioru jest krótsza,
emocjonalna opowieść z Kite-Manem w roli głównej. Scenarzysta przedstawia wzruszający
momentami origin jednego z trzecioligowych złoczyńców, który dzięki Kingowi nie
jest już tylko pionkiem i obiektem żartów, ale otrzymał głębię, z nijakiego
stał się jakimś. To już nie jest tylko i wyłącznie zabawnie wyglądający zielony
Człowiek-Latawiec nadużywający okrzyku "Hell Yeah". Charles Brown to
zwykły pionek uwikłany w rozpętane na dużą skalę krwawe starcie. Kierowany
początkowo chęcią zemsty tworzy sobie kostium, wpada w wir wydarzeń i kieruje
na siebie poważne kłopoty, aby na końcu wykonać nieoczekiwanie decydujący ruch
na szachownicy. To jedna z supermocy Toma Kinga, który z dużą łatwością potrafi
ukazać dotychczas przeciętną postać z tylnego szeregu w nowym, niezwykle
interesującym świetle.
Wizualnie całość prezentuje
się bardzo solidnie. Mikel Janin jak zwykle tworzy sporą ilość genialnych wręcz,
dwustronicowych rozkładówek, którymi zachwycał już w tomie I AM SUICIDE. Podobnie
jak ciekawym, niekonwencjonalnym układem kadrów. Wykonane przez niego
ilustracje są zimne, mroczne, bardzo szczegółowe i co najważniejsze dobrze
komponują się ze scenariuszem. Inna sprawa, że prace Janina często sprawiają
wrażenie zbyt "komputerowych", przez co w kilku miejscach emocje na
twarzach postaci wydają się strasznie sztuczne. Przykładem jest chociażby
reakcja Seliny pod koniec historii. Gościnnie pojawia się również Clay Mann,
który nie jest i raczej nigdy nie będzie wśród moich ulubionych rysowników
Mrocznego Rycerza. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że jego styl idealnie
wpasowuje się do tej konkretnej historii i z pewnością nie powoduje obniżenia
poziomu warstwy graficznej całego albumu. Co ciekawe w jednej ze scen Mann
pokazuje, jak Batman okłada pięściami bezradnego Kite-Mana. Mniej więcej w tym
samym czasie Mitch Gerads, również do scenariusza Kinga, w podobny sposób
wizualizuje obijanie twarzy Scotta Free przez Oriona w ramach serii MISTER
MIRACLE.
THE WAR OF JOKES AND RIDDLES
udowadnia, że jednak warto było dać Tomowi Kingowi kolejną szansę i cierpliwie
czekać na lepsze czasy dla serii BATMAN pod jego batutą. Nie jest to w żadnym
wypadku historia wybitna, tylko najzwyczajniej dobra, ale przynajmniej
dostarcza sporo przyjemności podczas czytania, co jest miłą odmianą po lekturze
trzech poprzednich tomów. Najważniejsze, że seria wreszcie wskoczyła na
właściwe tory i obrała znacznie przyjemniejszy kierunek. Bardzo mnie cieszy, że
po raz pierwszy od startu Rebirth mogę zachęcić do zapoznania się z najnowszą
historią napisaną przez Kinga i skupiającą się na postaci Mrocznego Rycerza z
Gotham. Oby taki trend się utrzymał.
Ocena: 4,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #25 - 32
Czwarty tom BATMANA w ramach Rebirth znajdziecie w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Gacek jest przedmiotem takiej "rabunkowej eksploatacji" ze strony DC, że trudno oczekiwać jakiejś niesamowitej jakości. Otwierasz pralkę - Gacek, pod łóżkiem - Gacek, w lodówce - Gacek, strach otworzyć konserwę. Gość po prostu jest rozmieniany na drobne.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - ktoś mi może wyjaśnić jakim cudem w Metalu pojawia się mr. Terrific? Odniosłem nieodparte wrażenie że otwarcie Puszki Pandory raczej skasowało gościa.
wyjaśnienie jest proste: DC Rebirth, a Pandora nie żyje i to nikogo :P
UsuńNa ile Metal to jest Rebirth, to można dyskutować - bo niby jest, a nie jest (czy na odwrót). Poza tym wycięcie czasu raczej nie dotyczyło E-2, bo tam ten-którego-nie-powinno-się-nazywać się nie pojawił. Wycinanka też zresztą nie usunęła przenosin Terrifica na inną Ziemię, skoro Gacek sam jest lekko zdziwiony jego powrotem. Tradycyjny brak spójności w DC. Chociaż może coś wymyślą i wyjaśnią w serii o Terrificu (aczkolwiek oddechu bym nie wstrzymywał).
UsuńJa cię kręcę nic z tego komentarza nie zrozumiałem XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń