Gdy Wielka Kolekcja Komiksów DC startowała i
ujawniona została cała zaplanowana sześćdziesiątka, tom poświęcony grupie Young
Justice w zasadzie automatycznie został włączony do grona tych tomów, które na
pewno kupię. Sporo dobrego słyszałem bowiem o komiksie autorstwa Petera Davida,
lecz tak na dobrą sprawę nigdy nie miałem okazji tego sprawdzić na własne oczy.
Wreszcie nadarzyła się okazja i podszedłem do lektury ICH WŁASNEJ LIGI z
obawami. Tytuł ten powstał pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego
stulecia, czyli pochodzi z czasów bardzo charakterystycznego i dość smutnego
dla amerykańskiego komiksu. Było już kilka chwalonych tytułów z mniej więcej
tego samego okresu, od których jednak mocno się odbiłem (chociażby JLA Granta
Morrisona). Jak więc wypadły w moich oczach wspólne przygody Robina, Superboy’a,
Impulse’a i reszty młodej ferajny? W dalszej części tekstu pojawiają się drobne spoilery, tak więc uwaga.
LIGA MŁODYCH okazała się być komiksem, który
chociaż nie dołączy do grona tytułów, dzięki którym moje życie gruntownie się
zmieniło, to jednak dostarczył mi sporą dawkę dobrej zabawy. Tom składa się z
kilku krótszych historii, które jednak fajnie spinają się dużą klamrą i tworzą
ciepła oraz zabawną opowieść o powstaniu nowej grupy młodych herosów. Warto jednak
zdecydowanie podkreślić, że Peter David poszedł w kierunku komedii w świecie
superbohaterów i żarty słowne oraz sytuacyjne są tu bardzo częste, a więc, jak
to zwykle bywa w takich przypadkach, nie do każdego muszą trafiać. Nie jest to
wulgarny humor o seksie, dupach czy pierdzeniu rodem z HARLEY QUINN lub ”Deadpoola”,
więc jak dla mnie – rewelacja. Ale po kolei.
Pierwsze rozdziały LIGI MŁODYCH skupiają się tylko
na trzech postaciach. Są to Robin, Superboy i Impulse, którzy postanowili
założyć nową grupę i wspólnie spędzają czas w jednej z dawnych siedzib Ligi
Sprawiedliwości. W końcu wraz z przebudzonym Red Tornado trafiają na tajemniczy
pojazd, który wydaje się być świadomy i zdecydowanie nie pochodzi z tej
planety. Gdy pomiędzy Supercyklem i chłopakami zaczyna rodzić się nić sympatii,
pojawia się właściciel pojazdu. Jest wielki, zły i skory do bijatyk. Już tutaj
Peter David dość wyraźnie nakreślił klimaty, w jakich chce utrzymywać LIGĘ
MŁODYCH. Jak to zwykle w takich przypadkach mamy nakreślenie mocnych różnic
charakterów postaci, które następnie docierają się pomimo bycia pozornie z
kompletnie różnych bajek. I tak oto Robin to ten poważny analityk, Superboy
lubi się przechwalać i podrywać dziewczyny, natomiast Impulse posiada wyraźne
ADHD dodatkowo podbite przez Speer Force. I rzuca sucharami. Podoba mi się, że
chociaż wpuszczenie tej trójki w jedno miejsce to istny kataklizm (co
przezabawnie podsumował Red Tornado), to jednak od razu starają się działać
jako grupa, mają wspólny cel i unikamy kolejnego, oklepanego origin story. Zakończenie
wątku właściciela supercyklu bardzo przypadło mi do gustu, nawet jeśli David
poszedł tam trochę na łatwiznę.
Następnie otrzymujemy krótką opowieść z udziałem
młodszej wersji Mr. Mxyzptlka, gdzie David pokrótce bawi się paradoksami
czasowymi, a przy okazji rozbudowuje wątki związane z Red Tornado. Rozdział ten
jest warty zapamiętania w zasadzie tylko z tego powodu, ponieważ otrzymujemy
tutaj dość niecodzienną wariację na temat postaci, która mnóstwo krwi napsuła
Człowiekowi ze Stali.
Kolejne dwa zeszyty wprowadzają do grupy
dziewczęta, a cała ekipa stawia czoła tajemniczemu Harmowi. Tutaj muszę
przyznać, że jest to moim zdaniem najbardziej zmarnowana część tytułu. O ile
scenarzyście udało się całkiem dobrze wprowadzić nowe członkinie do grupy,
interakcje pomiędzy całą szóstką od razu ruszają do przodu i są przyczyną
kolejnych zabawnych zdarzeń, tak przeciwnik, który miał spory potencjał na
bycie kimś znacznie ciekawszym, szybko został w mojej ocenie zepsuty. Harm,
którego zakres i pochodzenie mocy nie zostały do końca wyjaśnione, mógł
spokojnie zostać kimś na miarę głównego nemezis LIGI MŁODYCH, co jakiś czas
próbujący zepsuć im szyki. Peter David przedstawił na łamach dwóch zeszytów z
jego udziałem kilka szczegółów dotyczących prywatnej strony życia młodego
złoczyńcy, po czym zamknął to na przestrzeni jednej strony. Wydawać by się
mogło, iż jego wątek kończy się na tym tomie, ale Harm miał później okazję
powrócić z martwych i pojawić się jeszcze w paru numerach serii, gdzie jego
rola została nieco rozbudowana. Niemniej nawet pomimo tej wiedzy, to co zrobił
z nim David na łamach ICH WŁASNEJ LIGI było dla mnie wysoce rozczarowujące.
Ostatnie dwa rozdziały to już standard komiksów
opowiadających o młodych superbohaterach. Najpierw Robin i spółka muszą
przekonać członków Ligi Sprawiedliwości, że nie trzeba ich nieustannie niańczyć.
Potem obserwujemy jak młodzi herosi integrują się podczas biwaku, zaś ich
opiekunowie i nauczyciele naradzają się, w jakim kierunku popchnąć rozwój
młodzieży. Oba te zeszyty oparte są przede wszystkim na zestawianiu kontrastów
i chociaż jak wspomniałem jest to totalny standard opowieści z młodymi trykociarkami,
Peterowi Davidowi udało się rozpisać tę historię na tyle fajnie, by czytelnik
nie czuł znużenia, a wszystkie wykorzystane schematy nie biły zbyt mocno po
oczach.
Jeszcze słowo o rysunkach. Tymi zajmuje się Todd
Nauck, który wybił się pracując dla Image Comics przy rozmaitych potworkach
autorstwa Roba Liefelda. Chociaż momentami widać, że wpływy mistrza odcisnęły
na nim piętno, to jednak rysunkowo komiks nie prezentuje się szczególnie źle. Ilustracje
są szczegółowe, anatomia postaci nie została zbrukana, widać tu i ówdzie wpływ
czasów w jakich powstawał ten komiks, ale generalnie nie jest źle.
Tom uzupełnia galeria okładek oraz dodatkowy
zeszyt, prezentujący debiut Barta Allenaw uniwersum DC. Jest to bodaj pierwszy
raz, gdy umieszczona na końcu tomu starsza historia była tylko wycinkiem
całości. THE FLASH #92 kończy się napisem ”ciąg dalszy nastąpi” i może to być
nieco mylące. Jak już zapewne wiecie, LIGA MŁODYCH to ostatni tom WKKDC
kosztujący 39,99zł. Otrzymujemy w tej cenie wydawniczy standard. Jest to bodaj
trzeci kupiony przeze mnie tom kolekcji z rzędu, który nie unika głupich
literówek we wstępie. Już nawet przestało mnie to dziwić.
LIGA MŁODYCH to naprawdę przyjemna lektura i nie
mam pojęcia, dlaczego tak długo się za nią zabierałem. Jeśli dotąd nie sięgnęliście
po ten tom, to radzę się pośpieszyć. Nie powinniście się zawieść.
A jaka ocena w skali 1-6? ;)
OdpowiedzUsuńZ tekstu można dojść do wniosku, że jakieś 5,5/6.
Usuń