Od momentu mojego powrotu do czytania komiksów i
wejścia w kupowanie wydań oryginalnych, które to przypadło na okres w okolicach
2005 roku (mój pierwszy, zagraniczny komiks ever to ”House of M #1” z Marvela),
starałem się cały czas śledzić i być na bieżąco z postaciami, do których czułem
jakiś sentyment z dzieciństwa i czasów TM-Semica (Superman, Ghost Rider, Venom,
Scarlet Spider), ale także chciałem poznać postacie, które gdzieś tam mi
mignęły tu czy tam i byłem ich po prostu ciekaw, a wcześniej nie miałem ku temu
żadnej okazji (Green Arrow, masa postaci z WildStormu czy też Moon Knight).
Dziś trochę sam się z siebie śmieję, ponieważ w miarę możliwości kupowałem z
tymi postaciami co się dało, nie zważając na to, że część z owych tytułów była
po prostu kiepska, no ale była tam TA postać, więc się brało. W miarę rozwoju
tego, co nazwę ”świadomością czytelniczą”, kolejne tytuły odpadały z moich list
zakupów. Jest jednak postać, której przygód nie potrafiono ”zepsuć” mi aż do
końcówki roku 2015. I była to Wonder Woman.
Można powiedzieć, że śledzenie przygód Diany
rozpocząłem w dziwnym momencie. Był to rok 2006 i akurat ruszała nowa odsłona
jej solowej serii. Ciekawym i ważnym wstępem do niej był INFINITY CRISIS, który
wówczas bardzo mi się podobał i od tego momentu byłem tak mocno zachłyśnięty
losami Wonder Woman, że nikt nie był w stanie mnie od nich odciągnąć. A
próbowało wielu twórców! Najpierw Will Pfeifer swoim badziewnym AMAZONS ATTACK!
oraz Jodi Picoult w równie nieudanym tie-inie do tej historii. Miewałem długie
chwile zwątpienia w umiejętności Kurta Busieka, gdy ten katował nas swoim
tygodnikiem TRINITY. Pamiętam rozczarowanie J. Michaelem Strączyńskim i tym, że
po paru numerach stwierdził, że w sumie mu się nie chce i odszedł, ale trwałem
nadal i śledziłem wysiłki Pila Hestera, który dostał notatki poprzednika i
starał się coś z nimi zrobić. Gdy nadszedł czas Nowego DC Comics nie tylko
zaakceptowałem związek Diany z Supermanem, ale także ze sporym zaskoczeniem
przyjąłem fakt, że poświęcona tej dwójce seria przypadła mi do gustu. Momentem,
w którym jednak nie dałem rady już dłużej cierpieć za miliony, był moment
nadejścia małżeństwa Finchów. Ich run w solowej serii WONDER WOMAN był tak dużą
tragedią, że po niemal dekadzie przestałem czytać na bieżąco przygody Diany i
postanowiłem nadrobić zaległości. Mając do wyboru zbiory dawnych runów George’a
Pereza lub Grega Rucki, wybrałem ten pierwszy i dobrze się złożyło, bo niedługo
potem Egmont zapowiedział publikację pierwszego tomu zbierającego historia
napisane przez drugiego z wymienionych. Moja opinia na jego temat znajduje się TUTAJ. I chociaż run Pereza
nadal robi duże wrażenie, to Rucka jest dla mnie tym autorem, którego podejście
do Diany podobało mi się najbardziej. Przychodzi czas inicjatywy DC Odrodzenie
i scenarzysta ten ponownie zostaje zatrudniony do pisania serii WONDER WOMAN –
szczęście nie mogło być większe! Poczekałem jednak cierpliwie na ruch
wydawnictwa Egmont, które nie zawiodło i dołączyło solówkę Diany do swojej
oferty. Dziś mogę napisać swoje wrażenia z lektury pierwszego tomu.
Już na samym wstępie warto zaznaczyć, że w USA
seria WONDER WOMAN ukazuje się jako
umowny dwutygodnik i Greg Rucka postanowił, że początkowe nieparzyste
numery tytułu opowiadać będą historię osadzoną w teraźniejszości, zaś parzyste
będą reinterpretacją początków losów Diany (stąd tom drugi nosi tytuł ”Rok
Pierwszy”). ”Kłamstwa” to, jak nietrudno się domyślić, wydanie zbiorcze
pierwszej z wymienionych historii. Jak więc wypadł powrót Grega Rucki do
pisania przygód Diany?
Życie Wonder Woman właśnie potężnie się
skomplikowało. Bohaterka nawiedzana jest przez wspomnienia z przeszłości,
których dotąd zupełnie nie pamiętała. Jest ona jednak pewna, że są prawdziwe.
Jak jednak dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi, skoro Diana nie potrafi
odnaleźć drogi na Themyscirę? Czyżby Amazonki odwróciły się od niej na zawsze?
Aby wszystko wyjaśnić, Wonder Woman musi nawiązać trudny sojusz z Cheetah –
jedną ze swoich najbardziej zaciekłych i dzikich przeciwniczek. W międzyczasie
Steve Trevor wpada w kolejne kłopoty i tylko Diana może go uratować. Jak
zachowa się ta dwójka przy kolejnym spotkaniu, skoro ich relacja ostatnio
została wystawiona na ciężką próbę?
”Kłamstwa” to historia, która stawia na
namnożenie mnóstwa pytań i dopiero późniejsze ujawnianie odpowiedzi na nie.
Stąd też absolutnie nie zdziwiłbym się, gdyby dla części z Was już pierwszy
rozdział tomu, a więc one-shot z REBIRTH, wydał się niezrozumiałym i mało zachęcającym
do dalszej lektury ciągiem wydarzeń. Przyznam się szczerze, że i mnie zeszyt
ten wydał się nieciekawy, ponieważ o ile sam pomysł na to, aby przypomnieć
najważniejsze losy Diany i zasugerować, że tak naprawdę nic z tego nie jest
prawdą, brzmiał całkiem nieźle, o tyle już wykonanie w mojej ocenie mocno
kulało. Diana rzucająca półsłówkami, swoją drogą bardzo mało intuicyjnie
przetłumaczonymi (takie smaczki jak ”Kłamstwo boi się mnie” brzmi zwyczajnie
źle), a także robiąca rzeczy oparte na nie do końca jasnej motywacji. Nie
dowiadujemy się kiedy bohaterka zauważyła, że jej wspomnienia mogą być
fałszywe, ani też w jaki sposób nabrała pewności. Te rzeczy musimy po prostu
zaakceptować jako rzecz narzuconą przez scenarzystę, który nie kwapi się do
tego, by jakoś wyraźniej to wyjaśnić. Dla mnie było to swoistą niedogodnością,
która w pewnym stopniu rzutowała na odbiór całego komiksu, nawet gdy ten
wyraźnie się rozkręcił.
Bo tak właśnie stało się z kolejnymi
rozdziałami. Gdy już, jakkolwiek dziwnie, zostaliśmy wprowadzeni w historię,
akcja wyraźnie rusza do przodu, zaś fabuła robi się znacznie ciekawsza.
Spodobało mi się to, że do samego końca trudno było wyczuć sposób, w jaki Rucka
rozwiąże kwestię zaginionej Themysciry i nie ukrywam, że spodobało mi się to, co
ostatecznie zaoferował. Przedtem jednak jesteśmy świadkami połączenia sił Diany
z Cheetah i ponowne spotkanie ze Stevem Trevorem. Chociaż poprowadzenie obu
tych elementów fabuły przypadło mi do gustu, trudno nie zauważyć, że
scenarzysta co rusz odwoływał się do wcześniejszych wydarzeń, najczęściej
zresztą by ku radości/rozczarowaniu czytelnika umniejszać ich ważność. WONDER
WOMAN w mojej ocenie zatem nie jest tytułem, którego lektura przyjdzie łatwo
osobom, które nie miały z postacią tą wcześniej do czynienia. DC Odrodzenie
miało być miejscem przyjaznym zarówno dla nowych, jak i starszych odbiorców i
dlatego sądzę, iż Rucka na tym polu jednak się nie popisał.
Z drugiej strony twórca ten fajnie rozpisał
poszczególne postacie, a także relacje pomiędzy nimi. Na łamach ”Kłamstw”
Cheetah nie jest tak jednoznaczna jak w wielu wcześniejszych komiksach, zaś
Steve Trevor ma w sobie tyle charyzmy, by nikomu nie przyszło do głowy nazywać
go ”tym kolesiem co tylko wzdycha do Diany” (mniej więcej tym był zajęty przez
całe New52). Pojawia się Etta Candy oraz kilka innych postaci w mniejszych
rolach i o każdej z nich można coś konkretnego powiedzieć. Ten tom WONDER WOMAN
jako całość po prostu działa – pomimo takiego sobie wstępu, z czasem wszystko
zaczyna się układać w zgrabną całość, zakończoną ciekawym cliffhangerem.
Chociaż nie jest to mój ulubiony tytuł spośród tych, po które sięgnąłem z
Odrodzenia, na pewno czuję się zachęcony do dalszej lektury. Także też dzięki
rysunkom.
No dobra, nie do końca. Matthew Clark, który
zajął się zilustrowaniem one-shotu REBIRTH, przeplatał rewelacyjne kadry z
takimi, przy których jakby ewidentnie nie chciało mu się mocniej popracować.
Liam Sharp, zajmujący się pozostałą częścią tomu, praktycznie od początku do
końca pokazywał się wyłącznie z dobrej strony. Wyrazista, szczegółowa kreska
niemal z miejsca przypadła mi do gustu, zaś na kolejnych stronach tylko
upewniałem się w przekonaniu, że artysta ten był doskonałym wyborem. Świetnie
uzupełniała go kolorystka Laura Martin, której udawało się fajnie oddać klimat
poszczególnych scen. Tam gdzie powinno być mrocznie i przerażająco, tak właśnie
jest. Tam gdzie oczekiwać można bardziej baśniowej i lekko odrealnionej palety
barw, kolorystka także stawała na wysokości zadania. Jak dla mnie WONDER WOMAN
jest tym spośród przeczytanych przeze mnie tytułów z Odrodzenia, który ma
najlepszy zespół odpowiedzialny za warstwę wizualną.
Ponarzekać mogę za to na jakość wydania. Tłumaczenie
”Kłamstw” jest straszliwie drętwe. Poszczególne postacie rzucają takimi
tekstami, że aż trudno mi uwierzyć, że nikt nie zauważył jak bardzo źle one
brzmią. Tytuł posiada wstęp, który jak dla mnie jest bardziej reklamówką innych
wydanych przez Egmont komiksów, niż próbą faktycznego wprowadzenia czytelnika. Zaś
na końcu dostajemy biografie autorów, których twórca powinien dostać po łapach. Dowiadujemy
się z nich, że Greg Rucka jest ”współscenarzystą kilku serii z New52” podczas
gdy przez te wszystkie lata napisał całe dwa zeszyty wchodzące w poczet
tie-inów do CONVERGENCE. Liam Sharp z kolei ”ostatnio narysował THE POSSESSED
dla WildStorm” (co miało miejsce raptem czternaście lat temu), zaś ”obecnie
pracuje przy komiksach TESTAMENT” (dla przypomnienia, wydawanych przez Vertigo w
latach 2006-2008). Perfekcyjnie spartolona robota, brawo Egmont! Reszta to
Odrodzeniowy standard, czyli garść bonusów w postaci galerii okładek i cena
ustalona w wysokości 39,99zł.
Jestem przekonany, że WONDER WOMAN tom 1:
KŁAMSTWA podzieli odbiorców i podobnie jak miało to miejsce w przypadku runu
Briana Azzarello, sprzedaż serii z czasem może polecieć ostro w dół. Pod pewnymi
względami mogę to zrozumieć, chociaż sam oceniam komiks ten dość wysoko. W ogólnym
rozczarowaniu, jakim jest dla mnie Odrodzenie, tytuł ten pozytywnie się
wyróżnia. Ale wciąż nie jest to poziom, którego już od pierwszego tomu oczekiwałem
po tak ciekawej ekipie twórców.
Krzysztof Tymczyński
---------------------------------------------------------------------------------
Krzysztof Tymczyński
---------------------------------------------------------------------------------
Opisywane wydanie zawiera materiał z
komiksów WONDER WOMAN: REBIRTH #1 oraz WONDER WOMAN #1, 3, 5, 7, 9 i 11.
Wcześniejszą recenzję autorstwa Maurycego możecie przeczytać TUTAJ.
Wcześniejszą recenzję autorstwa Maurycego możecie przeczytać TUTAJ.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska
za dostarczenie egzemplarza do recenzji.
Omawiany komiks znajdziecie w
sklepie ATOM Comics.
Rysunki jednego z moich dwóch ulubionych rysowników i genialna fabuła. Świetna pozycja
OdpowiedzUsuń