Długo czekałem na sposobność, by
szerzej napisać o aktualnej serii z Wonder Woman w roli głównej. Teraz, gdy
kilka dni temu do sprzedaży trafił pierwszy tom runu Grega Rucki, w końcu
nadarza się ku temu odpowiednia okazja. Wreszcie mogę zasypać tę pozycję lawiną
w pełni zasłużonych komplementów.
Już na wstępie przyznam, że
WONDER WOMAN zajmuje pierwsze miejsce w moim rankingu najlepszych tytułów
wydawanych w ramach DC Rebirth. Jest dla mnie jednocześnie naprawdę sporą
niespodzianką, bo choć Rucka to bez wątpienia pierwsza liga wśród scenarzystów,
to sama postać Diany Prince nigdy nie była mi szczególnie bliska. Znałem ją z
cenionego przez wielu runu Briana Azzarello i kilku innych komiksów, ale żaden
z nich nie sprawił, że mocniej bym się nią zainteresował. Dopiero niedawny
relaunch sprawił, że Wonder Woman wskoczyła do czołówki moich ulubionych
bohaterów ze świata DC. Co więcej, zachęcił mnie także do tego, żeby lepiej
się z nią zapoznać i cofnąć do starszych tytułów z jej udziałem.
Pisząc tę serię, Rucka zdecydował
się podzielić historię na dwie płaszczyzny czasowe. Niektórzy czytelnicy mogą
zatem być odrobinę zdezorientowani, gdy zauważą, że w skład The Lies wchodzą wyłącznie nieparzyste
zeszyty WONDER WOMAN. Nie jest to jednak żadna pomyłka wydawnictwa, ani
jakiekolwiek okrajanie fabuły z jej istotnych elementów, a po prostu zebranie
pierwszej z dwóch przeplatających się do niedawna historii. Numery #2, #4, #6
itd. pojawią się wszak w tomie drugim, na który przyjdzie nam poczekać
prawdopodobnie do maja.
Jako osoba, która śledziła
dotychczasowy run Rucki właśnie zeszytowo, ciężko mi jednoznacznie stwierdzić
czy czytanie tomów jest lepszym rozwiązaniem. Czytając po kolei wyłapywałem co
prawda drobne sugestie i pewne smaczki łączące obie fabuły, ale nie są to
rzeczy, które jakkolwiek wpływałyby na ogólny odbiór całości. Dlatego też wydaje
mi się, że sięgnięcie po The Lies bez
znajomości pozostałych numerów, nie będzie wiązało się z dodatkowymi problemami
podczas lektury. Umkną wtedy co najwyżej niezbyt istotne drobiazgi.
Niezależnie od tego jaki wariant
wybierzecie, nie powinniście żałować. WONDER WOMAN pod batutą obecnego
scenarzysty to doskonale wyważona opowieść, mieszająca ze sobą elementy
przygody, dramatu, romansu, a nawet horroru. O ile tom drugi, zatytułowany Year One, jest komiksem lekkim,
sentymentalnym i pełnym uroku, o tyle omawiane przeze mnie The Lies przedstawia znacznie cięższą i znacznie mroczniejszą
historię.
One-shot, pt. WONDER WOMAN:
REBIRTH #1, stanowiący prolog do właściwej fabuły, pokrótce opowiada nam origin
Diany i odnosi się do zmian, jakie ostatnio zaszły w jej życiu. Księżniczka
zaczyna wątpić w otaczającą ją rzeczywistość. Decyduje się użyć lasso prawdy na
sobie samej i dowiaduje się wówczas, że została oszukana. Przez kogo? Nie
wiadomo. W jaki sposób? Również nie wiadomo.
Wonder Woman wyrusza więc w
podróż, żeby odkryć, co jest prawdą, a co kłamstwem. Najpierw odwiedza Olimp,
który teraz wydaje się jej kompletnie obcym miejscem. Następnie trafia do
Bwundy (fikcyjnego państwa w Afryce, istniejącego w uniwersum DC), gdzie szuka
dawnej przyjaciółki, a zarazem jedynej osoby, która może pomóc jej w powrocie
na Themyscirę. Diana nie potrafi już bowiem odnaleźć drogi do swojego domu.
A ponieważ wspomniana stara
znajoma pojawia się już na samym początku tomu, to myślę, że śmiało mogę
zdradzić jej tożsamość. Otóż okazuje się nią nie kto inny jak Barbara Ann
Minerva, czyli Cheetah. Przy okazji relaunchu scenarzysta postanowił w odważny
sposób odświeżyć jej wizerunek. Nie tylko uczynił z nią iście tragiczną postać, ale też wspólnie z rysownikiem, Liamem Sharpem, nadał jej nowy wygląd.
Dzisiejsza Cheetah naprawdę przypomina krzyżówkę człowieka i dzikiego zwierzęcia,
czego nie można było powiedzieć o niej wcześniej.
W The Lies klasyczna przeciwniczka Diany (u Rucki ich przeszłość jest
troszkę bardziej skomplikowana) żyje w dżungli u boku okrutnego Urzkartagi,
będąc jednocześnie jego więźniem, jak i kimś na kształt bogini. Wątek Barbary
Ann jest niezwykle przejmujący i dostrzec można w nim, jakże pasujący do
historii o Wonder Woman, wyraźnie feministyczny wydźwięk. Sceny, w których
protagonistka próbuje, mimo niesprzyjających okoliczności, przekonać Cheetah,
że nadal jest jej przyjaciółką i że mogą sobie wzajemnie pomóc, pełne są emocji
i zapadają w pamięć.
Losy tej dwójki przeplatają się w
pewnym momencie z losami Etty Candy oraz Steve’a Trevora. Ten drugi
przeprowadza akurat tajną misją wojskową w Bwundzie, co jak łatwo się domyślić,
nie jest wynikiem przypadku.
Przywołując wszystkie te
postacie, scenarzysta wraca niejako do korzeni Wonder Woman. Jego runowi pod
wieloma względami znacznie bliżej do legendarnych komiksów George’a Pereza, aniżeli
do chwalonej serii z New 52. Najbardziej zagorzali fani dzieł Briana Azzarello mogą
być mocno rozczarowani, że Rucka dość bezkompromisowo odcina się od jego prac.
Zmiany, które Azz wprowadzał w świecie Diany, tutaj natychmiastowo zostają odkręcone.
Jeśli więc spodobały się wam jego pomysły związane z Pierworodnym lub
odrestaurowaniem wizerunków greckich bogów, to WONDER WOMAN z linii DC Rebirth może
początkowo was od siebie odrzucić. Mimo to warto dać jej szansę.
Za sprawą rysunków Liama Sharpa całość
prezentuje się bardzo klimatycznie. Stworzone przez Brytyjczyka ilustracje są
miejscami naprawdę mroczne i przywodzą na myśl kadry z horroru. Przez pierwsze
zeszyty byłem oczarowany jego kreską, jej szczegółowością i kolorystyką, ale z
czasem zacząłem również zwracać uwagę na pewne niedociągnięcia. Sharp znakomicie
potrafi przedstawić mrożącą krew w żyłach dżunglę czy też dziwaczne potwory,
ale nie zawsze udaje mu się idealnie uchwycić twarze ludzkich bohaterów. Niekiedy
wyglądają one odrobinę nienaturalnie, co jednak nie rzutuje zbytnio na
pozytywny odbiór jego prac.
Właśnie dzięki takim tytułom inicjatywę
Rebirth uważam za spory sukces. Rucka wymazał wszystko to, co jego poprzednicy
wprowadzali w New 52 do mitologii Wonder Woman, ale jak miało się później
okazać, to ryzyko się opłaciło. Azzarello w swoich komiksach zaprezentował
bardzo autorskie podejście do tej postaci i pomimo ich niewątpliwej jakości,
nie da się ukryć, że na dłuższą metę raczej nie zdołałyby one współgrać z
resztą uniwersum. Świat DC nie potrzebował już tamtej wojowniczki. Potrzebował
za to Diany, która byłaby dobroduszną przyjaciółką i dawała ludziom drugie
szanse. W swojej nowej serii Rucka regularnie udowadnia, że doskonale rozumie
dlaczego dla wielu czytelników Wonder Woman jest najprawdziwszym symbolem.
I pomyśleć, że drugi tom będzie jeszcze lepszy... 5/6
W skład tomu wchodzą zeszyty WONDER WOMAN #1, 3, 5, 7, 9 i 11 oraz
WONDER WOMAN: REBIRTH #1.
Do kupienia w Atom Comics
Zgadzam się. Tak jak szczerze nienawidzę WW z New 52, tu wszystko jest świetne. :-)
OdpowiedzUsuń