poniedziałek, 6 marca 2017

HAL JORDAN AND THE GREEN LANTERN CORPS VOL. 1: SINESTRO'S LAW


Z komiksowym światem Zielonych Latarni jest akurat taka nietypowa sytuacja, że żadne szumne restarty i relaunche tak naprawdę ich nie dotykają. Ostatnia bardzo poważna (i przy okazji najlepsza) zmiana miała miejsce za sprawą Geoffa Johnsa w roku 2005. Zarówno New 52, jak i ostatnio Rebirth są kontynuacją jednej wielkiej telenoweli z udziałem Hala Jordana i jego kolegów, która teoretycznie co jakiś czas doznaje jakichś delikatnych, kosmetycznych zmian, ale w praktyce jest to kontynuacja wątków ciągnących się od ładnych paru lat. Zmienia się przeważnie ilość serii z rodziny GL, a niektóre postacie zmieniają tymczasowo barwy. Rebirth pokazało jednak na przykładach wielu serii, że można nie mieć styczności z wcześniejszymi przygodami/wersjami danej postaci, aby polubić dany tytuł i właśnie od tego etapu zacząć śledzić konkretny komiks. Czy z HAL JORDAN AND GLC jest podobnie, czy też jest to pozycja skierowana jedynie do starych wyjadaczy, dobrze obeznanych w tym kosmicznym zakątku DC?

W ramach Odrodzenia dostaliśmy tylko i aż dwie serie opisujące przygody Zielonych Latarników. Warto przypomnieć, że swego czasu było ich nawet pięć. Jedna z nich opisuje przygody dwójki ziemskich Latarników, którymi zostali na prośbę Jordana Simon Baz oraz Jessica Cruz. Ich terenem działania jest sektor 2814, a w szczególności planeta Ziemia. Druga seria, którą śmiało można określić jako tą główną i zdecydowanie ważniejszą jest omawiana właśnie HAL JORDAN AND GLC. Jest ona tak naprawdę spadkobierczynią trzech innych tytułów ukazujących się wcześniej czyli GREEN LANTERN, SINESTRO oraz mini serii GREEN LANTERN CORPS: EDGE OF OBLIVION (będącą jednocześnie kontynuatorką innej mini - GLC: THE LOST ARMY). Widać zatem bardzo wyraźnie, że trzy toczące się równocześnie wątki zostały upakowane w jednym miejscu, stąd z oczywistych względów każda ze stron przynajmniej w teorii dostanie teraz znacznie mniej "czasu antenowego". Jednym może to wyjść na dobre, innym niestety zaszkodzić.

Druga myśl, która automatycznie się nasuwa jest taka, iż Rebirth nie stanowi idealnego startu dla osób chcących dopiero teraz przyłączyć się do niezwykłych historii z Halem Jordanem i Sinestro w roli głównej. Trzeba bowiem przynajmniej pobieżnie prześledzić to, co miało miejsce na łamach trzech wspomnianych serii. Co prawda w kilku miejscach twórcy umieszczają małe migawki nawiązujące do przeszłych wydarzeń, ale według mnie nie są one wystarczające. Brakuje przede wszystkim przypomnienia skąd i w jaki sposób wraca okrojony skład Korpusu Zielonych Latarni, jak Soranik Natu została liderką Sinestro Corps pełniącego rolę stróżów prawa w kosmosie, czy też jakie konkretne wydarzenia doprowadziły do porzucenia Korpusu i pierścienia przez Jordana.

Gdy Korpus Zielonych Latarni zniknął bez śladu, a Hal Jordan stał się renegatem, Sinestro wraz z córką oraz swoją drużyną postanowili wypełnić powstałą lukę i ogłosili się stróżami prawa we wszechświecie. Żadna siła nie jest im stanie teraz przeszkodzić. Wszystko jednak ma swój koniec i nadszedł czas, aby Hal Jordan wziął sprawy w swoje ręce. Jordan obiera sobie za cel odnalezienie dawnych przyjaciół z GLC i zapobiegnięcie tyranii Sinestro.

Na całe szczęście stary dobry Hal powraca do DCU. Pozbywa się on rękawicy Krony, która zaczęła niebezpiecznie zmieniać go z człowieka w uosobienie wolnej woli (albo mówiąc inaczej - w świecącego na zielono, pół przeźroczystego gościa). Tym samym kończy się nudny etap w życiu tej postaci, gdy paradował w płaszczu i kapturze. Powraca dawny strój, a także Hal wykuwa sobie własny zielony pierścień, co automatycznie przypomniało mi o podobnym wyczynie sprzed paru lat w wykonaniu Gantheta. Czyżby zatem Jordan posiadł nagle moc dorównującą Strażnikom Wszechświata? Czy taki pierścień ma tą samą, a może większą moc od innych pierścieni? Jest trochę pytań związanych z tym faktem i czas pokaże, czy scenarzysta z tego rozsądnie wybrnie.

Venditti bardzo szybko wymazuje również to, co przez okres prawie dwóch lat budowane było na łamach serii SINESTRO. Korpus Strachu ponownie wraca do dawnej roli i zamiast pilnować porządku zaczyna siać postrach w kosmosie, a nowością jest wykorzystywanie wspomnianego strachu do ładowania maszynki zwanej "silnikiem strachu", który w jakiś tam dziwaczny sposób zwiększa moc każdego z członków Sinestro Corps. Zapewne i oryginalny pomysł, ale niespecjalnie mogę przyjąć do wiadomości istnienie takiego urządzenia. W każdym razie Sinestro znów wraca do formy i staje się znanym badassem, który w przeszłości wielokrotnie uprzykrzał życie Jordana i spółki. Szkoda tylko, że ta przemiana jest taka nagła i właściwie niespecjalnie umotywowana. Mógł to zrobić przecież znacznie wcześniej, bez tej zabawy z oddaniem przywództwa córce i zgrywania dobrego stróża prawa.

W tle niewątpliwie epickiego, obfitującego w wiele zielonych oraz żółtych rozbłysków i efektownych ciosów starcia pomiędzy liderem Sinestro Corps a największym z Zielonych Latarników, warto zauważyć również role przypisane przez scenarzystę innym bohaterom drugoplanowym. Uważany do tej pory za najsłabszego, najmniej potrzebnego ze wszystkich ziemskich Latarników, John Stewart jest teraz liderem okrojonego liczebnie GLC. Jest to duża szansa dla tej postaci, aby przynajmniej przez pewien czas zaskarbić sobie przychylność czytelników i udowodnić, że nie znajduje się w tym komiksie jedynie ze względu na swój kolor skóry. Na razie więcej mówi, niż robi, ale w kolejnym tomie może się to zmienić. Guy Gardner zalicza kilka ciekawych, charakterystycznych dla siebie momentów, ale niestety w końcówce wygląda żenująco w stroju al'a Barney Rubble. Życzyłbym sobie, aby jeszcze kiedyś wrócono do wersji tej postaci z czerwonym pierścieniem, ale na pewno nie pod sterami Vendittiego. Z kolei Soranik Natu staje na czele grupy tych, którzy pomimo przynależności do Sinestro Corps mają przynajmniej częściowo dobre zamiary. Na tym etapie wygląda na to, że kobieta ta obrała sobie za misję ukazanie Korpus Strachu w dobrym świetle, czyli kontynuowanie tego, co widzieliśmy na łamach serii SINESTRO. Tylko jej dalszy występ w żółtych barwach może gwarantować, że zespół nie będzie sprawiał problemów wychowawczych i nie wróci do dawnych praktyk.

Odnośnie warstwy plastycznej albumu mogło być lepiej, ale mogło też być znacznie gorzej. Bardzo ucieszył mnie udział w tworzeniu serii przez Ethana Van Scivera, który swego czasu przyczynił się do idealnego startu runu Johnsa, i który jest jednym z najlepszych artystów pracujących do tej pory nad światem Zielonych Latarni. Jego kreska ma w sobie coś niezwykłego i według mnie idealnie nadaje się do tej konkretnej serii. Nawet jeśli dużo czasu zajmuje mu ukończenie jednego zeszytu, to i tak warto czekać, aby podziwiać efekt jego pracy. Van Sciver ze względu na dbałość o szczegóły oraz różne problemy osobiste zilustrował jedynie dwa spośród ośmiu numerów wchodzących w skład tego tomu, zaś pozostałe są autorstwa duetu Rafa Sandoval (szkic) oraz Jordi Terragona (tusz). Nie są to jakieś wyróżniające się, warte zapamiętania rysunki, ale na pewno nie przeszkadzają podczas lektury.

HAL JORDAN AND THE GREEN LANTERN CORPS, przynajmniej oceniając po pierwszym wydaniu zbiorczym, to komiks prezentujący się sporo lepiej od tego, co Robert Venditti do tej pory zaprezentował z udziałem Hala Jordana, czyli od momentu przejęcia pałeczki po Geoffie Johnsie. W tym jednym z najgrubszych tomów wydanych do tej pory w ramach Rebirth jest całkiem sporo akcji, pojedynków pomiędzy przedstawicielami Żółtego oraz Zielonego Korpusu, a także intrygujące zakończenie, które jak pokazują kolejne odsłony wprowadza dosyć oryginalną koncepcję odnośnie dalszych relacji pomiędzy GLC a Sinestro Corps. Plusem jest to, że po okresie chaosu i eksperymentów ze światem Latarników znów powracamy w dużej mierze do sprawdzonych postaci oraz odgrywanych przez nie wcześniej roli. Spory minus z kolei stanowi fakt słabej przystępności dla nowego czytelnika, który aby mieć pełny obraz sytuacji, z jaką spotykamy się w inauguracyjnym zeszycie powinien zapoznać się z kilkoma seriami wydawanymi w ramach New 52. Mówiąc szczerze obawiałem się czegoś słabszego, a wyszedł całkiem znośny komiks. Co prawda nie ociera się on nawet trochę o epickość runu Johnsa, ale dostarcza przynajmniej kilku fajnych momentów i płynnie, szybko się go czyta.

Ocena: 3,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HAL JORDAN AND THE GREEN LANTERN CORPS: REBIRTH #1 oraz HAL JORDAN AND THE GREEN LANTERN CORPS #1 - 7.

Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.


Dawid Scheibe

2 komentarze:

  1. "Tym samym kończy się nudny etap w życiu tej postaci, gdy paradował w płaszczu i kapturze."
    Jestem tu jedynym, który uważa, że Hal-Renegat to był świetny pomysł? Punkt wyjścia był słaby, przyznaje, ale Rękawica Krony wydawała się przedmiotem dużo ciekawszym od pierścienia, a design Hala w "płaszczu i kapturze" po prostu MEGA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta tylko, że nadal uważam, że to głupie, że międzygalaktyczne potęgi nie sprzymiężyli, bo no wiecie Hal Jordan, Parallax?

      Usuń