Miesiąc.
Tyle czasu minęło od premiery LEGO BATMAN: FILM w polskich kinach i z jakiegoś
powodu DCManiak wciąż nie umieścił recenzji tego dzieła. Paru z moich
redakcyjnych kolegów nawet nie kryło się z faktem, że jarają się każdą możliwą
zapowiedzią tej produkcji, a w kinach zameldowali się na pierwszych możliwych
pokazach. Ja, jako że dopiero powolutku ponownie otwieram się na animacje DC,
których praktycznie nie oglądałem przez kilka lat, nie byłem zbytnio
zainteresowany tym obrazem. Z tego też powodu bardzo późno zauważyłem, że nikt
ze wspomnianych DCManiaków nie przekuł swojego jarania się w recenzję. Zawód
był tym większy, gdy okazało się, iż żaden z nich dodatkowo nie ma w planach
tego zmienić. Nie było wyjścia i parę dni temu, jako ostatni człowiek na Ziemi,
wybrałem się do kina na LEGO BATMAN: FILM. Bez szczególnych chęci, bez
znajomości LEGO: PRZYGODY, bez wielkich oczekiwań. Na papierze to nie mogło skończyć się
dobrze.
Tymczasem
te niecałe półtorej godziny spędzone w nieprzyjemnie pustej (yup, byłem
totalnie sam na seansie) i zaskakująco zimnej sali upłynęło bardzo przyjemnie.
Już pierwsze sceny filmu animowanego pokazały, że twórcy postawili na totalnie
odjechaną zabawę konwencją, o czym przypomina nam sam głos Batmana informujący
przy całkowitej ciemności o tym, że wszystkie świetne filmy zaczynają się od
czarnej planszy. Dalej jest nie mniej ciekawie. Po tym, jak Batman kolejny raz
powstrzymuje Jokera i innych złoczyńców, jego świat zostaje wstrząśnięty.
Barbara Gordon zostaje nowym komisarzem policji w Gotham. Przebojowa,
skuteczna, bardzo szybko wtrąca największych przestępców do więzień i zyskuje
aplauz obywateli, którzy wręcz zaczynają domagać się wcześniejszej emerytury
dla Batmana. Nie wie jednak, że wszystko to przebiegły plan Jokera. Tymczasem
Bruce Wayne zaczyna otwierać swoje serce na innych. Nie tylko wpada mu w oko
nowa pani komisarz, ale przede wszystkim nowe życie w opuszczoną rezydencję
Wayne’ów wnosi (przypadkiem) adoptowana sierota – Dick Grayson.
LEGO
BATMAN: FILM to ogromna laurka dla postaci człowieka-nietoperza i przede
wszystkim film skierowany nie tylko do najmłodszych. Chociaż uważam, że ci
zdecydowanie dobrze bawiliby się na projekcji filmu, to jednak odnosiłem
nieodparte wrażenie, że znakomita większość gagów skierowana była do osób,
które postacią Batmana interesują się nie od dzisiaj. Animacja zachwyciła mnie
ilością easter-eggów udowadniających, że twórcy produkcji znakomicie odrobili
swoją pracę domową. Są tu nawiązania do wszystkich znanych produkcji filmowych
i serialowych z Batmanem, na czele zresztą z ikonicznym serialem BATMAN z 1966
roku. Ucieszyło mnie także kilka wyraźnych odnośników do historii z komiksów, a
za to zawsze należy się wielki plus. Te wszystkie smaczki i ich wyłapywanie
było dla mnie znacznie lepszą rozrywką, zdecydowanie zresztą największą z
całego seansu. Ciekawe zresztą ile ciekawostek przegapiłem? No a sama główna
fabuła? Ta niestety była po prostu nijaka i do bólu oklepana.
Główny
bohater LEGO BATMAN: FILM to klasyczny, komiksowy Bruce Wayne z podkręconymi na
maksa cechami, jakie znamy z komiksów. Jest to więc totalny uparciuch, zarozumiały
egocentryk, playboy, gwiazdor rozkapryszony do granic możliwości i wreszcie
człowiek jak niczego innego bojący się bliższych relacji z innymi ludźmi. Historia
odpychającego wszystkich dookoła buca, który z czasem przechodzi przemianę i
stopniowo otwiera swoje serce to naprawdę nic szczególnie oryginalnego, nawet
wtedy, gdy głównym bohaterem jest Batman. Owszem, ilość naprawdę fajnych,
pomysłowych, miejscami absurdalnych oraz wręcz groteskowych, ale przede
wszystkim udanych żartów przykrywała nieźle braki w opowiadanej historii, ale
miałem cały czas poczucie, że nie ma tu niczego nowego. Ogromna ilość
przewijających się na ekranie postaci sprawiła także, że część potraktowana została
po macoszemu (jak na przykład James Gordon), a wszystko można było rozwiązać
prostym krokiem. Jest taki moment w LEGO BATMAN: FILM, gdzie do armii Jokera
dołączają takie osoby jak Voldemort, Sauron, King Kong czy nawet Dalekowie. Ok,
rozumiem iż chciano wykorzystać popularność tych znacznie lepiej znanych postaci
niż… hm, na przykład Erazer. Uważam jednakże, że ciekawszym rozwiązaniem byłoby
postawienie mocniejszego nacisku na całą, bogatą przecież gamę złoczyńców z
Gotham.
Chwała
jednak twórcom LEGO BATMAN: FILM za to, że w ogólnym rozliczeniu zdecydowanie w
ich produkcji górują zalety. Animacja posiada dobrą muzykę, cały czas utrzymuje
solidne tempo i pomimo pewnych braków w fabule zupełnie nie nudzi, także i
polski dubbing dał radę. Niestety nie mam aktualnie możliwości porównać wersji
puszczanej wciąż u nas w kinach z oryginałem, ale ci dwaj najważniejsi, a więc
Krzysztof Banaszyk jako Batman i Waldemar Barwiński w roli Jokera naprawdę
poradzili sobie bardzo dobrze. Fajnie dobrany był również Robin (Józef
Pawłowski). Zdecydowanie na plus należy także zaliczyć te fragmenty, w których
produkcja przypominała wszystkim, że zgodnie z marką widoczną w tytule
produkcji, w przedstawionym świecie wszystko zbudowane jest z klocków LEGO. Chodzi
mi oczywiście o momenty, gdy Batman i towarzysze szybko coś budowali i padały
nawet bardziej fachowe nazwy konkretnych elementów. Wypadało to szalenie sympatycznie
i przede wszystkim, zaskakująco naturalnie.
LEGO BATMAN:
FILM nie zachwycił mnie jakoś szczególnie, ale także nie zawiódł. Jestem
przekonany, że produkcja bawiła zarówno najmłodszych jak i starszych widzów,
chociaż cały czas mam wrażenie, że tych drugich nieco bardziej. Nie zmienia to
faktu, że to zdecydowanie najlepsza, pełnometrażowa produkcja z Batmanem
ostatnich lat. Tym bardziej nie rozumiem niechęci kolegów z ekipy DCManiaka do
wyrażenia tego w słowach.
Może koledzy wstydzili się przyznać że bawi ich Lego. Jeśli tak, to jest dopiero wstyd! ;-)
OdpowiedzUsuńJeden z kolegów jest LegoManiakiem, więc raczej nie ;) A co do filmu to podobał mi się, ale miałem kilka podobnych przemyśleń co Krzysiek. Żałowałem, że zamiast Darkseida, Starro, Doomsday-a, czy Eclipso w więzieniu siedzieli "popkulturowi" villains.Ogolne wrażenie było pardzo podobne. Null :) ani zachwyt, ani zawód. Brakowało mi chyba tego efektu wow, jak w przypadku Lego the Movie. W porownaniu z nim fabuła Batmana wypadła naprawdę blado. Ale nie żałuję czasu spedzonego w kinie, wybralem się z synem i mieliśmy dobry czas.
OdpowiedzUsuń