piątek, 10 marca 2017

LEGO BATMAN: FILM

Miesiąc. Tyle czasu minęło od premiery LEGO BATMAN: FILM w polskich kinach i z jakiegoś powodu DCManiak wciąż nie umieścił recenzji tego dzieła. Paru z moich redakcyjnych kolegów nawet nie kryło się z faktem, że jarają się każdą możliwą zapowiedzią tej produkcji, a w kinach zameldowali się na pierwszych możliwych pokazach. Ja, jako że dopiero powolutku ponownie otwieram się na animacje DC, których praktycznie nie oglądałem przez kilka lat, nie byłem zbytnio zainteresowany tym obrazem. Z tego też powodu bardzo późno zauważyłem, że nikt ze wspomnianych DCManiaków nie przekuł swojego jarania się w recenzję. Zawód był tym większy, gdy okazało się, iż żaden z nich dodatkowo nie ma w planach tego zmienić. Nie było wyjścia i parę dni temu, jako ostatni człowiek na Ziemi, wybrałem się do kina na LEGO BATMAN: FILM. Bez szczególnych chęci, bez znajomości LEGO: PRZYGODY, bez wielkich oczekiwań. Na papierze to nie mogło skończyć się dobrze.

Tymczasem te niecałe półtorej godziny spędzone w nieprzyjemnie pustej (yup, byłem totalnie sam na seansie) i zaskakująco zimnej sali upłynęło bardzo przyjemnie. Już pierwsze sceny filmu animowanego pokazały, że twórcy postawili na totalnie odjechaną zabawę konwencją, o czym przypomina nam sam głos Batmana informujący przy całkowitej ciemności o tym, że wszystkie świetne filmy zaczynają się od czarnej planszy. Dalej jest nie mniej ciekawie. Po tym, jak Batman kolejny raz powstrzymuje Jokera i innych złoczyńców, jego świat zostaje wstrząśnięty. Barbara Gordon zostaje nowym komisarzem policji w Gotham. Przebojowa, skuteczna, bardzo szybko wtrąca największych przestępców do więzień i zyskuje aplauz obywateli, którzy wręcz zaczynają domagać się wcześniejszej emerytury dla Batmana. Nie wie jednak, że wszystko to przebiegły plan Jokera. Tymczasem Bruce Wayne zaczyna otwierać swoje serce na innych. Nie tylko wpada mu w oko nowa pani komisarz, ale przede wszystkim nowe życie w opuszczoną rezydencję Wayne’ów wnosi (przypadkiem) adoptowana sierota – Dick Grayson.

LEGO BATMAN: FILM to ogromna laurka dla postaci człowieka-nietoperza i przede wszystkim film skierowany nie tylko do najmłodszych. Chociaż uważam, że ci zdecydowanie dobrze bawiliby się na projekcji filmu, to jednak odnosiłem nieodparte wrażenie, że znakomita większość gagów skierowana była do osób, które postacią Batmana interesują się nie od dzisiaj. Animacja zachwyciła mnie ilością easter-eggów udowadniających, że twórcy produkcji znakomicie odrobili swoją pracę domową. Są tu nawiązania do wszystkich znanych produkcji filmowych i serialowych z Batmanem, na czele zresztą z ikonicznym serialem BATMAN z 1966 roku. Ucieszyło mnie także kilka wyraźnych odnośników do historii z komiksów, a za to zawsze należy się wielki plus. Te wszystkie smaczki i ich wyłapywanie było dla mnie znacznie lepszą rozrywką, zdecydowanie zresztą największą z całego seansu. Ciekawe zresztą ile ciekawostek przegapiłem? No a sama główna fabuła? Ta niestety była po prostu nijaka i do bólu oklepana.

Główny bohater LEGO BATMAN: FILM to klasyczny, komiksowy Bruce Wayne z podkręconymi na maksa cechami, jakie znamy z komiksów. Jest to więc totalny uparciuch, zarozumiały egocentryk, playboy, gwiazdor rozkapryszony do granic możliwości i wreszcie człowiek jak niczego innego bojący się bliższych relacji z innymi ludźmi. Historia odpychającego wszystkich dookoła buca, który z czasem przechodzi przemianę i stopniowo otwiera swoje serce to naprawdę nic szczególnie oryginalnego, nawet wtedy, gdy głównym bohaterem jest Batman. Owszem, ilość naprawdę fajnych, pomysłowych, miejscami absurdalnych oraz wręcz groteskowych, ale przede wszystkim udanych żartów przykrywała nieźle braki w opowiadanej historii, ale miałem cały czas poczucie, że nie ma tu niczego nowego. Ogromna ilość przewijających się na ekranie postaci sprawiła także, że część potraktowana została po macoszemu (jak na przykład James Gordon), a wszystko można było rozwiązać prostym krokiem. Jest taki moment w LEGO BATMAN: FILM, gdzie do armii Jokera dołączają takie osoby jak Voldemort, Sauron, King Kong czy nawet Dalekowie. Ok, rozumiem iż chciano wykorzystać popularność tych znacznie lepiej znanych postaci niż… hm, na przykład Erazer. Uważam jednakże, że ciekawszym rozwiązaniem byłoby postawienie mocniejszego nacisku na całą, bogatą przecież gamę złoczyńców z Gotham.

Chwała jednak twórcom LEGO BATMAN: FILM za to, że w ogólnym rozliczeniu zdecydowanie w ich produkcji górują zalety. Animacja posiada dobrą muzykę, cały czas utrzymuje solidne tempo i pomimo pewnych braków w fabule zupełnie nie nudzi, także i polski dubbing dał radę. Niestety nie mam aktualnie możliwości porównać wersji puszczanej wciąż u nas w kinach z oryginałem, ale ci dwaj najważniejsi, a więc Krzysztof Banaszyk jako Batman i Waldemar Barwiński w roli Jokera naprawdę poradzili sobie bardzo dobrze. Fajnie dobrany był również Robin (Józef Pawłowski). Zdecydowanie na plus należy także zaliczyć te fragmenty, w których produkcja przypominała wszystkim, że zgodnie z marką widoczną w tytule produkcji, w przedstawionym świecie wszystko zbudowane jest z klocków LEGO. Chodzi mi oczywiście o momenty, gdy Batman i towarzysze szybko coś budowali i padały nawet bardziej fachowe nazwy konkretnych elementów. Wypadało to szalenie sympatycznie i przede wszystkim, zaskakująco naturalnie.

LEGO BATMAN: FILM nie zachwycił mnie jakoś szczególnie, ale także nie zawiódł. Jestem przekonany, że produkcja bawiła zarówno najmłodszych jak i starszych widzów, chociaż cały czas mam wrażenie, że tych drugich nieco bardziej. Nie zmienia to faktu, że to zdecydowanie najlepsza, pełnometrażowa produkcja z Batmanem ostatnich lat. Tym bardziej nie rozumiem niechęci kolegów z ekipy DCManiaka do wyrażenia tego w słowach.

2 komentarze:

  1. Może koledzy wstydzili się przyznać że bawi ich Lego. Jeśli tak, to jest dopiero wstyd! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z kolegów jest LegoManiakiem, więc raczej nie ;) A co do filmu to podobał mi się, ale miałem kilka podobnych przemyśleń co Krzysiek. Żałowałem, że zamiast Darkseida, Starro, Doomsday-a, czy Eclipso w więzieniu siedzieli "popkulturowi" villains.Ogolne wrażenie było pardzo podobne. Null :) ani zachwyt, ani zawód. Brakowało mi chyba tego efektu wow, jak w przypadku Lego the Movie. W porownaniu z nim fabuła Batmana wypadła naprawdę blado. Ale nie żałuję czasu spedzonego w kinie, wybralem się z synem i mieliśmy dobry czas.

    OdpowiedzUsuń