Batmana w Wielkiej Kolekcji
Komiksów DC nigdy za wiele, pod warunkiem oczywiście, że są to pozycje stojące
na wysokim poziomie. Omawiany tom jest już szesnastym, na którego grzbiecie
widnieje symbol nietoperza, czyli dotykający bezpośrednio samego Mrocznego
Rycerza, lub też innych herosów zamieszkujących Gotham City. Najnowszy album
jest jednak zupełnie inny, niż dotychczasowe z pewnego istotnego względu. Tym
razem mamy bowiem okazję prześledzić przygody Człowieka-Nietoperza nie sprzed
kilku czy maksymalnie kilkunastu lat, ale z późnych lat 70-tych ubiegłego
stulecia. Wyselekcjonowane zeszyty serii DETECTIVE COMICS sprzed czterech dekad
są wprawdzie napisane i narysowane w odmienny od dzisiejszych standardów, nieco
archaiczny sposób, ale przynajmniej w moim przypadku stanowią bardzo przyjemną
i ciekawą odmianę. Już teraz podkreślę, że czasu spędzonego nad lekturą 38 tomu
nie uważam w żadnym wypadku za zmarnowany.
Już na pierwszych stronach
widać, że twórcy tego komiksu stawiają zdecydowanie na akcję, a tytułowy
bohater przez cały czas ma ręce pełne roboty. Za sprawą scenarzystów Boba
Rozakisa, Lena Weina, Dennisa O'Neila oraz przede wszystkim Steve'a Engleharta,
na drodze Batmana stają tacy złoczyńcy, jak Kalkulator, Hugo Strange, Pingwin,
Deadshot, Joker oraz Clayface. Są to jedno-, maksymalnie dwuczęściowe, dosyć
luźno powiązane ze sobą historie, z czego każda zmusza obrońcę Gotham do
zupełnie innego sposobu postępowania, czasami z pomocą innych herosów. Dwukrotnie
swojego mentora i nauczyciela wspiera Dick Grayson, który wydaje się zbyt
wysoki i dojrzały na to, aby dalej nosić dziecięcy kostium Robina. A
przynajmniej tak przedstawia go na poszczególnych planszach Marshall Rogers.
Na początku jesteśmy świadkami
gościnnego występu Atoma, Hawkmana, Black Canary, Green Arrowa oraz Elongated
Mana, którzy pomagają schwytać przestępcę o pseudonimie Kalkulator, jakiego Bob
Rozakis wymyślił kilka zeszytów wcześniej. Otwierająca zbiór część jest utrzymana
w lekko humorystycznym tonie, a wszystko za sprawą specyficznego wyglądu głównego
złego, z którego elementu stroju umieszczonego na głowie wyskakiwały co rusz jakieś
fragmenty ciała lub przedmioty. Następnie widzimy dochodzącego do siebie po
starciu z Dr. Phosphorusem (pominięte w tym albumie zeszyty 469 - 470) Bruce'a,
który trafia w pułapkę szalonego Hugo Strange'a. Naukowiec poznaje największą
tajemnicę Batmana i postanawia na tej informacji sporo zarobić. Po tej wyczerpującej
rozgrywce Mrocznemu Rycerzowi udaje się pokrzyżować szyki Pingwina, a także
schwytać uciekiniera z Arkham - Deadshota. Najciekawszym fragmentem całego
zbioru, oprócz przywołanej konfrontacji ze Strange'em, jest historia z udziałem
zawsze mile widzianego w komiksach o Batmanie Jokera. Klaun tym razem zatruwa
zbiorniki wodne i domaga się wyłącznego prawa do czerpania zysków ze sprzedaży
stworzonych w ten sposób jokeroryb. Klasyczna opowieść z kultową i kojarzoną
przez wielu okładką, na której Joker celuje do Mrocznego Rycerza trzymając w
dłoniach charakterystycznie uśmiechnięte ryby zamiast pistoletów.
Pod koniec tego tomu debiutuje
trzecia już postać nosząca pseudonim Clayface. Preston Payne to zdecydowanie
postać tragiczna, której wszelkie działania mają na celu powrót do normalnego,
ludzkiego wyglądu. W finałowej odsłonie natomiast Człowiek-Nietoperz ściga
mordercę z Londynu, który jest jednym z pasażerów szybkiego pociągu do Gotham
City. W każdej z tych historii Batman wydaje się bardziej ludzki i bliższy
czytelnikowi. Nie korzysta z nowoczesnych gadżetów, tylko z siły własnego
umysłu i ukazany zostaje jako inteligentny detektyw, o czym często zapominają
dzisiejsi twórcy komiksowi zajmujący się tą postacią.
W tle głównych wydarzeń
ciągnie się wątek związany ze skorumpowanym przewodniczącym rady miejskiej - Rupertem
"Bossem" Thorne'em. Mężczyzna ten dwoi się i troi, aby przekonać
pozostałych radnych do tego, iż zamaskowany mściciel nie pomaga, tylko stanowi
zagrożenie i szkodzi miastu. Próbował tego jako nie pierwszy i nie ostatni, a
wszyscy dobrze wiemy, jak takie próby zdyskredytowania Batmana i jego dobrych
intencji prędzej czy później się kończą. Inny istotny drugoplanowy wątek
dotyczy uroczej Silver St. Cloud. Tym samym twórcy próbują odpowiedzieć na
pytanie, czy w życiu Bruce'a Wayne'a jest miejsce dla kochającej kobiety u jego
boku. Związek z Silver doprowadza do nieoczekiwanego zwrotu w ich relacji i
ukazuje Bruce'owi gorzką prawdę na temat konsekwencji obranej przez niego po
zabójstwie rodziców drogi. Padają mocne słowa, gesty oraz pretensje Wayne'a do
siebie (i nie tylko), który okazując ludzką słabość staje się ze swoimi
przyziemnymi problemami jeszcze bliższy czytelnikowi.
Pod kątem wizualnym album
prezentuje się bardzo okazale biorąc pod uwagę czasy, w jakich rysowane były te
historie. Kreska prezentowana przez odpowiedzialnego za wszystkie ilustracje Marshalla
Rogersa jest dosyć szczegółowa i na pewno przyjemna dla oka. Podczas swojego
niezbyt długiego runu w DETECTIVE COMICS artysta ten zasłynął przede wszystkim
z wprowadzenia dużej, rozpostartej peleryny, która wyraźnie dominuje, gdy
patrzymy na Batmana w akcji.
Tym razem zabrakło miejsca na
przedruk chociażby wybranych okładek poszczególnych zeszytów oryginalnych. A
szkoda, bo w większości należą one do klasycznych i często przywoływanych. W
dodatkowej historyjce cofamy się aż do roku 1940, aby stać się świadkami
pierwszego starcia Mrocznego Rycerza z szalonym naukowcem, jakim jest Hugo Strange.
Ten ostatni wykorzystuje sztuczną mgłę, aby obrabować banki Gotham City.
Oczywiście ta część albumu napisana i narysowana jest w strasznie archaicznym
stylu, przez co dla wielu osób stanowić będzie po raz kolejny tylko i wyłącznie
pewnego rodzaju ciekawostkę. Mi dostarczyła ona kilka powodów do śmiechu,
zwłaszcza moment okładania unieruchomionego Batmana batem, czy też sposób, w
jaki bohater uwalnia się z więzów.
Zaintrygowały mnie szare dymki
z tekstem na jednej ze stron w historii z Clayface'em, które wyglądają mało
czytelnie, jakby nastąpił błąd w druku. Sięgnąłem dla porównania po oryginalny
zeszyt DETECTIVE COMICS #479 i rzeczywiście miałem rację, gdyż powinniśmy mieć
w tym miejscu zdecydowanie jaśniejsze dymki, a konkretnie białe i żółte. Drobna
sprawa, ale warta podkreślenia.
Przyczepię się jeszcze krótko
do tłumaczenia. O ile sformułowanie "paniczu Brusie" jestem jeszcze w
stanie zaakceptować, chociaż preferuję zdecydowanie bardziej "paniczu
Bruce", to już używanie tego zwrotu naprzemiennie w jednym komiksie uważam
za błąd ze strony tłumacza. Albo decydujemy się na jedno, albo na drugie. Grunt
to konsekwencja.
ZJAWY Z PRZESZŁOŚCI (chociaż
trzeba w tym miejscu odnotować, że pierwotnie podtytuł wybrany przez Eaglemoss
brzmiał DZIWNE ZJAWY) to komiks, który z pewnością nie trafi w gusta każdego
odbiorcy. Historie sprzed około 40 lat wizualnie oraz pod względem scenariusza
znacząco odbiegają od tego, w jaki sposób tworzy się przygody Mrocznego Rycerza
obecnie. Krótki run Engleharta, Rogersa oraz Austina to bez wątpienia jeden z
najlepszych momentów, jakie mają do zaoferowania lata 70-te ubiegłego stulecia
pod kątem Batmana oraz całego DC Comics. Nie jest to jednak pozycja z gatunku
"must have", tylko taka mała perełka, którą bardziej docenią osoby
mocno obeznane w DCU i otwarte na inne, trochę oldskulowe spojrzenie na postać
zamaskowanego obrońcy Gotham City. Jeśli należycie do tego grona, albo
najzwyczajniej znudzeni szukacie odskoczni od aktualnych, zbyt gęsto
napakowanych różnymi technologicznymi nowinkami opowieści, to koniecznie musicie
ten komiks przeczytać.
Ocena: 4,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS vol. 1
#36, #468, #471 - 476, #478 - 479 oraz #481.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz