Nie ukrywam swojego
rozczarowania drugim podejściem Grega Rucki do serii WONDER WOMAN. Wydawany
przez Egmont w ramach cyklu DC Deluxe jego pierwszy run pokazywał, że ten
utalentowany twórca znakomicie czuje postać Diany i uniósł ciążące na nim
brzemię, polegające na przywróceniu wówczas zainteresowania postacią
Amazońskiej księżniczki. Gdy więc wraz z pierwszymi informacjami od starcie
Odrodzenia okazało się, że Rucka wraca do Diany i będzie ponownie scenarzystą
jej solowej serii, cieszyłem się niesamowicie. Niestety, rzeczywistość
sprowadziła mnie do parteru, ponieważ okazało się, iż dostaliśmy komiks niezły,
ale nijak niepotrafiący wybić się ponad poziom totalnego średniaka. Znacznie
więcej oczekiwałem po takich nazwiskach, jakie zaangażowano do aktualnej serii
WONDER WOMAN.
Żeby wszystkim było w
miarę łatwo połapać się w czym rzecz, akcja GODWATCH osadzona jest po odsłonie
drugiej, a przed i częściowo w trakcie tego, co mieliśmy okazję przeczytać w
tomach pierwszym i trzecim. Proste, prawda? Tym razem Greg Rucka przedstawia
nam znacznie bliżej postać Veronici Cale – przywódczyni ujętej w tytule
organizacji. Wiedzieliśmy już wcześniej, że delikatnie rzecz ujmując nie pała
ona wielką sympatią do postaci Wonder Woman, lecz dopiero teraz możemy poznać
genezę takiego stanu rzeczy. Cale okazuje się bowiem być niezwykle silną
kobietą oraz niezłomną matką, która przyparta do muru nie zawaha się rzucić
wyzwania bogom oraz jednej z największych superheroin współczesnego świata. W
tle pojawiać się będą Fobos i Dejmos, wiedźma Kirke, zabójcza Cheetah oraz…
Batman i Superman.
Omawiany właśnie tom
jest zarazem zamknięciem drugiego runu Grega Rucki w WONDER WOMAN. Nic zatem
dziwnego, że skupiamy się na poodmykaniu otwartych wciąż wątków oraz na
uzupełnianiu dziur, które mogły pojawiać się podczas lektury wcześniejszych
odsłon serii. Nie ukrywam, że tym razem tom czytało mi się całkiem nieźle i
scenarzysta dał radę wszystko ułożyć w jedną, zwartą całość. GODWATCH, pomimo
kilku stricte typowo trykociarskich wad, nie było tomem przy którym
przysypiałem z nudów, jak miało to miejsce chociażby poprzednim razem, gdy
Steve’owi Trevorowi włączały się miałkie monologi. Mężczyzny w zbiorze tym jest
na szczęście niezwykle mało, ale i tak potrafił rozwodnić i rozckliwić tych
parę stron, na których się pojawia.
Zdecydowanym plusem
GODWATCH jest skupienie się na postaci Veronici Cale, która okazuje się być
kolejną w dorobku Rucki kobietą, której losy aż chce się czytać. Twarda,
nieustępliwa, niejednoznaczna, posiadająca wiele twarzy, a także swoją charyzmą
przykrywającą wręcz i samą Dianę, Cale jest nie tylko największą zaletą tego
tomu, ale i całego drugiego runu Grega Rucki. Czytelnicy lubią chyba takich
villainów, którzy z czasem okazują się nie być tak do końca jednowymiarowi i w
tym przypadku ponownie znakomicie to zagrało. Im więcej dowiadujemy się o Veronice,
tym mocniej rozumiemy jej zachowania, decyzje oraz niekoniecznie zgodny z
prawem sposób próby realizowania własnych zamiarów. Oparcie wszystkiego na sile
matczynej miłości nie jest może szczytem kreatywności, bo wcale się nie
zdziwię, jeśli każde z Was czytało coś podobnego już niejednokrotnie, lecz
Rucka po prostu rozpisał to tak, abym nie kręcił nosem i chłonął lekturę
GODWATCH. Jest tu w zasadzie wszystko, co lubię: akcja, pojedynki, dobrze
prowadzone postacie, mało lania wody i miałkości, a do tego całość ładnie
składa się w poprawnie prowadzony komiks. W zasadzie jedynym, niewielkim
zarzutem może być tym razem to, że jest to komiks TYLKO w porządku, gdyż po
takim zespole twórców można było spodziewać się więcej.
Do całości dorzucona
jest krótka historia o pierwszym spotkaniu Wonder Woman z Batmanem i
Supermanem, gdzie Rucka przede wszystkim postanowił trochę z przymrużeniem oka
podejść do postaci Mrocznego Rycerza.
Rysunkowo jest równo i
przyzwoicie. Zarówno Bilquis Evely, Mirka Adolfo jak i Nicola Scott poradziły
sobie ze swoimi częściami komiksu dobrze. Fajerwerków nie należy tu oczekiwać,
ale akurat WONDER WOMAN jest tą serią z Odrodzenia, która nawet przez moment
nie zeszła poniżej bardzo dobrego poziomu warstwy graficznej. GODWATCH także
przyjemnie się ogląda, jednak po tym co wyczyniał Liam Sharp, możecie poczuć
się nie w pełni usatysfakcjonowani.
Czwarty tom WONDER WOMAN
czytało mi się dobrze. Bez ochów i achów, ale i bez rzucania mięsem na to, jak
twórcy postanowili rozwiązać poszczególne wątki. I generalnie tak samo
oceniłbym cały run. Źle nie było, ale i powodów do zachwytu nie widać. Mam
nadzieję, że Greg Rucka trzeci raz do tej samej rzeki już nie wejdzie.
---------------------------------------------------------------------------
Tom zawiera oryginalne zeszyty WONDER WOMAN (2016) #16, #18, #20, #22, #24 oraz WONDER WOMAN ANNUAL #1.
WONDER WOMAN TOM 4: GODWATCH do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz