czwartek, 8 listopada 2018

WONDER WOMAN TOM 4: GODWATCH

Nie ukrywam swojego rozczarowania drugim podejściem Grega Rucki do serii WONDER WOMAN. Wydawany przez Egmont w ramach cyklu DC Deluxe jego pierwszy run pokazywał, że ten utalentowany twórca znakomicie czuje postać Diany i uniósł ciążące na nim brzemię, polegające na przywróceniu wówczas zainteresowania postacią Amazońskiej księżniczki. Gdy więc wraz z pierwszymi informacjami od starcie Odrodzenia okazało się, że Rucka wraca do Diany i będzie ponownie scenarzystą jej solowej serii, cieszyłem się niesamowicie. Niestety, rzeczywistość sprowadziła mnie do parteru, ponieważ okazało się, iż dostaliśmy komiks niezły, ale nijak niepotrafiący wybić się ponad poziom totalnego średniaka. Znacznie więcej oczekiwałem po takich nazwiskach, jakie zaangażowano do aktualnej serii WONDER WOMAN.
 
Żeby wszystkim było w miarę łatwo połapać się w czym rzecz, akcja GODWATCH osadzona jest po odsłonie drugiej, a przed i częściowo w trakcie tego, co mieliśmy okazję przeczytać w tomach pierwszym i trzecim. Proste, prawda? Tym razem Greg Rucka przedstawia nam znacznie bliżej postać Veronici Cale – przywódczyni ujętej w tytule organizacji. Wiedzieliśmy już wcześniej, że delikatnie rzecz ujmując nie pała ona wielką sympatią do postaci Wonder Woman, lecz dopiero teraz możemy poznać genezę takiego stanu rzeczy. Cale okazuje się bowiem być niezwykle silną kobietą oraz niezłomną matką, która przyparta do muru nie zawaha się rzucić wyzwania bogom oraz jednej z największych superheroin współczesnego świata. W tle pojawiać się będą Fobos i Dejmos, wiedźma Kirke, zabójcza Cheetah oraz… Batman i Superman.

Omawiany właśnie tom jest zarazem zamknięciem drugiego runu Grega Rucki w WONDER WOMAN. Nic zatem dziwnego, że skupiamy się na poodmykaniu otwartych wciąż wątków oraz na uzupełnianiu dziur, które mogły pojawiać się podczas lektury wcześniejszych odsłon serii. Nie ukrywam, że tym razem tom czytało mi się całkiem nieźle i scenarzysta dał radę wszystko ułożyć w jedną, zwartą całość. GODWATCH, pomimo kilku stricte typowo trykociarskich wad, nie było tomem przy którym przysypiałem z nudów, jak miało to miejsce chociażby poprzednim razem, gdy Steve’owi Trevorowi włączały się miałkie monologi. Mężczyzny w zbiorze tym jest na szczęście niezwykle mało, ale i tak potrafił rozwodnić i rozckliwić tych parę stron, na których się pojawia.

Zdecydowanym plusem GODWATCH jest skupienie się na postaci Veronici Cale, która okazuje się być kolejną w dorobku Rucki kobietą, której losy aż chce się czytać. Twarda, nieustępliwa, niejednoznaczna, posiadająca wiele twarzy, a także swoją charyzmą przykrywającą wręcz i samą Dianę, Cale jest nie tylko największą zaletą tego tomu, ale i całego drugiego runu Grega Rucki. Czytelnicy lubią chyba takich villainów, którzy z czasem okazują się nie być tak do końca jednowymiarowi i w tym przypadku ponownie znakomicie to zagrało. Im więcej dowiadujemy się o Veronice, tym mocniej rozumiemy jej zachowania, decyzje oraz niekoniecznie zgodny z prawem sposób próby realizowania własnych zamiarów. Oparcie wszystkiego na sile matczynej miłości nie jest może szczytem kreatywności, bo wcale się nie zdziwię, jeśli każde z Was czytało coś podobnego już niejednokrotnie, lecz Rucka po prostu rozpisał to tak, abym nie kręcił nosem i chłonął lekturę GODWATCH. Jest tu w zasadzie wszystko, co lubię: akcja, pojedynki, dobrze prowadzone postacie, mało lania wody i miałkości, a do tego całość ładnie składa się w poprawnie prowadzony komiks. W zasadzie jedynym, niewielkim zarzutem może być tym razem to, że jest to komiks TYLKO w porządku, gdyż po takim zespole twórców można było spodziewać się więcej.

Do całości dorzucona jest krótka historia o pierwszym spotkaniu Wonder Woman z Batmanem i Supermanem, gdzie Rucka przede wszystkim postanowił trochę z przymrużeniem oka podejść do postaci Mrocznego Rycerza.

Rysunkowo jest równo i przyzwoicie. Zarówno Bilquis Evely, Mirka Adolfo jak i Nicola Scott poradziły sobie ze swoimi częściami komiksu dobrze. Fajerwerków nie należy tu oczekiwać, ale akurat WONDER WOMAN jest tą serią z Odrodzenia, która nawet przez moment nie zeszła poniżej bardzo dobrego poziomu warstwy graficznej. GODWATCH także przyjemnie się ogląda, jednak po tym co wyczyniał Liam Sharp, możecie poczuć się nie w pełni usatysfakcjonowani.

Czwarty tom WONDER WOMAN czytało mi się dobrze. Bez ochów i achów, ale i bez rzucania mięsem na to, jak twórcy postanowili rozwiązać poszczególne wątki. I generalnie tak samo oceniłbym cały run. Źle nie było, ale i powodów do zachwytu nie widać. Mam nadzieję, że Greg Rucka trzeci raz do tej samej rzeki już nie wejdzie.
                 
---------------------------------------------------------------------------
                 
Tom zawiera oryginalne zeszyty WONDER WOMAN (2016) #16, #18, #20, #22, #24 oraz WONDER WOMAN ANNUAL #1.
 
WONDER WOMAN TOM 4: GODWATCH do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz