piątek, 18 kwietnia 2025

ABSOLUTE SUPERMAN #1 - 6

Skoro dziś świętujemy Dzień Supermana, to wypadałoby wrzucić na bloga jakąś okolicznościową recenzję. Mój wybór padł na serię ABSOLUTE SUPERMAN, a konkretnie wydane do tej pory numery w ramach tego tytułu, których ukazało się już w USA sześć. Wszystkie one wejdą w skład planowanego na sierpień wydania zbiorczego zatytułowanego AS VOL. 1: THE LAST DUST OF KRYPTON. Ja akurat zbieram serię w zeszytach ( i to na nich oparłem tę recenzję) i właśnie powtórzyłem sobie całość, co z jednej strony okazało się bardzo przyjemną czynnością, a z drugiej pozwoliło jeszcze lepiej dojrzeć i zrozumieć to, co Jason Aaron i Rafa Sandoval zaproponowali w kwestii Kal-Ela. Bohater ten został poddany obróbce w ramach inicjatywy DC All-In i umieszczony w alternatywnym świecie znanym jako Absolute Universe. Będą pochwały, bo w tym przypadku inaczej być po prostu nie może.

Bez rodziny, bez przyjaciół, bez fortecy. Zupełnie sam w obcym miejscu. Kal-El ląduje na polu w Kansas, ale nic co przedtem ani co później się wydarzy nie przypomina tego, do czego przywykliśmy mówiąc o przyszłym Supermanie. Próbuje odnaleźć się i przetrwać w nowej rzeczywistości, w świecie, którego przedstawiciele najwyraźniej dążą do tego, aby powtórzyć wszystkie błędy zaobserwowane przez Kal-Ela na jego rodzinnej planecie. Aby temu zapobiec, dysponujący niezwykłymi mocami ostatni przedstawiciel planety Krypton broni słabych oraz uciśnionych na całym świecie przed organizacją Lazarus Corp i jego bezwzględnymi agentami - Peacemakerami. Po której stronie stanie Lois Lane? Kim są Omega Men? Kto kieruje Lazarus Corp i chce za wszelką cenę schwytać tego, którego nazywają Supermanem?

Nowe, inne, świeże, oryginalne, czy przystępne dla każdego. Standardowe, ale jednocześnie trafne określenia, jakie wymieniane są przy okazji wspomnienia inauguracji każdej z trzech serii spod szyldu Absolute Universe. Jason Aaron od początku sporo miejsca poświęca na ukazanie flashbacków z udziałem Jor-Ela, Lary oraz Kal-Ela na zmierzającym nieuchronnie do kresu swojego istnienia Kryptonie. Wszyscy wiemy, że dojdzie do katastrofy, ale tym razem możemy zaobserwować całość z innej perspektywy, malując ten świat w nieco innych barwach. Wprowadził na rodzinnej planecie eSa system kastowy, wyjaśnił rolę odgrywaną w społeczeństwie przez rodziców Kal-Ela, a także nadał nowe znaczenie symbolowi 'S' noszonemu na piersi. Podoba mi się zastosowanie technologii opartej na czerwonym słonecznym pyle i to, jak świetnie nakreślona została postać Lary, która lubi brać sprawy w swoje ręce. Fajna podbudowa, a do tego dosyć logicznie uzasadniona. Ważny twist dotyczy też tego, gdzie i przez kogo wychowywał się przyszły Superman, co z pewnością wpływa na jego późniejsze działania i stanięcie  w obronie tych najmniejszych, zepchniętych na margines społeczny. Ten Kal-El ma bowiem w pamięci wszystko to, czego nauczyli go rodzice, widział na własne oczy ostatnie chwile swojej rodzinnej planety, wie co znaczy strata domu i rodziny. Potężny bagaż doświadczeń, o których nie sposób zapomnieć, który cały czas musi dźwigać na plecach.

Wątek związany z upadkiem Kryptonu jest dla mnie najciekawszy w tej serii, ale nie znaczy to, że ciekawe twisty nie czekają na nas także w segmencie rozgrywających się w teraźniejszości. Tutaj również zaprezentowano na nowo, wywracając wiele znanych elementów supermanowej mitologii do góry nogami, szokując i zaciekawiając jednocześnie. Klimat jest dosyć mroczny, pesymistyczny, a Kal-El toczy od kilku lat wojnę wymierzoną przeciwko działaniom organizacji Lazarus Corp, której funkcjonariusze z Lois Lane na czele próbują za wszelką cenę go schwytać. Widać, że co prawda odarty z charakterystycznych elementów, to w głębi duszy nadal ten sam znany nam dobrze Superman, którego misją jest troszczenie się o tych, którzy sami nie są w stanie tego robić, wlewając w serca nadzieję na lepsze jutro. Dochodzi do kilku widowiskowych potyczek, w ramach których możemy zaobserwować działanie stroju naszego bohatera oraz tego, jakie nieprzewidywalne możliwości skrywa nowa, rewelacyjnie prezentująca się i wręcz kradnąca każdy kadr peleryna. Chociaż tak naprawdę to nie jest do końca kostium, tylko coś znacznie, znacznie więcej, a dużą rolę odgrywa w tym przypadku sztuczna inteligencja zwana Sol. Na razie niewiele wiemy o grupie Omega Men i jej liderce, ale nie można wykładać wszystkich kart na stół już na początku i zostawić coś dla czytelników na później. Jimmy'ego oraz Lois spotykamy w nietypowych dla nich sytuacjach, ale chyba łatwo przewidzieć, że prędzej czy później wspomniana dwójka dołączy do naszego Kryptończyka.

Duże wrażenie robi niosący ze sobą potężny wachlarz emocji rozdział szósty, gdzie cofamy się o kilka lat i wreszcie zaglądamy do Smallville, aby zaobserwować pierwsze chwile Kal-Ela na Ziemi oraz spotkanie z Kentami. Najpierw w tym zeszycie dominują u chłopaka takie emocje, jak przerażenie, smutek, czy wściekłość, ale potem przez chwilę wszystko zaczyna się układać dla niego w bardzo pozytywny obraz. Wtedy jednak scenarzysta w jednej chwili burzy sielankową atmosferę i zadaje Kryptończykowi kolejne ciosy, za pomocą których może on poznać prawdziwą ludzką naturę, doświadczyć zawodu, szeroko rozumianego bólu, niezrozumienia, czy też poczuć się odepchniętym, co wpływa na jego późniejsze działania i zachowania na planecie. Mocne i zapadające w pamięć czytelnika sceny. Do tego dochodzi intrygujący cliffhanger, gdzie poznajemy głównego złego całej opowieści. Jest to trochę nieoczekiwany (chociaż pewne tropy od początku mogły to sugerować), ale też ciekawy wybór, gdyż przez cały wydawało się, że to jednak będzie Brainiac.

Sporo interesujących faktów zostało już ujawnionych, ale bardzo wiele rzeczy nadal pozostaje zagadką. Twórcy komiksu robią wszystko, aby zachęcić mnie do dalszego śledzenia wydarzeń, gdyż z każdym zeszytem robi się jeszcze ciekawiej i aż chce się wiedzieć już/teraz, co takiego spotka głównego bohatera w kolejnym etapie jego ziemskiej wędrówki.

Rysunki są dokładnie takie, jakich się spodziewałem. Rafa Sandoval to sprawdzona, solidna firma i w przeszłości nie raz udowadniał, że zawsze można liczyć na wysokiej jakości, szczegółowe ilustracje z jego strony. Bardzo lubię jego widowiskowy i bogaty w szczegóły styl. Z uniwersum Supermana miał już okazję obcować (chociażby niedawno na łamach ACTION COMICS) i pokazał, że dobrze czuje się w tych klimatach, a do tego specjalizuje się w tematach związanych z kosmosem, sci-fi, czy kiedy trzeba zwizualizować jakieś efektowne superbohaterskie pojedynki. W ABSOLUTE SUPERMAN wspiął się w mojej ocenie na jeszcze wyższy poziom. Jego sposób przedstawienia powierzchni Kryptonu, obcej technologii, różnych funkcji i działania nietypowej peleryny, czy też Supermana w akcji naprawdę robią wrażenie. Naprawdę dobry wybór, jeśli chodzi o rysownika serii, który gwarantuje solidny i równy poziom od pierwszej do ostatniej strony. A do tego jeszcze Ulises Arreola podkreślający atmosferę komiksu odpowiednią kolorystyką, zwłaszcza robiącą wrażenie, gdy podziwiamy różne rozbłyski, promienie, wyładowania oraz wszelkie sceny zdominowane czerwoną barwą. Szósty zeszyt gościnnie zilustrował Carmine Di Giandomenico, znany np. z THE FLASH Williamsona. Jest to inny, mocno ekspresyjny i dynamiczny styl, ale również cieszący oko. Zwłaszcza, że dobrze oddaje wszystkie emocje na twarzy Kal-Ela. Nie ukrywam jednak, że bardziej preferuję nowego eSa w wykonaniu Sandovala, który powróci wraz z #8.

ABSOLUTE SUPERMAN potwierdza tylko, jak trafionym pomysłem okazało się stworzenie Absolute Universe i zrobienia w nim miejsca na nową wersję Supermana. Aaron oraz Sandoval zaproponowali zupełnie nowe podejście do tego bohatera, jego rodziców, używanych mocy, czy wyglądu planety Krypton i jej mieszkańców, ale mieszając mocno w originie Kal-Ela nie zapomnieli podkreślić tego wszystkiego, co od zawsze czyni eSa tak wielkim i wyjątkowym. Jest balans pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością. Naprawdę fajnie się to czyta i ogląda, a każdy kolejny rozdział dostarcza nowych informacji i sprawia, że jeszcze mocniej przenikam do przedstawionego w tym komiksie świata. Jak długo Aaron i Sandoval będą tworzyć tę serię, tak długo będę przy niej trwał i odkrywał to, co maja do zaproponowania w temacie "absolutnego" Supermana. Nie ważne, czy w formie zeszytowej, zbiorczej, czy może za jakiś czas w polskiej wersji językowej - ten komiks zasługuje na to, aby prędzej czy później się z nim zapoznać, bo wspomniani twórcy robią tutaj kawał dobrej roboty.

ABSOLUTE SUPERMAN VOL. 1: LAST DUST OF KRYPTON możecie zamówić w promocyjnej cenie na ATOM Comics.

Przeczytał, zrecenzował i poleca: Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz