O, popatrzcie jakie mamy fajne logo :)
DC You –
chyba najważniejszy ubiegłoroczny komiksowy projekt wydawnictwa DC – obecny
jest na rynku już ponad pół roku. Najwyższa pora podsumować to, co dotychczas
udało się osiągnąć wydawnictwu, próbując przy tym zachować możliwie jak
najwięcej obiektywności. Nie oznacza to oczywiście, że nie wtrącę tu i ówdzie
swoich trzech zdań opinii. Czy udało mi się wyjść obronna ręką? Sprawdźcie w
rozwinięciu posta.
Przypomnę
może jeszcze, czym właściwie jest DC You. Otóż tak właśnie nazywał się nowy
branding, który wraz z końcem crossovera CONVERGENCE, zawitał na okładki
komiksów z DC, zastępując obecny od czterech lat znaczek New52. Wspomniana
historia namieszała trochę w głównym uniwersum, przede wszystkim przywracając
do kanonu postacie z czasów sprzed słynnego restartu z 2011 roku. Nie
zanotowano żadnego poważnego rebootu, zaś najważniejszym efektem wprowadzenia
DC You miało być 25 nowych tytułów, które od lipca ubiegłego roku sukcesywnie
dodawane były do 24, które powróciły po wydarzeniach z CONVERGENCE. Plan był
ambitny i zakładał minimum zmniejszenie dystansu, jaki na listach sprzedaży
dzielił DC i Marvela. Dziś możemy już co nieco podsumować, wytykając błędy
popełnione przez wydawnictwo, jak i dostrzegając zalety podjętego kroku. Ze
swojej strony zacznę od tych pierwszych.
ZALETY
DYWERSYFIKACJA
OFERTY
Już od
samego startu New 52 można było zauważyć, że wydawnictwo DC Comics nie chce
zalać czytelników falą komiksów, które różnią się od siebie tylko i wyłącznie
tytułami na okładkach. Stąd też przy każdej okazji zapowiadano serie, które
przynajmniej starały się odejść od klasycznego nurtu superhero. Co prawda
praktycznie żadna z tych serii nie utrzymała się zbyt długo na powierzchni, to
jednak nie zaprzestano prób. I tak DC You obfituje do teraz w tytuły, które teoretycznie
należą do nurtu superbohaterskiego, ale nijak nie można ich obok siebie
zestawić. No bo czy możemy powiedzieć jednoznacznie, że takie tytuły jak
BIZARRO oraz OMEGA MEN należą do tego samego nurtu? Głównym założeniem DC You
wydaje się takie rozbudowanie oferty wydawnictwa, by każdy mógł znaleźć w niej
coś dla siebie. Wspomniałem już o komediowym tytule superhero dla młodszych
odbiorców, jak i mrocznym, poważnym superhero science-fiction, ale DC You to
znacznie więcej. W ofercie można doszukać się także tytułów osadzonych w dalekiej
przyszłości (BATMAN BEYOND, JUSTICE LEAGUE 3001), z wyraźnie zaznaczonym, obyczajowym
zabarwieniem (STARFIRE, BLACK CANARY), starające się poruszać wątki
egzystencjonalne (MARTIAN MANHUNTER, CYBORG), społeczne (WE ARE... ROBIN),
bezceremonialną satyrę (ALL-STAR SECTION EIGHT) czy też zdecydowanie największe
zaskoczenie w ofercie DC You, a więc komiks, który zupełnie nie należy do nurtu
superhero, jakim bez wątpienia jest PREZ – historia o nastolatce, która została
wybrana prezydentem USA. Oczywiście coś dla siebie znajdą także wielbiciele
absolutnie klasycznych naparzanek. Nie mam zamiaru oceniać teraz tego, jak
udało się twórcom poszczególnych serii wdrożyć w życie poszczególne wątki,
jednak samą próbę rozszerzenia oferty o coś innego, niż kolejne bat-klony, po
prostu muszę uznać za zaletę.
SŁUCHANIE
(CZĘŚCI) GŁOSÓW CZYTELNIKÓW
W tym
podpunkcie skupię się na kilku rzeczach. Zacznę od statusu miniserii, który za
sprawą DC You zmienił się diametralnie. Wszyscy pamiętamy, jak to od startu
inicjatywy New52 byliśmy raz za razem atakowani zapowiedziami kolejnych serii.
Nierzadko wówczas łapaliśmy się za głowę, ponieważ nawet średnio obeznany
czytelnik wiedział, że niektóre tytuły nie mają najmniejszych szans utrzymać
się na rynku dłużej niż przez kilka miesięcy. Na ten przykład wspomnę tu,
chociażby takie ”serie” jak, pokasowane po raptem paru miesiącach, KLARION czy
SWORD OF SORCERY. W pewnym momencie doszło nawet do swoistego paradoksu, gdy DC
zapowiedziało jako serię ongoing tytuł, którego fabuła nie pozwalała
na ciągnięcie jej dłużej niż kilka numerów. Tytułem tym było ARKHAM MANOR,
ostatecznie jednak zredukowane do statusu miniserii. Z czasem, brak miniserii
stał się jedną z najczęściej wymienianych wad nowego uniwersum wydawnictwa. Wróćmy
jednak do DC You. Przy założeniu, że DOOMED oraz GREEN LANTERN: LOST ARMY
uznamy za miniserie, a nie przedwcześnie skasowane ongoingi (czyli tak, jak
chciałoby tego wydawnictwo), start nowej inicjatywy DC Comics przyniósł nam aż
siedem tytułów z określoną ilością numerów, a z kolejnymi miesiącami pojawiać
zaczęły się zapowiedzi kolejnych. Siedem nie jest może liczbą rzucającą na
kolana, lecz pamiętajmy, że przez cztery lata trwania New52, ukazało się ich
łącznie trzynaście.
Podobać ma
prawo się także fakt, że wydawnictwo DC Comics posłuchało przynajmniej części
uwag czytelników także przy ustalaniu listy tytułów DC You. Tu za przykład
niech posłużą zapowiedziane na styczeń miniserie POISON IVY: CYCLE OF LIFE AND
DEATH oraz SWAMP THING. Być może o tym nie wiecie, ale obydwa te tytuły
zrodziły się tak naprawdę z narzekań fanów. Pamela Isley może cieszyć się
własnym tytułem dzięki zakrojonej na dość szeroką skalę akcji na Twitterze, zaś
do powrotu Lena Weina do pracy nad postacią Aleca Hollanda doprowadziły prośby
czytelników, wyrażane w mowie i piśmie od wielu lat.
Tom King
TWÓRCY
”NIESKAŻENI” MAINSTREAMEM
Gdy
ogłoszono start inicjatywy DC You, w DCManiakalnych zakamarkach zastanawialiśmy
się nad tym, ile tytułów przypadnie Geoffowi Johnsowi oraz Scottowi Lodbellowi
lub też czy Jim Lee znowu usiądzie i narysuje parę numerów chociaż jednego
komiksu? Nasze przypuszczenia okazały się tylko częściowo prawdą, ponieważ o
ile faktycznie drugi z wymienionych twórców panoszy się dość wyraźnie w ofercie
DC You, to jednak trudno nie zauważyć, że wydawnictwo postawiło na mniej
znanych, a czasem i zupełnie anonimowych, twórców. Brendan Fletcher, Ming
Doyle, Amy Chu, Mark Russell, Heath Corson, David Walker czy Steve Orlando to w
komiksowym mainstreamie totalnie świeża krew. Oczywiście pociąga to za sobą
pewne ryzyko, ale wspomnę o tym później, w minusach. Wydaje się, że za decyzją
o sięgnięcie po mniej znanych twórców stoi dość wyraźny sukces takich nazwisk
jak... Jonathan Hickman. Dlaczego? Otóż scenarzysta ten bardzo mocno wyróżniał
się, tworząc dla Image Comics, a następnie stał się wielką gwiazdą i głównym
budowniczym uniwersum Marvela, chociaż mało kto dawał mu na to szanse. DC,
które zaryzykowało i sporo zyskało na ”zimidżowaniu” BATGIRL, poszło za ciosem.
Większość z wymienionych twórców ma na swoim koncie przynajmniej jeden autorski
projekt, który zdobył uznanie krytyki.
Pytanie
jednak, czy dla DC odpowiednikiem Jonathana Hickmana nie okaże się ten, który w
wydawnictwie tym zadebiutował - Tom King
POSTACIE Z
DRUGIEGO PLANU
Dobra,
tutaj już pojadę mocno subiektywnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że skasowanie
jednego czy dwóch tytułów z Batmanem i zastąpienie go, chociażby, takim tytułem
jak DOOMED, byłby strzałem w stopę nawet wówczas, gdyby okazał się on mocnym
kandydatem do Eisnera. Ja jednak cieszę się z powodu tego, że DC You nie stało
się przykrywką dla wprowadzenia na rynek wyłącznie tytułów powiązanych z
Justice League, Batmanem czy Green Lantern, czy którymkolwiek z seriali
emitowanych obecnie w telewizji. Zanim ktoś przyczepi się do tego ostatniej
części zdania – uważam, iż start BLACK CANARY oraz MARTIAN MANHUTER nie wynika z
popularności Laurel Lance w ARROW czy planach wobec Hanka Henshawa w serialu
SUPERGIRL.
Tu mała
dygresja – to trochę smutne, że o postaciach tego kalibru mówię jako o ”drugim
planie”, lecz to niestety efekt kilkuletniego promowania wszystkiego, co ”Bat”
lub ”Justice”. Obecnie wiele znanych i lubianych postaci można określić jako
drugoplanowe.
Wracając,
DC You postawiło w dużej mierze na obecnie mniej popularne lub
kompletnie nowe postacie. Dla mnie jest to ogromny plus.
WADY
SŁABIUTKI
MARKETING
Coś, co
bardzo mnie dziwi. Marvel potrafi, przepraszam za kolokwializm, zarzygać
czytelnika reklamami, zapowiedziami i newsami o praktycznie każdej swojej nowej
serii. Tymczasem DC You stało się obiektem naprawdę głośnych dyskusji tak
naprawdę trzy razy: gdy zostało ogłoszone, w momencie nie-kasacji OMEGA MEN
oraz... gdy czytelnicy od czci i wiary osądzali osobę, która zgodziła się na legendarną
już reklamę ”Twixa” w każdym z czerwcowych numerów komiksów DC. W czasach, gdy
bipolarność poziomu sprzedaży osiągnęła niezwykłe rozmiary i nawet Marvelowi
oraz DC bardzo trudno osiągnąć sukces serii z postacią nową lub dotychczas
mniej znaną (w ostatnich paru latach udało się to tak naprawdę tylko trzem
paniom: Harley Quinn, Spider-Gwen oraz nowej Miss Marvel), tym bardziej dziwi
niemrawość, z jaką Dan DiDio i spółka podeszli do sprawy. Efekt widoczny jest
gołym okiem – z całego DC You największe sukcesy na listach sprzedaży święci
JUSTICE LEAGUE OF AMERICA Bryana Hitcha oraz ROBIN: SON OF BATMAN. Cała reszta
tytułów pałęta się na listach zdecydowanie niżej, niż oczekiwano, efektem czego
są już pierwsze kasacje, a także...
BARDZO
DZIWNE DECYZJE WYDAWNICZE
DC You z
pewnością nie pomogły także zawirowania, jakie dotykały niektóre tytuły, często
zresztą przed samą ich premierą. Czytelnicy mieli prawo czuć się oszukiwani,
gdy dowiadywali się o zmianach statusów ongoingów na miniserie (GREEN LANTERN:
LOST ARMY, DOOMED), przycinaniu rozmiarów niektórych tytułów (PREZ rozbito z
dwunastoczęściowej maksiserii na dwie miniserie, po sześć zeszytów) czy wreszcie o
odwołaniu premiery wcześniej zapowiedzianego tytułu. To ostatnie dotknęło serii
DARK UNIVERSE, która miała wszelkie predyspozycje do tego, by sprzedawać się
całkiem dobrze, a także ogłoszonych miniserii FIRESTORM, METAMORPHO, METAL MEN
oraz SUGAR AND SPIKE. Te ostatnie zostały pokasowane jako osobne tytuły, lecz
po przeróbkach ukazywać będą się od marca w ramach antologii LEGENDS OF
TOMORROW. Najszerszym echem odbiła się jednak sprawa serii OMEGA MEN, którą to
skasowano, by następnie po interwencjach niezbyt licznych fanów oraz samego
scenarzysty wycofać się z decyzji. Przypomnę, że chodzi o tytuł, który w
zestawieniu CBR na najlepsze komiksy 2015 roku zajął 9 miejsce. Wydawać by się
mogło, że przy okazji niedawno odtrąbionej przeprowadzki, wydawnictwo DC
zapomniało przenieść do nowej siedziby dział PR.
NIEJASNOŚCI
PRZY SAMEJ LEKTURZE
Nawiązując
niejako do obu poprzednich punktów. DC You może zakręcić czytelnika już samym
faktem, że z powodu raczej kiepskich działań marketingowych, może nam umknąć
fakt, że niektóre tytuły z tej inicjatywy nie są kanoniczne. O ile w przypadku
PREZ można się tego domyśleć praktycznie od razu, to jednak ”elseworldowość”
BIZARRO czy BAT-MITE już tak oczywista nie jest, zaś lektura wszystkich sześciu
numerów ALL-STAR SECTION EIGHT, choć naprawdę dobra i satysfakcjonująca, do
dziś nie odpowiedziała mi jednoznacznie na pytanie o kanoniczność tej
miniserii. Pewnych problemów może także dostarczyć tytuł CONSTANTINE: THE
HELLBLAZER, którego to pierwszy numer prezentuje nam osadzonego jak najbardziej
w kontinuum tytułowego bohatera, ale zarazem wyraźnie młodszego od samego
siebie z poprzedniej serii, jak zdającego się nie mieć nic wspólnego z JUSTICE
LEAGUE DARK. I piszę tu teraz tylko o tytułach, po które sięgnąłem.
Niewykluczone, że tego typu zagadek czai się znacznie więcej.
Scott Lobdell
NIESŁUCHANIE
(CZĘŚCI) GŁOSÓW CZYTELNIKÓW
Za część
działań wynikających z kontaktu z czytelnikiem pochwaliłem, część jednak muszę
także zganić. Przede wszystkim za to, że chociaż praktycznie w każdym zakątku
sieci można znaleźć marudzenie oraz czyste hejty na prace Scotta Lobdella, DC
nie tylko wydaje się głuche na sugestie o wydalenie go z wydawnictwa, ale
także przy starcie DC You dało mu dwa tytuły. W efekcie DOOMED już po sześciu
numerach wyleciało z oferty, a pozbawione bardzo barwnej i jednocześnie
kontrowersyjnej Starfire, przygody Red Hooda i Arsenala obchodzą już chyba
tylko najbardziej fanatycznych zwolenników obu tych postaci.
Naiwnością
także wykazało się DC Comics dając wiarę w słowa Bryana Hitcha, który
zapewniał, iż będzie w stanie rysować bez opóźnień (w co nie wierzył chyba
żaden z fanów), co obecnie odbija się na ofercie wydawnictwa. Czytelnicy
chcieli także, by DC nie dopuszczało w komiksach z linii You do sytuacji, w
których co moment na pokładzie różnych serii pojawiają się rysownicy, którzy
muszą łatać dziury po tych, którzy nie potrafią wyrobić się w określonym
terminie. Tu za dobry przykład może posłużyć CONSTANTINE: THE HELLBLAZER, gdzie
Riley Rossmo i Vanesa Del Rey rysują kolejne zeszyty wymiennie. Z drugiej
strony barykady umieścić trzeba MARTIAN MANHUNTER, gdzie co moment trzeba dorzucać
innego rysownika, na czym komiks wyłącznie cierpi.
PODSUMOWANIE
Całość
inicjatywy DC You najlepiej ocenić sobie samemu. Z perspektywy wydawnictwa,
które zmuszone jest szukać pieniędzy na łatanie dziury w budżecie, przez co
zwolniło się z obietnicy minimum 12 numerów dla każdego premierowego komiksu,
krok ten za sukces uznany być nie może. Czytelnicy też tłumnie nie rzucili się
na nowe serie i trudno nie spodziewać się fali kasacji w okolicach maja. Z
drugiej jednak strony, spora ilość nowych tytułów zaskarbiła sobie sympatię
krytyki, a także zdecydowanie przypadła do gustu tym odbiorcom, którzy
poszukują w mainstreamie czegoś niekonwencjonalnego. Takim jak ja, dzięki czemu
po raz pierwszy od zakończenia runu Briana Azzarello w WONDER WOMAN, ponownie co
miesiąc zamawiam nowe zeszyty z DC.
Źródła obrazków: Comicvine
Źródła obrazków: Comicvine
A jak wypadły serie z dobrym poczatkiem np dr.Fate, MM i Black Canary, bo mam z każdej po "jedynce" i zastanwiam się czy kupować wydanie zbiorcze.
OdpowiedzUsuńPierwsza okazała się średnia, dwie kolejne bardzo dobre. Osobiście zachęcam do zakupu trejdów MM i BC.
UsuńJeszcze Cyborg jest fajny :D
Usuń