poniedziałek, 4 stycznia 2016

Kącik Komiksiarza #7

O, popatrzcie jakie mamy fajne logo :)

DC You – chyba najważniejszy ubiegłoroczny komiksowy projekt wydawnictwa DC – obecny jest na rynku już ponad pół roku. Najwyższa pora podsumować to, co dotychczas udało się osiągnąć wydawnictwu, próbując przy tym zachować możliwie jak najwięcej obiektywności. Nie oznacza to oczywiście, że nie wtrącę tu i ówdzie swoich trzech zdań opinii. Czy udało mi się wyjść obronna ręką? Sprawdźcie w rozwinięciu posta.

Przypomnę może jeszcze, czym właściwie jest DC You. Otóż tak właśnie nazywał się nowy branding, który wraz z końcem crossovera CONVERGENCE, zawitał na okładki komiksów z DC, zastępując obecny od czterech lat znaczek New52. Wspomniana historia namieszała trochę w głównym uniwersum, przede wszystkim przywracając do kanonu postacie z czasów sprzed słynnego restartu z 2011 roku. Nie zanotowano żadnego poważnego rebootu, zaś najważniejszym efektem wprowadzenia DC You miało być 25 nowych tytułów, które od lipca ubiegłego roku sukcesywnie dodawane były do 24, które powróciły po wydarzeniach z CONVERGENCE. Plan był ambitny i zakładał minimum zmniejszenie dystansu, jaki na listach sprzedaży dzielił DC i Marvela. Dziś możemy już co nieco podsumować, wytykając błędy popełnione przez wydawnictwo, jak i dostrzegając zalety podjętego kroku. Ze swojej strony zacznę od tych pierwszych.
ZALETY

DYWERSYFIKACJA OFERTY
Już od samego startu New 52 można było zauważyć, że wydawnictwo DC Comics nie chce zalać czytelników falą komiksów, które różnią się od siebie tylko i wyłącznie tytułami na okładkach. Stąd też przy każdej okazji zapowiadano serie, które przynajmniej starały się odejść od klasycznego nurtu superhero. Co prawda praktycznie żadna z tych serii nie utrzymała się zbyt długo na powierzchni, to jednak nie zaprzestano prób. I tak DC You obfituje do teraz w tytuły, które teoretycznie należą do nurtu superbohaterskiego, ale nijak nie można ich obok siebie zestawić. No bo czy możemy powiedzieć jednoznacznie, że takie tytuły jak BIZARRO oraz OMEGA MEN należą do tego samego nurtu? Głównym założeniem DC You wydaje się takie rozbudowanie oferty wydawnictwa, by każdy mógł znaleźć w niej coś dla siebie. Wspomniałem już o komediowym tytule superhero dla młodszych odbiorców, jak i mrocznym, poważnym superhero science-fiction, ale DC You to znacznie więcej. W ofercie można doszukać się także tytułów osadzonych w dalekiej przyszłości (BATMAN BEYOND, JUSTICE LEAGUE 3001), z wyraźnie zaznaczonym, obyczajowym zabarwieniem (STARFIRE, BLACK CANARY), starające się poruszać wątki egzystencjonalne (MARTIAN MANHUNTER, CYBORG), społeczne (WE ARE... ROBIN), bezceremonialną satyrę (ALL-STAR SECTION EIGHT) czy też zdecydowanie największe zaskoczenie w ofercie DC You, a więc komiks, który zupełnie nie należy do nurtu superhero, jakim bez wątpienia jest PREZ – historia o nastolatce, która została wybrana prezydentem USA. Oczywiście coś dla siebie znajdą także wielbiciele absolutnie klasycznych naparzanek. Nie mam zamiaru oceniać teraz tego, jak udało się twórcom poszczególnych serii wdrożyć w życie poszczególne wątki, jednak samą próbę rozszerzenia oferty o coś innego, niż kolejne bat-klony, po prostu muszę uznać za zaletę.

SŁUCHANIE (CZĘŚCI) GŁOSÓW CZYTELNIKÓW
W tym podpunkcie skupię się na kilku rzeczach. Zacznę od statusu miniserii, który za sprawą DC You zmienił się diametralnie. Wszyscy pamiętamy, jak to od startu inicjatywy New52 byliśmy raz za razem atakowani zapowiedziami kolejnych serii. Nierzadko wówczas łapaliśmy się za głowę, ponieważ nawet średnio obeznany czytelnik wiedział, że niektóre tytuły nie mają najmniejszych szans utrzymać się na rynku dłużej niż przez kilka miesięcy. Na ten przykład wspomnę tu, chociażby takie ”serie” jak, pokasowane po raptem paru miesiącach, KLARION czy SWORD OF SORCERY. W pewnym momencie doszło nawet do swoistego paradoksu, gdy DC zapowiedziało jako serię ongoing tytuł, którego fabuła nie pozwalała na ciągnięcie jej dłużej niż kilka numerów. Tytułem tym było ARKHAM MANOR, ostatecznie jednak zredukowane do statusu miniserii. Z czasem, brak miniserii stał się jedną z najczęściej wymienianych wad nowego uniwersum wydawnictwa. Wróćmy jednak do DC You. Przy założeniu, że DOOMED oraz GREEN LANTERN: LOST ARMY uznamy za miniserie, a nie przedwcześnie skasowane ongoingi (czyli tak, jak chciałoby tego wydawnictwo), start nowej inicjatywy DC Comics przyniósł nam aż siedem tytułów z określoną ilością numerów, a z kolejnymi miesiącami pojawiać zaczęły się zapowiedzi kolejnych. Siedem nie jest może liczbą rzucającą na kolana, lecz pamiętajmy, że przez cztery lata trwania New52, ukazało się ich łącznie trzynaście.

Podobać ma prawo się także fakt, że wydawnictwo DC Comics posłuchało przynajmniej części uwag czytelników także przy ustalaniu listy tytułów DC You. Tu za przykład niech posłużą zapowiedziane na styczeń miniserie POISON IVY: CYCLE OF LIFE AND DEATH oraz SWAMP THING. Być może o tym nie wiecie, ale obydwa te tytuły zrodziły się tak naprawdę z narzekań fanów. Pamela Isley może cieszyć się własnym tytułem dzięki zakrojonej na dość szeroką skalę akcji na Twitterze, zaś do powrotu Lena Weina do pracy nad postacią Aleca Hollanda doprowadziły prośby czytelników, wyrażane w mowie i piśmie od wielu lat.
Tom King

TWÓRCY ”NIESKAŻENI” MAINSTREAMEM
Gdy ogłoszono start inicjatywy DC You, w DCManiakalnych zakamarkach zastanawialiśmy się nad tym, ile tytułów przypadnie Geoffowi Johnsowi oraz Scottowi Lodbellowi lub też czy Jim Lee znowu usiądzie i narysuje parę numerów chociaż jednego komiksu? Nasze przypuszczenia okazały się tylko częściowo prawdą, ponieważ o ile faktycznie drugi z wymienionych twórców panoszy się dość wyraźnie w ofercie DC You, to jednak trudno nie zauważyć, że wydawnictwo postawiło na mniej znanych, a czasem i zupełnie anonimowych, twórców. Brendan Fletcher, Ming Doyle, Amy Chu, Mark Russell, Heath Corson, David Walker czy Steve Orlando to w komiksowym mainstreamie totalnie świeża krew. Oczywiście pociąga to za sobą pewne ryzyko, ale wspomnę o tym później, w minusach. Wydaje się, że za decyzją o sięgnięcie po mniej znanych twórców stoi dość wyraźny sukces takich nazwisk jak... Jonathan Hickman. Dlaczego? Otóż scenarzysta ten bardzo mocno wyróżniał się, tworząc dla Image Comics, a następnie stał się wielką gwiazdą i głównym budowniczym uniwersum Marvela, chociaż mało kto dawał mu na to szanse. DC, które zaryzykowało i sporo zyskało na ”zimidżowaniu” BATGIRL, poszło za ciosem. Większość z wymienionych twórców ma na swoim koncie przynajmniej jeden autorski projekt, który zdobył uznanie krytyki.

Pytanie jednak, czy dla DC odpowiednikiem Jonathana Hickmana nie okaże się ten, który w wydawnictwie tym zadebiutował - Tom King

POSTACIE Z DRUGIEGO PLANU
Dobra, tutaj już pojadę mocno subiektywnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że skasowanie jednego czy dwóch tytułów z Batmanem i zastąpienie go, chociażby, takim tytułem jak DOOMED, byłby strzałem w stopę nawet wówczas, gdyby okazał się on mocnym kandydatem do Eisnera. Ja jednak cieszę się z powodu tego, że DC You nie stało się przykrywką dla wprowadzenia na rynek wyłącznie tytułów powiązanych z Justice League, Batmanem czy Green Lantern, czy którymkolwiek z seriali emitowanych obecnie w telewizji. Zanim ktoś przyczepi się do tego ostatniej części zdania – uważam, iż start BLACK CANARY oraz MARTIAN MANHUTER nie wynika z popularności Laurel Lance w ARROW czy planach wobec Hanka Henshawa w serialu SUPERGIRL.

Tu mała dygresja – to trochę smutne, że o postaciach tego kalibru mówię jako o ”drugim planie”, lecz to niestety efekt kilkuletniego promowania wszystkiego, co ”Bat” lub ”Justice”. Obecnie wiele znanych i lubianych postaci można określić jako drugoplanowe.

Wracając, DC You postawiło w dużej mierze na obecnie mniej popularne lub kompletnie nowe postacie. Dla mnie jest to ogromny plus.

WADY
SŁABIUTKI MARKETING
Coś, co bardzo mnie dziwi. Marvel potrafi, przepraszam za kolokwializm, zarzygać czytelnika reklamami, zapowiedziami i newsami o praktycznie każdej swojej nowej serii. Tymczasem DC You stało się obiektem naprawdę głośnych dyskusji tak naprawdę trzy razy: gdy zostało ogłoszone, w momencie nie-kasacji OMEGA MEN oraz... gdy czytelnicy od czci i wiary osądzali osobę, która zgodziła się na legendarną już reklamę ”Twixa” w każdym z czerwcowych numerów komiksów DC. W czasach, gdy bipolarność poziomu sprzedaży osiągnęła niezwykłe rozmiary i nawet Marvelowi oraz DC bardzo trudno osiągnąć sukces serii z postacią nową lub dotychczas mniej znaną (w ostatnich paru latach udało się to tak naprawdę tylko trzem paniom: Harley Quinn, Spider-Gwen oraz nowej Miss Marvel), tym bardziej dziwi niemrawość, z jaką Dan DiDio i spółka podeszli do sprawy. Efekt widoczny jest gołym okiem – z całego DC You największe sukcesy na listach sprzedaży święci JUSTICE LEAGUE OF AMERICA Bryana Hitcha oraz ROBIN: SON OF BATMAN. Cała reszta tytułów pałęta się na listach zdecydowanie niżej, niż oczekiwano, efektem czego są już pierwsze kasacje, a także...

BARDZO DZIWNE DECYZJE WYDAWNICZE
DC You z pewnością nie pomogły także zawirowania, jakie dotykały niektóre tytuły, często zresztą przed samą ich premierą. Czytelnicy mieli prawo czuć się oszukiwani, gdy dowiadywali się o zmianach statusów ongoingów na miniserie (GREEN LANTERN: LOST ARMY, DOOMED), przycinaniu rozmiarów niektórych tytułów (PREZ rozbito z dwunastoczęściowej maksiserii na dwie miniserie, po sześć zeszytów) czy wreszcie o odwołaniu premiery wcześniej zapowiedzianego tytułu. To ostatnie dotknęło serii DARK UNIVERSE, która miała wszelkie predyspozycje do tego, by sprzedawać się całkiem dobrze, a także ogłoszonych miniserii FIRESTORM, METAMORPHO, METAL MEN oraz SUGAR AND SPIKE. Te ostatnie zostały pokasowane jako osobne tytuły, lecz po przeróbkach ukazywać będą się od marca w ramach antologii LEGENDS OF TOMORROW. Najszerszym echem odbiła się jednak sprawa serii OMEGA MEN, którą to skasowano, by następnie po interwencjach niezbyt licznych fanów oraz samego scenarzysty wycofać się z decyzji. Przypomnę, że chodzi o tytuł, który w zestawieniu CBR na najlepsze komiksy 2015 roku zajął 9 miejsce. Wydawać by się mogło, że przy okazji niedawno odtrąbionej przeprowadzki, wydawnictwo DC zapomniało przenieść do nowej siedziby dział PR.

NIEJASNOŚCI PRZY SAMEJ LEKTURZE
Nawiązując niejako do obu poprzednich punktów. DC You może zakręcić czytelnika już samym faktem, że z powodu raczej kiepskich działań marketingowych, może nam umknąć fakt, że niektóre tytuły z tej inicjatywy nie są kanoniczne. O ile w przypadku PREZ można się tego domyśleć praktycznie od razu, to jednak ”elseworldowość” BIZARRO czy BAT-MITE już tak oczywista nie jest, zaś lektura wszystkich sześciu numerów ALL-STAR SECTION EIGHT, choć naprawdę dobra i satysfakcjonująca, do dziś nie odpowiedziała mi jednoznacznie na pytanie o kanoniczność tej miniserii. Pewnych problemów może także dostarczyć tytuł CONSTANTINE: THE HELLBLAZER, którego to pierwszy numer prezentuje nam osadzonego jak najbardziej w kontinuum tytułowego bohatera, ale zarazem wyraźnie młodszego od samego siebie z poprzedniej serii, jak zdającego się nie mieć nic wspólnego z JUSTICE LEAGUE DARK. I piszę tu teraz tylko o tytułach, po które sięgnąłem. Niewykluczone, że tego typu zagadek czai się znacznie więcej.
Scott Lobdell
NIESŁUCHANIE (CZĘŚCI) GŁOSÓW CZYTELNIKÓW
Za część działań wynikających z kontaktu z czytelnikiem pochwaliłem, część jednak muszę także zganić. Przede wszystkim za to, że chociaż praktycznie w każdym zakątku sieci można znaleźć marudzenie oraz czyste hejty na prace Scotta Lobdella, DC nie tylko wydaje się głuche na sugestie o wydalenie go z wydawnictwa, ale także przy starcie DC You dało mu dwa tytuły. W efekcie DOOMED już po sześciu numerach wyleciało z oferty, a pozbawione bardzo barwnej i jednocześnie kontrowersyjnej Starfire, przygody Red Hooda i Arsenala obchodzą już chyba tylko najbardziej fanatycznych zwolenników obu tych postaci.

Naiwnością także wykazało się DC Comics dając wiarę w słowa Bryana Hitcha, który zapewniał, iż będzie w stanie rysować bez opóźnień (w co nie wierzył chyba żaden z fanów), co obecnie odbija się na ofercie wydawnictwa. Czytelnicy chcieli także, by DC nie dopuszczało w komiksach z linii You do sytuacji, w których co moment na pokładzie różnych serii pojawiają się rysownicy, którzy muszą łatać dziury po tych, którzy nie potrafią wyrobić się w określonym terminie. Tu za dobry przykład może posłużyć CONSTANTINE: THE HELLBLAZER, gdzie Riley Rossmo i Vanesa Del Rey rysują kolejne zeszyty wymiennie. Z drugiej strony barykady umieścić trzeba MARTIAN MANHUNTER, gdzie co moment trzeba dorzucać innego rysownika, na czym komiks wyłącznie cierpi.

PODSUMOWANIE

Całość inicjatywy DC You najlepiej ocenić sobie samemu. Z perspektywy wydawnictwa, które zmuszone jest szukać pieniędzy na łatanie dziury w budżecie, przez co zwolniło się z obietnicy minimum 12 numerów dla każdego premierowego komiksu, krok ten za sukces uznany być nie może. Czytelnicy też tłumnie nie rzucili się na nowe serie i trudno nie spodziewać się fali kasacji w okolicach maja. Z drugiej jednak strony, spora ilość nowych tytułów zaskarbiła sobie sympatię krytyki, a także zdecydowanie przypadła do gustu tym odbiorcom, którzy poszukują w mainstreamie czegoś niekonwencjonalnego. Takim jak ja, dzięki czemu po raz pierwszy od zakończenia runu Briana Azzarello w WONDER WOMAN, ponownie co miesiąc zamawiam nowe zeszyty z DC.

Źródła obrazków: Comicvine

3 komentarze:

  1. A jak wypadły serie z dobrym poczatkiem np dr.Fate, MM i Black Canary, bo mam z każdej po "jedynce" i zastanwiam się czy kupować wydanie zbiorcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza okazała się średnia, dwie kolejne bardzo dobre. Osobiście zachęcam do zakupu trejdów MM i BC.

      Usuń
    2. Jeszcze Cyborg jest fajny :D

      Usuń