Niedawno dowiedzieliśmy się, że NBC zamówiło pilot sitcomu
POWERLESS, którego akcja rozgrywać się będzie w uniwersum DC. Kiedy w sieci
trwają dyskusje, czy taki serial ma rację bytu, przyjrzyjmy się pierwszej
próbie nakręcenia typowego serialu komediowego na podstawie komiksów od naszego
ulubionego wydawcy.
Chodzi o pilot produkcji WHO’S AFRAID OF DIANA PRINCE z 1967
roku. Przy okazji była to pierwsza próba przedstawienia przygód Wonder Woman na
małym ekranie.
Och… Lata 60. To na swój sposób złoty okres w amerykańskiej telewizji.
Wiele produkcji emitowanych w tamtym okresie ma dziś status kultowy i żyje
własnym życiem. STAR TREK od kilku lat na nowo podbija ekrany kin, SCOOBY-DOO
doczekał się masy kontynuacji, filmów przeznaczonych na rynek DVD oraz wersji aktorskiej,
RODZINĘ POTWORNICKICH próbowano ostatnio wskrzesić w nowej formule (nakręcono jednak
tylko pilota), a w kinowej wersji OŻENIŁEM
SIĘ Z CZAROWNICĄ zagrała Nicole Kidman.
W drugiej połowie tej dekady nieoczekiwany sukces osiągnął
serial BATMAN z Adamem Westem i Burtem Wardem. Jego producenci starali się
oczywiście powtórzyć ten sukces. Niestety GREEN HORNET z niezapomnianym Bruce’em
Lee jako Kato utrzymał się na antenie tylko jeden sezon. Oba seriale starały
się łączyć lekki, komediowy klimat z porządną (jak na ówczesne czasy) ilością
akcji oraz efektów specjalnych.
Rok po ich premierze William Dozier (producent obu
wspomnianych superbohaterskich produkcji) postanowił zapoznać widzów z
przygodami kolejnej komiksowej postaci. Zatrudnił więc Stana Harta i Larry’ego
Siegela (scenarzystów związanych z magazynem MAD) do napisania scenariusza
pilota produkcji o Dianie Prince (AKA Wonder Woman). Oczywiście miał on być
utrzymany w kampowej stylistyce, tak jak oba poprzednie seriale.
Tym razem jednak miał być to 100% sitcom (serial komediowy
zwykle rozgrywający się w kilku pomieszczeniach, z emitowanym śmiechem z taśmy –
patrz PRZYJACIELE czy FLINSTONOWIE).
Ostatecznie produkcją tą nie zainteresowała się żadna
amerykańska stacja telewizyjna, a jej pięciominutowy pierwszy odcinek stanowi
jedyną pozostałość po tym jakże intrygującym, acz dziwacznym pomyśle. I
oczywiście dobrzy ludzie zadbali o to, aby był on dostępny dla wszystkich w
sieci.
Diana Prince mieszka wraz z matką na amerykańskich
przedmieściach. Ma 27 (milionów) lat i jest niezamężna, co doprowadza jej
rodzicielkę do szału. W końcu córka sąsiadów dorobiła się trójki dzieci już w
wieku 23 lat. Nie ma jednak czasu na kłótnie. Panująca na dworze burza utrudnia
komunikację lotniczą i tylko Wonder Woman może pomóc dotrzeć Steve’owi
Trevorowi na ważne spotkanie na czas.
Diana zjada grzecznie zupę, wpada do szafy, przegląda się w
lustrze (w którym widzi prawdziwą Wonder Woman) i już jest gotowa, aby ratować
świat.
Dosłownie tyle fabuły dało się w tych kilku minutach
upchnąć.
Główną bohaterkę
zagrały Ellie Wood Walker (niepewna siebie, nosząca okulary Diana Prince) oraz
Linda Harrison (Wonder Woman widziana w lustrze) znana z cyklu filmów o
Planecie Małp. W jej matkę wcieliła się zaś Maudie Prickett. Z uwagi na krótki
czas owej produkcji ciężko jest jednak nawet próbować ocenić ich występ.
Czy mogło wyjść z tego coś dobrego?
Ciężko powiedzieć. Wydaje
się, że mógł wyjść z tego typowy serial komediowy w stylu I DREAMED OF JEANNIE,
gdzie główna bohaterka, mimo wielkiej mocy, miała olbrzymie problemy w
odnalezieniu się w ludzkim świecie. Wiele żartów z pilota miało też wydźwięk,
który w dzisiejszych czasach uznano by za mocno seksistowski. Odrobinę niepasujący
do feministycznej ikony, na jaką przez lata wyrosła Wonder Woman.
Możliwe, że gdyby doszło do zamówienia pełnego sezonu WHO’S
AFRAID OF DIANA PRINCE dziś postrzegalibyśmy inaczej ową heroinę.
W 1968 roku zakończono produkcję BATMANA. Serial ten
wyznaczył jednak na dłuższy czas kierunek, w jakim prowadzono postać Mrocznego
Rycerza w kreskówkach i innych produkcjach telewizyjnych.
Waleczna amazonka musiał poczekać do lat 70. na swój właściwy
debiut telewizyjny, a już w 1975 roku wystartował serial, który do dziś cieszy
się w Stanach sporą popularnością — WONDER
WOMAN z Lyndą Carter w roli głównej.
Jednak to już zdecydowanie opowieść na inną okazję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz