To już dziesiąta odsłona "Serialowni". Dziś cieszymy się nie tylko z tego małego jubileuszu, ale także z premiery kolejnego serialu ze stacji DC. Opinii jest całkiem sporo i jesteśmy przekonani, że część z Was na pewno zostanie zaskoczona podczas lektury. Do tej zaś serdecznie zapraszamy do rozwinięcia posta. Jak zwykle UWAGA na spoilery!!!
SUPERGIRL 1x10: Childish Things
Maurycy: Jest drobna poprawa w porównaniu
z poprzednim epizodem, ale SUPERGIRL to nadal, niestety, kiepski serial. Od
powrotu na antenę w zasadzie wyzerował wszystko, co rozwijało się w ciekawym
kierunku. Cat Grant znowu jest irytująco przerysowaną, kreskówkową szefową, a
Melissa Benoist chyba powolutku wyczerpuje wszystkie swoje sposoby na
wzbudzenie sympatii. Ech, produkcja stacji CBS niepotrzebnie zaczęła
przechylać się w stronę dramatu i wylewanych łez, odchodząc przy tym od
beztroskiej, radosnej historyjki, którą zaprezentowano nam w pilocie.
Radek: Childish Things to jeden z najlepszych odcinków serialu. W końcu
po 10 odcinkach okazało się, że na Winna jest jakikolwiek pomysł.
Kompletnie zapomniałem, że on ma Schott w nazwisku. Autentycznie
zaciekawił mnie motyw niepewności bohatera, czy nie przejdzie na tą samą
stronę co jego ojciec (świetnie zagrany przez Czerny'ego), czy nie
oszaleje. W końcu scenarzyści pozwolili Winnslotowi wyznać Karze swoje
uczucia. Może trochę niezdarnie, co będzie powodować więcej melodramatów
w przyszłości, ale gorzej niż trójkąt Kara-Winn-Olsen być nie może.
Ponadto zobaczyliśmy próbkę możliwości "Marsjańskiego Łowcy Ludzi" (jak
go nazwała Mucha Comics w JUSTICE) i dlaczego nie chce ich
wykorzystywać. Z niecierpliwością czekam co dalej, szczególnie z
emocjonującym cliffhangerem na koniec. Z wad to tylko fakt, że ruchome
piaski sprawiające problem Supergirl, były naprawdę głupie ;) Ale ok,
jestem w stanie to przyjąć, biorąc pod uwagę konwencję - już nie takie
rzeczy widywaliśmy w serialach superbohaterskich. Ode mnie 8/10,
większość rzeczy tutaj naprawdę zagrało.
Krzysiek T.: To takie dziwne uczucie, gdy hurtem jednego wieczoru człowiek ogląda THE FLASH oraz SUPERGIRL i ten drugi podoba mu się znacznie bardziej. Tym razem dobrze zagrało praktycznie wszystko, z jednym drobnym wyjątkiem. Cieszył mnie już początek z udziałem Martian Manhuntera, którego serialowy design uważam za bardzo dobry. Bardzo przyjemnie wypadł złoczyńca tygodnia, który nie tylko był dobrze zagrany, ale także niejako zmusił twórców serialu do stworzenia jakiejś historii Winna, a ta niespodziewanie wyszła bardzo zgrabnie. Także i wątek skupiony wokół postaci Maxa Lorda poprowadzono, według mnie, ciekawie i obecnie jest dla mnie znacznie bardziej interesujący, niż główna tajemnica sezonu, poświęcona ciotce Kary. Miło spędziłem te 40 minut i tylko jeden minus kieruję w stronę Lucy Lane, z którą to sceny wyjątkowo mi się dłużyły.
THE FLASH 2x10: Potential Energy
Maurycy: THE FLASH z kolei zaczął ten rok
niewiele lepiej. Jakoś mało tutaj napięcia, mało emocji, mało funu. A
scenarzyści już po raz kolejny zdecydowali się wyciągnąć kompletnie znikąd „szokujący”
zwrot akcji. Najpierw Henry Allen opuszczał Barry’ego, bo… tak, a teraz to samo
robi Patty. Co gorsza, jej zachowanie z ostatniego odcinka zupełnie nie pasuje
do niej i jej charakteru. Gdyby serio tak miał zakończyć się wątek Patty w tym
serialu, to nie świadczyłoby to zbyt dobrze o twórcach.
Dawid: Pierwszy odcinek po przerwie okazał się z gatunku tych spokojniejszych,
gdzie Zoom na jakiś czas idzie w odstawkę, zaś na pierwszy plan wysuwają
się osobiste problemy głównych bohaterów. Szybko okazuje się, że Wally
West to mało oryginalna i mało interesująca postać, który oby szybko
nie pojawiał się ponownie w Central City. Trochę szkoda z kolei Patty,
ale patrząc z perspektywy czasu, scenarzystom wyczerpał się chyba pomysł
na pisanie tej bohaterki, która osiągnęła już to, co zamierzała. Oby
tylko Barry w każdym kolejnym odcinku nie cierpiał na syndrom utraconej
miłości swojego życia, a istnieje uzasadniona obawa, że tak się stanie.
Występ Żółwia oceniam pozytywnie, chociaż nie jest to złoczyńca
dysponujący jakimiś efektownymi mocami, ale być może przyczyni się w
pewnym stopniu do pokonania Zooma. Najlepiej śledziło się perypetie
Wellsa, który daje temu serialowi wiele dobrego i którego poczynania, w
przeciwieństwie do innych członków Team Flash, zawsze zwiastują coś
nowego, ciekawego. Końcówka na pewno intryguje i sprawia, że w Central
City zaczyna być tłoczno, jeśli chodzi o speedsterów. Ogólnie odcinek ma
dobre momenty, ale przez większą część jest po prostu przeciętny.
Radek: Mam w tym odcinku elementy, które bardzo mi się podobały, ale mam też
wiele takich, które mocno nie przypadły mi do gustu. Do tych drugich
szczególnie należy droga w jaką scenarzyści prowadzą ten serial z
wątkami osobistymi. Serio będziemy mieli serwowaną rodzinną dramę na
pograniczu Supergirl i najgorszych momentów Arrow? Chodzi mi np. o
relacje Wally'ego Westa z ojcem. Albo jak kompletnie bez sensu wysłali
Patty poza Central City i teraz będziemy dostawać Barry'ego w postaci
nieszczęśliwie zakochanego Wertera (przynajmniej tak się spodziewam). Z
tym ostatnim zresztą jest związana kolejna wada tego epizodu. Strasznie
dziwnie zbudowana dramaturgia i suspense. Kiedy zaczynało się dziać coś
fajnego, to nagle ujęcie było urywane i zostawaliśmy przenoszeni w inne,
kompletnie nie pasujące klimatem, miejsce i wydarzenia. Z połączeniem
pomiędzy nieszczęśliwym Barrym a dziwnie budowanym suspensem chodzi mi o
scenę, gdzie główny bohater chciał wyjawić ukochanej swoją tożsamość i
dokładnie w momencie, kiedy zaczął mówić konkrety, wszedł Turtle. Nie,
drogi reżyserze, te zabiegi nie działają fajnie, to było po prostu
irytujące. Kończąc narzekanie, przejdźmy do pozytywów. Podoba mi się
powrót do klasycznego motywu metaczłowieka-tematu tygodnia. Moim
zdaniem zresztą bardzo udany i ciekawy. Poczułem się pod tym względem
jak przeniesiony do pierwszego sezonu. Podoba mi się wątek choroby
Jaya, przynajmniej jego wątek zostanie jakoś popchnięty do przodu - mam
wrażenie, że od jakichś 5 epizodów zupełnie nie było na niego pomysłu.
Na plus zaliczyłbym również humor, szczególnie dialogi z udziałem Cisco.
Gdzie to dalej pójdzie? Nie mam pojęcia. Ale wierzę w ten sezon.
Dlatego, że Zoom jest rewelacyjnym, przerażającym antagonistą.
Tomek: Jeden z najgorszych odcinków Flasha w historii. Scenarzyści ewidentnie
kompletnie się już pogubili i nie mają żadnego pomysłu na serial.
Wałkują tylko w kółko wielokrotnie przerabiane schematy, z najbardziej
irytującym i oklepanym na czele – czyli czy bohater wyjawi swą tajemnicę
bliskiej osobie. Pogarszane jest to dodatkowo przez to, że Turtle
widząc Flasha i Spivot po raz pierwszy jest w stanie jakiś cudem
domyślić się łączącego ich uczucia, w wyniku
czego Patty wychodzi na kretynkę, nie potrafiącą dodać 2 do 2. Brak
pomysłu widoczny jest też w wątku Wally’ego Westa, który nawet sam
sprawia wrażenie jakby nie wiedział po co się tu pojawił. Krótko mówiąc
dno i dwa metry mułu, a ja zacząłem się zastanawiać czy jest sens
kontynuować oglądanie serialu. Dam mu jeszcze ze dwa odcinki, a jeśli w
tym czasie nic się nie poprawi, to się z nim pożegnam.
Michał: Kolejny odcinek, o którym sam nie wiem co mam sądzić. Z jednej strony
mamy nowego, ciekawego przeciwnika, a z drugiej strony jest kolejna
rodzinna drama i na siłę kierowanie związku Barry'ego i Patty w najgorszym
możliwym kierunku. Powoli zaczynam się bać o przyszłość tego serialu.
Przypomnę tylko, że dwa pierwsze sezony ARROW były bardzo dobre, a
dopiero później wszystko zaczęło się sypać. Nie chcę, żeby podobnie się
miała sprawa z tym serialem. Zapomniałem jeszcze dodać kilku słów o
Wallym. Po tym odcinku sądzę, że Iris jednak nie jest najnudniejszą
postacią z rodziny Westów. Dawno w żadnym serialu nie widziałem tak
bezbarwnej postaci. Sceny z jego udziałem wydają mi się tylko
zapychaczem czasu i wątpię, żeby ten fakt miał się zmienić. Szkoda.
Zdecydowanie spodziewałem się czegoś więcej.
Olaf: Nie wiem co tu się zaczęło wyprawiać w tym 2. sezonie. Niemal wszystkie
jego odcinki to zwyczajne zapychacze i oglądam je bardziej z
przyzwyczajenia niż przyjemności. Bardzo możliwe, że coś mnie ominęło,
ale: skąd Turtle wiedział, że Patty to dziewczyna Flasha? Próba
uratowania jedynej osoby, na którą spada ogromny, groteskowy żyrandol, nie
oznacza od razu wielkiego uczucia. To nie jest tak, że Barry ukrywa
swoją tożsamość nie wiadomo jak dobrze, ale nadal nie jestem pewien, jak
Turtle na to wpadł/skąd wzięło się to przypuszczenie? Może to jednak
wynikać z braku przedstawienia jego osobowości w tych całych 7 min.
serialu, w których się pojawił. Dlaczego ludzie śmieją się z Supermana i
jego "wal tak mocno, aż padnie" skoro Flash od niedawna przyjął taktykę
"biegnij tak szybko, aż padnie"? W pierwszym sezonie, przynajmniej
starał się być kreatywny (no dobra, wcale się nie starał, tylko biegał
szybko, a to Wells uczył go sztuczek). Jaki jest powód niechęci Wally'ego
do Joe? W poprzednim odcinku nic nie wskazywało na to, by mieli mieć
jakieś zgrzyty. Natomiast w tym wygląda to tak, jakby ktoś sobie nagle
przypomniał, że tego co potrzeba było we Flashu od samego początku, to
płytki konflikt ojciec-syn, po czym dokręcił kilka scen i wkleił do
całości. Patty nadal mnie nie obchodzi (chyba, że jest Zoomem), a
komentowanie nieścisłości w postaci Wellsa już sobie podaruje.
Krzysiek T.: Byłem święcie przekonany, że to ja jeden będę okropnie narzekał na ten odcinek THE FLASH, a tymczasem widzę, że koledzy odwalili całą robotę za mnie. Ten odcinek to dziura na dziurze, dziurą podlane. Turtle, jako przeciwnik tygodnia, wypadł daremnie, lecz nie jest w tym wielka wina aktora go odtwarzającego. Zawalili przede wszystkim scenarzyści, który napisali odcinek w taki sposób, jakby chcieli zostać zwolnieni z pracy. No bo jak nazwać inaczej fakt, że ten po sekundzie wpadł na to, że Flash kocha Patty? Jak inaczej nazwać sposób pokonania go przez Barry'ego, jeśli nie idiotyzmem? Czy wątek choroby Jay'a wynika z czegokolwiek innego niż braku pomysłu na tę postać? Znaków zapytania jest więcej, lecz właściwie wszystkie wynikają ze słabości tego epizodu niż poprawnych intryg, zafundowanych nam przez scenarzystów. I co gorsza, wszystkie te miernoty ktoś będzie musiał pociągnąć dalej.
ARROW 4x10: Blood Depts
Maurycy: Wyjdę dziś na strasznego
malkontenta, który czerpie wielką frajdę z narzekania, ale ARROW również niczym
nie zachwycił. Może nie potrafię się wciągnąć w ten sezon, bo ani trochę nie
rozumiem poczynań Damiena Darhka i uważam go za bardzo, ale to bardzo nędznego
złoczyńcę? Poza tym, jak to zwykle w ARROW, masa melodramatu, podniosłych rozmów,
które nie brzmią ani trochę naturalnie i wałkowania w kółko tych samych motywów.
Pamiętacie te czasy, jak podekscytowani twórcy zapowiadali, że czwarta seria
będzie radosna i diametralnie inna od poprzednich? Taaa… Na plus Anarky, który
okazał się całkiem przyzwoitym czarnym charakterem.
Tomek: ARROW za to powrócił w naprawdę niezłym stylu. Odcinek kipi od emocji i
potrafi parę razy zaskoczyć. A Anarky w masce wygląda moim zdaniem
rewelacyjnie, szkoda tylko, że tak często ją zdejmuje. Jeśli miałbyś się
do czegoś poważniej przyczepić to chyba tylko do tego, że gdy GA po
całym odcinku szukania Damiena w końcu go odnajduje, to okładają się
przez chwilkę, po czym spokojnie rozchodzą do domów.
Michał: Jak zwykle nie spełniły się moje modlitwy. W efekcie tego Felicity nadal
żyje, a zwiastun kolejnego odcinka zapowiada kolejny kryzys w związku.
Ile można? Na plus zaliczam występ Anarky. Nieźle zagrany i wyrazisty
przeciwnik. To teraz przejdę do minusów. Idiotyczne zachowanie Olivera
to chyba największa wada odcinka. Flashbacki też robią się coraz gorsze.
Po przerwie zupełnie zapomniałem, co się działo na wyspie. Musiałem się
dobrze skupić, żeby sobie przypomnieć dlaczego Conklin prowadzi Olivera
i Taiane. Scenarzyści chyba myślą, że ktoś się przejmie widokiem Queena
przystawiającego sobie pistolet do głowy. Już wolałem trzeci sezon.
Radek: W zasadzie to brak tutaj większych zaskoczeń. Wszystko było jakieś
nijakie. Zresztą szczerze mówiąc już po 3 dniach od obejrzenia niewiele
pamiętam z tego odcinka, co nie świadczy o nim zbyt dobrze. Było jakieś
tam polowanie na Darhka, był mocno średni wątek Felicity w szpitalu,
torturowanie Olivera na wyspie - ale żeby mnie to jakoś zachwyciło?
Raczej nie. No i na mnie nie działa danie mi możliwości spekulacji czyj
to jest grób, bo i tak nie będziemy wiedzieć, dopóki nam nie powiedzą.
Zresztą jak znam niechlujną politykę CW, to nie zostawią sobie tego
zwrotu akcji, tylko będą dawać wskazówki w wywiadach, przez co będziemy
wszystko wiedzieć wcześniej.
Krzysiek T.: ARROW z tego tygodnia także podobał mi się bardziej niż THE FLASH. Anarky, chociaż nie wyglądem, to jednak bardzo mocno przypominał swoją pierwotną wersję z komiksu i stanowił o sile tego epizodu. Podobał mi się fakt, że twórcy co jakiś czas pokazują Olivera jako tego, który nie ma racji, chociaż za żadne skarby tego nie przyzna. I chociaż pokazywanie Felicity jako tej niezłomnej i silnej było maksymalnie przerysowane, to jej wspólne sceny z Olliem wyszły całkiem sympatycznie. Momentami twórcom ARROWA uda się pokazać chemię panującą między tą dwójką w taki sposób, że nie ma się od niej niestrawności. Odcinek oczywiście nie ustrzegł się błędów i minusów, wśród których największym była marnie zrealizowana potyczka Arrowa z Damienem Darhkiem i ostatecznie w najlepszym przypadku mogę uznać go za poprawny. Co nie zmienia mojej opinii, że i tak wypadł lepiej niż THE FLASH.
LEGENDS OF TOMORROW 1x01: Pilot
Tomek: Epizod ten miał przed sobą bardzo trudne zadanie. Nie tylko musiał
zebrać do kupy dziewięcioosobową ekipę, lecz także przedstawić powody
dla których to robią. I w sumie cieszę się, że zrobił to trochę po
łebkach i bardzo pośpiesznie, bo oglądanie przez cały odcinek jak się
zastanawiają czy zgodzić się na propozycję Ripa, wiedząc że i tak to
zrobią, byłoby strasznie irytujące. A dzięki temu druga połowa odcinka
była już wypełniona akcją. Tak więc odcinek ten nie był
idealny, ale bawiłem się przy nim przednio.
Michał: Jestem bardzo zadowolony. Nareszcie dostałem to, na co liczyłem. Luźny,
przyjemny i zabawny serial. Szkoda tylko, że tak duża część odcinka
została pokazana w różnego rodzaju zwiastunach, ale i tak nie
przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Aktor grający Rip Huntera ogromnie
mnie zaskoczył. Na plus oczywiście. Po zapowiedziach nie byłem co do
niego przekonany, ale zdecydowanie jest to postać, którą da się lubić.
Już niecierpliwie czekam na kolejne odcinki.
Olaf: Jednym słowem: Super. Wystarczył jeden odcinek, żebyśmy dowiedzieli się o
co chodzi. Poznaliśmy motywacje postaci, jedne mocne, inne
wystarczające. Scenarzyści od razu załatwili plot twist z Ripem, tym
samym odpuścili nam męczarni oglądania konfliktu w zespole, który co po
niektórzy chętnie wepchnęliby w środek sezonu jako super pomysł. Mamy
również początki relacji między postaciami. Wygląda to bardzo
przyzwoicie. Mam nadzieje, że po tym przyjemnym, załatwiającym formalne
sprawy wstępie, czeka nas już tylko jazda bez trzymanki, z przyjemnym i
rozrywkowych sci-fi. (Nie mówiąc o tym, że jest to prawie crossover
Doctora Who z Prison Break. Nieźle rozegrane. Naprawdę, nieźle
rozegrane).
Radek: Historia o tworzeniu się drużyny superbohaterów jakich wiele. W DC
widzieliśmy tą historię w JUSTICE LEAGUE: WAR, w Marvelu w filmie
AVENGERS. Do tego zaspoilerowana przez fatalny marketing stacji CW
(irytujący spam trailerami i promo na prawo i lewo). Teraz o zaletach,
których jest dużo więcej. Podoba mi się, że zapowiada się lekki serial
przygodowy science fiction. Bez rodzinnych dramatów, bo nie ma na nie
czasu ze względu na ilość postaci. Mam nadzieję, że częściej będzie
wykorzystywany sposób, by nie brać na misję tych, których umiejętności w
danym odcinku do niczego się nie przydadzą. 8 bohaterów to jednak
strasznie dużo jak na 42 minuty odcinka. Przy użyciu tego zabiegu można
łatwo uniknąć przeładowania. Liczę też na więcej momentów komediowych i
nie tylko, które będą eksplorowały cechy charakterystyczne danego
miejsca i czasu (tak jak w tym epizodzie była to scena w barze). Jeśli
chodzi o zaskoczenia, to tylko wątek syna Hawkmana i Hawkgirl, co mocno
zwiększyło atrakcyjność fabuły. Podsumowując, mi bardzo się podobało,
czekam na więcej. 8/10.
Krzysiek T.: Minus właściwie był tylko jeden - połowa tego odcinka została zaspoilerowana w klipach i trailerach, przez co zaskoczeń było niewiele. Ale jednak były. Bardzo podobał mi się fakt, że pomimo niewielkiej ilości czasu, udało się znaleźć kilka minut na każdego członka grupy przyszłych Legend. Odcinek zaoferował widzowi sporo dobrego humoru, masę świetnych one-linerów i niemały zwrot akcji związany z Hawkami. Dodatkowo, doskonale widać było budżet wpompowany w produkcję odcinka, ponieważ efekty specjalne robiły spore wrażenie (wyjątek: animacja Atoma nadal kuleje). Cieszy brak niepotrzebnych dramatów uczuciowych i bardzo mocno trzymam kciuki za to, by kolejne epizody wyszły co najmniej równie dobrze. Zupełnie nie dziwią mnie rekordy, jakie odcinek ten pobił dla stacji CW.
Nowy trailer SUICIDE SQUAD
Maurycy: Według mnie nowy trailer SUICIDE
SQUAD jest fenomenalny! Dokładnie na coś takiego liczyłem i jeśli cały film
będzie utrzymany w takim klimacie, to zachwycony wyjdę z kina. Swoje robi
muzyka, ale nie uważam, żeby to ona była największym plusem. Zwiastun jest
naładowany energią i czarnym humorem, na dodatek poszczególne ujęcia wyglądają
naprawdę pięknie. Jest brudno, obskurnie, ale jednocześnie zabawnie i
efektownie. Co zaskakujące, całkiem ciekawie wypada tutaj Jai Courtney. Natomiast
potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby przywyknąć do Harley w wykonaniu Margot
Robbie. Na szczęście z każdym kolejnym podejściem do trailera coraz bardziej
się z nią oswajam. Reasumując, tak trzymać. Czekam z niecierpliwością.
Tomek: I tak się robi dobry trailer! Perfekcyjnie wykorzystany jeden z
najlepszych kawałków w historii rocka, pełno świetnych ujęć i parę
fajnych tekściorów, a w dodatku bez zdradzania wszystkiego, co się w
filmie stanie. Wcześniej sama produkcja mnie niespecjalnie ekscytowała,
ale dzięki tej zapowiedzi SUICIDE SQUAD stał się dla mnie najbardziej
wyczekiwanym komiksowym filmem roku. Co ciekawe, wygląda na to, że może
mu się udać bardzo trudna sztuka jednoczesnego
wpasowania się w mroczny klimat produkcji spod szyldu DC, będąc zarazem
radosną jazdą bez trzymanki. Liczę na to, że będzie to tegoroczny
niespodziewany hit w stylu GUARDIANS OF THE GALAXY, które były jednym z
moich ulubionych filmów 2014 roku.
Rzut oka na WONDER WOMAN
Maurycy: Zaprezentowane nam sceny wyglądają odrobinę ponuro i szaro, ale to
jeszcze żaden
minus. Oczywiście przydałoby się trochę więcej kolorów, ale sama
stylistyka nie może decydować o tym, czy film będzie dobry czy zły. Gal
Gadot w stroju Wonder Woman prezentuje się naprawdę nieźle, sceny walki z
jej
udziałem także robią wrażenie, szkoda tylko, że ciągle nie dane nam było
zobaczyć jak gra. To chyba największa niewiadoma tego filmu.
Krzysiek T.: Pierwsze ujęcia napawają optymizmem. Gal Gadot, pozbawiona aż tak ogromnej masy filtrów i CGI za plecami, przekonuje, że ma szansę dobrze pociągnąć rolę. To znaczy na tyle, na ile możemy to teraz stwierdzić. Moim zdaniem na pewno prezentuje się wyśmienicie, ujęcia z walk nie rażą i nie śmieszą, tylko tak jak wspomniał Maurycy, to wszystko akcja. Chciałbym już teraz móc zobaczyć ją w chociaż jednej scenie mówionej. Chociaż co tu dużo pisać, cieszę się na ten film tak bardzo, że naprawdę niewiele będzie w stanie mnie do niego zniechęcić.
Źródła obrazków: Comicbook.com
Ja odcinkiem Legends of Tomorrow jestem zawiedziony, odcinek był tak poupychany, że miałem wrażenie iż zaraz już pokonają Vandal'a i zrobią dziesiątki innych rzeczy. Mimo wszystko daje serialowi szanse i mam nadzieje, że gdy będzie powstawać kolejny serial ktoś inny się nim zajmie a nie ta sama trójka od seriali z Arrowverse
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Arrow odcinek średni główny wątek stoi w miejscu i ze słów Darhka można wnioskować, że przez kilka kolejnych odcinków historia nie ruszy bo jak sam to ujął da mu czas na te jego melodramaty.
UsuńFlash też był średni najbardziej irytował mnie Wally który jest tak żałosny a zachowuje się kompletnie nielogicznie.
Flash powoli staje się nieoglądalny. ;<
OdpowiedzUsuń