sobota, 2 grudnia 2017

SUPERMAN: ACTION COMICS TOM 1: ŚCIEŻKA ZAGŁADY

Gdy Nowe DC Comics/New 52 ruszało w naszym kraju, obiecałem sobie w miarę na bieżąco śledzić wszystkie tytuły z Batmanem w roli głównej. Byłem wówczas niebywale głodny kolejnych tytułów z tą postacią. Jak macie zapewne doskonale pojęcie, o ile BATMAN Scotta Snydera był do pewnego momentu naprawdę fajnym podejściem do postaci Mrocznego Rycerza, tak DETECTIVE COMICS, MROCZNY RYCERZ oraz LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI czy WIECZNE ZŁO sprawiły, że mój zapał ostygł na tyle, by po WIECZNEGO BATMANA i jego kontynuację już nie sięgnąć. Podobnie zresztą jak po dwie z trzech ”Batmańskich” serii z Odrodzenia. Jak to się ma komiksu, o którym chciałbym teraz napisać kilka zdań? Ano tak, że historia lubi się powtarzać i obiecałem sobie, że z okazji startu nowej linii wydawniczej, jaką jest Odrodzenie, będę śledzić wszystkie tytuły z Supermanem w roli głównej. Zaczęło się od wstępu do całości: LOIS I CLARK Jurgensa czytało mi się wyśmienicie, zaś OSTATNIE DNI SUPERMANA Tomasiego męczyło mnie niemiłosiernie. W samym już Odrodzeniu, twórcy ci wymienili się miejscami i tak SUPERMAN okazał się bardzo fajnym komiksem, zaś pierwszy tom ACTION COMICS… no cóż, zadka mi nie urwało.

Superman cały czas dostosowuje się do życia w nieznanym mu wciąż świecie. Gdy jednak widzi w telewizji jak Lex Luthor ogłasza się nowym Człowiekiem ze Stali, nie wytrzymuje i postanawia się ujawnić całemu światu. Pomiędzy tą dwójką szybko dochodzi do konfliktu, lecz z czasem muszą podać sobie ręce i zacząć współpracę. Na ulicach Metropolis bowiem pojawia się Doomsday i zaczyna siać zniszczenie. Kto go przysłał? Jaki miał cel? I kim jest człowiek podający się za Clarka Kenta, przyglądający się z bliska wszystkim tym wydarzeniom?

Jako osoba, która co jakiś czas wyłapywała strzępki opinii na temat komiksów z Odrodzenia, lecz starająca się nie siedzieć zbyt mocno w zagranicznych czy nawet DCManiakowych recenzjach, nie wiedziałem zbytnio czego się spodziewać po ŚCIEŻCE ZAGŁADY. Dan Jurgens na łamach LOIS I CLARK uderzył w te rejony komiksu superbohaterskiego, który wciąż jest w stanie wywołać u mnie spore emocje, dzięki czemu otrzymaliśmy niezłą, nieco spokojniejszą fabułę oraz fajnie rozrysowane postacie, obok których nie było łatwo przejść obojętnie. Sądziłem zatem, że pomimo zapowiedzi obecności Doomsdaya, pierwszy tom SUPERMAN: ACTION COMICS nastawi się głównie na budowę relacji pomiędzy Supermanem i Luthorem. Zamiast tego dostaliśmy tom obfitujący w akcję, która pędzi przed siebie bez wytchnienia, co samo w sobie nie byłoby może takie złe, gdyby nie to, że po prostu wszystko to już widzieliśmy, a Jurgens nie wysilił się, by dodać od siebie coś nowego.

Jasne, rozumiem iż głównym zadaniem Odrodzenia jest powrót do korzeni znanych i lubianych postaci oraz ukazania tego, co czytelnicy znają i kochają. Dan Jurgens potraktował to chyba nieco zbyt dosłownie, ponieważ ŚCIEŻKA ZAGŁADY to miks co najmniej kilku komiksów, które nierzadko ukazywały się całkiem niedawno. Rozpierducha z udziałem Doomsdaya przypomina zremasterowaną wersję ŚMIERCI SUPERMANA, tylko z innym zakończeniem. Postać tego przeciwnika Człowieka ze Stali jest niebywale trudna do pisania i chyba jeszcze nie zdarzyło się, aby po pamiętnym, chociaż wcale nie wybitnym komiksie z roku 1992, ktoś dał radę zainteresować mnie czymś z udziałem Doomsdaya. REIGN OF DOOMSDAY tuż sprzed startu New52 było żałosnym zwieńczeniem fajnego runu Paula Cornella. Historia sprzed około dwóch lat, gdy sam Superman zmieniał się w stwora była tak słaba, że dziś wyparłem z pamięci nawet jego tytuł. Przykłady można mnożyć i niestety ŚCIEŻKA ZAGŁADY dołącza do tego grona. Główną historię Jurgena czytało mi się bez większego zainteresowania, ponieważ była bardzo oczywista i przewidywalna. Chyba jedyny fajniejszy moment bijatyki z Doomsdayem, czyli SPOILER dostrzeżenie przez eSa iż stwór stosuje taktykę KONIEC SPOILERA zostało bardzo szybko zamiecione pod dywan. Wiem czym zostało to spowodowane, lecz nie oznacza, iż nie można było przeprowadzić tego nieco lepiej.

Spore oczekiwania miałem w stosunku do relacji pomiędzy eSem i Luthorem, ale tutaj znowu lekki zawód. Jeśli mieliście okazje przeczytać LIGĘ SPRAWIEDLIWOŚCI z Nowego DC Comics od momentu wstąpienia tego drugiego do szeregów grupy, tutaj dostaniecie niemal dokładnie to samo. Nieufność obu panów wobec siebie przechodzi w niechciany sojusz, w trakcie którego Superman zaczyna delikatnie przekonywać się do Luthora, zaś ten dokonuje kilku autentycznie bohaterskich czynów. Było. Plusem tej części komiksu jest dla mnie jednak to, że Jurgensowi udało się utrzymać trend pisania Leksa w taki sposób, byśmy sami nie byli do końca pewni, co tak naprawdę chodzi Luthorowi po głowie.

No i jest jeszcze tajemniczy, pozbawiony mocy Clark Kent. Motyw ten również pojawiał się już nieraz i trudno nie mieć skojarzeń z REIGN OF SUPERMAN, a w pewnym zakresie nawet z niedawno wydanymi OSTATNIMI DNIAMI SUPERMANA. Znowu dostajemy motyw oklepany do nieprzyzwoitości i w dodatku poprowadzony na łamach omawianego dzisiaj komiksu w sposób daleki od bycia satysfakcjonującym. Dość napisać, że totalnie mnie nie obchodzi prawdziwa tożsamość/pochodzenie tajemniczego jegomościa. To nie wróży najlepiej kolejnym tomom, skoro postać ta ma odegrać w nich ważną rolę.

Jeśli chodzi o warstwę rysunkową, tutaj akurat nie mogę na nic narzekać. Styl Patricka ”Patcha” Zirchera lubię od dłuższego czasu i tutaj także spisał się on w moich oczach bardzo dobrze. Zaskoczył za to Tyler Kirkham, z którym wcześniej nie miałem zbyt wiele do czynienia. Delikatnie skręcające w stronę mangi, lekkie ilustracje zdecydowanie fajnie wypadły i z pewnością będę się baczniej przyglądał pracom tego artysty. Krótki występ na łamach ŚCIEZKI ZAGŁADY zalicza także Stephen Segovia i również daje radę.

Komiks opublikowano identycznie jak każdy inny tytuł z Odrodzenia. Miękka okładka ze skrzydełkami, kilka stron dodatków (galeria okładek) i cena okładkowa w wysokości 40zł. Mylić może tylko wymienne używanie imienia oraz pseudonimu Zirchera (na okładce jest Patch, na skrzydełku już Patrick), ale sprawdziłem i podobnie było w wydaniu oryginalnym.

Czy poleciłbym kupno tego komiksu? Jeśli podobnie jak ja jesteście spragnieni fajnych historii z Supermanem, to… zastanówcie się jeszcze. SUPERMAN jest o poziom lepszym komiksem, tu zaś postawiono na bezkompromisowe łubudu, które mnie szczególnie nie porwało. Z drugiej jednak strony, nigdy jeszcze nie mieliśmy na naszym rynku dwóch serii z eSem publikowanych jednocześnie. Wybór należy do Was. Ja, pomimo ogólnie negatywnego wydźwięku tego tekstu, nie mówię tutaj jednoznacznego ”nie”. Przynajmniej nie po pierwszym tomie.
   
----------------------------------------------------------------------------------

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS #957 - 962.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za dostarczenie egzemplarza do recenzji.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Wcześniejszą recenzję autorstwa Dawida, nieco bardziej pozytywną, możecie przeczytać TUTAJ.

1 komentarz:

  1. Albo ze mną jest coś nie tak albo recenzeci mają wygórowane oczekiwania.
    Zarówno ten Action Comics jak i "Ostatnie dni Supermana" czytało mi się bardzo dobrze. Zgadzam się, że nie są to komiksy wybitne o jakimś głębokim tle ale jako blackbustery sprawdzają się doskonale - świetnie narysowane z dobrym tempem akcji, czyta się to jednym tchem.
    Może i następnego dnia nie pamięta się już wielu szczegółów ale co z tego jeśli sam moment ich czytania był przyjemny.

    OdpowiedzUsuń