Na ten tom składa się jednozeszytowa historia „Proces
Batwoman” w której członkowie Bat-rodziny podejmują decyzję w sprawie Kate Kane
po tym co zrobiła w końcówce poprzedniego albumu. Resztę wydania zajmuje
tytułowa historia, w której jedna z dotychczas drugoplanowych postaci
pojawiających się w tej serii stara się na swój sposób powstrzymać przyszłość,
z której pochodziła starsza wersja Tima Drake’a, nawet jeśli w tym celu będzie
zmuszona zabić niektórych z bohaterów.
Pierwsza połowa tego tomu jest moim zdaniem rewelacyjna. W
świetle ostatnich wydarzeń postaciami targają wątpliwości czy postąpili
słusznie i czy dokonali właściwych wyborów. Dialogi, na których w dużej mierze
oparta jest ta część są świetne. Dodatkowo czarny charakter całkiem przebiegle
i z użyciem bardzo przekonujących argumentów stara się przeciągnąć na swą
stronę Red Robina, a ponadto ma całkiem sprytny plan jak doprowadzić do
konfliktu między Batmanem i pozostającymi przy jego boku pomocnikami a Kolonią,
do której oprócz Batwoman dołączyli także Batwing i Azrael. Z kolei bohaterowie
zamiast jak to zazwyczaj w podobnych sytuacjach bywa w komiksach
superbohaterskich od razu rzucić się sobie do gardeł podchodzą do sprawy
zdroworozsądkowo najpierw starają się ustalić co naprawdę zaszło. Niestety w
drugiej połowie wszystko to zostaje błyskawicznie wyrzucone do kosza, kiedy to
to czarny charakter, gdy nie wszystko idzie dokładnie po jego myśli przejmuje
kontrolę na Bratem Oko i reszta komiksu jest już w większości jedynie nudną
nawalanką z OMACami, a on sam traci wszelkie interesujące cechy i staje się
kompletnie nijaki. Wspomniana druga połowa nie jest może jakoś tragicznie zła,
ale po tym jak wysoko poprzeczkę zawiesił początek tego albumu, jest ona
potwornie rozczarowująca.
Za ilustracje ponownie odpowiada cała plejada artystów,
m.in. Eddy Barrows i Alvaro Martinez. Większość z nich pracowała tylko przy
pojedynczych numerach i zazwyczaj spisali się całkiem dobrze choć raczej także
nie wybijali się specjalnie ponad średnią. Jedynym, który rysował nieco więcej
był Javier Martinez i co do niego mam najbardziej mieszane uczucia. Wprawdzie postacie rysowane przez niego
zostawiają sporo do życzenia, ale z kolei budynki wychodzące spod jego ołówka
wyglądają nieraz iście obłędnie. Np. scena w której Batman zmierza do
posiadłości Kane’ów to małe arcydzieło. Generalnie jednak stronę graficzną
należy policzyć na plus.
Komiksy z odrodzenia przyzwyczaiły mnie już do bardzo
ubogich dodatków, ale to co tym razem dostaliśmy w tym względzie jest po prostu
śmieszne – otóż jest to „galeria” składająca się z JEDNEJ okładki.
Wielka szkoda, że James Tynion IV wyłożył się jak długi
dosłownie na kilka metrów przed metą, bo w efekcie mimo bardzo udanego
początku, tom jako całość jest co najwyżej przeciętny. Jego run przy tym
tytule, choć nierówny to jednak ogólnie godny polecenia zasługiwał na lepsze
zakończenie niż kolejne bezmyślne tłuczenie się po gębach przez kilka numerów.
Tomasz Kabza
Opisywane wydanie zbiera materiał z komiksów DETECTIVE
COMICS #975-981
Komiks do nabycia w sklepach Egmontu i ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz