W Polsce wydano właśnie tom 1,
zaś za oceanem premierę miał w tym miesiącu tom 2.
Już przy okazji oceny
pierwszego wydania zbiorczego napisałem, że komiks ten ma więcej plusów, niż
minusów. W przeciwieństwie do SUPERMANA pisanego przez tego samego autora, w
ACTION COMICS stworzony został specyficzny klimat, który zachęca do śledzenia
losów Clarka, Lois i pozostałej, dosyć licznej rzeszy osób odgrywających mniej
lub bardziej ważne role w tym tytule. Zresztą, również Tomek w opublikowanej
niedawno recenzji NIEWIDZIALNEJ MAFII przyznał, że AC pod sterami Bendisa nie
jest tak złe, jak niektórzy krzyczeli i choć nie jest to lektura wysokich lotów,
to jednak czyta się ten komiks i ogląda całkiem przyjemnie. W drugiej odsłonie
spodziewam się co najmniej takiego samego poziomu, a już po samym opisie tego
tomu istnieją duże przesłanki ku temu, że będzie nawet coś lepszego. Na scenę
wkracza bowiem nowy gracz, który usuwa wszystkie dotychczasowe pionki i
przygotowuje zupełnie nową planszę do kolejnej rozgrywki.
Znamy tożsamość Red Cloud (w
tej części nie spodziewajcie się otrzymać więcej informacji na jej temat) i
wiemy, kto odpowiada za podpalenia w mieście, a zatem czas na kolejne
tajemnice, jakie odkryć muszą mieszkańcy Metropolis, z niezmordowaną redakcją
Daily Planet na czele. Leviathan nie jest już organizacją terrorystyczną, która
co jakiś czas uprzykrza życie Mrocznemu Rycerzowi. Na jej czele stanął bowiem
niespodziewanie ktoś zupełnie nowy, ukrywający się pod czerwoną maską, kto
podstępem obalił Talię Al Ghul i rozszerzył zakres działania na całe DCU.
Tajemnicze organizacje, jak D.E.O., A.R.G.U.S., Spyral, czy też Kult Kobry
znikają jedna po drugiej w niewyjaśnionych okolicznościach, i nawet tak
wytrawny gracz, jak Amanda Waller, wydaje się zdezorientowana w zaistniałej
sytuacji. Ba, nawet supermoce Człowieka ze Stali wydają się bezużyteczne. To
zadanie wydaje się zatem idealnie skrojone dla dziennikarza pokroju Clarka
Kenta.
Sekrety, konspiracje, nowe
pytania i deficyt, jeśli chodzi o odpowiedzi. Pojawia się przy tym wiele wątków
dotyczących różnych osób, które stopniowo wkraczają na scenę, i których udział
w całej intrydze nie jest na ten moment zbyt klarowny. Mam tylko nadzieję, że
pewne gościnne występy nie są wymuszone, i że na każdą postać scenarzysta ma
ściśle określony plan. Jeśli chodzi o jakieś wskazówki odnośnie tożsamości
głównego złego, to na razie ich brak, podobnie jak próba stwierdzenia, czy jego
zamiary są rzeczywiście tak straszne, jak twierdzą eS i jego ekipa. Widać to
chociażby w sposobie, w jaki potraktował on Clarka Kenta, a także próbując
policzyć, ile tak naprawdę trupów Leviathan po sobie zostawił.
Skupienie się na bardziej
ludzkiej stronie Supermana i umiejscowienie w samym sercu akcji redakcji Daily
Planet, podobnie jak to było w poprzedniej odsłonie, jest bardzo dobrym
rozwiązaniem i daje twórcom dużo nowych możliwości. Również nietypowe
rozwiązanie z wykorzystaniem duetu Chaz & Andi i całą tą działalnością pod
przykrywką okazało się strzałem w dziesiątkę, pasującym do tego typu opowieści.
Bendis całkiem sprawnie pisze poszczególne postacie, choć nie wszystkie dialogi
są udane (znowu te denerwujące powtórzenia, czy urywane wypowiedzi), i nie
wszystkie decyzje wydają się logiczne. Chociażby rozmowa Lois z ojcem wydaje
się sztucznie wkomponowana.
Warto podkreślić, że o ile
sytuacja z jaką zmagają się nasi bohaterowie jest niezwykle poważna, o tyle nie
mogło zabraknąć miejsca na wplecione pomiędzy elementy humorystyczne. Ich
głównym źródłem, co chyba nikogo nie powinno dziwić, jest Jimmy Olsen.
Powody do zadowolenia mają
wszyscy ci, którzy cenią sobie szczególnie jednolitość warstwy graficznej danej
historii. Poprzednio mieliśmy mieszankę trzech różnych artystów, tym razem w
rotacji pojawił się kolejny znany ilustrator, kojarzony chyba głównie ze
współpracy z Edem Brubakerem przy tworzeniu przygód Kapitana Ameryki, Steve
Epting. Odpowiada on za stworzenie plansz do pięciu rozdziałów, a jego prace stoją
na satysfakcjonującym, wysokim poziomie. Bez większych fajerwerków, ale są
szczegółowe, przejrzyste i dopracowane, przez co większości osób powinny
przypaść do gustu. Osobiście Epting nie należy u mnie do czołówki, jeśli chodzi
o wizualne przedstawienie Człowieka ze Stali, ale trzeba mu oddać, że spisał
się tak, jak od niego oczekiwałem. Ostatni rozdział przypadł z kolei w udziale
Yanickowi Paquette, którego prace mogliśmy już podziwiać w inauguracyjnym
tomie. Bardzo lubię styl, jakim dysponuje Paquette, stąd każde spotkanie z jego
rysunkami dostarcza mi dużą dawkę przyjemności. Cieszy mnie fakt, iż od
początku tej serii ilustracje stanowią silny jej punkt, pomimo że nie jest do
niej przypisany jeden konkretny plastyk, tylko grupa osób zapraszany przez
Bendisa.
LEVIATHAN RISING to nic
innego, jak długi wstęp i przygotowanie gruntu pod mini serię, na łamach której
dopiero poznamy tożsamość tytułowego Leviathana. Bendis dosyć umiejętnie buduje
napięcie i wciąga czytelnika w rozpisaną przez siebie intrygę, stawiając
pytania, na które ów czytelnik pragnie otrzymać odpowiedzi. Z jednej strony
dzieje się całkiem sporo, ale z drugiej niewiele jest konkretów, przez co nie
każdy może czuć się usatysfakcjonowany po zakończonej lekturze, ponieważ
stanowi ona jedynie pierwszą część większej opowieści. Tajemnica goni
tajemnicę, a najciekawsze rzeczy znów są udziałem nie Supermana, tylko
dziennikarza Clarka Kenta, jego żony oraz innych osób z teoretycznie drugiego
planu. I to mi się w tym komiksie podoba najbardziej. Poziom serii z pewnością
nie poszedł w dół, specjalnie również nie poszybował w górę, a osoby
"kupione" przez scenarzystę rozwiązaniami z poprzedniego tomu,
powinny i tym razem być ukontentowane.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS #1007 -
1011 oraz SUPERMAN: LEVIATHAN SPECIAL #1.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz