czwartek, 21 listopada 2019

ACTION COMICS vol. 2: LEVIATHAN RISING


W Polsce wydano właśnie tom 1, zaś za oceanem premierę miał w tym miesiącu tom 2.

Już przy okazji oceny pierwszego wydania zbiorczego napisałem, że komiks ten ma więcej plusów, niż minusów. W przeciwieństwie do SUPERMANA pisanego przez tego samego autora, w ACTION COMICS stworzony został specyficzny klimat, który zachęca do śledzenia losów Clarka, Lois i pozostałej, dosyć licznej rzeszy osób odgrywających mniej lub bardziej ważne role w tym tytule. Zresztą, również Tomek w opublikowanej niedawno recenzji NIEWIDZIALNEJ MAFII przyznał, że AC pod sterami Bendisa nie jest tak złe, jak niektórzy krzyczeli i choć nie jest to lektura wysokich lotów, to jednak czyta się ten komiks i ogląda całkiem przyjemnie. W drugiej odsłonie spodziewam się co najmniej takiego samego poziomu, a już po samym opisie tego tomu istnieją duże przesłanki ku temu, że będzie nawet coś lepszego. Na scenę wkracza bowiem nowy gracz, który usuwa wszystkie dotychczasowe pionki i przygotowuje zupełnie nową planszę do kolejnej rozgrywki.

Znamy tożsamość Red Cloud (w tej części nie spodziewajcie się otrzymać więcej informacji na jej temat) i wiemy, kto odpowiada za podpalenia w mieście, a zatem czas na kolejne tajemnice, jakie odkryć muszą mieszkańcy Metropolis, z niezmordowaną redakcją Daily Planet na czele. Leviathan nie jest już organizacją terrorystyczną, która co jakiś czas uprzykrza życie Mrocznemu Rycerzowi. Na jej czele stanął bowiem niespodziewanie ktoś zupełnie nowy, ukrywający się pod czerwoną maską, kto podstępem obalił Talię Al Ghul i rozszerzył zakres działania na całe DCU. Tajemnicze organizacje, jak D.E.O., A.R.G.U.S., Spyral, czy też Kult Kobry znikają jedna po drugiej w niewyjaśnionych okolicznościach, i nawet tak wytrawny gracz, jak Amanda Waller, wydaje się zdezorientowana w zaistniałej sytuacji. Ba, nawet supermoce Człowieka ze Stali wydają się bezużyteczne. To zadanie wydaje się zatem idealnie skrojone dla dziennikarza pokroju Clarka Kenta.

Sekrety, konspiracje, nowe pytania i deficyt, jeśli chodzi o odpowiedzi. Pojawia się przy tym wiele wątków dotyczących różnych osób, które stopniowo wkraczają na scenę, i których udział w całej intrydze nie jest na ten moment zbyt klarowny. Mam tylko nadzieję, że pewne gościnne występy nie są wymuszone, i że na każdą postać scenarzysta ma ściśle określony plan. Jeśli chodzi o jakieś wskazówki odnośnie tożsamości głównego złego, to na razie ich brak, podobnie jak próba stwierdzenia, czy jego zamiary są rzeczywiście tak straszne, jak twierdzą eS i jego ekipa. Widać to chociażby w sposobie, w jaki potraktował on Clarka Kenta, a także próbując policzyć, ile tak naprawdę trupów Leviathan po sobie zostawił.

Skupienie się na bardziej ludzkiej stronie Supermana i umiejscowienie w samym sercu akcji redakcji Daily Planet, podobnie jak to było w poprzedniej odsłonie, jest bardzo dobrym rozwiązaniem i daje twórcom dużo nowych możliwości. Również nietypowe rozwiązanie z wykorzystaniem duetu Chaz & Andi i całą tą działalnością pod przykrywką okazało się strzałem w dziesiątkę, pasującym do tego typu opowieści. Bendis całkiem sprawnie pisze poszczególne postacie, choć nie wszystkie dialogi są udane (znowu te denerwujące powtórzenia, czy urywane wypowiedzi), i nie wszystkie decyzje wydają się logiczne. Chociażby rozmowa Lois z ojcem wydaje się sztucznie wkomponowana.

Warto podkreślić, że o ile sytuacja z jaką zmagają się nasi bohaterowie jest niezwykle poważna, o tyle nie mogło zabraknąć miejsca na wplecione pomiędzy elementy humorystyczne. Ich głównym źródłem, co chyba nikogo nie powinno dziwić, jest Jimmy Olsen.

Powody do zadowolenia mają wszyscy ci, którzy cenią sobie szczególnie jednolitość warstwy graficznej danej historii. Poprzednio mieliśmy mieszankę trzech różnych artystów, tym razem w rotacji pojawił się kolejny znany ilustrator, kojarzony chyba głównie ze współpracy z Edem Brubakerem przy tworzeniu przygód Kapitana Ameryki, Steve Epting. Odpowiada on za stworzenie plansz do pięciu rozdziałów, a jego prace stoją na satysfakcjonującym, wysokim poziomie. Bez większych fajerwerków, ale są szczegółowe, przejrzyste i dopracowane, przez co większości osób powinny przypaść do gustu. Osobiście Epting nie należy u mnie do czołówki, jeśli chodzi o wizualne przedstawienie Człowieka ze Stali, ale trzeba mu oddać, że spisał się tak, jak od niego oczekiwałem. Ostatni rozdział przypadł z kolei w udziale Yanickowi Paquette, którego prace mogliśmy już podziwiać w inauguracyjnym tomie. Bardzo lubię styl, jakim dysponuje Paquette, stąd każde spotkanie z jego rysunkami dostarcza mi dużą dawkę przyjemności. Cieszy mnie fakt, iż od początku tej serii ilustracje stanowią silny jej punkt, pomimo że nie jest do niej przypisany jeden konkretny plastyk, tylko grupa osób zapraszany przez Bendisa.

LEVIATHAN RISING to nic innego, jak długi wstęp i przygotowanie gruntu pod mini serię, na łamach której dopiero poznamy tożsamość tytułowego Leviathana. Bendis dosyć umiejętnie buduje napięcie i wciąga czytelnika w rozpisaną przez siebie intrygę, stawiając pytania, na które ów czytelnik pragnie otrzymać odpowiedzi. Z jednej strony dzieje się całkiem sporo, ale z drugiej niewiele jest konkretów, przez co nie każdy może czuć się usatysfakcjonowany po zakończonej lekturze, ponieważ stanowi ona jedynie pierwszą część większej opowieści. Tajemnica goni tajemnicę, a najciekawsze rzeczy znów są udziałem nie Supermana, tylko dziennikarza Clarka Kenta, jego żony oraz innych osób z teoretycznie drugiego planu. I to mi się w tym komiksie podoba najbardziej. Poziom serii z pewnością nie poszedł w dół, specjalnie również nie poszybował w górę, a osoby "kupione" przez scenarzystę rozwiązaniami z poprzedniego tomu, powinny i tym razem być ukontentowane.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS #1007 - 1011 oraz SUPERMAN: LEVIATHAN SPECIAL #1.

Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz