Wielokrotnie już powtarzałem, że tym
co od dłuższego czasu najmocniej trzyma mnie przy komiksach od DC są rzeczy
pochodzące z należących do wydawnictwa imprintów. No i jeszcze elseworldy,
które w zasadzie dziś publikowane są wyłącznie pod szyldem którego ze
wspomnianych oddziałów DC. Gdybyście mieli mnie zapytać o trzy absolutnie
najbardziej lubiane przeze mnie komiksy, które nie są osadzone w głównym
kontinuum, moglibyście się lekko zdziwić, ponieważ bez wahania wskazałbym tam
TINY TITANS – rozpoczętą w 2008 roku serię autorstwa Arta Baltazara i Franco,
opowiadającą o szkole podstawowej (zarządzanej przez dyrektora Deathstroke’a i
gdzie sam Darkseid pracuje jako kucharz) w której uczą się Tytani. Ciepła,
pomysłowa, przezabawna historia dała wydawnictwu DC aż dwie nagrody Eisnera i
doczekała się 50 odsłon oraz dodatkowej miniserii. Duet twórców kontynuował
pracę w tym dość charakterystycznym stylu i w wydawnictwie Dark Horse zajęli
się serią ”Itty Bitty Hellboy”. Dziś jednak przyjrzę się nieco ich najnowszemu
dziełu, czyli wydanemu przez DC Zoom SUPERMAN OF SMALLVILLE.
Clark Kent ma tutaj trzynaście lat i
uczy się w szkole w Smallville. Później spędza czas ze swoimi przybranymi
rodzicami na farmie, gdzie pomaga w najróżniejszych pracach, ale także jako
tajemniczy Superman strzeże porządku na ulicach mieściny. Jego problemy
rozpoczynają się wówczas, gdy losowe przedmioty zaczynają znikać z ulic
Smallville i wszystko wskazuje na to, że robi to właśnie sam Clark. Tyle tylko,
że jest on niewinny, wymyka się z domu i wraz ze swoimi przyjaciółmi: Lexem
Luthorem, Laną Lang (przy której z tajemniczych powodów trudno mu kontrolować
swoje moce) i Petem Rossem ruszają rozwiązać tę niezwykłą zagadkę.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy
przy rozpoczęciu lektury SUPERMAN OF SMALLVILLE to fakt, że tym razem rysownik
Franco dość mocno zmienił swój styl w porównaniu do przywołanego wcześniej TINY
TITANS, które graficznie przypominało dziecięce bazgroły kredkami. Tutaj całość
jest utrzymana w tonie, którego wyraźną próbkę widzicie na powyższej okładce i
chociaż trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do tej zmiany, to jednak z czasem
zacząłem ją doceniać i dzięki temu warstwa graficzna nijak mi nie przeszkadzała
podczas lektury. Co więcej, Franco doprowadzał do tego, że moje serce roztapiało
się przy każdej scenie z krowami (które notabene nie mogą przy Clarku narzekać
na nudę), a także i w momencie, gdy pewien inny zwierzak pojawił się na kartach
komiksu SUPERMAN OF SMALLVILLE.
Niczym szczególnie nie zaskoczył za
to Art Baltazar. I BARDZO DOBRZE! Bo oznacza to nic innego jak to, że w
warstwie scenariuszowej jest mnóstwo miodu i cały komiks dzięki temu czyta się
znakomicie. Nawet nie wiem co wyróżnić najmocniej – w pierwszym rozdziale mamy
na przykład świetne sceny z radami papy Kenta dla młodego Clarka i tym jak
niezgrabnie próbuje on je ominąć, co fajnie wytłumaczyło dlaczego chłopak był
uważany za niezdarę. Podobnie rzecz ma się z wszystkimi scenami, gdy
rozemocjonowany Clark ma problemy z utrzymaniem swoich mocy na wodzy. Nie tylko
jest to przezabawne, ale również i zwyczajnie urocze. Superman w wykonaniu
Baltazara i Franco to strasznie sympatyczny i dający się lubić chłopak.
Zresztą, takich momentów jak te wspomniane jest tu znacznie więcej i bardzo
przyjemnie czyta się to, jak Baltazar w swoim scenariuszu bez większego
skrępowania bawi się pewnymi elementami mitologii Supermana i przybliża je
najmłodszym czytelnikom.
No właśnie, najmłodszym. Komiksy z
DC Zoom, jeśli dobrze pamiętam zapowiedzi, skierowane są do czytelników z
przedziału 10-14 lat. SUPERMAN OF SMALLVILLE jest moim drugim w kolekcji
komiksem z tej linii, zaś pierwszym było DEAR JUSTICE LEAGUE. Porównując oba te
tytuły, bez wahania napiszę iż dzieło Arta Baltazara oraz Franco zdecydowanie
lepiej dać do ręki komuś bliżej dolnej granicy wspomnianego przedziału, zaś ten
drugi – na odwrót.
Czy SUPERMAN OF SMALLVILLE ma jakieś
wady? Nie wiem czy można to za takową uznać, ale napiszę, iż porównując pozycję
z DC Zoom ze wspomnianym na początku TINY TITANS, muszę stwierdzić iż Baltazar
i Franco dostarczyli nam ciepłą, miłą, pouczającą i zabawną opowieść, która
jednak swoim poziomem nie doskoczyła do ich wcześniejszych dzieł. SUPERMAN OF
SMALLVILLE z pewnością spodoba się najmłodszym czytelnikom, ale chyba tylko im.
Tymczasem zawsze dodatkowo doceniam te komiksy dla dzieciaków, przy których i
dorośli mogą się znakomicie bawić. Mi, jako temu staremu koniowi, nieco więcej
radości sprawiło jednak DEAR JUSTICE LEAGUE, chociaż muszę to podkreślić i
pogrubić – oba te komiksy są w swojej
kategorii naprawdę dobre.
Jakość wydania to standard tego
imprintu dla dzieciaków. Dostajemy tu 128 stron w miękkiej oprawie,
kieszonkowym formacie i cenie okładkowej wynoszącej raptem dziesięć dolarów.
Fabuła zajmuje tu większość wspomnianej objętości, ale w ramach dodatków
dostajemy tu tłumaczenie alfabetu Kryptońskiego (dwie strony) oraz bardzo
obszerną zajawkę THE SECRET SPIRAL OF SWAMP KID (szesnaście stron), a więc
kolejnego tytułu z DC Zoom. Swoją drogą, komiks ten zdecydowanie wyróżniać
będzie się na plus warstwą graficzną i dzięki temu dodatkowi zaczynam się
zastanawiać nad jego kupnem.
No cóż mogę napisać w ramach
podsumowania? SUPERMAN OF SMALLVILLE to mój drugi tytuł z DC Zoom i drugi z
którego zakupu jestem zadowolony. To tylko zachęca, by jeszcze mocniej
zainteresować się tytułami z tego zakątka wydawnictwa i zdradzę, że już w
ciemno mam zamówione BATMAN: TALES ONCE UPON A CRIME.
Hm… a może czas na coś z DC Ink?
Krzysztof Tymczyński
SUPERMAN OF SMALLVILLE do kupienia w sklepie ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz