niedziela, 16 lutego 2020

MISTER MIRACLE


Tom King to autor specyficzny co potwierdzi każdy, kto czytał jego BATMANA i porówna to z innym tytułem jego autorstwa, z mniej popularną postacią. Scenarzysta lubuje się w dekonstruowaniu bohaterów, wchodzeniu w ich psychikę i targające nimi problemy. Co czasem prowadzi do przesady w pisaniu ich out of character, a innym razem owocuje komiksem, który za dekadę i więcej będzie wymieniany jednym tchem z ponadczasowymi klasykami tego medium. W przypadku MISTER MIRACLE mamy do czynienia z tym drugim. Już samo kadrowanie - po dziewięć kadrów na planszy to coś, co najbardziej kojarzone jest ze STRAŻNIKAMI, a trudno o bardziej ikoniczny komiks superbohaterski.

Sposób pisania dialogów przez Kinga, który tak wytrąca w zanurzeniu się w jego wizję Mrocznego Rycerza dziwnym sposobem pasuje do Nowych Bogów, istot wraz z całym Czwartym Światem zrodzonych z nieskrępowanej wyobraźni Jacka "Króla" Kirby'ego. Zarówno scenarzysta jak i rysownik choć stworzyli dzieło kompletnie inne klimatycznie od rozbuchanych wizji "Króla" złożyli piękny hołd tej - wciąż nie dość docenianej - legendzie. Rysownik Mitch Gerads nie ma aż tak dynamicznej i nadekspresyjnej kreski jak Kirby, ale jego przedstawienie "dzieci"* mistrza oddaje im sprawiedliwość. Na ścianie w domu Scotta "Mistera Miracle'a" Free i jego żony Big Bardy (których relacja jest cudownie przedstawiona) wisi okładka jednego z zeszytów oryginalnej serii MISTER MIRACLE (DC wydało cały run Kirby'ego w jednym tomie i z tego miejsca serdecznie polecam Wam jego nabycie). King dodał najlepszemu przyjacielowi i zarazem menadżerowi Scotta nazwisko Kurtzberg, będące prawdziwym nazwiskiem Kirby'ego. Z kolei syn Scotta i Bardy otrzymał po nim imię. I wreszcie, legenda głosi że Jack Kirby powiedział kiedyś "Młody... komiksy złamią ci serce." Jeśli tak było, to musiał mieć na myśli ówczesną branżę i traktowanie przez nią twórców, a nie medium jako takie. Uważam jednak, że niektóre komiksy mogą złamać serce i poruszyć do głębi. Zaledwie na palcach jednej ręki jestem w stanie wyliczyć komiksy z ostatniej dekady od DC i Marvela, które aż tak mocno ze mną rezonowały jak twór Kinga i Geradsa.


Komiks zaczyna się z wysokiego C. Mister Miracle jest mistrzem ucieczek, postanawia więc spróbować uciec śmierci i podcina sobie żyły. A potem robi się jeszcze dziwniej. Scott bierze udział w kosmicznej wojnie pomiędzy siłami Nowej Genezy i Apokalips, gdy tymczasem na Ziemi czeka go znacznie poważniejsze wyzwanie: tacierzyństwo. Czytelnik cały czas zadaje sobie pytanie czy to, co widzi jest prawdziwe, czy może Scott jednak umarł. Twórcy nie serwują nam jednoznacznych odpowiedzi i pozwalają zinterpretować historię po swojemu. Jedno jest pewne, Scott psychicznie nie jest w dobrym miejscu, co podkreślają kadry z napisem "Darkseid jest". Czy to depresja, czy wynik działania równania antyżycia? Czy mistrz ucieczek rzeczywiście zdoła uciec z każdej pułapki? A jeśli taką pułapką jest życie i rodzina... czy nie będzie chciał w niej pozostać nawet jeśli to tylko iluzja? Zagubienie w tym co jest, a co się wydaje podkreślają spotkania i rozmowy z postaciami, których tam nie mogło być (bo np. nie żyją), zwątpienie w pewne oczywistości (jak kolor oczu własnej żony) i kadry narysowane niczym rozedrgany odbiornik telewizyjny - jakby dochodziło do zaburzeń samej rzeczywistości. Jeśli czytaliście serię Kirby'ego to nieobca jest Wam występująca tam istota Lump i moce jakimi ona dysponuje. I być może spowoduje to, że tak jak mnie mózg wywróci się Wam na lewą stronę po tym, jak jedna z postaci zostanie przyrównana do grudki (z ang. lump).


King i Gerads współpracowali wcześniej przy THE SHERIFF OF BABYLON (ze świętej pamięci imprintu Vertigo). Owego komiksu jeszcze nie czytałem i MISTER MIRACLE był dla mnie pierwszym zetknięciem z kreską rysownika. Uważam to spotkanie za nad wyraz udane. Artysta pieczołowicie oddaje mimikę twarzy i emocje rysowanych przez siebie bohaterów. Robi to na tyle przekonująco, że czytelnik od razu widzi, co czuje dana postać. Tło w jego pracach nie jest przeładowane detalami, jest w sam raz (nie jak puste przestrzenie u Jae'a Lee), nie odciąga ono uwagi od tego, co znajduje się na pierwszym planie. Rzeczy z dalszych planów niejednokrotnie są po prostu szybkimi szkicami w kolorze, co - o dziwo - w ogóle nie razi. Same kolory często wyłażą poza linie i to na każdym planie, co można odczytywać (lub nadinterpretować) jako znak, że przedstawione wydarzenia nie dzieją się naprawdę, a jedynie w głowie naszego bohatera. Za nałożenie kolorów odpowiada sam Gerads. Nie oczekujecie tu jaskrawej palety barw, jakie nakładano na prace Kirby'ego - choć nie zabrakło jej w kadrach, które mają podkreślić chaos a czasem zaburzyć postrzeganie rzeczywistości. Przede wszystkim postanowiono na chłodną paletę barw, nadającą realizmu. Jednocześnie, przygaszone kolory zdają się podkreślać, że mimo kolorowego trykotu i fantastycznych przygód widmo depresji unosi się nad Scottem Free, niczym smog w zimowym powietrzu. Tak jak Darkseid, po prostu jest...


Dostaliśmy komiks niepozbawiony humoru choć niezabawny (kto pamięta występy Scotta w JUSTICE LEAGUE INTERNATIONAL niech nie oczekuje salw śmiechu) i przede wszystkim niezwykle aktualny – co powierzchownie podkreślają komiksowe koszulki Scotta, a przede wszystkim jego ziemskie problemy, tak bliskie wielu ludziom. Pod płaszczykiem konfliktu, w którym gra toczy się o zachowanie wolnej woli i zapobiegnięcie dominacji nienawiści w postaci największego złola DC dostaliśmy historię człowieka, który zmaga się z codziennością. Kogoś, kto ma depresję, której fizycznym uosobieniem jest właśnie Darkseid. Komiks ten w inny sposób trafi do osób, które borykają się z tą przypadłością, inaczej do rodziców i na innej płaszczyźnie odbierze go zjadacz trykociarskiej papki, któremu raz na jakiś czas wpadnie w ręce pozycja wybijająca się poza codzienny mainstream. Jeśli Darkseid = antyżycie = depresja, to pojawienie się nowego życia, zostanie ojcem jest jego przeciwieństwem i sprawia, że znika lęk przed spojrzeniem w boskie oblicze Darkseida, gdy na szali leży los dziecka. Potwierdzone przez niżej podpisanego.


MISTER MIRACLE to kolejny po znakomitych OMEGA MEN (polska premiera w tym roku) i VISIONIE komiks pióra Kinga, którego lektura jest doznaniem na wielu poziomach. Jasno pokazuje on, że pisarz powinien trzymać się z dala od pierwszoligowych postaci, gdyż jego narracja powoduje delikatnie mówiąc duże zgrzyty przy postaciach mocno ugruntowanych w świadomości fanów. Stąd jego BATMANA i HEROES IN CRISIS (zaplanowane na ten rok) nie poleciałbym nikomu. Tymczasem pozostałe dzieła, z niezaprzeczalnym arcydziełem, jakim jest MISTER MIRACLE będą ozdobą kolekcji każdego dojrzałego fana komiksów. Kingowi chyba  przeznaczone było napisanie tej serii - wszak jego nazwisko i przydomek Kirby'ego są takie same. Efektem wspólnej pracy jego i Geradsa jest coś dalekiego od standardowych trykotów oraz od oryginalnej wizji Kirby'ego, a mimo to w magiczny sposób do nich pasujące. Komiks wziął mnie kompletnie z zaskoczenia, potargał emocje, zmusił do myślenia i pozostał ze mną na dużej. Kawał świetnej literatury, ładnie podanej i z w pełni zasłużonymi nagrodami na koncie. Uznanie krytyków i czytelników spowodowało, że Tom King został współscenarzystą filmu NEW GODS wspólnie z jego reżyserką Avą DuVernay. Oczywiście omawiany komiks polecam z całego serca i już nie mogę doczekać się kolejnego projektu jego twórców (wspólnie z Evanem Shanerem) - STRANGE ADVENTURES. Będzie im ciężko przebić to, co zrobili z kreacjami Jacka Kirby'ego. A póki co mogę śmiało założyć, że komiks roku 2020 wydany w Polsce już się ukazał i teraz innym pozostaje walka o drugie miejsce.

*P.S. Nie wierzcie recenzjom, że Funky Flashman był oryginalnie stworzony przez Kirby'ego jako parodia Stana Lee. Choć tak mogłoby się wydawać, to wcale tak nie jest. Źródło.

Omawiany komiks znajdziecie w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.

Damian "Damex" Maksymowicz

2 komentarze:

  1. To że komiks jest cudowny to wiemy (aczkolwiek jak ktoś nie wiem to dobrze żeby się dowiedział :D)

    A jak jakość wydania Polskiego :)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczenie bez zarzutu. Jakość wydania to standard Egmontowego deluxe. W oryginale mam wersję miękkookładkową - widoczną na zdjęciu w mniejszym formacie. Zawartość ta sama - dodatki w postaci galerii okładek i projektów tychże.

      Usuń