Dla fanów animacji DC rok 2018 jest, a raczej może być, rokiem znakomitym. Na łamach DC Maniaka recenzowaliśmy już SUICIDE SQUAD: HELL TO PAY, latem ukaże się DEATH OF SUPERMAN, a zimą - BATMAN NINJA; niezależnie od poziomu, który prezentują lub będą prezentować te animacje, nie można odmówić im zróżnicowania. Oryginalność jest także jedną z od razu widocznych cech kolejnego filmu, którego recenzja niniejszym ląduje na blogu: BATMAN: GOTHAM BY GASLIGHT. Zapraszam.
Już na wstępie przyznam się, że bardzo lubię elseworldy. Idea umieszczenia znanych postaci w innym środowisku zawsze wydawała mi się bardzo ciekawa, nawet mimo tego, że nie czytałem wielu historii tego typu; zawsze jednak chętnie zerkałem na grafiki czy też czytałem streszczenia tego rodzaju pozycjji. Do BATMAN: GOTHAM BY GASLIGHT podchodziłem uzbrojony wyłącznie w podstawową wiedzę na temat oryginału, ale słyszałem, że cieszy się on mieszanymi opiniami. Jak w takim razie wypada film? Całkiem nieźle i kilka jego elementów może się naprawdę podobać.
Zacznijmy od podstawy, czyli od świata przedstawionego. Dobry elseworld bowiem powinien bardzo się do tego elementu przykładać, a GOTHAM BY GASLIGHT właśnie to robi. Co prawda miasto samo w sobie jest tutaj raczej standardowe, ale zmiany, które wprowadzono w zamieszkujących go osobach są już dość interesujące i dobrze pasujące do epoki - tam, gdzie nie trzeba było wiele zmieniać, tam tego nie zrobiono, tam, gdzie to pasowało lub pozwalało na kreatywność, już tak: przyszli Robini są więc sierotami w stylu Olivera Twista, a Catwoman to sufrażystka jak się patrzy, ale już Harvey Dent czy Bullock zachowują swoje role z oryginału. Najwięcej oczywiście zmienił się sam Batman i u niego modyfikacje można naprawdę docenić; dla mnie takim miłym smaczkiem jest styl walki Zamaskowanego Mściciela, który nie jest tutaj ninją, a bardziej bokserem okazjonalnie używającym nóg. Jak zwykle też wyprzedza swoje czasy, stosując w śledztwie techniki, które w tamtych czasach były raczej nie do pomyślenia, jak np. badanie odcisków palców.
A właśnie, śledztwo - warto na jego temat powiedzieć kilka słów. W ciągu ostatnich paru lat słyszałem wiele niezadowolonych głosów mówiących, że współczesny Batman jest głównie superbohaterem, a zaniedbano jego rozwój jako detektywa (czego zresztą jednym z przykładów jest obecnie wydawane DETECTIVE COMICS, w którym tego pierwszego członku nie ma prawie w ogóle) - wszyscy, którzy się z tym zgadzają zapewne z ulgą usłyszą, że skakanie po dachach ma w GOTHAM BY GASLIGHT znaczenie drugorzędne wobec detektywistycznej historii ścigania grasującego po mieście Kuby Rozpruwacza, który nocą poluje na niecnie prowadzące się kobiety. Scenarzystów trzeba pochwalić tutaj za liczne mylne tropy - podczas seansu miałem co najmniej trzech kandydatów, których widziałem w roli złoczyńcy - szkoda tylko, że zapomnieli przy tym o nakierowaniu nas na prawdziwą tożsamość bandyty - z jednej strony gwarantuje to zaskoczenie na finiszu historii, z drugiej miło byłoby się móc samemu poczuć detektywem lepszym niż Batman.
Jeśli chodzi o szczegóły techniczne obrazu, tutaj jest niestety przeciętnie. Animacja jest strasznie nierówna - w niektórych momentach może się naprawdę podobać, ale w innych straszy potworkami i uproszczeniami. Największym błędem jest tutaj zbyt duże zróżnicowane wyglądu Batmana i Bruce'a Wayne'a - widząc szeroką szczękę Mrocznego Rycerza nikt nigdy nie domyśliłby się, kto kryje się pod maską. Głosowo jest już lepiej i chociaż nie szału nie ma, obsada wypada przekonywająco i osobiście jestem zadowolony z jej pracy.
Ocena BATMAN: GOTHAM BY GASLIGHT będzie niejednoznaczna. Z jednej strony jako elseworld sprawdza się znakomicie, z drugiej jeśli zapomnimy o odmiennym środowisku, otrzymamy produkt poprawny i nie wybijający się zbytnio ponad przeciętność. Mi to wystarczy, czy Tobie też - powinieneś przekonać się sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz