Earth One to cykl składający
się z powieści graficznych, na łamach których twórcy opowiadają początki
znanych superbohaterów ze świata DC, ale w zupełnie nowym świetle. Coś jak
elseworld, tyle że w powiększonym formacie. Akcja rozgrywa się na jednej z alternatywnych
Ziem, czyli poza kontinuum, co oczywiście umożliwia autorom dużą swobodę,
dowolność i praktycznie brak jakichkolwiek ograniczeń. Klasyczne historie
zostały (bez żadnego przesadyzmu) odpowiednio zmodyfikowane, zaś znane i
lubiane postacie w większości ukazane z bardziej przystępnej, ludzkiej strony. Po
Supermanie, Batmanie, Nastoletnich Tytanach oraz Wonder Woman, przyszedł czas
na Green Lanterna/Hala Jordana i tym samym nakreślenie sytuacji, jaka panuje w
kosmicznym zakątku Ziemi Jeden. Dotychczasowe tomy okazały się w moim odczuciu
na tyle dobre pod względem fabuły, jak i wizualnym, że bez wahania postanowiłem
dołączyć do swojej kolekcji najnowszą odsłonę autorstwa Gabriela Hardmana oraz
Corinny Bechko.
Wspomniany przed chwilą duet
twórców znany jest mi przede wszystkim z serii komiksów z cyklu PLANET OF THE
APES, gdzie ich pomysły oraz sposób przedstawienia historii od razu trafiły w
moje gusta. Może dlatego nie miałem praktycznie obaw o to, jak małżeństwo Bechko
oraz Hardman poradzą sobie z nową interpretacją mitologii GL.
Podobnie jak w przypadku
innych bohaterów ze świata znanego jako Ziemia Jeden, również historia Hala
Jordana doprowadza do dobrze nam znanego i spodziewanego momentu. Tyle tylko,
że droga prowadząca do przemiany w Zielonego Latarnika jest nieco inna, a i sam
główny bohater nie do końca przypomina niesfornego, szalonego oraz niezwykle
odważnego pilota. W tej opowieści Hal jest pracownikiem firmy, która
przeszukuje kosmos w poszukiwaniu cennych złóż. Osiem lat temu NASA została
rozwiązana, a należący do tej organizacji Jordan nadal czuje potrzebę
przeżywania niezwykłych przygód. I do tego wcale nie tęskni za planetą Ziemia, która
według niego jest zacofanym oraz nudnym miejscem. Życie astronauty zmienia się
w momencie, gdy na jednej z asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem natrafia
przypadkiem na wrak obcego statku. Odnajduje martwego kosmitę (Abin Sur) z
zielonym pierścieniem na palcu, a także uszkodzonego, sporych rozmiarów robota
(Manhunter). Założenie pierścienia na palec inicjuje ciąg zdarzeń, w wyniku
których Jordan zapoznaje się z niezwykłą mocą, dowiaduje się o istnieniu innych
cywilizacji, Korpusu Zielonych Latarni oraz tyrańskich rządów sprawowanych
przez Manhunterów. Ci ostatni są głównymi złymi całej historii. Straszą jedynie
swoim wyglądem i siłą, jako oponenci są dosyć jednowymiarowi, monotonni.
Głównym towarzyszem i
pierwszym nauczycielem Jordana jest tutaj Kilowog, który jednak również nie ma
zbyt dużego doświadczenia w roli Green Lanterna. Oprócz niego pojawia się w
mniejszej roli kilka znanych postaci ze świata GL, a także grupa zupełnie
nowych Latarników. Co warte podkreślenia, w obawie przed potęgą Manhunterów
pozostali przy życiu członkowie rozbitego Korpusu Woli przeszli w stan
spoczynku, działają w ukryciu i tęsknią za dawnymi latami chwały tej organizacji.
Wszelkie skojarzenia z GWIEZDNYMI WOJNAMI oraz rycerzami Jedi są jak
najbardziej na miejscu. Jordan - mniej przypominający egoistę, bardziej
statystycznego Kowalskiego - staje się iskrą, płomykiem nadziei i szansą
przywrócenia dawnego stanu rzeczy. Oczywiście zagrożenie nie jest tak od razu
możliwe do zlikwidowania i nie wszystko układa się po myśli głównego bohatera,
ale ten pierwszy, bardzo ważny krok zostaje na kartach tego komiksu uczyniony.
Bechko oraz Hardman
zrezygnowali z przysięgi Korpusu oraz sprawili, że to nie pierścień wybiera
swojego posiadacza, tylko wręcz przeciwnie. Dosyć kontrowersyjna modyfikacja,
gdyż każdy - czy to dobry czy zły - może stać się członkiem GLC i posiąść
potężną moc, którą wykorzystać można w dowolnym celu.
Ilustracje są bez wątpienia
mocną stroną komiksu i zdecydowanie pomagają w podkreśleniu ponurego, mrocznego,
momentami wręcz przerażającego klimatu, jaki panuje na jego kartach. Zwłaszcza
na początkowych kilkunastu stronach, które bardziej przypominają nastrojem film
z udziałem Obcych, co oczywiście należy zaliczyć tylko i wyłącznie po stronie
plusów. Kreska Hardmana nie jest z gatunku tych pięknych i poprawnych, wręcz
można ją określić jako brudną, szorstką, w kilku miejscach zbyt chaotyczną i
niedokładną. Trudno jednak wyobrazić sobie kogoś innego, kto lepiej
zobrazowałby strach i czerń kosmosu. Widać, że artysta ten świetnie czuje się w
klimatach science-fiction, a przy okazji wprowadza zupełnie nową jakość, jeśli
chodzi o wizualizację przygód Zielonego Korpusu. Kolorysta Jordan Boyd również
stanął na wysokości zadania, chociażby wtedy, gdy rozświetla zielonym światłem
otaczającą bohaterów czerń.
W ramach dodatków dostajemy
cztery strony grafik wykonanych przez Hardmana, a także pierwotny zarys całej
opowieści.
GREEN LANTERN: EARTH ONE to
pozycja skierowana zarówno do osób na co dzień mocno siedzących w komiksach
wydawanych przez DC, jak i dla zupełnych nowicjuszy. Dla tych, którzy świetnie
orientują się w świecie Zielonych Latarni, ale również dla osób jedynie
okazjonalnie zaglądających do kosmicznego zakątka DCU. Każda ze wspomnianych
grup inaczej spojrzy na przedstawioną historię, wyciągnie z niej inne
przemyślenia, ale z pewnością każdy będzie na swój sposób ukontentowany. Historia
jest fajnie zilustrowana, utrzymana w dobrym tempie, zawiera sporo ciekawej
akcji oraz ubogacona jest w mroczny, pesymistyczny klimat. Czyta się dosyć
szybko, a po zakończonej lekturze nie czułem się rozczarowany, gdyż dostałem
produkt w większości zgodny z moimi oczekiwaniami. Na minus zapisałbym zbyt
szybkie jak na mój gust sfinalizowanie całości. Wygląda to trochę tak, jakby w
pewnym momencie Bechko oraz Hardman zostali zmuszeni do podkręcenia tempa i
skrócenia omawianej przez siebie historii. Szkoda również poświęcenia nowych
postaci typu Veca, których obecność mogłaby na dłużej ubogacić świat GLC, a
zamiast tego autorzy decydują się ich z tego świata przedwcześnie usunąć.
Aktualnie przeżywamy całkiem
dobre czasy dla miłośników Korpusu Zielonych Latarni. Ciekawe rzeczy dzieją się
na łamach HAL JORDAN & THE GLC wydawanego w ramach Odrodzenia, a niedawno
ukazały się przedruki obu części EMERALD DAWN, czy też pierwszych kroków
stawianych przez Kyle'a Raynera w roli Green Lanterna. Teraz dochodzi GL: EARTH
ONE, z którym również warto przynajmniej dla samego porównania się zapoznać.
Omawiany album z jednej strony
stanowi zamkniętą całość, co cechuje ten cykl, zaś z drugiej posiada otwartą
furtkę do stworzenia kontynuacji. Kontynuacji, która raczej na pewno nastąpi,
gdyż jak pokazuje przyjęta praktyka każdy z tytułów w ramach Earth One
podzielony jest na trzy rozdziały. Komiksy z tej linii cieszą się sporym
zainteresowaniem fanów, sam chętnie po nie sięgam, stąd też trudno spodziewać
się innej decyzji ze strony DC. Wszystko zależy jednak od samych twórców, gdyż
jak wiadomo nie ma tutaj żadnego sztywnie narzuconego grafiku, a kolejne tomy
dzielą przeważnie duże odstępy czasowe. Powstają one w przerwie pomiędzy innymi
projektami. Aktualnie najbliżej finalizacji wydaje się druga odsłona WONDER
WOMAN. Ja z kolei najbardziej czekam na kolejnego BATMANA duetu Johns/Frank (prace
nad nim przerwane zostały przez trwające aktualnie DOOMSDAY CLOCK) oraz wciąż
mam nadzieję, że Francis Manapul znajdzie czas na realizację obiecanego
AQUAMANA. Kiedykolwiek ukaże się GREEN LANTERN: EARTH ONE VOL. 2 to z pewnością
również po niego sięgnę.
Ocena: 4,5/6
Omawiany komiks znajdziecie oczywiście w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Tak, Aquaman! Jestem absolutnie za. Jeszcze Francis Manapul. Ostatnio Aquaman Dana Abnetta wskoczył na miejsce mojego ulubionego runu komiksowego, więc mam aktualnie duży hype na cokolwiek z tą postacią.
OdpowiedzUsuńA ja sobie czytam Green Lanterns. Tak z ciekawości. Niektóre historie są koszmarne ale ma parę bardzo fajnych momentów. Jestem w połowie trzeciego tomu i jak na razie Humphriesowi najlepiej wychodziły jednoczęściowe originy. Zamierzam skończyć ten run skoro już zacząłem
UsuńA to miał być zwykły komentarz a nie odpowiedz
UsuńNie wyszło.
Usuń