środa, 20 marca 2019

LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI TOM 5: DZIEDZICTWO


Gdy DC wypuszczało z drukarni pierwsze zeszyty swoich zrestartowanych i sygnowanych szyldem "Rebirth" serii, poczułem potrzebę sprawdzenia niemal każdego z osobna. Niektóre z nich prezentowały wysoki poziom i zapowiadały udane runy (jak np. WONDER WOMAN lub SUPERMAN). Inne były na tyle solidne, że zdołały zachęcić mnie do tego, żeby pozostać przy danym tytule na dłużej - mam tu na myśli chociażby TITANS, NIGHTWINGA czy też DETECTIVE COMICS. Zdarzały się również pozycje gorsze, ale tylko jedną z nich mogłem nazwać faktycznie złą. Mowa oczywiście o JUSTICE LEAGUE.

Człowiek, którego trzeba obarczyć za to największą odpowiedzialnością, czyli Bryan Hitch, pozostawał na stanowisku scenarzysty przez ponad rok, co przełożyło się na pięć tomów. Dziedzictwo, wydane w Polsce pod koniec marca, jest zatem ostatnim, przy którym pracował. Stwierdzenie, że jego run trwał zdecydowanie za długo, byłoby nie tylko zbyt delikatne, ale także wyjątkowo mało odkrywcze. Mówimy tu w końcu o serii, która powinna stanowić przecież samograj oraz pełnić reprezentatywną funkcję dla całej oferty DC, a która ostatecznie... przestała kogokolwiek obchodzić. Dość obszerny run Hitcha dobiega końca, a nie słyszę ani nie widzę, żeby polscy czytelnicy mieli się tym emocjonować.

Absolutnie nie jestem zdziwiony. Wszak LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI okazała się niczym więcej jak tylko zapychaczem, co raczej nie przystoi takiemu tytułowi. Mam wrażenie, że wydawnictwo nie włożyło żadnego wysiłku w to, żeby oddać w ręce fanów dobry produkt. Wydaje mi się, że JUSTICE LEAGUE służyło DC wyłącznie jako wypełnienie luki - z jednej strony nie do pomyślenia byłby brak w ofercie Odrodzenia komiksu o przygodach Ligi, z drugiej był on jednak zwyczajnie niepotrzebny. Nacisk położono na solowe przygody bohaterów. Najważniejsze zdarzenia z życia Batmana, Supermana czy Wonder Woman przedstawiono nam na łamach dedykowanych im serii - to właśnie tam zaprezentowano śledztwo w sprawie przypinki Komedianta, rozwiązano kwestię tajemniczego Oza i poruszono wątek brata Diany. Seria pisana przez Hitcha nijak nie wpłynęła więc na uniwersum. Od początku wiadomo było, że intrygą z udziałem Doctora Manhattana zajmie się Geoff Johns w DOOMSDAY CLOCK. W tym czasie LIGA pozostawała w stanie wegetatywnym. Niby siliła się na rozmach i wszelkimi możliwymi sposobami zabiegała o uwagę, ale nie mogła zmienić nic.

Tak też wygląda sama kulminacja runu Hitcha. Ponownie otrzymujemy historię, która w normalnych warunkach zapewne zatrzęsłaby posadami uniwersum, ale tutaj jest zupełnie pozbawiona napięcia i emocji. Tym razem, po przeróżnych inwazjach z kosmosu, scenarzysta sięga po dobrze znany motyw podróży w czasie. Dorosłe dzieci członków Ligi, pochodzące ze zniszczonego świata przyszłości, cofają się do lat świetności swoich rodziców. Oczekują, że ci, którzy zawiedli (a raczej dopiero zawiodą) ludzkość, zdołają zawczasu zapobiec zagładzie. Korzystając z tej niecodziennej okazji, starają się także poznać herosów, którzy kiedyś staną się ich ojcami i matkami.

Co warto wspomnieć, fabuła nawiązuje do pierwszego tomu, ale robi to bez większego przekonania. Wygląda to tak, jak gdyby Hitch szukał jakiegoś punktu zaczepienia i bardzo chciał spiąć swoją sagę klamrą, ale finalnie nie ma to żadnego znaczenia dla historii.

Dziedzictwo nie zdołało poprawić mojego odbioru tej serii, ale mimo wszystko kilka rzeczy udało się tu lepiej niż w poprzednich częściach. Do pewnego momentu Hitch potrafił wzbudzić moje zainteresowanie na temat tożsamości głównego złoczyńcy, nazywającego siebie "Monarchinią". Byłem naprawdę ciekaw kto w tej biednej wersji FLASHPOINTU przeszedł na "ciemną stronę mocy". Szkoda tylko, że odpowiedź na to pytanie okazała się daleka od satysfakcjonującej...

Dobrze, że mamy to już za sobą. Run Hitcha był runem równym, ale w tym najgorszym możliwym sensie. Konsekwentnie od początku aż do końca nie oferował nic szczególnie interesującego lub oryginalnego. Być może zabrzmi to brutalnie, ale dla mnie reprezentował wszystko to, za co ludzie nie cierpią historii superbohaterskich. Definiował go nieznośny patos, leniwy scenariusz i brak jakiejkolwiek myśli przewodniej. Przed Christopherem Priestem nisko zawieszona poprzeczka. Bez problemu powinien ją przeskoczyć.

Komiks znajdziecie w sklepie Egmontu.

Do nabycia także w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz