Wielka Kolekcja Komiksów DC? Też mi
coś. Raczej ”Wielki przegląd komiksów z Batmanem i Supermanem oraz
okazjonalnymi wyjątkami”. Z pewnością wielu z Was tak sobie nieraz pomyślało o
wydawanej przez Eaglemoss serii i nie ukrywam, że sam do tego grona należałem.
Jakoś tak w głowie mi się nie mieściło to, że w początkowo zapowiedzianej
sześćdziesiątce tomów był tylko JEDEN, który miał w tytule obok siebie tylko
dwa słowa – Green Lantern. Była to TAJNA GENEZA z WKKDC #23. Owszem, na łamach
58 tomu dostaliśmy jeszcze wspólne przygody Zielonej Latarni i Zielonej
Strzały, które były naprawdę kapitalnym komiksem, ale to wciąż duet, który
nawet nie opuścił powierzchni Ziemi. Hal Jordan, Kyle Rayner czy John Stewart
pojawiali się co prawda w wielu odsłonach WKKDC, lecz zawsze jako członkowie
Ligi Sprawiedliwości. Tymczasem mitologia Zielonych Latarni pełna jest
kosmicznych komiksów, które można było spokojnie tak zamieścić. W końcu pojawia
się informacja o przedłużeniu kolekcji i tytułach, które w jego skład wejdą. I
oto jest! Dwa kolejne tomy z runu Geoffa Johnsa! Pierwszy i drugi? Ależ skąd, to by
było zbyt logiczne. Skoro dostaliśmy swego czasu piąty, to teraz czas na trzeci
i czwarty…
Tym samym z jakiegoś powodu osoby
ustalające skład WKKDC uznały, że GREEN LANTERN: REBIRTH, GREEN LANTERN vol. 1:
NO FEAR czy totalny klasyk pod postacią SINESTRO CORPS WAR – czyli te kluczowe
moment początków runu Geoffa Johnsa i komiksy, które śmiało można obecnie
nazwać klasykami – nie są warte umieszczenia w ramach kolekcji, czytelnicy za to
dowiedzą się, co działo się pomiędzy wymienionymi wydarzeniami. No sorry, nie
jestem w stanie skumać tej obłędnej logiki. Co prawda przyznaję, że run Geoffa
Johnsa w serii GREEN LANTERN w mojej ocenie nie jest czymś, co jakoś
szczególnie nadaje się do tego typu kolekcji – wszak jest to rozplanowana na
długie lata, jedna wielka opowieść, która z czasem przelała się na łamy aż
sześciu równolegle wydawanych tytułów. Jednakże wymienione przeze mnie na
początku tego akapitu tytuły, zwłaszcza pierwszy i ostatni, doskonale
odnalazłyby się jako odpowiednie dla kolekcji, pojedyncze tomy. ZEMSTA GREEN
LANTERNÓW to już jednak trochę inna bajka.
Bo widzicie, na łamach REBIRTH czy
NO FEAR Johns kładł podwaliny pod cały swój wielki run i chociaż raz za razem
odwoływał się do wcześniejszych losów Hala Jordana, to jednak tam robił to w
sposób przystępny dla kompletnie, hehe, zielonego czytelnika. Wówczas w USA
bohater ten był ”martwy” od kilku długich lat (a dokładniej, kręcił się tu i tam
jako Spectre) i taka komiksowa archeologia była wręcz wskazana, by czytelnik
nie poczuł się zagubiony. Jak już wspomniałem wcześniej, ZEMSTA GREEN LANTERNÓW
to już jednak trzeci tom autorstwa tegoż scenarzysty i tutaj już mamy do
czynienia nie tylko z nawiązywaniem do lat dziewięćdziesiątych, ale również do
obu wcześniejszych tomów, pojawiają się także wątki, które doczekają się
rozwiązania później (przewijający się co jakiś czas Globar Guardians, ale tutaj
akurat dobrze, że pojawi się w WKKDC kolejny tom), zaś w pewnym momencie widać
fragmenty, które już wprost przygotowują grunt pod SINESTRO CORPS WAR (tu
chociażby scena z Arkillo), a tego tytułu już nie otrzymamy. Największym
problemem nowej odsłony WKKDC jest w mojej ocenie to samo, co przewijało się już
wielokrotnie w poprzednich tomach kolekcji – to wyrwany z całości fragment
runu, który jako pojedynczy tom nie robi tak dużego wrażenia jak komplet
pomysłów scenarzysty.
ZEMSTA GREEN LANTERNÓW rozpoczyna
się od klasycznego team-upu Green Laterna z Green Arrowem. Obaj herosi stają
naprzeciw Mongulowi, którego debiut możecie przy okazji przeczytać w zawartym w
tomie zeszycie z dawnych lat. Złoczyńca jest tu raczej pretekstem do tego, by
pokazać jak dobrymi kumplami są Jordan i Queen oraz jak mocno zmienili się na
przestrzeni lat. Nic szczególnie specjalnego, jeśli mam być szczery. Ale to i
tak nic w porównaniu z kolejnym rozdziałem, gdzie dostajemy połączenie sił
Jordana i Batmana, by skopać tyłek nowemu Tattooed Manowi. Całość oczywiście i
tak śłuży tylko temu, by Mroczny Rycerz nabrał na nowo zaufania do
wskrzeszonego Latarnika. Także i ten rozdział jakoś szczególnie mocno mnie do
siebie nie przekonał i w mojej ocenie stanowi najsłabszy element tomu. Niestety
nie ratują go nawet bardzo udane rysunki Ethana Van Scivera z czasów, gdy
artysta ten miał w sobie jeszcze sporo chęci i nie odstawiał takiej pańszczyzny
jak robi to obecnie.
Po tych dwóch krótkich opowiastkach
przechodzimy wreszcie do konkretów i nie ukrywam, że moja ocena całości
momentalnie poszybowała w górę. Hal Jordan próbuje na nowo uporządkować swoje
życie, gdy nagle zostaje zaatakowany przez Laterna Tomara-Tu. Sęk w tym, że
powinien on nie żyć od dłuższego czasu. Okazuje się jednak, że część postaci,
które Jordan myślał iż zabił będąc niegdyś pod kontrolą Parallaxa, tak naprawdę
trafiły do sektora, którego Zielone Latarnie z jakiegoś powodu nie strzegą. Wraz
z krnąbrnym jak zwykle Guy’em Gardnerem, nasz bohater wyrusza uratować swoich
byłych towarzyszy. Dopiero tutaj dostałem to, czego oczekiwałem po tym komiksie
od początku – prostej, nieskomplikowanej zbytnio, ale bardzo poprawnie
napisanej opowieści o kopaniu się po mordach w kosmosie. Johns fajnie prowadzi
tu swoje postacie, potrafi zaskoczyć nieoczekiwanymi rozwiązaniami, zaś Ivan
Reis kolejny raz udowadnia, że parę w łapie od lat ma ponadprzeciętną. ZEMSTA
GREEN LANTERNÓW nie jest najlepszym dziełem spośród opowieści, które Johns
przedstawił na łamach serii o Halu Jordanie, ale z pewnością stoi na
przyzwoitym poziomie. Jak już jednak wspomniałem nieco wcześniej, znacznie
lepiej smakuje konsumowana jako całość.
Dlatego też… trochę będę odradzać
Wam zakup tego komiksu. Wydaje mi się, że dużo lepszym pomysłem będzie
sięgnięcie po wydania oryginalne, zwłaszcza, że na rynek DC wprowadziło
niedawno o takie coś.
Krzysztof Tymczyński
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów GREEN LANTERN vol. 4 #7-13 oraz DC COMICS PRESENTS #27.
Zamiast Rebirth powinno być chyba new52 bo Hal Jordan and the green lantern corps pisał Robert Venditti
OdpowiedzUsuńhttps://comicvine.gamespot.com/green-lantern-rebirth/4050-21531/
UsuńOj wy tak jedziecie po tej Wielkiej Kolekcji a ma ona dużo plusów. Ja jestem fanem i zbieram. Jak ktoś nie czytał do tej pory komiksów DC i nie ma czasu ani ochoty czytać całych cykli wydawniczych tylko wybrane fragmenty to tego typu kolekcje są kapitalne. Te wszystkie komiksy jakie wychodzą w ich składzie są w najgorszym razie interesujące nigdy beznadziejne nie mające nic ciekawego w sobie. Większość z nich jest dobra, bardzo dobra lub genialna. Kolekcje tego typu nie są przeznaczone do wyjadaczy połykających całe serie jednym tchem. Zgadzam się natomiast z tym że powinno być mniej Supermana i Batmana, choć prawda jest taka że to te postacie napędzają DC i całe universum się kręci wokół nich.
OdpowiedzUsuń