Znów przypadło mi w udziale
recenzować wspólne przygody Supermana oraz Batmana, których mieliśmy okazję
przeczytać już kilka w ramach kolekcji Eaglemoss. Czytając pierwsze doniesienia
mówiące o przedłużeniu kolekcji, a nawet jeszcze kilka tygodni temu, byłem
pewien, że w tym miejscu opowiem o kolejnym story arcu powstałym swego czasu w
ramach znanej serii SUPERMAN/BATMAN. Nic z tych rzeczy, ale akurat nie jestem
jakoś zawiedziony z tego powodu. Mała (ale istotna) modyfikacja tytułu w
stosunku do pierwotnych zapowiedzi sprawiła, iż materiał podlegający dzisiaj
ocenie pochodzi z mini serii opublikowanej w roku 1994. Nigdy wcześnie nie
miałem styczności z tą historią, a zatem tym chętniej zabrałem się za
sprawdzenie zawartości. Okładka prezentuje się dosyć nietypowo, co stawia
jeszcze więcej znaków zapytania odnośnie skrywanej pod nią zawartości.
Młoda kobieta imieniem Branwyn
trafia do ruin pewnego zamku umiejscowionego na jednej ze szkockich wysp, gdzie
odnajduje przypadkowo starą księgę. Pech chce, że nie mając takiego zamiaru
uwalnia z niej niebezpiecznego lorda Tellusa, który przez ostatnie tysiąc lat
uwięziony był we władanym przez Blaze piekle. Tym samym dochodzi do startu
nowej rozgrywki, której stawką jest władza nad piekielnym królestwem, i w której
kluczowymi pionkami stają się Superman oraz Batman.
Człowiek ze Stali z reguły
radzi sobie z dysponującymi wielką siła przeciwnikami, ale jak powszechnie
wiadomo gorzej idzie mu w starciu z postaciami parającymi się magią, rzucającymi
zaklęcia i bawiącymi się jego duszą. To zapewne dlatego Walter Simonson
postawił na drodze Kryptonijczyka Blaze, Tullusa oraz Silver Banshee,
nawiązując do klątwy nałożonej na szkocki ród McDougalów. Scenarzysta sięga
jednocześnie po znaną konwencję, w której wykorzystuje się senne
wizje/koszmary, i gdzie sen zlewa się z rzeczywistością, nadając całości nieco
irracjonalny charakter. Obaj główni bohaterowie boją się spocząć w objęciach
Morfeusza, gdyż każdorazowo oznacza to dla nich doświadczyć najgorszych lęków i
koszmarów. W dodatku nie swoich, gdyż dzięki pomysłowości scenarzysty Batman
śni o ginącym Kryptonie, zaś Superman o nocy zabójstwa Wayne'ów w Crime Alley.
Skutkuje to tym, iż w bardzo krótkim czasie Mroczny Rycerz jest nim już tylko z
nazwy, tracąc dotychczasowy zapał i zdecydowanie, bojąc się jak na ironię
ciemności oraz stając się zbyt miękkim do walki z przestępczością. Z kolei
Clark staje się zbyt brutalny i powoli przechodzi na ciemną stronę, będąc o
krok od przekroczenia granicy, z której nie będzie dla niego już powrotu.
Oprócz ilustracji (o czym trochę szerzej za chwilę), to właśnie ta manipulacja
ich umysłami, zmiana sposobu myślenia obu herosów oraz pokazanie, co tak naprawdę
świadczy o ich wielkości, w jak różny sposób wykonują swoją "pracę",
stanowi najciekawszy punkt całego komiksu.
Więcej miejsca poświęcone
zostaje wprawdzie Supermanowi, ale w decydującym momencie to Batman staje się
narzędziem, które pomaga przechylić szalę na korzyść sił dobra. Całość czyta
się trochę jak taki elseworld zdając sobie od początku sprawę, że przecież na
końcu i tak wszystko wróci do normy, że to wszystko po prostu jakiś jeden,
wielki sen.
To oczywiście nie pierwsza
konfrontacja Supermana z demoniczną Blaze. Scenarzysta wspomina nam o ich
wcześniejszej potyczce, kiedy to eS udał się do piekła po dusze Jimmy'ego
Olsena oraz Perry'ego White'a. Część tej historii (niestety z pominięciem
najistotniejszych momentów) została przedstawiona w naszym kraju w roku 1992 na
łamach SUPERMANA wydawanego przez TM-Semic.
Rysunki, rysunki i jeszcze raz
rysunki. To one właśnie przyciągają uwagę czytelnika od samego początku i
stanowią o sile omawianego zbioru. Dan Brereton szerszej publice jest
kompletnie nieznany. Moja jedyna styczność z jego pracami miała miejsce parę
ładnych lat temu, gdyż zdarzyło mu się popełnić w 1991 roku kilka okładek do znajdującej
się w moich zbiorach, znakomitej serii L.E.G.I.O.N. Nie jest to zbyt "płodny"
artysta, co związane jest z jego niezwykle pracochłonnym, malarskim stylem. Stylem
unikalnym, z miejsca rozpoznawalnym, gdzie dużą rolę odgrywają cienie, mrok
oraz kolorystyka. Takie ilustracje pasują tylko i wyłącznie do konkretnych,
wybranych historii, zwłaszcza dotykających tematyki horroru czy magii, nieco
irracjonalnych. I właśnie z tego typu opowieścią mamy tutaj do czynienia. Wydaje
się, że Simonson idealnie dobrał artystę do współpracy i tak rozplanował
całość, aby Brereton mógł dać popis swoich umiejętności.
O ile nie każdemu takie
przedstawienie Supermana czy Batmana przypadnie do gustu (umięśnione sylwetki,
usta często wyglądają jak umalowane, podkreślenie, że eS też musi się golić,
czy mocno zaznaczone brwi), o tyle trzeba przyznać, że jest to jakaś miła
odmiana od klasycznych wizerunków i kopiowania twórców typu Jim Lee. Lubię i
cenię nietypową, często szaloną i nieszablonową warstwę plastyczną w komiksie, stąd pewnie moja wielka radość z
oglądania owoców pracy Dana Breretona. Pod koniec oprócz przedruku
poszczególnych okładek jego autorstwa, znajdziecie jeszcze dwie strony szkiców
koncepcyjnych.
Bonusowa historyjka składa się
z 12 stron i powstała w roku 1957. Tym razem nie jest to w żadnym stopniu
nawiązanie do wątku poruszanego w głównej opowieści, czy inne spojrzenie na te konkretne
wydarzenia/postacie, tylko raczej bardziej nawiązanie do samego tytułu komiksu.
Największy wróg Batmana oraz największa zmora Supermana nawiązują współpracę i
postanawiają wejść na drogę uczciwości. Łatwo jednak się domyślić, że ich plan
dotyczący mechanicznych ludzi to tylko zasłona dymna, i że obaj mają w zanadrzu
jakiś chytry, niecny plan. Emocji niewiele, ale jak zwykle przy takiej okazji można
się trochę pośmiać z rozwiązań scenariusza, jaki powstał kilka dekad temu.
Ponieważ, jak zresztą podkreśliłem
we wstępie, komiksu tego nie dane mi było wcześniej przeczytać, i nikt go
nigdzie nie polecał, stąd najwidoczniej nie był on jakimś wybitnym,
wyróżniającym się i godnym uwagi przedstawicielem połowy lat 90-tych. I
rzeczywiście, nie jest to może nic nadzwyczajnego - w większości przewidywalny przebieg oraz zakończenie, ale nie powiedziałbym, iż
czas spędzony na jego lekturze uważam za zmarnowany. Mamy tutaj dobry pomysł
wyjściowy, umiejętnie uchwycony kontrast pomiędzy Mrocznym Rycerzem, a
Człowiekiem ze Stali, przemyślaną od początku do końca fabułę oraz przede
wszystkim te nietypowe, świetnie oddające panującą atmosferę ilustracje.
Chociażby dla nich warto zakupić 67 tom WKKDC.
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów LEGENDS OF THE WORLD'S FINEST #1-3 oraz WORLD'S
FINEST #88.
Dawid Scheibe
Historia z Blaze to luty 1995 ("Superman" nr 2/95 (51), Tm-Semic). W 1992 roku, w lecie, opublikowano pierwotnie tę historię w USA.
OdpowiedzUsuńTa, o której piszesz to późniejsza historia i starcie pomiędzy Blaze a Satanusem. Jak zaznaczyłem w recenzji, chodzi mi o pierwsze spotkanie, kiedy eS ratował dusze obu nastolatków, i które pokazano częściowo w SUPERMAN 10/92 :)
Usuń