Dzisiaj nie ma nic o Batmanie
i Supermanie, tylko coś dla fanów przygód Najszybszego Człowieka na Ziemi. Do
tej pory w ramach kolekcji Flash grał pierwsze skrzypce cztery razy, z czego
dwie odsłony były pióra Marka Waida, zaś dwie pozostałe napisał Geoff Johns.
Wszystkie te albumy okazały się dobrym wyborem i z pewnością nie jedną osobę
zachęciły do zapoznania się z kompletnymi runami wymienionym twórców. Tym razem
jest inaczej, gdyż zamiast doświadczonego scenarzysty mamy do czynienia z
prawdziwymi debiutantami, jeśli chodzi o pisanie komiksów. Danny Bilson i Paul
Demeo to duet znany z wymyślania przygód serialowego Flasha, którego w latach
1990-91 grał John Wesley Shipp. Doświadczenie to może, ale wcale nie musi
przełożyć się na historie obrazkowe. Czas zajrzeć do środka i sprawdzić, czy najnowszy
tom WKKDC jest wart swojej ceny.
Nie Barry, nie Wally, tylko najmłodszy
ze wszystkich speedsterów - Bart Allen, jest głównym bohaterem tomu 77. W
wyniku wydarzeń z udziałem Superboya-Prime, jakie rozegrały się pod koniec NIESKOŃCZONEGO
KRYZYSU, złoczyńca został pokonany, ale nie obeszło się bez strat i
konsekwencji dla całego świata kręcącego się wokół Flasha. Wally wraz z rodziną
gdzieś zaginął, zaś Bart wrócił do teraźniejszości w stroju Barry'ego. Tyle
tylko, że nie było go kilka minut, a postarzał się aż o 4 lata. Nie pamięta
tego, co się przed chwilą wydarzyło, a w dodatku stracił połączenie ze Speed
Force. Jedynym aktywnym sprinterem jest w tej sytuacji Jay Garrick, ale
sytuacja ta nie utrzymuje się zbyt długo.
Seria THE FLASH: THE FASTEST
MAN ALIVE miała za zadanie wypromować Barta Allena i uczynić z niego kolejnego,
czwartego już Flasha. Wiadomo, nie każdy nadaje się do szykowanej dla niego
roli, nie czuje się na siłach, aby wypełnić swoje dziedzictwo. Bart od początku
jest negatywnie nastawiony do tego, aby wejść w buty swoich wielkich poprzedników,
bojąc się związanej z tym zadaniem odpowiedzialności. Postarzenie głównego
bohatera z 16 do 20 lat miało nadać mu poważniejszy wygląd, ale nie poszła za
tym w parze dorosłość emocjonalna. Występują tutaj typowe problemy nastolatków
związane z dorastaniem, wymuszony romans oraz nieoczekiwane kłopoty ze strony
najlepszego kolegi. Bart ewidentnie cierpi na coś w stylu zespołu stresu
pourazowego, wydaje się wycofany, przestraszony, przytłoczony - ogólnie bardzo
denerwujący i raczej średnio interesujący, jeśli chodzi o polubienie go przez
statystycznego czytelnika. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Bart jest w tym
komiksie na siłę wyciągnięty i promowany do tego, aby przejąć pałeczkę
Najszybszego Człowieka na Ziemi, a kompletnie to tej roli nie pasuje.
O wielkości i atrakcyjności
superbohatera w dużej mierze decydują stawiani na jego drodze złoczyńcy.
Wytypowany do tej roli przeciwnik w tej historii jest żałośnie słaby,
przewidywalny i najzwyczajniej nudny. Akcja z jego udziałem przebiega według
znanego schematu, a finał jest od samego początku do przewidzenia. Denerwuje
również mało oryginalny pomysł na wykorzystanie wybuchu oraz chemikaliów, aby
obdarzyć kogoś supermocami. Który to już raz? O pozostałych dwóch czarnych
charakterach nie da się czegoś konkretnego powiedzieć, gdyż tak naprawdę wątek
z ich udziałem został tutaj jedynie rozpoczęty, a kontynuacji już w Polsce nie
uświadczymy.
Warstwa wizualna nie należy do
tych szczególnie zadowalających, czy zapadających w pamięć. Rysunki są w
większości poprawne, ale nic poza tym. Kena Lashleya odpowiadającego za
ilustracje do czterech zeszytów widziałem już w znacznie wyższej formie, a
tutaj jedne plansze wychodzą mu lepiej, zaś inne znacznie gorzej. Bardziej
przykłada się do okładek, niż wnętrza komiksu, gdzie brakuje płynności oraz
dokładności. Najbardziej przypadł mi do gustu, dysponujący odmiennym stylem
Karl Kerschl, który jest jednym z tych twórców, na którego zawsze można liczyć.
Często ciekawa warstwa graficzna pomaga podnieść poziom przeciętnego komiksu, w
tym wypadku tak nie jest.
Po głównej historii podziwiać
można okładki do sześciu zeszytów, które się na nią składają. Następnie mamy
dwie tak naprawdę puste strony (podobnie jak w poprzednim tomie i kilku
wcześniejszych), które można by śmiało zapełnić jakimiś grafikami z Flashem w
roli głównej, ale z niewiadomych powodów tego nie uczyniono. Szkoda.
Na końcu wyjątkowo nie
uraczymy przedruku jakiegoś klasyku z lat 50-tych czy 60-tych, tylko pochodzący
z 1995 roku premierowy numer serii IMPULSE. Akurat dla mnie jest to przyjemne
odstępstwo od reguły, gdyż niezbyt przepadam za sposobem tworzenia komiksów
sprzed kilku dekad. Jeśli posiadacie w swoich zbiorach tom 36 WKKDC, to
mieliście okazję przeczytać po polsku umieszczony tam, symboliczny ale jednak,
debiut Barta Allena/Impulse'a. Tutaj mamy pierwszą przygodę w ramach jego
solowej serii, która utrzymana jest w lżejszym, bardziej humorystycznym (co
podkreślają mocno rysunki Humberto Ramosa) klimacie. Pozycja raczej skierowanym
do miłośnika Nastoletnich Tytanów, niż Flasha. Oprócz przypomnienia w dużym
skrócie originu Barta nic ważnego tutaj się nie dzieje, a w dodatku całość
nagle się urywa, bo to jedynie początek dłuższej historii.
To nie jest żaden z tych
komiksów z udziałem Flasha, które powinniście przeczytać i posiadać na swoich
półkach, odstający mocno od pozostałych tomów ze Szkarłatnym Speedsterem, jakie
ukazały się w naszym kraju. Przeciętne dialogi, przewidywalna fabuła, nie powalające
rysunki i mało interesujące postacie z eksponowanym na siłę w roli Flasha
Bartem sprawiają, iż nie warto po ten album sięgać. No, chyba że dla zachowania
ciągłości panoramy na grzbietach;) Bart Allen znacznie lepiej i naturalniej wypada
w takich klimatach, jakich uświadczyliśmy w bonusowej historii. Na szczęście za
tydzień koniec trwającej od trzech tomów przeciętności i wraz z powrotem JLI
będzie można przeczytać coś stojącego na znacznie wyższym poziomie.
Opisywane wydanie zawiera materiał z THE FLASH: THE FASTEST MAN ALIVE
#1 - 6 oraz IMPULSE #1.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz