wtorek, 30 lipca 2019

WKKDC #77 - FLASH: BŁYSKAWICA W BUTELCE


Dzisiaj nie ma nic o Batmanie i Supermanie, tylko coś dla fanów przygód Najszybszego Człowieka na Ziemi. Do tej pory w ramach kolekcji Flash grał pierwsze skrzypce cztery razy, z czego dwie odsłony były pióra Marka Waida, zaś dwie pozostałe napisał Geoff Johns. Wszystkie te albumy okazały się dobrym wyborem i z pewnością nie jedną osobę zachęciły do zapoznania się z kompletnymi runami wymienionym twórców. Tym razem jest inaczej, gdyż zamiast doświadczonego scenarzysty mamy do czynienia z prawdziwymi debiutantami, jeśli chodzi o pisanie komiksów. Danny Bilson i Paul Demeo to duet znany z wymyślania przygód serialowego Flasha, którego w latach 1990-91 grał John Wesley Shipp. Doświadczenie to może, ale wcale nie musi przełożyć się na historie obrazkowe. Czas zajrzeć do środka i sprawdzić, czy najnowszy tom WKKDC jest wart swojej ceny.

Nie Barry, nie Wally, tylko najmłodszy ze wszystkich speedsterów - Bart Allen, jest głównym bohaterem tomu 77. W wyniku wydarzeń z udziałem Superboya-Prime, jakie rozegrały się pod koniec NIESKOŃCZONEGO KRYZYSU, złoczyńca został pokonany, ale nie obeszło się bez strat i konsekwencji dla całego świata kręcącego się wokół Flasha. Wally wraz z rodziną gdzieś zaginął, zaś Bart wrócił do teraźniejszości w stroju Barry'ego. Tyle tylko, że nie było go kilka minut, a postarzał się aż o 4 lata. Nie pamięta tego, co się przed chwilą wydarzyło, a w dodatku stracił połączenie ze Speed Force. Jedynym aktywnym sprinterem jest w tej sytuacji Jay Garrick, ale sytuacja ta nie utrzymuje się zbyt długo.

Seria THE FLASH: THE FASTEST MAN ALIVE miała za zadanie wypromować Barta Allena i uczynić z niego kolejnego, czwartego już Flasha. Wiadomo, nie każdy nadaje się do szykowanej dla niego roli, nie czuje się na siłach, aby wypełnić swoje dziedzictwo. Bart od początku jest negatywnie nastawiony do tego, aby wejść w buty swoich wielkich poprzedników, bojąc się związanej z tym zadaniem odpowiedzialności. Postarzenie głównego bohatera z 16 do 20 lat miało nadać mu poważniejszy wygląd, ale nie poszła za tym w parze dorosłość emocjonalna. Występują tutaj typowe problemy nastolatków związane z dorastaniem, wymuszony romans oraz nieoczekiwane kłopoty ze strony najlepszego kolegi. Bart ewidentnie cierpi na coś w stylu zespołu stresu pourazowego, wydaje się wycofany, przestraszony, przytłoczony - ogólnie bardzo denerwujący i raczej średnio interesujący, jeśli chodzi o polubienie go przez statystycznego czytelnika. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Bart jest w tym komiksie na siłę wyciągnięty i promowany do tego, aby przejąć pałeczkę Najszybszego Człowieka na Ziemi, a kompletnie to tej roli nie pasuje.

O wielkości i atrakcyjności superbohatera w dużej mierze decydują stawiani na jego drodze złoczyńcy. Wytypowany do tej roli przeciwnik w tej historii jest żałośnie słaby, przewidywalny i najzwyczajniej nudny. Akcja z jego udziałem przebiega według znanego schematu, a finał jest od samego początku do przewidzenia. Denerwuje również mało oryginalny pomysł na wykorzystanie wybuchu oraz chemikaliów, aby obdarzyć kogoś supermocami. Który to już raz? O pozostałych dwóch czarnych charakterach nie da się czegoś konkretnego powiedzieć, gdyż tak naprawdę wątek z ich udziałem został tutaj jedynie rozpoczęty, a kontynuacji już w Polsce nie uświadczymy.

Warstwa wizualna nie należy do tych szczególnie zadowalających, czy zapadających w pamięć. Rysunki są w większości poprawne, ale nic poza tym. Kena Lashleya odpowiadającego za ilustracje do czterech zeszytów widziałem już w znacznie wyższej formie, a tutaj jedne plansze wychodzą mu lepiej, zaś inne znacznie gorzej. Bardziej przykłada się do okładek, niż wnętrza komiksu, gdzie brakuje płynności oraz dokładności. Najbardziej przypadł mi do gustu, dysponujący odmiennym stylem Karl Kerschl, który jest jednym z tych twórców, na którego zawsze można liczyć. Często ciekawa warstwa graficzna pomaga podnieść poziom przeciętnego komiksu, w tym wypadku tak nie jest.

Po głównej historii podziwiać można okładki do sześciu zeszytów, które się na nią składają. Następnie mamy dwie tak naprawdę puste strony (podobnie jak w poprzednim tomie i kilku wcześniejszych), które można by śmiało zapełnić jakimiś grafikami z Flashem w roli głównej, ale z niewiadomych powodów tego nie uczyniono. Szkoda.

Na końcu wyjątkowo nie uraczymy przedruku jakiegoś klasyku z lat 50-tych czy 60-tych, tylko pochodzący z 1995 roku premierowy numer serii IMPULSE. Akurat dla mnie jest to przyjemne odstępstwo od reguły, gdyż niezbyt przepadam za sposobem tworzenia komiksów sprzed kilku dekad. Jeśli posiadacie w swoich zbiorach tom 36 WKKDC, to mieliście okazję przeczytać po polsku umieszczony tam, symboliczny ale jednak, debiut Barta Allena/Impulse'a. Tutaj mamy pierwszą przygodę w ramach jego solowej serii, która utrzymana jest w lżejszym, bardziej humorystycznym (co podkreślają mocno rysunki Humberto Ramosa) klimacie. Pozycja raczej skierowanym do miłośnika Nastoletnich Tytanów, niż Flasha. Oprócz przypomnienia w dużym skrócie originu Barta nic ważnego tutaj się nie dzieje, a w dodatku całość nagle się urywa, bo to jedynie początek dłuższej historii.

To nie jest żaden z tych komiksów z udziałem Flasha, które powinniście przeczytać i posiadać na swoich półkach, odstający mocno od pozostałych tomów ze Szkarłatnym Speedsterem, jakie ukazały się w naszym kraju. Przeciętne dialogi, przewidywalna fabuła, nie powalające rysunki i mało interesujące postacie z eksponowanym na siłę w roli Flasha Bartem sprawiają, iż nie warto po ten album sięgać. No, chyba że dla zachowania ciągłości panoramy na grzbietach;) Bart Allen znacznie lepiej i naturalniej wypada w takich klimatach, jakich uświadczyliśmy w bonusowej historii. Na szczęście za tydzień koniec trwającej od trzech tomów przeciętności i wraz z powrotem JLI będzie można przeczytać coś stojącego na znacznie wyższym poziomie.

Opisywane wydanie zawiera materiał z THE FLASH: THE FASTEST MAN ALIVE #1 - 6 oraz IMPULSE #1.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz