Często przy pisaniu swoich tekstów
dotyczących komiksów Vertigo podkreślam, że tak naprawdę dzięki Egmontowi
dopiero poznałem większość z opublikowanych klasyków tego zbliżającego się do
swojego końca imprintu. Z DOOM PATROL jest częściowo podobnie, ponieważ z
całego legendarnego runu Granta Morrison znam tylko jego końcówkę oraz
spin-offową miniserię FLEX MENTALLO. Postacie te zaintrygowały mnie wówczas na
tyle mocno, że potem sięgnąłem zarówno po beznadziejną serię Keitha Giffena z
2009 roku, a potem też i po świetny, ale niestety nękany solidnymi opóźnieniami
cykl ukazujący się w imprincie Young Animal (2016). Jeśli zaś śledzicie naszego
fan-page’a na Facebooku, to wiecie już zapewne iż zakochałem się w niedawnym
serialu z platformy DC UNIVERSE. Jak tylko był tam o nim jakiś post, to mojego
autorstwa. Nietrudno się zatem domyślić, że gdy Egmont zapowiedział jakiś czas
temu wydanie ikonicznego runu Granta Morrison w naszym kraju, prawie trzeba
było wywozić mnie do szpitala, bo z radości otarłem się o zawał. No i w końcu
jest ostatni dzień czerwca 2019 roku, składam zamówienie na Gildii, które po
paru dniach wylądowało w moich łapach, a tam w między innymi środku dwa
wypasione cuda – kolejny tom ”B.B.P.O.” ;) oraz premierowy DOOM PATROL. Czy
komiks ten spełnił oczekiwania? O tym w dalszej części posta.
Najpierw jednak kartka z historii.
Grupa nazywająca się Doom Patrolem zadebiutowała w 1963 roku na łamach 80
numeru serii MY GREATEST ADVENTURE. Poznaliśmy tam poruszającego się na wózku
inwalidzkim Chiefa, który zebrał wokół siebie odrzuconych przez społeczeństwo
ludzi posiadających supermoce. Miało to miejsce na dwa miesiące przed
wydawniczym debiutem X-Men w Marvelu, a kwestia tego kto od kogo w zasadzie
zerżnął koncepcję grupy toczyła się miesiącami i nie będę tu tego roztrząsać.
Grupa spodobała się na tyle mocno, że wraz z 86 numerem cykl na łamach którego
debiutowali zmienił nazwę na DOOM PATROL i kontynuowany był do 1968 roku, gdy
wraz z odsłoną 121 został skasowany. W 1973 roku ukazały się co prawda zeszyty
122-124, ale zawierały tylko reprinty. Na czternaście kolejnych lat marka DOOM
PATROL popadła w niebyt, aż ktoś przypomniał sobie o niej w 1987 roku i
zezwolił na start kolejnej serii. Pierwszych osiemnaście zeszytów autorstwa
Paula Kuppenberga – przez lata związanego z DC scenarzysty oraz przede
wszystkim edytora – przywracało grupę do głównego uniwersum wydawnictwa, gdzie
Chief i spółka spotykali między innymi Supermana czy Power Girl, ale o jakimś
wielkim sukcesie serii nie można było mówić. W końcu podjęto decyzję o tym, by
dać szansę promowanemu przez Karen Berger Brytyjczykowi – Grantowi Morrisonowi.
Ryzyka nie było, scenarzysta mógł zaryzykować, bo tytuł i tak kręcił się w
gronie kandydatów do szybkiej kasacji, więc postanowił poszaleć. I tak oto narodziła
się legenda, która jakiś czas później stanowiła jeden z argumentów za tym, by
powołać do życia Vertigo.
DOOM PATROL Granta Morrison zaczyna
się od szybkiego sprzątania po poprzedniku, by potem sprawnie przejść do
własnych pomysłów. Run Kuppenberga kończył się totalnym rozwaleniem składu
ekipy. Morrison całkowicie pożegnał się z Celsius, Valentiną Vostok i Scottem
Fischerem, zaś Lodestone schodzi na znacznie dalszy plan. Kogo zatem zastajemy
w komiksie? Robotman spędza czas w szpitalu psychiatrycznym i próbuje się
pozbierać po ostatnich wydarzeniach. Tam poznaje posiadającą 64 różne
osobowości Crazy Jane i nawiązuje z nią bardzo nietypową nić porozumienia.
Larry Trainor ponownie zostaje nawiedzony przez Negative Spirit, lecz tym razem
byt ten chce się połączyć nie tylko z nim, ale i doktor Poole, która opiekowała
się Larrym. Tak powstaje Rebis – istota mająca moce Negative Mana, ale
posiadająca jednocześnie fizyczne cechy
obojga swoich nosicieli. Wkrótce do tej nietypowej gromadki dołączają starzy
znajomi z poprzedniej ekipy Doom Patrolu – dyrygujący wszystkimi Chief oraz
Joshua Clay, zaś z czasem skład grupy wzbogaci Dorothy Spinner, która potrafi
ożywiać twory swojej wyobraźni. Ich przeciwnikami zaś będą nożycoludzie, Mister
Nobody i jego pomocnicy, a także masa innych, równie nietypowych zagrożeń.
Swego czasu DOOM PATROL wyróżnił się
już na tle innych komiksowych serii tym, że nie obawiano się tam wprowadzić do
ekipy pierwszą transseksualną postać. To co jednak zaczął wyczyniać Morrison okazało
się znacznie bardziej odważne i rewolucyjne. Nie możemy jednak absolutnie mówić
o tym, że jego komiks zdobył tak ogromną popularność tym, że pokazywał
najróżniejsze dziwności i wykazywał się przy tym niczym nieskrępowaną
wyobraźnią. Kluczowe w DOOM PATROL okazało się to, że przy tym Brytyjczyk
zaczął na potęgę tworzyć ciekawe, trzymające w napięciu fabuły, które chociaż
nadal były komiksem superbohaterskim, to jednak w wydaniu, którego świat
naprawdę dotąd nie widział. Starzy członkowie grupy zostali mocno odkurzeni,
zaś nowi okazali się wartościowym wzmocnieniem. Podobnie jak miało to miejsce w
niedawnym serialu (który jak się okazuje mnóstwo rzeczy zaczerpnął właśnie z
tego runu) zdecydowanie najlepiej czytało mi się fragmenty skupiające się na Crazy
Jane i jej ciekawej relacji z Robotmanem. Ale oczywiście nie tylko – Rebis
zastanawiające się kim lub czym w zasadzie są, narodziny i kolejne kroki grupy
którą dowodzi Mister Nobody, mający się za Boga Rudy Jack czy coraz bardziej
szaleni przeciwnicy, z którymi mierzyć się przyjdzie naszym bohaterom. Wszystko
to jest prowadzone perfekcyjnie. Nic tu nie dzieje się przypadkiem, a niektóre
wątki podążają stosunkowo powoli w wyznaczonym kierunku, ale dzięki temu, iż
dostajemy od Egmontu wypasiony tom liczący aż piętnaście rozdziałów epopei
Morrisona, obserwowanie tego jak wszystko ostatecznie zaczyna się spajać w
zwięzłą całość trudno nie docenić.
Jednakże warto podkreślić, że
podobnie jak trzy dekady temu, tak i dziś DOOM PATROL to zdecydowanie nie jest
komiks dla wszystkich. Stojąc w wyraźnym rozkroku między nietypową, ale jednak
superbohaterszczyzną, a byciem komiksem wyraźnie skierowanym do dojrzałego
czytelnika i prezentującego mu takie właśnie treści, wydaje mi się iż typowy
zjadacz trykociarskich przygód spod znaku peleryn i majtek naciągniętych na
gacie raczej nie ma tu czego szukać. Moim zdaniem DOOM PATROL najmocniej
przemówi do osób, które z linii Vertigo od Egmontu bardziej polubiły
TRANSMETROPOLITANA czy KAZNODZIEJĘ niż SANDMANA lub BAŚNIE. Miejcie to na
uwadze zanim podejmiecie się kupna tego komiksu, a jeszcze lepiej zrobicie,
jeśli najpierw obejrzycie na HBO GO chociaż parę odcinków garściami czerpiącego
z komiksu serialu.
Jeśli możemy mówić w przypadku DOOM PATROL
o procesie starzenia się, to chyba tylko w przypadku warstwy graficznej. Richard
Case, który odpowiada za rysunki w niemal wszystkich zeszytach (tylko w jednym
zastępuje go Doug Braithwaite), ma wyrazisty i przyjemny styl, który jednak
jest już wyraźnie nadgryziony zębem czasu, chociaż nie na tyle, by narzekać
tutaj na to, że przyszło nam jakieś najgorsze relikty minionych epok. Wiele osób
z pewnością ucieszy za to możliwość oglądania okładek Simona Bisley’a z czasów,
gdy bardziej mu się chciało i potrafił każdym swoim rysunkiem wyrwać człowieka
z butów. Cover tomu to z kolei praca znanego i lubianego Briana Bollanda.
DOOM PATROL TOM 1 to ponad 400 stron
rewelacyjnego komiksu. Niestety nie znajdziecie tu żadnych materiałów
dodatkowych, ale przy takiej ilości czytania nie jest to dla mnie żaden
problem. Cena okładkowa jest solidna i wynosi niecałe 120 złotych, ale
oczywiście jak dobrze poszperacie to znajdziecie komiks ten za niecałą stówkę. To
solidny wydatek, nie ma co ukrywać, lecz moim zdaniem – warto.
Krzysztof Tymczyński
--------------------------------------------------------------
DOOM PATROL TOM 1 zawiera numery #19-34 oryginalnej serii DOOM PATROL vol. 2 z 1987 roku.
Komiks do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz