piątek, 19 lipca 2019

SUPERMAN - ACTION COMICS vol. 1: INVISIBLE MAFIA


Już przy okazji recenzji albumu THE MAN OF STEEL napisałem, że najbardziej zaciekawił mnie tam kilkustronicowy prolog, skupiający się na Clarku Kencie oraz redakcji Daily Planet. Jest to mały przedsmak tego, o czym będzie opowiadać ACTION COMICS. Jak powszechnie wiadomo druga seria z Człowiekiem ze Stali w roli głównej również dostała się pod skrzydła Briana Michaela Bendisa, ale w środku zastajemy już zupełnie inny klimat, niż w ukazującym się równocześnie SUPERMANIE. Zachowana została nawet dotychczasowa numeracja, chociaż we wspomnianym SUPERMANIE postąpiono wręcz odwrotnie. Skoro nowy scenarzysta nie zachwycił niczym szczególnym w historii rozgrywającej się wewnątrz Strefy Widmo, to może jego bardziej przyziemne spojrzenie na Kal-Ela przysporzy więcej zadowolenia fanom tej postaci. A jest ku temu przynajmniej jeden powód - brak bezbarwnego Rogola Zaara.

Na początek kilka słów na temat fabuły. Clark Kent nadal czuje się osamotniony po utracie dwóch najbliższych mu osób, ale nie zwalnia go to z obowiązków, jakie wykonuje na co dzień w Daily Planet. Tymczasem w Metropolis co raz mocniej daje o sobie znać tajemnicza organizacja, jaka od lat działa w podziemiu (automatycznie pojawiają się u mnie w tym miejscu skojarzenia z Trybunałem Sów), a teraz zaczyna eliminować członków gangsterskiego półświatka. W jej szeregach znajduje się nowy, groźny złoczyńca o pseudonimie Red Cloud, którego schwytanie staje się priorytetem dla Supermana. Tym razem do walki z nietypowym przeciwnikiem przyda się nie tylko bogaty pakiet supermocy, ale przede wszystkim dziennikarskie umiejętności Clarka i wsparcie ze strony jego redakcyjnego zespołu.

ACTION COMICS z samej nazwy powinien obfitować w dużo akcji, ale tej o dziwo jest znacznie mniej, niż w SUPERMANIE. Mamy tutaj do czynienia z nieco wolniejszym tempem, z bardziej przyziemnymi sprawami, taki typowy street level przeplatany elementami nadprzyrodzonymi. W roli głównej występuje Clark Kent-dziennikarz, a dopiero na drugim miejscu pojawia się Clark Kent-Superman. Istnieją bowiem takie sprawy, w których to właśnie ten pierwszy może szybciej i skuteczniej dotrzeć do prawdy, mniej rzucając się w oczy i wsłuchując się w głos mieszkańców. Osobiście podoba mi się takie prowadzenie tej serii, a Bendis w przeszłości nie raz pokazał, iż właśnie w takich klimatach sprawdza się najlepiej. Superman jest tutaj integralną częścią społeczności, jaką tworzą mieszkańcy Metropolis, a nie członkiem jakiejś wypasionej społeczności superbohaterskiej.

Bardzo ważną rolę odgrywają pracownicy Daily Planet, gdzie mamy mieszankę nowych i starych postaci. Scenarzysta doskonale czuje postać Perry'ego White'a, nienajgorzej również pisze Jimmy'ego Olsena, choć ten na razie nie zaliczył jakiegoś dłuższego epizodu. Oczywiście Bendis nie byłby sobą, gdyby nie wprowadził do historii świeżej krwi. Trish Q, czy Robinson Goode nie są jedynie zbędnym elementem dekoracji, tylko stanowią wartościowe wzmocnienie dziennikarskiej rodziny, stąd debiut obu pań oceniam na plus.

Nie ma Rogola Zaara, ale debiut zaliczy inny superzłoczyńca, czyli Red Cloud. Scenarzysta od początku chce zainteresować czytelnika kwestią tożsamości tej łotrzycy, ale odgadnięcie jej prawdziwego imienia nie jest jakimś zbyt trudnym wyzwaniem, jeśli ktoś choć trochę wytęży swoje szare komórki. Nie jest to tak denny przeciwnik, jak ten oglądany w tym samym czasie na kartach SUPERMANA, ale na tą chwilę nie ma jeszcze powodów do szczególnego zachwytu. Czekam na wyjaśnienie jej przeszłości oraz powodów/okoliczności, w wyniku których stała się tą Czerwoną Chmurą.

Bendis na przestrzeni tych sześciu zeszytów sygnalizuje pewne wydarzenia i inicjuje mnóstwo mniejszych wątków, które doczekają się zapewne wyjaśnienia w późniejszych odsłonach serii. Gościnne występy niewiele wnoszą, są jedynie na razie tylko do odnotowania. Pojawia się Question, The Guardian oraz kwestie dotyczące burmistrza, Lois, Talii Al Ghul, czy też nowej właścicielki Daily Planet. W powietrzu mocno wyczuwalne jest przygotowanie do czegoś znacznie większego, a pierwsze rozdziały przypominają rozstawianie pionków na szachownicy. Nie powiem, część z tych wątków wzbudziła moje zainteresowanie i chociażby ze zwykłej ciekawości zobaczę, jak losy konkretnych postaci dalej się potoczą w obliczu nadchodzącego EVENT LEVIATHAN.

Do pozytywnych rzeczy zaliczyć należy fajny pomysł z pierwszą strona każdego zeszytu, gdzie przedstawiony jest obraz dziennikarskiego biurka. Różnego typu zapiski oraz notatki pozostawione przy komputerze stanowią wskazówki odnośnie przyszłych wydarzeń, pełnią też rolę easter eggów. Ucieszyłem się również widząc ostatnią stronę omawianego tomu, która niespodziewanie nawiązuje do ACTION COMICS #1 z 1938 roku. Wyjaśniona zostaje także dosyć szybko kwestia serii podpaleń w Metropolis, czego akurat się nie spodziewałem patrząc na tempo, w jakim otrzymujemy jakieś konkrety odnośnie destrukcji Kryptona. Pomimo powagi sytuacji jest też trochę śmiechu, chociażby patrząc na nietypowe miejsce, w jakim spotykają się na co dzień członkowie mafii, czy też na ich oryginalne pseudonimy.

Bendis nie byłby sobą, gdyby czegoś głupiego w kwestii Człowieka ze Stali ostatnio nie odwalił. Po wpadce dotyczącej Martiana Manhuntera i rozdzieleniu eS rodziny, tym razem znów zaskoczył in minus chociażby w scenie, gdzie Superman i Jimmy patrzą na zdjęcie martwego bohatera po walce z Doomsdayem. Najbardziej drażni jednak fakt, że tak a nie inaczej postąpił z małżeństwem Clarka i Lois, mowa o scenie na środku ulicy oraz pomyśle na odarcie tego związku praktycznie z wszystkiego, co było jego siłą w runie Tomasiego oraz Gleasona. Brian ewidentnie nie należy do sympatyków superrodziny (mimo, iż w wywiadach twierdzi co innego), konsekwentnie separując od siebie trójkę Clark-Lois-Jon. Brakuje przy tym jakiegoś większego sensu oraz logiki, zwłaszcza że Lois postępuje tutaj kompletnie out of character podważając w jednej chwili wszystko to, co do tej pory wiedzieliśmy chociażby w kwestii jej uczuć do syna. Skoro DC najwyraźniej nie dało zgody na rozwód, to BMB robi wszystko, żeby jak najbardziej oddalić od siebie dwójkę małżonków, a przy tym czyni z nich paskudnych rodziców. Ciężko mi kupić taką wersję, ale wygląda na to, że taki stan rzeczy utrzyma się na dłuższy czas.

SUPERMANA (kolejna dzisiaj różnica między obiema seriami) przez pierwsze sześć zeszytów ilustrował ten sam artysta, tutaj natomiast mamy trzech różnych rysowników. Dwie odsłony przypadły w udziale Patrickowi Gleasonowi, który stanowi ostatni "element" pomiędzy poprzednią, a najnowszą wersją przygód eSa. Prace Gleasona jak zwykle zachwycają, chociaż tym razem sam nakłada tusz i różnica jest zauważalna, w porównaniu do jego wcześniejszych ilustracji. Znacznie lepiej w tej konkretnej serii sprawdzają się natomiast plansze autorstwa Ryana Sooka ( rozdziały 4-6) oraz Yanicka Paquette'a (rozdział 3), których wybór uważam za trafiony. Wizualnie zatem ACTION COMICS staje na wysokości zadania i oby ten trend się utrzymał.

Pierwszy tom serii ACTION COMICS pod batutą BMB nie jest może jakimś wybitnym komiksem w wykonaniu tego twórcy, ale mamy tutaj zdecydowanie więcej powodów do zadowolenia, niż narzekania. Pisanie perypetii reportera Clarka Kenta przychodzi nowemu scenarzyście zdecydowanie lepiej od tych, jakie przeżywa ten sam bohater w ramach serii SUPERMAN. To, że im mniej Supermana w tym komiksie tym lepiej, czy też chociażby kreowanie na siłę dziwnej więzi pomiędzy Lois oraz jej mężem pokazuje wyraźnie, że nie każdy (sorry Brian, ale taka jest prawda) nadaje się na scenarzystę komiksu z eSem w roli głównej. Bendis pasuje natomiast idealnie do takich tajemniczych, mrocznych, detektywistycznych, bardziej przyziemnych, pełnych intryg i sekretów historii, czego udało mu się sporo przemycić właśnie do ACTION COMICS. I właśnie dla tych klimatów warto dalej śledzi tą serię, której pierwszy tom pozostawia mieszane odczucia, ale jak dla mnie z przewagą tych pozytywnych.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS #1001 - 1006.

Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz