środa, 17 lipca 2019

SUPERMAN TOM 6: IMPERIUS LEX

W tomie tym znajdują się trzy historie. W najdłuższej z nich, dającej tytuł całemu albumowi, Superman i Lex Luthor udają się na Apokolips , by ustalić który z nich będzie władał ta planetą.  W drugiej „Na Księżyc i z powrotem” Człowiek ze Stali i pozostali członkowie Ligi Sprawiedliwości sprawiają niezwykłą niespodziankę grupie chorych na raka dzieci. I wreszcie w kończących wydanie zbiorcze „Ostatnich Dniach” Superman wraz ze swym synem próbują ocalić pewną planetę przed podzieleniem przez nią losu Kryptona.


Opis z tylnej strony okładki bardzo wiele obiecuje po „Imperius Lex”. Niestety praktycznie żadna z tych obietnic nie zostaje spełniona. Zamiast trzymającej w napięciu walki o władzę, mamy tu do czynienia jedynie z kolejną przeciętną nawalanką. A to na co wspomniany opis kładzie największy nacisk, czyli manipulacje Luthora, kończy się zanim się na dobre zacznie, bowiem Lex wkrótce po przybyciu na Apokolips zostaje ogłuszony i pozostaje nieprzytomny aż do powrotu na Ziemię. Dodatkowo opowieść pełna jest głupot takich jak np. Lois bez problemu pokonująca przeciwników dysponujących nadludzkimi mocami i chaosu – przez jej karty przewija się cała masa służących niegdyś Darkseidowi złoczyńców, ale za wyjątkiem Kalibaka i Babci Samo Dobro, żaden nie odgrywa istotnej roli. A nawet ta wspomniana dwójka wypada strasznie nijako. Tak więc niestety Tomasi i Gleason po raz drugi z rzędu dali ciała. Może ta historia nie jest tak beznadziejna jak ich wypociny z poprzedniego tomu, ale nie jest to specjalnym wyczynem. Co więcej jej zakończenie, której jak się wydaje będzie miało spore konsekwencje, wydaje się kompletnie nieuzasadnione.

Złe wrażenie nieco zaciera „Na Księżyc i z powrotem” również z ich scenariuszem. Wprawdzie tematyka może budzić obawy czy nie będzie to właśnie kolejna nadęta i wypełniona wykładami porażka w stylu „Nadziei i Lęków”. Na szczęście okazuje się że jest to wprawdzie prościutka i w zasadzie niemal pozbawiona fabuły historyjka, ale za to słodka i wzruszająca. No i przynajmniej udowadnia, że scenarzyści całkowicie nie pogubili swych talentów.

Najlepsza jednak częścią albumu są „Ostatnie Dni” autorstwa Jamesa Robinsona. Może i punkt wyjścia jest nieco naciągany – akurat w rocznicę zniszczenia Kryptonu Superman odkrywa, że pewną pobliska planetę wkrótce spotka taki sam los. A pewne rozwiązania fabularne są pójściem na łatwiznę – obaj Kentowie tracą i zyskują swoje moce bez sensownego uzasadnienia lecz po prostu dlatego, że scenarzyście jest tak wygodnie. Ale parę ciekawych zwrotów akcji sprawia, że trudno przewidzieć dokąd zmierza ta historia. A co więcej porusza ona parę poważnych tematów w niejednoznaczny sposób. Tak więc choć ta opowieść nie jest idealna, to oceniam ją bardzo dobrze.

Za stronę graficzną ponownie odpowiada spora grupa twórców i po raz pierwszy w przypadku tej serii nie jestem w stanie o niej pisać w samych superlatywach. Poziom tym razem jest dość nierówny i co ciekawe jednym ze słabszych punktów są numery ilustrowane przez Douga Mahnke. Jak mi się wydaje jest to wina tego, że tusza nakładany wówczas głównie przez Jaimego Mendozę nie pasuje do jego stylu i niektóre postacie wyglądają po prostu obleśnie. Natomiast najlepiej wypadają fragmenty rysowane przez jak zwykle świetnego Eda Benesa oraz Barry’ego Kitsona i Scotta Hannę.

Ten album jest pewnym krokiem naprzód względem poprzednika, ale cały czas sporo mu brakuje do poziomu do jakiego przyzwyczaiły nas wcześniejsze tomy. Mam jednak nadzieję, że przy okazji kończącego ich run przy tym tytule następnego zbioru w końcu Tomasi i Gleason ponownie pokażą na co ich stać.

Tomasz Kabza

Komiks do nabycia w sklepach Egmontu i ATOM Comics.

Oryginalne wydanie tego tomu zostało zrecenzowane na blogu przez Dawida. Jego opinię możecie przeczytać tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz