EX MACHINA to obok ASTRO CITY jeden
z tych tytułów dawnego imprintu Wildstorm, które po jego zgonie w 2010 roku
przeskoczyły do Vertigo i całkiem nieźle się tam odnalazły. O ile cykl Kurta
Busieka był w późniejszych latach kontynuowany i jeśli nic się nie zmieniło,
kolejnego jego odsłony kiedyś ukażą się z kolejnym logiem na grzebiecie, tym
razem Black Label, tak komiks Briana K. Vaughana wskoczył szybko do wąskiego
grona o nazwie ”the best of” imprintu założonego niegdyś przez Karen Berger,
chociaż w zasadzie nie do końca wiem dlaczego. W końcu jest to seria jedynie
wznowiona pod szyldem Vertigo, zaś jego zalety równoważą się ilością wad, co
sprawia, że trudno ten komiks jako całość włączyć nawet do czołówki tego, co
ukazało się w naszym kraju z tego imprintu.
Podobnie jak w przypadku trzech
poprzednich tomów, także i tym razem EX MACHINA prezentuje nam zawartość dwóch
oryginalnych tomów z USA. Przekłada się to naturalnie na umieszczenie w
komiksie dwóch osobnych historii, ”wzbogaconych” pewną pojedynczą historyjką,
która moim zdaniem stanowi mocno przeciągnięty i męczący żart. Ale o tym
później. Całość to jedenaście zeszytów, które Egmont oczywiście wydał ”na
twardo” w cenie okładkowej w wysokości 89,99zł, czyli całkiem nieźle. Tłumacz
niestety został ten sam, przez co większość dialogów może śmiało konkurować
swoim dramatyzmem z dowolnym odcinkiem ”Trudnych Spraw”. To niezmiennie smutne,
że Egmont cały czas nie wykopał jeszcze gościa, który regularnie i
konsekwentnie kładzie tłumaczenia kolejnych tytułów. Brawo Wy! Dodam jeszcze,
że jest trochę stron dodatków na końcu tomu, lecz jest to jedynie galeria
okładek wariantowych.
Pierwsza część tomu opowiada o
wyprawie mającego coraz wyższe aspiracje polityczne Mitchella Hundreda do
Watykanu, by odbyć spotkanie z papieżem Janem Pawłem Drugim. To okazuje się być
doskonałą okazją dla pewnej grupy osób, która chce wykorzystać burmistrza
Nowego Jorku do zabicia głowy Stolicy Apostolskiej. Następnie obserwujemy
moment, w którym w mieście rządzonym przez głównego bohatera zbliża się
konwencja Partii Republikańskiej. Niestety wówczas pojawia się pokręcona naśladowczyni
Wielkiej Maszyny i robi co może, by przekonać polityków, iż nie jest to miasto
bezpieczne. Na końcu zaś obserwujemy pojedynczy zeszyt opowiadający o spotkaniu
Hundreda z Brianem K. Vaughanem i Tonym Harrisem, którzy kandydują do miana
twórców komiksu o burmistrzu Nowego Jorku.
Wielokrotnie pewnie słyszeliście o
tym, że Brian K. Vaughan jest równie często chwalony za swoje pomysły na dane
komiksy, co krytykowany za to, jak niemożliwie rozciąga je do przesadzonych rozmiarów,
a potem jeszcze nie potrafi należycie je zakończyć. Trudno jest mi się z tym
nie zgodzić, zwłaszcza mając w pamięci traumę, jaką wywołało u mnie nijakie zakończenie
Y: OSTATNI Z MĘŻCZYZN, które poprzedzone było kilkunastoma zeszytami tak
fascynującymi jak robienie rosołu na niedzielny obiad. EX MACHINA zaczyna
cierpieć na podobną chorobę, bo chociaż nie powiem, że w czwartym tomie nic się
nie działo, ale jednocześnie nie przyznam, by to co przeczytałem wstrząsnęło
mną jakoś dogłębnie.
Bo widzicie, zarówno opowieść z
pierwszej jak i drugiej połowy tomu czytało mi się w miarę bezboleśnie. Główny
bohater jak zwykle stawia czoła nietypowym wyzwaniom jako polityk, ale czasem
też musi sobie przypomnieć o tym, że niegdyś był superbohaterem. Tyle tylko, że
najważniejsze wątki poruszają się do przodu w tak żółwim tempie, że uwierzcie
mi – pominięcie tego tomu sprawi, że w zasadzie nic Wam nie umknie. No chyba,
że koniecznie chcecie poczytać niesamowicie nudne rozmowy w Watykanie, albo też
”starcie” Hundreda z osobą noszącą strój równie kuriozalny co jej motywacje. Od
kiedy tylko pamiętam mam tak, że jeśli komiks czyta mi się naprawdę dobrze, to
choćby miał i tysiąc stron to ogarnę go przy jednym posiedzeniu. Czwarty tom EX
MACHINY musiałem przerabiać na trzy razy, bo Brian K. Vaughan uznał, że jest to
świetny moment na zanudzenie czytelnika na śmierć. I niestety, nie zajarałem
się ani polskim smaczkiem w komiksie, ani też rozciągniętym na 22 strony
meta-żartem z końcówki tomu.
Bo wiecie, odnoszę wrażenie że
spotkanie Hundreda z potencjalnymi autorami komiksu o nim, którymi są
oczywiście Vaughan i Harris, miało potencjał jako naprawdę fajna ciekawostka,
gdyby zamknęła się w czterech-pięciu stronach. Dłuższa całość w pewnym momencie
zaczyna męczyć podobnie jak wcześniejsze rozdziały, autoparodia Vaughana
momentami jest wręcz kuriozalna, ale zdecydowanie na plus muszę zaliczyć
zakończenie tej pojedynczej opowiastki. Nie wiem czy w całym tomie był
wcześniej moment, który spodobał mi się równie mocno to sam finał tej
samodzielnej historyjki.
Ale hej, to wciąż nie jest słaby
komiks. Nudny, owszem, ale nie słaby. EX MACHINA TOM 4 przedstawia nam historie,
które mają ręce oraz nogi i z całą pewnością można nazwać je pomysłowymi. Ich jedynym
i największym problemem jest to, co często trapi Vaughana jako scenarzystę –
nie potrafi sprzedać tych opowieści tak dobrze, jak robił to przy początkowych
odsłonach danego cyklu. To wciąż porządny kawałek komiksu łączącego politykę i
trykoty, ale zarazem ”tylko” porządny, podczas gdy wcześniejsze tomy, zwłaszcza
pierwsze dwa, stały na znacznie wyższym poziomie.
Krzysztof Tymczyński
-----------------------------------------------
Omawiany tom zawiera zeszyty #30-40 serii EX MACHINA
EX MACHINA TOM 4 do kupienia w sklepach Egmontu i ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz