21 czerwca tego roku pojawiła się
informacja, która być może dla wielu z Was mogła być zaskoczeniem – od 2020
roku imprint Vertigo znika z rynku. W momencie gdy przynajmniej część fanów DC
wydało z siebie głośny jęk rozczarowania, ja siedziałem sobie przy komputerze,
pisałem newsa na bloga i byłem uśmiechnięty od ucha do ucha. No bo jak tu się
nie cieszyć z tego, że DC wreszcie przestanie masakrować ledwo żywego pacjenta,
jakim od 2013 roku był ten imprint?
Początki Vertigo <3 (1993-1995)
Wszystko zaczęło się w 1992 roku,
gdy pracująca od 13 lat w DC Comics Karen Berger otrzymała zielone światło na
powołanie osobnego imprintu, który skupiał poważniejsze i skierowane do
dorosłych komiksy z głównego uniwersum DC. To właśnie ona była zresztą
współodpowiedzialna za to, że tytuły te w ogóle w wydawnictwie się pojawiły,
ponieważ to ona wyszukiwała i sprowadzała do tej firmy co ciekawszych twórców z
Wielkiej Brytanii, wydatnie dokładając swoje cegiełki do tak zwanej
”Brytyjskiej inwazji”. To właśnie dzięki Berger w USA mieli okazję zadebiutować
tacy twórcy jak Neil Gaiman, Peter Milligan czy Grant Morrison. Tak więc w
styczniu 1993 roku pojawia się Vertigo i trzon oferty tego imprintu stanowią
znane już czytelnikom tytuły: SWAMP THING, HELLBLAZER, ANIMAL MAN, DOOM PATROL,
SHADE: THE CHANGING MAN oraz oczywiście SANDMAN. Mało kto wie, że początkowe
plany zakładały także przenosiny serii GREEN ARROW Mike’a Grella, lecz w
związku z tym, że scenarzysta ten i tak planował niedługo potem zakończyć swój
legendarny run, plany wobec tego cyklu uległy zmianom. Pierwszym ”prawdziwym”
komiksem z Vertigo, czyli stworzonym i wydanym od początku w tym imprincie,
było DEATH: THE HIGH COST OF LIVING Gaimana i Bachalo, zaś drugim – ENIGMA
Milligana i Fegredo.
Vertigo miało ułatwiony start,
ponieważ większość z wymienionych tytułów radziła sobie całkiem nieźle na
listach sprzedaży. Nie były to hity, ale zarabiały na siebie i sprzedawały się
wówczas w nakładach, o jakich dzisiaj marzy cały rynek. Przykładowo, SANDMAN
osiągał w 1993 roku nakłady rzędu 150 tysięcy kopii i mimo to kręcił się w
okolicach… setnego miejsca na listach sprzedażowych. Ale to były inne czasy i
nie wrócą już więcej. Dalej poszło już z górki. W ofercie zaczęły się pojawiać
kolejne tytuły, które nie tylko szybko zdobywały status kultowych, ale też
pokazywało jedną, zasadniczą rzecz – Vertigo ma jaja. Wkrótce w ofercie
imprintu debiutowały takie komiksy jak KID ETERNITY, BLACK ORCHID, BOOKS OF
MAGIC czy kamienie milowe pokroju PREACHER, TRANSMETROPOLITAN (przeniesiony z
innego imprintu) oraz THE INVISIBLES. Nie wszystkie zostawały oczywiście dobrze
przyjmowane przez rynek, ale znowu wychodzi to, że kiedyś było inaczej.
Wspomniany KID ETERNITY został zakończony na 16 numerach i uznano to za porażkę
imprintu. Dziś jeśli jakaś seria z Vertigo dojedzie do tylu odsłon, można mówić
o ogromnym sukcesie.
Miodowe lata (1996-2010)
Oczywiście nie będę Wam tutaj
wymieniać wszystkich godnych uwagi komiksów z Vertigo, bo musiałbym to robić
przez kilka dni. Ważny jest fakt, że Egmont ma jeszcze ogromne pole do popisu,
chociaż ewidentnie trzeba przyznać, że z tych najgłośniejszych tytułów wydali
już sporo. Niemniej przełom wieków wcale nie oznaczał dla imprintu wyhamowania.
To właśnie wtedy pojawiły się takie komiksy jak 100 BULLETS, LUCIFER, FABLES
czy Y: THE LAST MAN (z tych głośniejszych), ale były też i mniej znane, chociaż
warte uwagi tytuły. Tutaj polecam chociażby THE MINX czy HUMAN TARGET – oba
Petera Milligana. Do okoli 2010 roku było wyraźnie widać, że Vertigo z Karen
Berger u sterów wie co z sobą zrobić. Comiesięczna oferta nie była może bardzo
szeroka – najczęściej było to około 10 zeszytów miesięcznie – ale zawsze można
było znaleźć tam coś fajnego. Nawet jeśli nie sprzedawało się tak, jakby
włodarze imprintu tego chcieli. Tutaj wymienię chociażby GREEK STREET, AIR czy
UNKNOWN SOLDIER, które ukazywały się obok odnoszących sukcesy DMZ,
NORTHLANDERS, JACK OF FABLES (spin-off FABLES).
Nie oznacza to jednak, że Vertigo
nie miało swojego za uszami. Najsłynniejszy chyba przykład dotyczy Gartha
Ennisa, który nie ukrywał iż miał pomysł na kolejne odsłony serii PREACHER, ale
jego zapędy zostały zastopowane przez edytorów, który nie pozwolili mu przegiąć
przysłowiowej pałki. Tak oto nie poznaliśmy historii o
detektywach-transwestytach. Krążą też historie o tym, jak Vertigo musiało
cenzurować Granta Morrisona na prowadzonych przez niego rubrykach z listami
czytelników, ponieważ działy się tam rzeczy co najmniej obrzydliwe.
Jednakże nawet pomimo tego, Vertigo
przez lata było stawiane za wzór tego, czym powinno być wydawanie komiksów w
USA. I tak oto nadszedł rok 2010 i wszystko się zesrało.
Zatrzaśnięcie się w klozecie (2010-2012)
Co się stało w 2010 roku? Ano DC
zapowiedziało wielki restart całego uniwersum, znany nam pod nazwą New52 i przy
okazji uznało, że warto przy tej okazji ogołocić Vertigo z kilku ważnych
tytułów. Faktem było, że takie serie jak SWAMP THING czy ANIMAL MAN wówczas
były w wydawniczym limbo, lecz i tak od prawie dwóch dekad marki te
nierozerwalnie kojarzyły się z Vertigo. Natomiast zmuszenie Karen Berger do
tego, by oddała głównemu uniwersum postać Johna Constantine’a odbiła się już
wielką czkawką. Seria HELLBLAZER została zakończona na 300 numerze, a brytyjski
mag najpierw trafił w objęcia przeciętnego JUSTICE LEAGUE DARK, zaś potem
zaliczył własną, żałośnie słabą serię. Problem polegał na tym, że Vertigo w
zamian nie tylko nie dostało nic, ale też nie oferowało czytelnikom zbyt wiele
nowych serii. Końca dobiegło 100 BULLETS, DMZ, NORTHLANDER czy JACK OF FABLES,
a chyba jedynymi wartymi odnotowania nowością było THE UNWRITTEN, które i tak
dokonało żywota w 2015 roku, a także przetransferowane z zamkniętego WildStormu
ASTRO CITY. Wcześniej jednak Karen Berger ogłosiła, że odchodzi z DC i chociaż
oficjalnie nie podała powodów, to jednak było jasne, że redaktorzy naczelni DC
zaczęli wchodzić z buciorami w jej kompetencje i ustawiać Vertigo według
własnego widzimisie. Od stycznia 2013 roku imprint prowadzić zaczął Jamie Rich.
Pierwsza, nieudana reanimacja (2013-2018)
Lata 2013 i 2014 trudno nazwać
inaczej, niż dogorywaniem Vertigo. Oferta z miesiąca na miesiąc robiła się
coraz skromniejsza i z tego okresu chyba jedynym naprawdę głośnym tytułem było
THE SANDMAN: OVERTURE. Sześcioczęściowa miniseria stała na bardzo dobrym poziomie,
lecz znacznie częściej mówiło się o tym komiksie w kontekście niesamowitych
opóźnień, które ją dotykały. Na wydanie całości Vertigo potrzebowało dokładnie
dwudziestu trzech miesięcy, co oznacza, że kolejne numery ukazywały się średnio
co około cztery miesiące. Gdy wydawało się, że Vertigo lada moment totalnie
zniknie z rynku, Jamie Rich ogłosił w 2015 roku pierwszy
relaunch/restart/nazwijcie to jak chcecie imprintu i zapowiedział, że między
październikiem a grudniem na rynek trafi tuzin nowych tytułów. Jak powiedział
tak zrobił i DCManiak mocno zapalił się tym tematem, co potwierdził Dawid
TUTAJ, TUTAJ oraz TUTAJ. Postawiono wtedy przede wszystkim na nowe komiksy z
jednym, drobnym wyjątkiem, jakim była nowa seria LUCIFER. Paradoksalnie, to ona
przetrwała najdłużej, bo doczekała się ”aż” 19 numerów. Cała reszta zaplanowana
była albo jako miniserie, albo tytuły te padały jak muchy po mniej więcej roku
od debiutu. W czym był problem, zapytacie? Nie w poziomie tych komiksów, bo
chociaż nie wszystkie były godne uwagi, to jednak pojawiło się kilka perełek.
Bardzo podobało mi się NEW ROMANCER, UNFOLLOW, JACKED, TWILIGHT CHILDREN, CLEAN
ROOM czy ART OPS, ale sporo mówiło się także o SHERIFF OF BABYLON Toma Kinga,
który tym tytułem objawił się komiksowemu światu.
Wszystko rozbiło się o to, z czym DC
ma problem od dłuższego czasu, ale w tamtych czasach pokazało to dobitnie – ich
dział promocji albo nie istniał, albo był złożony z samych kretynów. Najpierw
koncertowo spierdzielono zachęcanie czytelników do sięgnięcia po komiksy z
linii DC YOU, gdzie ukazało się kilka naprawdę dobrych tytułów, potem zaś udało
się doprowadzić do sytuacji, w której nowe tytuły z Vertigo obchodziły
dosłownie #nikogo. Wystarczy powiedzieć, że na początku 2016 roku najlepiej z
owej ofensywy Vertigo sprzedawał się LUCIFER, ale i tak przegrywał na listach
sprzedaży z takimi hiciorami jak DC COMICS BOMBSHELLS, INJUSTICE: GODS AMONG US
czy BATMAN ’66 MEETS THE MAN FROM U.N.C.L.E. Już wtedy było wiadomo, że restart
się nie udał, a kolejne miesiące dawały nam tylko jedno – obraz nędzy i
rozpaczy, ponieważ dochodziło do sytuacji w których Vertigo wydawało
miesięcznie cztery komiksy i tylko jeden lub dwa z nich w ogóle łapał na listy
sprzedaży. Smutne i zabawne zarazem było to, że najlepiej sprzedającym się
komiksem z logo Vertigo z tamtego okresu była powieść graficzna DARK NIGHT: A
TRUE BATMAN STORY Paula Diniego i Eduardo Risso. Tak więc nawet do tego
imprintu musiał w pewnym sensie zawitać Mroczny Rycerz, by coś się dobrze
sprzedało. W 2017 roku DC zareagowało i zwolniło Jakiego Richa, a jego następcą
został Mark Doyle.
Druga reanimacja, pacjent zmarł (2018-2019)
W międzyczasie pojawił się w ofercie
DC imprint Young Animal, który był bardziej w stylu dawnego Vertigo od samego
imprintu. Komiksy z tej linii też nie sprzedawały się jakoś rewelacyjnie, ale
lepiej od pojedynczych komiksów z Vertigo, więc niedługo potem dziecko Gerarda
Way’a zostało przetransferowane pod skrzydła Marka Doyle’a. Jednakże trzeba
było coś zrobić, by ledwo zipiąca marka znowu zaprezentowała się szerokiemu
gronu czytelników. Na pozornie bardzo dobry pomysł DC wpadło w 2018 roku, gdy
zapowiedziało iż Vertigo od teraz będzie się zwać DC Vertigo (#nikogo), a do
nowej oferty trafi aż jedenaście świeżych tytułów. Motorami napędowymi miały
być cztery serie z podlinii THE SANDMAN UNIVERSE, a towarzyszyć miało im siedem
tytułów autorskich. Nowe Vertigo miało się skupiać na problemach dzisiejszego
społeczeństwa (cokolwiek w zasadzie miało to znaczyć) i nie ukrywam, że na dwa
z zapowiedzianych komiksów napaliłem się dość mocno. Było to SECOND COMING oraz
SAFE SEX. Tak, tak, dokładnie te dwa komiksy, które niedługo potem włodarze
imprintu skasowali, bo okazały się, trzymajcie się mocno, zbyt kontrowersyjne.
Dokładnie tak, w 2019 roku okazało
się, że imprint, który dał nam takie tytuły jak PREACHER, DOOM PATROL Morrisona
czy TRANSMETROPOLITAN całkowicie stracił jaja i uginał kolano przed ludźmi,
którzy w Internecie pisali o tym, jak to im się nie podoba pomysł na komiks o
powtórnym nadejściu Jezusa, tylko w stylu lekkiego superhero. W sumie nie mogę
narzekać, bo oba wspomniane tytuły znalazły szybko nowych wydawców
(odpowiednio: Ahoy Comics oraz Image Comics) i to oni wkrótce dostaną moje
dolary.
DC z kolei nijak nie wyciągnęło
wniosków z poprzedniej porażki i trudno było nie odnieść wrażenia, że w
siedzibie wydawnictwa liczono na to, iż komiksy sprzedadzą się same. W natłoku
newsów o imprintach Black Label, Ink czy Zoom oraz wydarzeniach z głównego
uniwersum trudno było znaleźć cokolwiek na temat Vertigo. Efekty przyszły
szybko – tytuły z THE SANDMAN UNIVERSE radzą sobie na rynku średnio, zaś tytuły
autorskie słabo. Najgłośniej było o BORDER TOWN, lecz nie z powodu tego, że
komiks był genialny, tylko dlatego iż scenarzysta Eric Esquivel został
oskarżony o przemoc i molestowanie seksualne, a w efekcie serię skasowano po
zaledwie czterech numerach.
Druga próba reanimacji i co tu dużo
pisać, druga nieudana. Poszło nieco lepiej niż w 2015 roku, ale wciąż Vertigo
nie błyszczało. No i w końcu nadszedł 21 czerwca 2019 roku i informacja, że od
stycznia przyszłego roku zasłużone studio przestanie istnieć.
Ucieszyłem się, nie ukrywam. Po
prostu żal mi było patrzeć na to, jak marka, która przez lata stanowiła swoisty
synonim wysokiego poziomu komiksu amerykańskiego została wrzucona przez DC do
zepsutego Toi Toia, rozsiadła się wygodnie i udawała, że ma wielkie biuro z
pięknymi widokami za oknem. Wolę zapamiętać Vertigo jako imprint, który przez
lata dał nam masę świetnych komiksów, a nie jako tchórzliwą popierdółkę, która
bała się publikować zapowiedziane projekty, bo jeszcze jakiś piwniczak ze
Stanów by się obraził.
Krzysztof Tymczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz