środa, 4 marca 2015

GREEN ARROW VOL. 4: THE KILL MACHINE

Przygody Olivera Queena oczami Jeffa Lemire'a i Andrei Sorrentino, czyli ponowny relaunch serii GREEN ARROW  w ramach New 52.



Na fali popularności serialu ARROW postać Olivera Queena zaczęła cieszyć się coraz większym zainteresowaniem. Przełożyło się to oczywiście na wzrost sprzedaży komiksów ze Strzałą. Pierwsze trzy tomy serii wydawanej w ramach New 52 nie zyskały przychylności fanów i miały słabe noty. Postanowiono oddać dalsze losy Green Arrowa w ręce Jeffa Lemire`a, a za rysunki odpowiedzialny został włoski artysta - Andrea Sorrentino. Moim zdaniem była to bardzo trafna decyzja, gdyż już od samego początku widać, że obydwaj świetnie wstrzelili się w serie i odwalili kawał dobrej roboty.

Fabuła historii The Kill Machine nastawiona jest w znacznej mierze na pokazaniu problemów Olivera, głównie dotyczących jego ojca - Roberta, który przewija się przez cały komiks we wspomnieniach bohaterów. Już na samym początku komiksu dowiadujemy się o kłopotach finansowych Queena, który stracił firmę, a na dodatek jest poszukiwany pod zarzutem morderstwa Emersona - dyrektora "Queen Industries". Za wszystkie te zdarzenia odpowiedzialny jest łucznik znany jako Komodo. Ollie pozbawiony jest swoich pomocników i przez jakiś czas zmuszony jest do samodzielnego działania.

Lemire świetnie opisuje bezradność Arrowa, który nie może poradzić sobie z problemami, a ilustracje pięknie dopełniają całości i są największą ozdobą albumu. Sposób w jaki ukazane są ulice Seattle i pojedynki łucznicze pozwalają nam zobaczyć jak wspaniałym, utalentowanym i kreatywnym artystom jest Sorrentino. Jego rysunki ociekają magią. Jego prace są bardzo dynamiczne i zrobione bardzo pieczołowicie. Są dopieszczone w każdym najmniejszym elemencie. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie prostokątnych ramek w szerokich kadrach, które pokazują nam ważne elementy. Już od samego początku możemy wczuć się w klimat komiksu i poczuć się, jakbyśmy byli akurat na słonecznych wyżynach Arizony, czy w deszczowym Seattle razem z głównym bohaterem. W dużym stopniu jest to zasługa Marcelo Maiolo, który odpowiedzialny jest za nałożenie kolorów. 

Każda postać pokazana jest w sposób unikalny, niepowtarzalny. Najbardziej podobał mi się wizerunek Hrabiego Vertigo i pokazanie jego originu. Sposób w jaki została przedstawiona jego historia i losy jego matki kojarzyły mi się z historią Mr. Freeza z MIASTA SÓW Scotta Snydera. Na pewno każdy, kto przeczyta te dwa komiksy zobaczy ogromne podobieństwo. Może niektórym się to nie spodoba, lecz ja uznaję to za duży plus. Przedstawienie tej poruszającej historii jest genialne. Współczujemy Vertigo, choć jeszcze kilka stron wcześniej kibicowaliśmy Strzale w pojedynku z nim. Lemire w sposób bardzo umiejętny gra na naszych emocjach, a to duża sztuka. 

Jak już jednak wspominałem, to warstwa graficzna jest perłą w tym komiksie, a to co robi Sorrentino od połowy tomu, to już majstersztyk. Duże kadry są narysowane często bardzo abstrakcyjnie. Podczas pojedynku z Vertigo jest kadr na dwie strony, gdzie z tyłu głowy Olivera wylatują wydarzenia z przeszłości, a idealne dobranie kolorów nadaje tej scenie bardzo dynamiczny i piękny wygląd. Na jednym kadrze Lemire i Sorrentino pokazują nawet myśli Queena podczas strzelania z łuku, dając nam dosłownie wgląd w sam środek głowy łucznika i ukazują natłok myśli, który towarzyszy bohaterowi. 

Bardzo podobało mi się to, że Lemire nie skupił się tylko na tej najważniejszej, tytułowej postaci, ale również dał szanse na zaistnienie postaciom pobocznym. Pokazał relacje między nimi, oraz ich wzloty i upadki, a sposób w jaki autor wprowadził do komiksu postać Shado jest niesamowity. Jej historia o tym, jak poznała Roberta Queena jest po prostu porywająca i cudownie zilustrowana. Ukazana jest tylko w dwóch kolorach: czarnym i brązowo-złotawym, ale to jej największy atut. Jest to coś unikalnego. 

Komiks ociera się o dzieło geniuszu, a furtka do następnych tomów, którą otworzył autor sprawia, że muszę sięgnąć po tom piąty jak najszybciej. Zarówno fabuła jak i cudowne rysunki sprawiają, że jest to komiks jedyny w swoim rodzaju. Na ostatnich stronach dostajemy szkice koncepcyjne pokazujące jak długą drogę przebyli bohaterowie zanim wyglądali tak jak mieliśmy ich przedstawionych w tej historii.

Niewątpliwie jest to najlepsza historia o Zielonej Strzale jaką czytałem w życiu (a trochę ich było). Każdy fan Green Arrowa i dobrego komiksu nie będzie zawiedziony. 

Ocena: 6-/6

Michał Hedrych

1 komentarz: