środa, 11 marca 2015

NIGHTWING VOL. 4: SECOND CITY

Nowe otoczenie, nowi sojusznicy oraz nowi przeciwnicy, czyli czwarty tom serii NIGHTWING rozłożony na czynniki pierwsze przez Michała.



Death of the Family  było niewątpliwie wydarzeniem, które pozostawi po sobie ślad na bardzo długo w całej bat-rodzinie.  Nie inaczej było w przypadku Dicka Graysona, lecz tu Kyle Higgins nie chcąc za bardzo wracać do wspomnianych wcześniej wydarzeń postanowił przenieść Nightwinga do Chicago.

Plan na ten komiks był bardzo prosty: nowe miejsce, nowe problemy, nowi znajomi, demony przeszłości i tajemniczy przeciwnik z najbardziej polskiego miasta w USA. Grayson postanawia żyć na własny koszt, bez pomocy Bruce`a jednocześnie ścigając Tony’ego Zucco, który jest odpowiedzialny za śmierć jego rodziców. Okazuje się jednak, że Chicago również ma swojego zamaskowanego złoczyńcę - Prankstera, który stanie się nie lada utrudnieniem dla planów Dicka.

Trzeci tom przygód Nightwinga w ramach The New 52 był bardzo przeciętny, więc nic dziwnego, że po dwóch pierwszych, bardzo dobrych tomach liczyłem, że Higgins wróci na stare tory i stworzy porywającą historię pełną akcji i humoru. Niestety tak się nie stało. Jest lepiej, lecz to nadal nie jest to, czego szukam. 

Już po pierwszych zeszytach zacząłem się zastanawiać, czy Higgins za bardzo nie stara się przedstawić nowego środowiska Dicka. Rozumiem, że trzeba przedstawić miasto i nowych współlokatorów, ale bez przesady. Zazwyczaj w komiksach bardzo podoba mi się pokazanie życia codziennego bohaterów, tego co się znajduje po drugiej stronie maski. W Second City jest tych scen zdecydowanie za dużo i są umieszczane w takich miejscach, że akcja zwalnia, zanim się na dobre rozkręci. 

Ostatnie dwa zeszyty są najmocniejszą stroną komiksu. Dynamika, zwroty akcji i niezłe rysunki są tym, czego oczekiwałem od samego początku. Sceny walk są bardzo ciekawe, a ostatnie wydarzenia zostawiają pole do popisu w przyszłości.

Czwarty tom NIGHTWINGA został narysowany przez trzech artystów: Bretta Bootha, Willa Conrada i Norma Rapmunda, a za kolory zostali odpowiedzialni Andrew Dalhouse i Pete Pantazis. Mimo większej ilości artystów odpowiedzialnych za stronę graficzną komiks prezentuje równy poziom, a rysunki są nawet bardzo podobne. Szczególnie dobrą robotę zrobił Booth, który pokazał dynamizm i uchwycił wiele szczegółów np. podczas pościgu lokalnej policji za Nightwingiem, lecz później widać znaczącą różnicę, mimo tego, że rysownik się nie zmienił aż do czwartego zeszytu.  Jego prace przedstawiające Dicka bez maski nie były  już tak dokładne i ciekawe, a styl rysowania twarzy działał mi na nerwy i potrzebowałem trochę czasu, żeby się przyzwyczaić. 

Słowa pochwały należą się jednak Willowi Conradowi, który do każdego kadru przykładał się jednakowo, przez co nie było zbytnich rozbieżności. W szczególności ostatnie dwa zeszyty podobały mi się pod względem rysunków. Chicago zostało przedstawione interesujące, a ostateczna rozgrywka z Pranksterem i udział Zucco zostały uchwycone dokładnie i ciekawie dla oka.

Jeśli chodzi o nałożenie kolorów, to nie mam za dużo do powiedzenia. Były dobrze dopasowane do rysunków i sytuacji. Nie było to nic szczególnego, po prostu dobra i solidna robota, która nie zachwycała, ale również nie odrzucała.

Podsumowując: NIGHTWINH VOL. 4: SECOND CITY to komiks dość średni, lecz czyta się go ciekawie, mimo częstych postojów w akcji. Warstwa graficzna jest niezła. Nic specjalnego, ale ogólne wrażenia są dobre. Widać progres w stosunku do tomu poprzedniego, ale liczę, że w następnym tomie będzie jeszcze lepiej i dostaniemy dobry wstęp do nowej serii GRAYSON.

Ocena: 4-/6

Michał Hedrych

2 komentarze:

  1. Booth to bardzo dobry rysownik z jednym wyjątkiem - twarze. Nie to, że są złe, po prostu gość potrafi narysować ich bardzo ograniczoną liczbę. Wyjątkowo było to widać w Teen Titans, gdzie Cassie, Artemis i właścicielka mieszkania Superboya różniły się tylko ubraniem; tak samo zresztą jest z Dickiem z Nightwinga i Timem z TT.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej denerwowało to, że twarze były za bardzo kanciate. Problemów z rozróżnieniem postaci w tym tomie akurat nie było - jeden współlokator Dicka to afroamerykanin, a drugi to kobieta :-P Jak już zaczynały się sceny w masce, to wszystko wyglądało zupełnie inaczej - bez porównania lepiej.

      Usuń