piątek, 2 marca 2018

SUPERMAN: ACTION COMICS tom 2: POWRÓT DO "DAILY PLANET"


Pierwsza odsłona ”odrodzonej” SUPERMAN: ACTION COMICS, delikatnie mówiąc, nie przypadła mi do gustu. Zarzucałem jej zbyt mocną odtwórczość poprzednich przygód Człowieka ze Stali, delikatnie tylko podlaną nowymi wątkami. Po lekturze komiksu przedstawiającego kolejną już potyczkę z Doomsdayem, następnego sobowtóra Clarka Kenta czy praktycznie powtórkę z tego, co o nowym, bardziej  praworządnym Leksie Luthorze i niezbyt ufającym mu eSie napisał Geoff Johns, ciężko było wykrzesać mi jakiś entuzjazm w stosunku do tomu kolejnego. Najwyraźniej jednak byłem z mniejszości, gdyż lektura komentarzy na blogu czy Facebooku pokazała, że jesteście w stanie przyjąć na klatę wiele.

Zanim przejdę do wrażeń z drugiego tomu serii, nawiążę jeszcze do pierwszego. Bawiły mnie bowiem komentarze krytykujące moją recenzję, które zawierały zwroty sugerujące, iż skoro seria nazywa się ACTION COMICS, to nie powinienem narzekać na to, że jest w nim mnóstwo akcji. Sęk w tym, że czegoś takiego tam nie robiłem. Jest masa komiksów, które potrafią zmienić się w trwającą kilkadziesiąt stron sieczkę i przy którym bawię się doskonale (patrz: INVINCIBLE z Image Comics). Wystarczy, że twórca komiksu doda tam coś od siebie. Coś, co jest bardzo nieoczywiste, stanowi ciekawy zwrot akcji albo jakkolwiek urozmaica rozwałkę. Jurgens w ŚCIEŻCE ZAGŁADY nie zrobił nic takiego. Podkreślam raz jeszcze, nie sama ilość walenia się po mordach mi przeszkadzała, ale to, jak bardzo była ona bezpłciowa. Komiks nie proponował nic, co można uznać za godne zapamiętania, a nie jestem wielkim fanem komiksów, które zapomina się po zamknięciu tomiku i odstawieniu na półkę. Kwestia tytułu to już w ogóle zabawna sprawa. ACTION COMICS to tytuł, który ma na amerykańskim rynku status kultowego i po prostu musi być obecny na sklepowych półkach. Stanowi symbol, a nie realne odzwierciedlenie zawartości komiksu. Widać to na wielu przykładach. DETECTIVE COMICS (jak i sama postać Batmana) od lat nie ma nic wspólnego z typowo detektywistycznymi klimatami, najnowsze zapowiedzi sugerują, że ACTION COMICS w wykonaniu Bendisa będzie tym spokojniejszym i bardziej rodzinnym oraz wyważonym spośród eSowych tytułów, zaś POWRÓT DO ”DAILY PLANET” tytułowej akcji ma w sobie tak mało, że więcej superbohaterskiej sieczki znajdziecie nawet w NASTOLETNICH TYTANACH. I pewnie nietrudno się Wam domyślić, że skoro rozpierduchy było odpowiednio mniej i Jurgens miał przez to szansę na jakiekolwiek rozwinięcie zaznaczonych przez siebie wątków, tym razem udało mi się znaleźć w komiksie tym znacznie więcej pozytywów niż negatywów. Aczkolwiek jako serię, tytuł ten cały czas stawiam dwa pięterka niżej od SUPERMANA Petera Tomasiego.

POWRÓT DO ”DAILY PLANET” to zbiór kilku oddzielnych opowieści, których głównym zadaniem jest wspomniane rozwinięcie wskazówek porozrzucanych przy okazji rozwałki z udziałem Doomsadaya. Tom składa się z pięciu zeszytów, z których pierwszy to ostatnia odsłona serii JUSTICE LEAGUE z Nowego DC Comics (przy czym nie jest to powtórka z drugiego tomu WOJNY DARKSEIDA). Tutaj Jurgens przedstawia czytelnikowi pojedynczą historię z udziałem odmienionego Luthora. Nie jest to nic specjalnie zaskakującego, gdyż nie otrzymujemy tu jednoznacznej odpowiedzi na moim zdaniem najbardziej palące pytanie: czy Lex naprawdę stał się dobry? Jak już wspomniałem przy okazji poprzedniego tomu, cały czas nie kupuje do końca jego przemiany i cieszę się, że chociaż na pierwszy rzut oka Luthor jest bohaterem, to jednak cały czas czekam aż coś wywinie. Cieszy fakt, że Jurgens podtrzymuje rozpoczęty przez Johnsa styl pisania tej postaci, przez co większość działań Luthora wygląda bardziej jak chłodna kalkulacja, niż prawdziwie superbohaterskie czyny.

Kolejne dwa rozdziały kierują nasz wzrok na sobowtóra Clarka Kenta i stojącej za nim zagadki. Jego pojawienie się w kontekście całości uniwersum DC jest bardzo wygodne (można anulować ujawnienie iż Kent to Superman, czego byliśmy świadkami w New52), cały czas uważam ten wątek za szalenie nieoryginalny. No ale skoro już Jurgens poszedł w tym kierunku, to wypada sprawdzić czy twórcy scenariusza udało się jakoś rozwinąć to w kierunku, którego byśmy się nie spodziewali. Otóż… nie. Zgodnie z oczekiwaniami, spotkanie Supermana z ”Clarkiem” nie przyniosło nam żadnych konkretnych odpowiedzi, za to namnożyło kolejnych pytań. Jako, że rozwiązanie tego wątku pojawiło się w USA w tomie SUPERMAN REBORN, nam przyjdzie jeszcze kawałeczek czasu na nie poczekać. I chociaż trudno tutaj tym razem zarzucić coś Jurgensowi, który umiejętnie rozwija ten element fabuły, rzuca mylące nas tropy i zapewne dla wielu odbiorców kwestia tożsamości tajemniczego sobowtóra jest intrygująca. Ja tego entuzjazmu dalej z siebie wykrzesać nie umiem, ale przynajmniej doceniam za to, że po lekturze tych dwóch zeszytów nie czułem się jakoś szczególnie źle. Ot, szybka i całkiem sprawnie napisana lektura. Duży plus za Clarka – dziennikarza, którego bardzo mocno mi brakowało. Nawet, jeśli mamy tu do czynienia z sobowtórem.

Na koniec zaś otrzymujemy kilkadziesiąt stron skupiających się na Lois Lane, która wraca do pracy w ”Daily Planet” w „zastępstwie” za swoją wersję z tego świata. Brakowało mi trochę większego nacisku na tę postać w dotychczasowych komiksach z Odrodzenia i chociaż ponownie nie jest to historia, która wyrwie nas z kapci, to jednak lektura tego fragmentu komiksu przyniosła mi chyba zdecydowanie najwięcej radości. To są te momenty, w których cieszę się, że Jurgens wciąż pod wieloma względami siedzi w latach dziewięćdziesiątych, ponieważ przygody Supermana z początku tego okresu (do okoli 1996 i niesławnego Człowieka z Energii) oraz końcówki lat osiemdziesiątych to dla mnie wciąż najlepsze, co spotkało eSa. Tutaj mocno to widać. Lois wraca w końcu charakterystyczny pazur, którym wydrapała sobie miejsce w moim serduchu. Pojawia się także gościnnie nowa Superwoman i nawiązania do przed-Odrodzeniowego SUPERMAN: OSTATNIE DNI SUPERMANA, lecz znajomość tej pozycji nie jest konieczna.

Rysunkowo wciąż jest całkiem przyzwoicie. Patrick Zircher oraz Stephen Segowia dostarczyli nam ilustracje na typowym dla nich poziomie i jest to coś, co wpasowuje się w mój gust. Duży plus za gościnny udział Toma Grummetta, który swoje najlepsze lata miał właśnie w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy pracował nad najróżniejszymi projektami z Supermanem. Styl tego rysownika mocno się zmienił, ale nadal można dostrzec w jego ilustracjach charakterystyczny sznyt.

Podsumowując, drugi tom SUPERMAN: ACTION COMICS z Odrodzenia czytało mi się całkiem nieźle. Nie jest to nic więcej, jak solidny średniak, który nie wciąga tak jak równolegle publikowany SUPERMAN Tomasiego, ale za wyraźny krok do przodu należy się uznanie. Teraz przynajmniej nie mam zamiaru rozstać się z lekturą tej serii.
--------------------------------------------------------------------------------------------
                     
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
          
Wcześniejszą recenzję autorstwa Dawida znajdziecie TUTAJ.
            
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JUSTICE LEAGUE #52 oraz ACTION COMICS #963 - 966.
          
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

2 komentarze:

  1. Wczoraj przeczytałem. Podobało mi się. Action Comics jest lepszym tytułem niż Superman.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno się nie zgodzić z zarzutami wobec serii ACTION COMICS. Niemniej są to nadal dobre komiksy. Podoba mi się ten kierunek, gdzie SUPERMAN skupia się na tym co najbliższe Supermanowi czyli rodzinie, a ACTION COMICS na całej tej otoczce wokół Supermana. I faktycznie, nazewnictwo trochę średnio pasuje, ale rozumiem, że kierowali się tutaj dziedzictwem.

    Sam plot jest nie najgorszy - trochę przekombinowują z Supermanem, ale da się to przeżyć. Wprowadzenie starego Supermana mogło się obejść bez tych wszystkich sobowtórów, Superwoman, bo osobiście nie kupuje tej akcji z sobowtórem i dziwi mnie, że ktokolwiek w to może uwierzyć. Ale ok, komiksy. Fajnie się czytało, ale faktycznie, tak jak Krzysiek pisze - te komiksy trochę ciężko zapamiętać.

    OdpowiedzUsuń