niedziela, 10 czerwca 2018

ZERO HOUR: CRISIS IN TIME HC


Dzisiaj wracam wspomnieniami do roku 1994 i wydarzenia zatytułowanego ZERO HOUR: CRISIS IN TIME. A wszystko z okazji niedawnej publikacji nowego przedruku tej historii, tym razem po raz pierwszy w twardej oprawie. Głównym architektem tego projektu okazał się Dan Jurgens, który postanowił przede wszystkim uporządkować niespójną, niekonsekwentną i w wielu miejscach nielogiczną oraz dziurawą linię czasową, jaka została wykreowana w ramach KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH. Najnowsze wydanie składa się dokładnie z tych samych zeszytów, co wcześniejsze trejdy, czyli z pięciu numerów głównej mini serii (czytanych od numeru czwartego do zerowego) oraz dwuczęściowego wstępu z kart tworu o nazwie SHOWCASE '94. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą historią, to jest właśnie ku temu dobra okazja. Pytanie tylko, czy warto zawracać sobie głowę eventem, który budzi wśród czytelników bardzo mieszane odczucia?

Superman z długimi włosami, Booster w nowej zbroi, Guy Gardner jako Wojownik, czy też Donna Troy jako Darkstar to jedne z tych specyficznych elementów, jakie kojarzą się z okresem wydania ZERO HOUR. Po prologu z udziałem Waveridera, Ripa Huntera oraz monarcha/Extanta, przechodzimy do głównego dania, w którym przewija się cała plejada różnych superbohaterów ze świata DC. Warto w tym miejscu napisać, ze dużo postaci pełni niestety jedynie rolę statystów sztucznie wypełniających wybrane kadry, co należy zaliczyć po stronie minusów.

Wyrwa/szczelina w strumieniu czasu zaczyna się poszerzać oraz wchłaniać i likwidować z historii poszczególne światy. Ani przeszłość, ani też przyszłość nie są bezpieczne. Przy okazji masowo pojawiają się różne wersje znanych postaci oraz budynki z innych, alternatywnych linii czasu, co tylko pogłębia zamieszanie oraz chaos (główne, przewodnie słowo w tej recenzji). Ziemscy bohaterowie podejmują próbę walki z destrukcyjną siłą (nawiązanie do anty-materii z KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH), ale bezskutecznie. Zastanawiają się jednocześnie, kto lub co odpowiada za aktualny stan rzeczy, dlaczego część przyjaciół umiera, zaś inni, jak członkowie JSA, nagle zostają postarzeni. Odpowiedź na to pytanie jest jedna - Hal Jordan/Parallax.

ZERO HOUR to kolejny etap w karierze Jordana, następujący niedługo po upadku tej postaci, jaki nastąpił w historii "Emerald Twilight", a przed odkupieniem win, które ma miejsce w FINAL NIGHT. Skoro pierwszy i drugi etap zostały właśnie odświeżone przez DC, to liczę bardzo na to, że wkrótce doczekamy się również nowej wersji konfrontacji ziemskich herosów z Sun-Eaterem. Parallaxowi udaje się zdobyć potężną moc, dzięki której może zabawić się w Boga i zbudować wszechświat od podstaw, wymazując wszystko, co do tej pory było dla niego niewygodne. Głównie chodzi oczywiście o tragedię, jaka dotknęła Coast City podczas RZĄDÓW SUPERMANÓW i zainicjowała ciąg niekorzystnych dla Jordana wydarzeń. Nie będzie oczywiście tajemnicą, że plany Hala udało się pokrzyżować, w czym spory udział miał tym razem jeden z trzecioligowych bohaterów. Historia jest oczywiście jeszcze bardziej zrozumiała, kiedy zna się poprzedzające wydarzenia, zwłaszcza dotyczące świata Zielonych Latarni. Zakończenie nie jest według mnie do końca satysfakcjonujące i pozostawia czytelnika z kilkoma pytaniami (chociażby co dalej z Raynerem i Jordanem? Jak śmierć przyjaciółki wpłynie na losy Olivera? co z JSA? Gdzie się podział Extant? Kim jest nowy Time Trapper?), na które nie dostaje odpowiedzi.

Ciepłe słowa pochwały należy zdecydowanie skierować w stronę osób odpowiedzialnych za szatę graficzną tego przedsięwzięcia. Duet Dan Jurgens oraz Jerry Ordway prezentują tutaj bardzo wysoką formę, dzięki czemu całość śledzi się z dużą przyjemnością. Jurgens naszkicował każdą planszę, zaś Ordway nakładał tusz oraz ewentualnie wykańczał/poprawiał ołówkiem prace swoje kolegi. Efekt jest rewelacyjny, zwłaszcza jeśli lubi się tą jakże charakterystyczną dla lat 90-tych kreskę. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, aby jeden artysta był w stanie narysować na wysokim poziomie wszystkie pięć zeszytów cotygodniowej serii, a w międzyczasie zilustrować jeszcze dwa tie-iny (w tym wypadku dwie odsłony serii SUPERMAN autorstwa Dana Jurgensa). Rysunki z prologu wykonane przez mało znanego Franca Fosco są całkiem dobre, ale to oczywiście nie ta sama liga, co dwaj wymienieni wcześniej weterani.

Teraz kilka słów odnośnie strony technicznej. Co takiego przemawia za tym, aby nabyć zbiór w twardej oprawie, zamiast dotychczasowego tomu w miękkim "opakowaniu"? Na obwolucie znajduje się całkiem nowa grafika stworzona z tej okazji przez - jakżeby inaczej - Jurgensa oraz Ordwaya. Już przy okazji recenzji innych klasyków podkreślałem, że obecnie jest to standard w DC, ale zdarzają się jeszcze wyjątki (patrz chociażby niedawno wydany omnibus SUPERMAN: EXILE). Osobiście bardziej przemawia do mnie stara okładka, czy też grafika z tyłu obwoluty, ale to taki drobny szczegół. Dla uzupełnienia - na skrzydełkach obwoluty widnieją grafiki przedstawiające Extanta oraz Parallaxa. Pod obwolutą wita nas całkowita biel z jakże charakterystycznym srebrnym logo. Jest to świetny wybór i jednocześnie nawiązanie do okładki z ZERO HOUR #0. Papier nie jest niestety kredowy i jakościowo tylko odrobinę lepszy od tego, co można było spotkać w poprzednim trejdzie.

Gdy zaglądniemy do środka przywita nad nowy wstęp autorstwa Dana Jurgensa. Na trzech stronach wyjaśnia on szczegółowo kulisy powstania tego eventu, a także podkreśla, jak duży wpływ na narodziny ZERO HOUR miało rysowanie przez niego jednego z zeszytów serii GREEN ARROW z początku lat 90-tych. Pod koniec tego albumy umieszczono 40 stron dodatków, z których większość nie była wcześniej znana szerszej publice. Z tych znanych jest tutaj posłowie edytora KC Carlsona (2 strony napisane w 1994 roku) z cyklu "coś się kończy, coś się zaczyna", które pojawiło się już w wydaniu TP. Jest również umieszczona na czterech stronach chronologia wydarzeń, jakie rozegrały się w DCU od Wielkiego Wybuchu, aż do roku 1994. Pierwotnie plansze te pojawiły się jako rozkładówka umieszczona w zeszycie zerowym, który to komiks kiedyś posiadałem, ale później odsprzedałem. Część bonusową uzupełniają przeróżne szkice, koncepty postaci, materiały promocyjne, jak plakaty, okładki magazynów, poszczególne etapy tworzenia logo i baneru ZERO HOUR, czy też ogólny zarys całej historii rozpisany na poszczególne odsłony. Miłośnicy tego typu ciekawostek oraz przysłowiowego zaglądania od kuchni powinni być usatysfakcjonowani.

ZERO HOUR jest przez historyków komiksu określane jako łagodny reboot, który w większości przypadków wprowadza jedynie delikatne, kosmetyczne zmiany do originu poszczególnych postaci. Twórcy mieli okazję, jednorazową furtkę do wymazania/uporządkowania pewnych problematycznych wątków dotyczących pisanej przez siebie serii, z czego nie wszyscy zdecydowali się w pełni skorzystać. Jedynie Legion Superbohaterów dotknął całkowity relaunch. W konsekwencji ZH powołano natomiast do życia nowe serie, jak R.E.B.E.L.S., EXTREME JUSTICE, MANHUNTER, PRIMAL FORCE, STARMAN czy FATE. Event ten poległ jednak na najważniejszym polu, które było głównym założeniem jego pomysłodawców. Kilka ważnych spraw zostało rzeczywiście poprawionych po KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH, ale jednocześnie narodziło się jeszcze więcej nowych nieścisłości, przez co cały przebieg ZH dla DCU bardzo szybko okazał się niezbyt istotny. Dotyczy to przede wszystkim Hawkmana, którego wszystkie dotychczasowe wersje zostały scalone w jedno. Dopiero genialny INFINITE CRISIS z roku 2005 (który ku mojej radości ukaże się wkrótce również w Polsce) wyprostował wszystko to, co od czasu KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH nieustannie się nawarstwiało. Jurgens tylko próbował, zaś Geoff Johns umiejętnie zrealizował.

ZERO HOUR nie jest komiksem wybitnym, który trzeba za wszelką cenę znać. Całość wydaje się napisana dosyć chaotycznie, poszarpana, nie do końca przyjazna dla przypadkowego czytelnika. Trudno połapać się we wszystkich wątkach, jeśli nie zna się wydarzeń rozgrywających się równocześnie na łamach konkretnych tie-inów. Ma się wrażenie, iż wiele ważnego nam umyka i rozgrywa się gdzieś w innych seriach DC. Skakanie co chwila z jednego miejsca w czasie do drugiego, od jednej grupy herosów do drugiej, może powodować pewien zamęt u czytelnika, zwłaszcza nieobeznanego w realiach panujących w DCU roku 94. Najlepiej byłoby wydać całość w postaci jakiegoś omnibusa, czy też kilku wydań zbiorczych, które zwierałyby również materiał ze wspomnianych tie-inów. A tak trzeba w paru miejscach ratować się wujkiem google. Można złośliwie powiedzieć, że chaos panujący w strumieniu czasu działa również na odbiorcę komiksu i wprowadza taki sam chaos podczas czytania. Ostatnio ukazał się towarzyszący ZERO HOUR trejd dotyczący Batmana, zaś już za chwilę to samo spotka Supermana. Zeszyty zawarte w obu tych komiksach są w moim odczuciu ciekawsze i przystępniej napisane, niż główna mini seria. Najbardziej jednak żałuję, że nie zdecydowano się dołączyć do omawianego albumu zeszytu GREEN LANTERN #0, który stanowi swego rodzaju epilog do ZH i pokazuje, co takiego stało się dalej z Halem oraz Kyle'em.

ZERO HOUR trafi w gusta jedynie wybranej grupy odbiorców, którzy przede wszystkim mają duży sentyment do szalonych lat 90-tych w komiksie, i którzy żywo interesują się losami Hala Jordana/Parallaxa. Warto sięgnąć po najnowsze wydanie w twardej oprawie, przede wszystkim dla przyjemnej warstwy plastycznej, sporej ilości dodatków oraz z czystej ciekawości poznania przebiegu tego może niezbyt wiele wnoszącego, ale z pewnością dosyć głośnego eventu w historii DC.

Ocena: 3,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SHOWCASE '94 #9 - 8 oraz ZERO HOUR: CRISIS IN TIME #4 - 0

Omawiany komiks znajdziecie oczywiście w ofercie sklepu ATOM Comics.

Autor: Dawid Scheibe

1 komentarz: