Są takie serie, które do dziś uchodzą za arcydzieła. Serie,
o których napisano już właściwie wszystko. Pisanie recenzji kolejnych tomów ich
reedycji jest więc wyjątkowo karkołomnym zadaniem. Dlatego może to dobry
moment, aby zamiast pisać standardową recenzję tomu 4 KAZNODZIEI, przyjrzeć się
bardziej temu, jak zestarzał się ten komiks.
Fabularnie tom ten skupia się na konfrontacji Jesse’ego
Custera, Herr Starra oraz Świętego od Morderców gdzieś na pustyni pośrodku
niczego. Gdzieś tam w tle zaś Gębodupa zostaje na chwilę gwiazdą rocka, a sytuacja
pomiędzy Custerem, Tulip, a Cassidy’iem komplikuje się jeszcze bardziej. Trzy
dodatkowe historie opowiadają o powolnym zdobywaniu władzy w Świętym Grallu
przez Herr Starra, o losach Gębodupy, zanim był on Gębodupą oraz krótkiej
przygodzie T.C i Jody’ego.
Pod względem zaprezentowanej historii album ten prezentuje
się bardzo średnio na tle pozostałych tomów. Najlepszym jej momentem jest
sekwencja z Jesse’em po zażyciu ayahuasci. Trafia się też kilka wybornych
dialogów czy rozwoju relacji między kolejnymi postaciami. Sama główna batalia
jest jednak tak naprawdę dość średnia i nie przynosi nawet żadnego konkretnego
rozwiązania dla bohaterów. Czuć, że to środek serii, a bitwa na pustyni miała
sprawić, że bohaterowie znajdą się w kolejnych sytuacjach, a nie być nawet
mniejszym punktem kulminacyjnym. Nie jest to może klasyczna zapchaj-dziura, bo
dalej dużo się dzieje i ma to wpływ na resztę serii. Jednakże wciąż i wciąż
zadaje sobie pytania, czy nie można było tego lepiej rozwiązać z pożytkiem dla
narracji.
Największy problem, jaki mam dziś z KAZNODZIEJĄ, to fakt, że
ta seria pisana była mocno, aby szokować. Jest w wielu miejscach świetnie
napisana, ma ciekawe przesłanie, ale nic nie starzeje się szybciej niż shock
value. Wystarczy porównać „szokujące” występy Madonny z lat 90. do tego, co
dziś muszą robić gwiazdy pop, aby ich zachowanie sceniczne określono w ten
sposób. Na pewno ilość przemocy, przekleństw i „dorosłych” (wiele wątków jest
tu rzeczywiście skierowanych do dorosłego odbiorcy, ale zdarzają się i takie
udające je, aby wcisnąć dodatkową nagość, narkotyki czy przemoc) wątków była
szokująca w latach wydawania tytułu Ennisa i Dillona. Dziś jednak już nie
szokuje tak mocno, a może nawet nudzić. Pod tym względem komiks mocno się
zestarzał. Dziś jego obrazoburcze wątki nie wywołują skandalu, bo widzieliśmy
je w wielu innych miejscach. Czasami można by mniemać, że nawet lepiej
wykonane.
Upływ czasu widać też w warstwie graficznej. Lubię kreskę
Steve Dillona, ale to, co prezentuje on tutaj, to na pewno nie zawsze pełnia
jego możliwości. Postaci często mają ograniczoną, trochę robocią mimikę twarzy,
a sceny odrywania kolejnych kończyn są czasami wręcz trochę kreskówkowe. Nie
wzbudzają we mnie tej od razy czy tego irracjonalnego uczucia współodczuwania
bólu bohaterów, co chociażby prace R.M. Guery w SKALPIE. Bywa, że sceny wydają
się bardziej statyczne, niż być powinny.
Moje leciutkie rozczarowanie tym tomem wynika też pewnie z
gorszej jakości dwóch historii pobocznych — HISTORII SAM WIESZ KOGO i
MIEJSCOWYCH CHŁOPAKÓW. Ta ostatnia jest zaledwie parodią pewnego typu filmów
sensacyjnych z lat 90. i nie wnosi nic do świata przedstawionego czy naszego
odbioru jej bohaterów. Numer poświęcony Gębodupie jest nie do końca wiarygodny
psychologicznie i może wpłynąć nawet lekko negatywnie na odbiór tej – raczej
lubianej przez czytelników – postaci. I to nie w pozytywnym sensie. Można je
obie właściwie bez szkody pominąć.
Polskie wydanie reprezentuje ten sam poziom, co wszystkie
wydawane ostatnio tytuły Vertigo w naszym kraju. Nie mam się pod tym względem,
do czego przyczepić. Dobre tłumaczenie, jakość druku, porządny papier, a całość
porządnie się trzyma. Na pewno za kilka lat będzie w lepszym stanie niż
dostępne egzemplarze pierwszego wydania KAZNODZIEI.
Tom 4 KAZNODZIEI udowadnia, że nawet po latach jest to wciąż
dobra seria, która jednak się trochę zestarzała. Wciąż warto ją posiadać w
swojej kolekcji. Wciąż jej lektura jest przyjemnością. Stanowczo jednak nie
zestarzała się tak dobrze, jak choćby SANDMAN. Może czas przyjrzeć się jej
miejscu na półce komiksowych arcydzieł i dokonać jego ponownej ewaluacji?
Ocena: 4/6
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za
udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Powyższe wydanie zawiera materiał z komiksów PREACHER
SPECIAL: THE STORY OF YOU KNOW WHO, PREACHER SPECIAL: THE GOLD OLD BOYS,
PREACHER SPECIAL: ONE MAN’S WAR i PREACHER: 34-40.
Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz