niedziela, 29 lipca 2018

KAZNODZIEJA TOM 4

Są takie serie, które do dziś uchodzą za arcydzieła. Serie, o których napisano już właściwie wszystko. Pisanie recenzji kolejnych tomów ich reedycji jest więc wyjątkowo karkołomnym zadaniem. Dlatego może to dobry moment, aby zamiast pisać standardową recenzję tomu 4 KAZNODZIEI, przyjrzeć się bardziej temu, jak zestarzał się ten komiks.

Fabularnie tom ten skupia się na konfrontacji Jesse’ego Custera, Herr Starra oraz Świętego od Morderców gdzieś na pustyni pośrodku niczego. Gdzieś tam w tle zaś Gębodupa zostaje na chwilę gwiazdą rocka, a sytuacja pomiędzy Custerem, Tulip, a Cassidy’iem komplikuje się jeszcze bardziej. Trzy dodatkowe historie opowiadają o powolnym zdobywaniu władzy w Świętym Grallu przez Herr Starra, o losach Gębodupy, zanim był on Gębodupą oraz krótkiej przygodzie T.C i Jody’ego.

Pod względem zaprezentowanej historii album ten prezentuje się bardzo średnio na tle pozostałych tomów. Najlepszym jej momentem jest sekwencja z Jesse’em po zażyciu ayahuasci. Trafia się też kilka wybornych dialogów czy rozwoju relacji między kolejnymi postaciami. Sama główna batalia jest jednak tak naprawdę dość średnia i nie przynosi nawet żadnego konkretnego rozwiązania dla bohaterów. Czuć, że to środek serii, a bitwa na pustyni miała sprawić, że bohaterowie znajdą się w kolejnych sytuacjach, a nie być nawet mniejszym punktem kulminacyjnym. Nie jest to może klasyczna zapchaj-dziura, bo dalej dużo się dzieje i ma to wpływ na resztę serii. Jednakże wciąż i wciąż zadaje sobie pytania, czy nie można było tego lepiej rozwiązać z pożytkiem dla narracji.

Największy problem, jaki mam dziś z KAZNODZIEJĄ, to fakt, że ta seria pisana była mocno, aby szokować. Jest w wielu miejscach świetnie napisana, ma ciekawe przesłanie, ale nic nie starzeje się szybciej niż shock value. Wystarczy porównać „szokujące” występy Madonny z lat 90. do tego, co dziś muszą robić gwiazdy pop, aby ich zachowanie sceniczne określono w ten sposób. Na pewno ilość przemocy, przekleństw i „dorosłych” (wiele wątków jest tu rzeczywiście skierowanych do dorosłego odbiorcy, ale zdarzają się i takie udające je, aby wcisnąć dodatkową nagość, narkotyki czy przemoc) wątków była szokująca w latach wydawania tytułu Ennisa i Dillona. Dziś jednak już nie szokuje tak mocno, a może nawet nudzić. Pod tym względem komiks mocno się zestarzał. Dziś jego obrazoburcze wątki nie wywołują skandalu, bo widzieliśmy je w wielu innych miejscach. Czasami można by mniemać, że nawet lepiej wykonane.

Upływ czasu widać też w warstwie graficznej. Lubię kreskę Steve Dillona, ale to, co prezentuje on tutaj, to na pewno nie zawsze pełnia jego możliwości. Postaci często mają ograniczoną, trochę robocią mimikę twarzy, a sceny odrywania kolejnych kończyn są czasami wręcz trochę kreskówkowe. Nie wzbudzają we mnie tej od razy czy tego irracjonalnego uczucia współodczuwania bólu bohaterów, co chociażby prace R.M. Guery w SKALPIE. Bywa, że sceny wydają się bardziej statyczne, niż być powinny.

Moje leciutkie rozczarowanie tym tomem wynika też pewnie z gorszej jakości dwóch historii pobocznych — HISTORII SAM WIESZ KOGO i MIEJSCOWYCH CHŁOPAKÓW. Ta ostatnia jest zaledwie parodią pewnego typu filmów sensacyjnych z lat 90. i nie wnosi nic do świata przedstawionego czy naszego odbioru jej bohaterów. Numer poświęcony Gębodupie jest nie do końca wiarygodny psychologicznie i może wpłynąć nawet lekko negatywnie na odbiór tej – raczej lubianej przez czytelników – postaci. I to nie w pozytywnym sensie. Można je obie właściwie bez szkody pominąć.

Polskie wydanie reprezentuje ten sam poziom, co wszystkie wydawane ostatnio tytuły Vertigo w naszym kraju. Nie mam się pod tym względem, do czego przyczepić. Dobre tłumaczenie, jakość druku, porządny papier, a całość porządnie się trzyma. Na pewno za kilka lat będzie w lepszym stanie niż dostępne egzemplarze pierwszego wydania KAZNODZIEI.

Tom 4 KAZNODZIEI udowadnia, że nawet po latach jest to wciąż dobra seria, która jednak się trochę zestarzała. Wciąż warto ją posiadać w swojej kolekcji. Wciąż jej lektura jest przyjemnością. Stanowczo jednak nie zestarzała się tak dobrze, jak choćby SANDMAN. Może czas przyjrzeć się jej miejscu na półce komiksowych arcydzieł i dokonać jego ponownej ewaluacji?

Ocena: 4/6

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Powyższe wydanie zawiera materiał z komiksów PREACHER SPECIAL: THE STORY OF YOU KNOW WHO, PREACHER SPECIAL: THE GOLD OLD BOYS, PREACHER SPECIAL: ONE MAN’S WAR i PREACHER: 34-40.

Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz