Egmontowa ofensywa
komiksów z imprintu Vertigo trwa w najlepsze i nie ukrywam, że złapałem się na
ten haczyk straszliwie. Od ubiegłego roku na moich pólkach zaczęły pojawiać się
kolejne tomy takich cykli jak KAZNODZIEJA, 100 NABOI, TRANSMETROPOLITAN, EX MACHINA
czy SAGA O POTWORZE Z BAGIEN, lada chwila do tego grona dołączy ŁASUCH, zaś
dziś napiszę Wam co sądzę o kolejnym tytule, którego trzy odsłony lądować będą
w mojej kolekcji. LUDZIE PÓŁNOCY Briana Wooda to dla mnie jedno z największych
zaskoczeń w zapowiedziach Egmontu w ostatnich miesiącach i komiks, który w
mojej ocenie wyraźnie odstaje swoim poziomem od wymienionych wcześniej. Jest
”tylko” bardzo dobry ;)
Brian Wood to
scenarzysta mający w dorobku całą masę znanych i lubianych tytułów. Jednak w
szerokiej świadomości czytelników zapisał się niemal za każdym razem, gdy nie
brał na tapet superherosów i oferował wydawcom swoje autorskie pomysły.
Wykonane dla DC Vertigo LUDZIE PÓŁNOCY, DMZ, DEMO, czy pochodzące z Dark
Horse’a ”Brigg’s Land” ”Rebels” oraz ”The Massive”, wydane przez Oni Press
”Miejsca”, a także niedawne ”The Black Road” z Image to tytuły, z których
zdecydowanie łatwiej skojarzyć Wooda i nic dziwnego, ponieważ to właśnie na ich
łamach scenarzysta ten rozwijał swoje skrzydła i oferował zajmujące oraz
ciekawe opowieści. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się tego, że prędzej czy
później Egmont sięgnie po coś jego autorstwa, ale wydawało mi się, że lekko
zaznaczone na naszym rynku DMZ jest nieco logiczniejszym wyborem. Wszystko to
jeszcze przed nami (nie wierzę, że wielkie E nie sięgnie po któryś z
wymienionych wcześniej komiksów z Vertigo), zaś teraz zajmijmy się tomem
opublikowanym niedawno przez Egmont.
LUDZIE PÓŁNOCY to seria,
która nie posiada jednego głównego bohatera. Ba, nawet miejsce akcji każdego z
masywnych, powiększonych tomów osadzone jest w innym miejscu. Łącznikiem
poszczególnych opowieści są Wikingowie. Nie zawsze będący głównymi bohaterami
poszczególnych fabuł, gdyż te raz skupiają się na nich, a raz na tych, którzy
muszą się przed nimi bronić. SAGA ANGLOSASKA prezentuje nam kilka historii –
dwie dłuższe oraz trzy krótsze i jak to z reguły ma miejsce na łamach takich
właśnie składanek, ich poziom nie jest jednakowy. Ośmielę się stwierdzić, że
Wood znacznie lepiej poradził sobie przy dłuższych fabułach.
Zarówno opowieść o
Swenie jak i o Magnusie to przyjemne, rozbudowane i potrafiące zaskoczyć
czytelnika fabuły, które właśnie dzięki swojej objętości dobrze rozwijają
temat, nie idą nigdzie na skróty i przez to wszystko sprawdzają się jako dobre
czytadła. To nie do końca zagrało, gdy dana opowieść została zaplanowana na
jeden lub dwa rozdziały – wówczas czuć było, że trochę zbyt szybko poszczególne
wydarzenia prą do przodu, czasem ocierając się wręcz niebezpiecznie o kicz
(takie odnosiłem wrażenie w finale historii o trzech kobietach walczących z
Sasami). Na szczęście, takich fragmentów była tu znikoma ilość, co nie
skutkowało jakoś szczególnie mocno na końcową ocenę całości.
Wood stara się tu
popisywać znajomością realiów historycznych, ale uważajcie tutaj, ponieważ to
trochę ściema. Owszem, pojawiają się informacje o znanych z tamtego czasu
miejscach i bitwach, stroje i zwyczaje poszczególnych nacji również odwzorowane
są całkiem nieźle, lecz zwróćcie uwagę na to, iż nie jest to coś, co wymagało
jakiegoś strasznie dogłębnego researchu. Co więcej, przypisy Pauliny Braiter –
tłumaczki komiksu – pokazują iż praca domowa nie została w stu procentach
poprawnie wykonana. Tu więc warto wspomnieć, że Egmont wykonał dobrą robotę
przy przekładzie na język polski, a jak wiemy, nie zawsze jest to w tym
wydawnictwie reguła. Wszystko dodatkowo zostało odpowiednio uwspółcześnione
(np. postacie mówią do siebie dzisiejszym językiem), co jest akurat posunięciem
standardowym i szczególnie nie dziwi.
Warstwa graficzna to
dzieło autorstwa pięciu różnych rysowników i ponownie – te różnice są mocno
dostrzegalne. Mi akurat do gustu nie przypadł tylko pojedynczy rozdział
zilustrowany przez Marian Churchland, zaś reszta grafików pokazała się z bardzo
dobrej strony. Gdybym miał wyróżnić tę osobę, która w mojej ocenie stworzyła najlepsze
rysunki, byłby to Davide Gianfelice.
I chociaż wydawać by się
mogło, że przez większość tego tekstu kręcę nosem, to jednak nie nazwę LUDZI
PÓŁNOCY komiksem słabym. Tytuł ten ma po prostu tego pecha, że w
przeciwieństwie do innych pozycji z Vertigo, które obecnie znajdują się w
ofercie Egmontu, ten nie doczekał się statusu kultowego i nie ma co ukrywać – już
w pierwszym tomie widać dlaczego tak się stało. To solidna, rzemieślnicza
robota, która potrafi zatrzymać przy sobie czytelnika, ale nie zostawi go zszokowanego
czy wstrząśniętego tym, co właśnie przeczytał. To nie jest komiks, który
wyląduje w Waszych zestawieniach najlepszych pozycji 2018 roku i raczej na
pewno nie jest to pozycja, do której będziecie często wracać. LUDZIE PÓŁNOCY to
”tylko” dobra pozycja, co przy takiej mnogości ciekawych tytułów, jakie obecne
są teraz na naszym rynku, może okazać się zgubne w skutkach dla dzieła Briana
Wooda. Niemniej i tak warto dać mu szansę.
Krzysztof Tymczyński
---------------------------------------------------------------------------------
Wcześniejszą recenzję oryginalnego wydania autorstwa Dawida znajdziecie tutaj.
Wcześniejszą recenzję oryginalnego wydania autorstwa Dawida znajdziecie tutaj.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów NORTHLANDERS #1-16, #18-19 oraz #41.
LUDZIE PÓLNOCY TOM 1: SAGA ANGLOSASKA do kupienia w ATOM Comics
>Marion Churchland<
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, w moim tomiku mam Mariana, a nie Marion... Inna rzecz, że mnie najbardziej przypadły do gustu rysunki - kolejno: Žeželja, Kelly'ego i Churchland (czyli własnie Mariana).
http://seczytam.blogspot.com/2018/07/nowe-komiksy-z-wikingami.html
Nie masz Mariana, tylko Marian - to wciąż kobieta.
UsuńFaktycznie, pogooglałem - to jest ta Marian :D
Usuń