czwartek, 19 lipca 2018

LUDZIE PÓŁNOCY TOM 1: SAGA ANGLOSASKA

Egmontowa ofensywa komiksów z imprintu Vertigo trwa w najlepsze i nie ukrywam, że złapałem się na ten haczyk straszliwie. Od ubiegłego roku na moich pólkach zaczęły pojawiać się kolejne tomy takich cykli jak KAZNODZIEJA, 100 NABOI, TRANSMETROPOLITAN, EX MACHINA czy SAGA O POTWORZE Z BAGIEN, lada chwila do tego grona dołączy ŁASUCH, zaś dziś napiszę Wam co sądzę o kolejnym tytule, którego trzy odsłony lądować będą w mojej kolekcji. LUDZIE PÓŁNOCY Briana Wooda to dla mnie jedno z największych zaskoczeń w zapowiedziach Egmontu w ostatnich miesiącach i komiks, który w mojej ocenie wyraźnie odstaje swoim poziomem od wymienionych wcześniej. Jest ”tylko” bardzo dobry ;)

Brian Wood to scenarzysta mający w dorobku całą masę znanych i lubianych tytułów. Jednak w szerokiej świadomości czytelników zapisał się niemal za każdym razem, gdy nie brał na tapet superherosów i oferował wydawcom swoje autorskie pomysły. Wykonane dla DC Vertigo LUDZIE PÓŁNOCY, DMZ, DEMO, czy pochodzące z Dark Horse’a ”Brigg’s Land” ”Rebels” oraz ”The Massive”, wydane przez Oni Press ”Miejsca”, a także niedawne ”The Black Road” z Image to tytuły, z których zdecydowanie łatwiej skojarzyć Wooda i nic dziwnego, ponieważ to właśnie na ich łamach scenarzysta ten rozwijał swoje skrzydła i oferował zajmujące oraz ciekawe opowieści. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się tego, że prędzej czy później Egmont sięgnie po coś jego autorstwa, ale wydawało mi się, że lekko zaznaczone na naszym rynku DMZ jest nieco logiczniejszym wyborem. Wszystko to jeszcze przed nami (nie wierzę, że wielkie E nie sięgnie po któryś z wymienionych wcześniej komiksów z Vertigo), zaś teraz zajmijmy się tomem opublikowanym niedawno przez Egmont.

LUDZIE PÓŁNOCY to seria, która nie posiada jednego głównego bohatera. Ba, nawet miejsce akcji każdego z masywnych, powiększonych tomów osadzone jest w innym miejscu. Łącznikiem poszczególnych opowieści są Wikingowie. Nie zawsze będący głównymi bohaterami poszczególnych fabuł, gdyż te raz skupiają się na nich, a raz na tych, którzy muszą się przed nimi bronić. SAGA ANGLOSASKA prezentuje nam kilka historii – dwie dłuższe oraz trzy krótsze i jak to z reguły ma miejsce na łamach takich właśnie składanek, ich poziom nie jest jednakowy. Ośmielę się stwierdzić, że Wood znacznie lepiej poradził sobie przy dłuższych fabułach.

Zarówno opowieść o Swenie jak i o Magnusie to przyjemne, rozbudowane i potrafiące zaskoczyć czytelnika fabuły, które właśnie dzięki swojej objętości dobrze rozwijają temat, nie idą nigdzie na skróty i przez to wszystko sprawdzają się jako dobre czytadła. To nie do końca zagrało, gdy dana opowieść została zaplanowana na jeden lub dwa rozdziały – wówczas czuć było, że trochę zbyt szybko poszczególne wydarzenia prą do przodu, czasem ocierając się wręcz niebezpiecznie o kicz (takie odnosiłem wrażenie w finale historii o trzech kobietach walczących z Sasami). Na szczęście, takich fragmentów była tu znikoma ilość, co nie skutkowało jakoś szczególnie mocno na końcową ocenę całości.

Wood stara się tu popisywać znajomością realiów historycznych, ale uważajcie tutaj, ponieważ to trochę ściema. Owszem, pojawiają się informacje o znanych z tamtego czasu miejscach i bitwach, stroje i zwyczaje poszczególnych nacji również odwzorowane są całkiem nieźle, lecz zwróćcie uwagę na to, iż nie jest to coś, co wymagało jakiegoś strasznie dogłębnego researchu. Co więcej, przypisy Pauliny Braiter – tłumaczki komiksu – pokazują iż praca domowa nie została w stu procentach poprawnie wykonana. Tu więc warto wspomnieć, że Egmont wykonał dobrą robotę przy przekładzie na język polski, a jak wiemy, nie zawsze jest to w tym wydawnictwie reguła. Wszystko dodatkowo zostało odpowiednio uwspółcześnione (np. postacie mówią do siebie dzisiejszym językiem), co jest akurat posunięciem standardowym i szczególnie nie dziwi.

Warstwa graficzna to dzieło autorstwa pięciu różnych rysowników i ponownie – te różnice są mocno dostrzegalne. Mi akurat do gustu nie przypadł tylko pojedynczy rozdział zilustrowany przez Marian Churchland, zaś reszta grafików pokazała się z bardzo dobrej strony. Gdybym miał wyróżnić tę osobę, która w mojej ocenie stworzyła najlepsze rysunki, byłby to Davide Gianfelice.

I chociaż wydawać by się mogło, że przez większość tego tekstu kręcę nosem, to jednak nie nazwę LUDZI PÓŁNOCY komiksem słabym. Tytuł ten ma po prostu tego pecha, że w przeciwieństwie do innych pozycji z Vertigo, które obecnie znajdują się w ofercie Egmontu, ten nie doczekał się statusu kultowego i nie ma co ukrywać – już w pierwszym tomie widać dlaczego tak się stało. To solidna, rzemieślnicza robota, która potrafi zatrzymać przy sobie czytelnika, ale nie zostawi go zszokowanego czy wstrząśniętego tym, co właśnie przeczytał. To nie jest komiks, który wyląduje w Waszych zestawieniach najlepszych pozycji 2018 roku i raczej na pewno nie jest to pozycja, do której będziecie często wracać. LUDZIE PÓŁNOCY to ”tylko” dobra pozycja, co przy takiej mnogości ciekawych tytułów, jakie obecne są teraz na naszym rynku, może okazać się zgubne w skutkach dla dzieła Briana Wooda. Niemniej i tak warto dać mu szansę.

Krzysztof Tymczyński
                               
---------------------------------------------------------------------------------

Wcześniejszą recenzję oryginalnego wydania autorstwa Dawida znajdziecie tutaj.
                                              
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów NORTHLANDERS #1-16, #18-19 oraz #41.

LUDZIE PÓLNOCY TOM 1: SAGA ANGLOSASKA do kupienia w ATOM Comics

3 komentarze:

  1. >Marion Churchland<

    No nie wiem, w moim tomiku mam Mariana, a nie Marion... Inna rzecz, że mnie najbardziej przypadły do gustu rysunki - kolejno: Žeželja, Kelly'ego i Churchland (czyli własnie Mariana).

    http://seczytam.blogspot.com/2018/07/nowe-komiksy-z-wikingami.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz Mariana, tylko Marian - to wciąż kobieta.

      Usuń
    2. Faktycznie, pogooglałem - to jest ta Marian :D

      Usuń