wtorek, 23 października 2018

WKKDC #56 – LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI: PRAGNIENIE SPRAWIEDLIWOŚCI

Idealny przepis na komiks superbohaterski wg niżej podpisanego recenzenta? Weź znanego scenarzystę, który popełnił w życiu przynajmniej jedną serię, którą pamiętać będą jeszcze przynajmniej 3 kolejne pokolenia (James Robinson). Wykorzystaj zarówno kilka mniej znanych postaci, jak i kilka bardziej znanych (np.: Kongoryla, jednego ze Starmanów, ale też Green Arrowa czy Supergirl). Dodaj do miksu złoczyńcę stworzonego przez Granta Morrisona (Prometeusza). Następnie zaś wszystko wymieszaj, inspirując się przy okazji duchowo jakimś udanym crossoverem czy eventem… Nie Panie Robinson… Dlaczego sięga Pan po KRYZYS TOŻSAMOŚCI… Panie Robinson nie za dużo mikstury o nazwie „Sprawiedliwość”? Nie… Nie… Proszę… Tylko nie ta lodówka! A zapowiadało się tak pięknie…
W latach 2009-2010 ukazała się mini seria LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI: PRAGNIENIE SPRAWIEDLIWOŚCI (już samo dwukrotne użycie słowa „sprawiedliwość” w tytule powinno zostać uznane za znak ostrzegawczy). Jej scenarzysta -James Robinson -zasłyną genialnym STARMANEM, główny rysownik Mauro Cascioli nie figurował zaś na żadnej liście twórców wyjątkowo urągających poczuciu estetyki czytelników (nie żeby był jakoś bardziej też znany). W komiksie miało pojawić się sporo postaci, w tym te pochodzące ze STARMANA, zapowiadano, że status quo uniwersum się zmieni, a szczególnie ciekawe rzeczy miały wydarzyć się u Green Arrowa. Niestety Robinson napisał w swoim życiu też scenariusz do filmowej LIGI NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW, a przed napisaniem tej serii stanowczo przedawkował (zapewne z polecenia włodarzy wydawnictwa) KRYZYS TOŻSAMOŚCI. I tak powstało to… Prawdopodobnie jeden z najgorszych tytułów, jaki wydano u nas w Wielkiej Kolekcji Komiksów DC.

Po wydarzeniach z FINAL CRISIS wielu bohaterów wciąż nie podniosło się po stracie Batmana czy Marsjańskiego Łowcy Ludzi. Green Lantern i Green Arrow postanawiają coś z tym zrobić. Żądają SPRAWIEDLIWOŚCI (zapamiętajcie to słowo) i wyruszają w podróż po USA, aby polować na złoczyńców (ich pierwsza wspólna podróż, którą niedługo dostaniemy w ramach WKKDC, miała więcej sensu). Tak natrafiają na tajemniczy plan niejakiego Prometeusza. Postanawiając go zgłębić, trafiają na kolejnych bohaterów podążających za zewem SPRAWIEDLIWOŚCI: Atoma, Kongoryla, Mikaala Tomasa, Shazama czy Supergirl. Czy zapobiegną oni kolejnym kradzieżą i dowiedzą się, co planuje superzłoczyńca?

Pamiętam, kiedy czytałem ten komiks po raz pierwszy, całe lata temu w oryginale. To była jedna z tych traum, które mój umysł próbował za wszelką cenę zatrzeć w pamięci. Sprowadzić do hasła „To ten komiks, w którym… coś tam, coś tam… Red Arrow”. Teraz jednak po ponownej lekturze wszystko do mnie wróciło niczym wspomnienia z najgorszego konwentu albo dnia, w którym wycięto mi migdałki. Czytanie tych siedmiu zeszytów to droga przez mękę, po której z chęcią sięgnę nawet po końcówkę runu Scotta Snydera w BATMANIE z czasów NEW 52 (której osobiście nie trawię), by tylko przeczytać coś trochę bardziej logicznego. To typowa seria, która powstała tylko by doprowadzić, do pewnego punktu, w którym wybrani bohaterowie mieli się znaleźć i – przy okazji – zszokować czytelnika. Nikt (nawet scenarzysta) nie miał jednak pomysłu jak do tego doprowadzić. Stworzono więc półprodukt, który stanowi nic innego niż obrazę inteligencji czytelnika.

Mamy w nim wszystko: Raya Palmera torturującego przeciwników w sposób inspirowany wyczynami jego byłej żony, śmierć tony mniej ważnych postaci, posępność, całe tony powagi i mrok oraz ogromne rzesze bohaterów, którzy nijak nie mają znaczenia dla fabuły. M’gann M’orzz (Miss Martian) dostaje kilka stron i totalnie nie osiąga niczego. Animal Man sprowadzony zostaje do posiadania basenu, w którym lubią się kąpać Starfire i Donna Troy. Roy Harper szwenda się gdzieś po trzecim planie do tragicznego finału, a jego córka Lian zostaje ledwie wspomniana, aby potem zrobiono jej coś strasznego bez żadnej potrzeby. Tylko dla wywołania traumy u bohaterów, a także czytelników (jeżeli jednak za bardzo jej nie znacie, to pewnie nawet was szczególnie nie obejdzie jej los).

Do tego wszystko jest koszmarnie napisane (polskie tłumaczenie oddaje toporność dialogów idealnie), postaci nie zachowują się zgodnie ze swoim charakterem, a raczej tak jak w danym momencie potrzebuje tego scenarzysta, a do tego jeszcze to cały czas powtarzane słowo „sprawiedliwość”. Po kilku stronach będziecie mieli do niego awersję do końca życia. Widać też, że fabuła została źle przemyślana pod względem swojej długości. Czytając wydanie zbiorcze, można pomyśleć, że dostaliśmy akt I i III całości bez środka. Gdy opowieść zawiązuje się na dobre, nagle następuje cięcie i właściwie przechodzimy już do finału (z kilkoma retrospekcjami, abyśmy wiedzieli, co wydarzyło się w międzyczasie). Frustrujący jest też krótki epilog, który pozostawia czytelników z masą pytań i jednocześnie nie ma żadnych konsekwencji (mimo że oczywiście powinien je mieć). I pomyśleć, że pomimo kiepskich recenzji Robinson był nominowany do Eisnera za to „dzieło”.

O wiele pozytywniej można ocenić kreskę Mauro Cascioliego oraz Scotta Clarka i Ibraima Robersona (wyraźnie wspierających Mauro, kiedy ten się nie wyrabiał z terminami) można ocenić bardziej pozytywnie. Tła czy kompozycje kadrów raczej nie zachwycają, ale pseudorealistyczne wizerunki superbohaterów w wykonaniu tych rysowników zwracają na siebie uwagę i po prostu mają coś w sobie czasami. Różnicę pomiędzy stylami tych rysowników widać, ale nie aż tak bardzo, aby wybijały one z rytmu lektury.

Poza okropnością opisaną przeze mnie powyżej, w opisywanym albumie znalazło się jeszcze miejsce dla ACTION COMICS #248. Zeszyt ten opowiada o pierwszej przemianie Kongo Billa w Kongoryla i jest absolutnie niewartą waszego czasu ramotą. Kongoryl dorobił się kilku ciekawych komiksów o sobie, ale ten na pewno do nich nie należy.

56. tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, to rzecz niezwykle wręcz słaba i do tej kolekcji trafiła zapewne jedynie z uwagi na jego wpływ na uniwersum DC. Bardziej polecam wam jednak obejrzenie serii filmów na jego temat opublikowanych na Youtube przez Linkarę (AT4W) niż męczenie się z nim samemu. Posiadanie go we własnej kolekcji polecałbym tylko osobą, które nie wyobrażają sobie posiadania niekompletnej panoramy.

Ocena: -1/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JUSTICE LEAGUE: CRY FOR JUSTICE #1-7 i ACTION COMICS #248.

Wcześniejszą opinię Wiktora możecie przeczytać TUTAJ.

2 komentarze:

  1. Skoro o męce mowa... gdzie korekta tekstu? Pal licho estetykę, ale błędy ortograficzne? Litości...

    OdpowiedzUsuń
  2. A Liga Sprawiedliwości: Bez Sprawiedliwości też ma 2 razy "sprawiedliwość"
    też nie czytać? ;)

    OdpowiedzUsuń