Idealny przepis na komiks
superbohaterski wg niżej podpisanego recenzenta? Weź znanego scenarzystę, który
popełnił w życiu przynajmniej jedną serię, którą pamiętać będą jeszcze
przynajmniej 3 kolejne pokolenia (James Robinson). Wykorzystaj zarówno kilka
mniej znanych postaci, jak i kilka bardziej znanych (np.: Kongoryla, jednego ze
Starmanów, ale też Green Arrowa czy Supergirl). Dodaj do miksu złoczyńcę
stworzonego przez Granta Morrisona (Prometeusza). Następnie zaś wszystko
wymieszaj, inspirując się przy okazji duchowo jakimś udanym crossoverem czy
eventem… Nie Panie Robinson… Dlaczego sięga Pan po KRYZYS TOŻSAMOŚCI… Panie
Robinson nie za dużo mikstury o nazwie „Sprawiedliwość”? Nie… Nie… Proszę…
Tylko nie ta lodówka! A zapowiadało się tak pięknie…
W latach 2009-2010 ukazała się mini seria
LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI: PRAGNIENIE SPRAWIEDLIWOŚCI (już samo dwukrotne użycie
słowa „sprawiedliwość” w tytule powinno zostać uznane za znak ostrzegawczy).
Jej scenarzysta -James Robinson -zasłyną genialnym STARMANEM, główny rysownik
Mauro Cascioli nie figurował zaś na żadnej liście twórców wyjątkowo urągających
poczuciu estetyki czytelników (nie żeby był jakoś bardziej też znany). W
komiksie miało pojawić się sporo postaci, w tym te pochodzące ze STARMANA,
zapowiadano, że status quo uniwersum się zmieni, a szczególnie ciekawe rzeczy
miały wydarzyć się u Green Arrowa. Niestety Robinson napisał w swoim życiu też
scenariusz do filmowej LIGI NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW, a przed napisaniem tej
serii stanowczo przedawkował (zapewne z polecenia włodarzy wydawnictwa) KRYZYS
TOŻSAMOŚCI. I tak powstało to… Prawdopodobnie jeden z najgorszych tytułów, jaki
wydano u nas w Wielkiej Kolekcji Komiksów DC.
Po wydarzeniach z FINAL CRISIS
wielu bohaterów wciąż nie podniosło się po stracie Batmana czy Marsjańskiego
Łowcy Ludzi. Green Lantern i Green Arrow postanawiają coś z tym zrobić. Żądają
SPRAWIEDLIWOŚCI (zapamiętajcie to słowo) i wyruszają w podróż po USA, aby
polować na złoczyńców (ich pierwsza wspólna podróż, którą niedługo dostaniemy w
ramach WKKDC, miała więcej sensu). Tak natrafiają na tajemniczy plan niejakiego
Prometeusza. Postanawiając go zgłębić, trafiają na kolejnych bohaterów
podążających za zewem SPRAWIEDLIWOŚCI: Atoma, Kongoryla, Mikaala Tomasa,
Shazama czy Supergirl. Czy zapobiegną oni kolejnym kradzieżą i dowiedzą się, co
planuje superzłoczyńca?
Pamiętam, kiedy czytałem ten
komiks po raz pierwszy, całe lata temu w oryginale. To była jedna z tych traum,
które mój umysł próbował za wszelką cenę zatrzeć w pamięci. Sprowadzić do hasła
„To ten komiks, w którym… coś tam, coś tam… Red Arrow”. Teraz jednak po
ponownej lekturze wszystko do mnie wróciło niczym wspomnienia z najgorszego
konwentu albo dnia, w którym wycięto mi migdałki. Czytanie tych siedmiu
zeszytów to droga przez mękę, po której z chęcią sięgnę nawet po końcówkę runu
Scotta Snydera w BATMANIE z czasów NEW 52 (której osobiście nie trawię), by
tylko przeczytać coś trochę bardziej logicznego. To typowa seria, która
powstała tylko by doprowadzić, do pewnego punktu, w którym wybrani bohaterowie
mieli się znaleźć i – przy okazji – zszokować czytelnika. Nikt (nawet
scenarzysta) nie miał jednak pomysłu jak do tego doprowadzić. Stworzono więc
półprodukt, który stanowi nic innego niż obrazę inteligencji czytelnika.
Mamy w nim wszystko: Raya Palmera
torturującego przeciwników w sposób inspirowany wyczynami jego byłej żony,
śmierć tony mniej ważnych postaci, posępność, całe tony powagi i mrok oraz
ogromne rzesze bohaterów, którzy nijak nie mają znaczenia dla fabuły. M’gann
M’orzz (Miss Martian) dostaje kilka stron i totalnie nie osiąga niczego. Animal
Man sprowadzony zostaje do posiadania basenu, w którym lubią się kąpać Starfire
i Donna Troy. Roy Harper szwenda się gdzieś po trzecim planie do tragicznego
finału, a jego córka Lian zostaje ledwie wspomniana, aby potem zrobiono jej coś
strasznego bez żadnej potrzeby. Tylko dla wywołania traumy u bohaterów, a także
czytelników (jeżeli jednak za bardzo jej nie znacie, to pewnie nawet was
szczególnie nie obejdzie jej los).
Do tego wszystko jest koszmarnie
napisane (polskie tłumaczenie oddaje toporność dialogów idealnie), postaci nie
zachowują się zgodnie ze swoim charakterem, a raczej tak jak w danym momencie
potrzebuje tego scenarzysta, a do tego jeszcze to cały czas powtarzane słowo
„sprawiedliwość”. Po kilku stronach będziecie mieli do niego awersję do końca
życia. Widać też, że fabuła została źle
przemyślana pod względem swojej długości. Czytając wydanie zbiorcze, można
pomyśleć, że dostaliśmy akt I i III całości bez środka. Gdy opowieść zawiązuje
się na dobre, nagle następuje cięcie i właściwie przechodzimy już do finału (z
kilkoma retrospekcjami, abyśmy wiedzieli, co wydarzyło się w międzyczasie).
Frustrujący jest też krótki epilog, który pozostawia czytelników z masą pytań i
jednocześnie nie ma żadnych konsekwencji (mimo że oczywiście powinien je mieć).
I pomyśleć, że pomimo kiepskich recenzji Robinson był nominowany do Eisnera za
to „dzieło”.
O wiele pozytywniej można ocenić
kreskę Mauro Cascioliego oraz Scotta Clarka i Ibraima Robersona (wyraźnie
wspierających Mauro, kiedy ten się nie wyrabiał z terminami) można ocenić
bardziej pozytywnie. Tła czy kompozycje kadrów raczej nie zachwycają, ale
pseudorealistyczne wizerunki superbohaterów w wykonaniu tych rysowników
zwracają na siebie uwagę i po prostu mają coś w sobie czasami. Różnicę pomiędzy
stylami tych rysowników widać, ale nie aż tak bardzo, aby wybijały one z rytmu
lektury.
Poza okropnością opisaną przeze
mnie powyżej, w opisywanym albumie znalazło się jeszcze miejsce dla ACTION
COMICS #248. Zeszyt ten opowiada o pierwszej przemianie Kongo Billa w Kongoryla
i jest absolutnie niewartą waszego czasu ramotą. Kongoryl dorobił się kilku
ciekawych komiksów o sobie, ale ten na pewno do nich nie należy.
56. tom Wielkiej Kolekcji
Komiksów DC, to rzecz niezwykle wręcz słaba i do tej kolekcji trafiła zapewne
jedynie z uwagi na jego wpływ na uniwersum DC. Bardziej polecam wam jednak
obejrzenie serii filmów na jego temat opublikowanych na Youtube przez Linkarę
(AT4W) niż męczenie się z nim samemu. Posiadanie go we własnej kolekcji polecałbym
tylko osobą, które nie wyobrażają sobie posiadania niekompletnej panoramy.
Ocena: -1/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JUSTICE LEAGUE: CRY FOR
JUSTICE #1-7 i ACTION COMICS #248.
Wcześniejszą opinię Wiktora możecie przeczytać TUTAJ.
Skoro o męce mowa... gdzie korekta tekstu? Pal licho estetykę, ale błędy ortograficzne? Litości...
OdpowiedzUsuńA Liga Sprawiedliwości: Bez Sprawiedliwości też ma 2 razy "sprawiedliwość"
OdpowiedzUsuńteż nie czytać? ;)