wtorek, 16 października 2018

THE WILD STORM VOL. 2

UWAGA: tekst powstał na podstawie wydań zeszytowych.
     
W swojej recenzji sprzed dwóch tygodni napisałem wprost, że THE WILD STORM VOL. 1 to dobry komiks, ale tylko jeśli jakkolwiek orientujecie się w realiach pierwszego wcielenia uniwersum tego imprintu. Ponieważ przypuszczam, że takich osób jest stosunkowo niewiele, a i tak większość z nich kojarzy głównie rzeczy pokroju THE AUTHORITY czy PLANETARY. Nietrudno zatem dojść do wniosku, że po drugi tom tego cyklu sięgną już nieliczni. Tymczasem ten tekst powstał nie tylko po to, by pokrótce opowiedzieć Wam (bez spoilerów) co dzieje się dalej, ale także zachęcić, byście jednak dali tej serii drugą szansę.
 
Dla mnie wyjścia innego nie było. Jako osoba kompletnie zakręcona na punkcie postaci i uniwersum Wildstormu, nawet nie brałem pod jakąkolwiek uwagę możliwość tego, że nie sięgnę po kolejne numery zeszytowej serii autorstwa Warrena Ellisa. Numery #7-12, które składają się na drugi tom, na szczęście naprawiają to, co nieco zepsuto przy sześciu premierowych numerach. Pytanie jednak, czy nie stało się już za późno. Scenarzysta bowiem tym razem skupia się na nieco mniejszej ilości wątków i popycha je mocno do przodu, inne zaś tylko lekko zaznaczając. W przypadkach tych lepiej zakreślonych elementów opowieści, faktycznie nie ma na co szczególnie mocno narzekać. Gdy jesteśmy świadkami rozmów i prób budowy wzajemnego zaufania pomiędzy Angelicą Spicą oraz Jacobem Marlowe, dowiadujemy się nie tylko sporo o tym drugim, ale także wyjaśnione zostają nam zawiłości jego konfliktu z Henrym Bendixem czy Milesem Cravenem. Ci dwaj też znajdują się na świeczniku, dzięki kolejnym, wyrazistym wątkom. Pierwszy z nich i jego zamierzenia otrzymują więcej światła dzięki nakreśleniu pewnych niuansów historii tego restartowanego świata, drugi zaś musi zmierzyć się z atakiem WildCATS, dość śmiałymi planami, jakie urodziły się w głowie Jackie King i ujawnieniem istnienia projektu Thunderbook, który odegra istotną rolę w tomie trzecim.

Oprócz tego Ellis usuwa z komiksu Michaela Craya, którego dalsze losy śledzić można z jego solowej maxi-serii (aczkolwiek nie warto), lekko zaznacza obecność kolejnych ważnych postaci, ale generalnie, trzon drugiego tomu THE WILD STORM to wątki wypisane wyżej.

Podczas lektury można było kilkukrotnie zastanawiać się, czy nie można było zrobić tak od razu? Drugi story-arc omawianej właśnie serii układa w cąłkiem logiczną całość elementy, które w początkowych rozdziałach wydawały się być porozrzucane bez większego ładu i składu, zostawiając sobie jednak miejsce i możliwości na to, by część rzeczy jeszcze poprzesuwać, a inne dodać. THE WILD STORM VOL. 2 daje już możliwość pełnego czerpania satysfakcji z lektury zarówno przez czytelników znających poprzednie wcielenie tego świata, jak i przez tych skuszonych zapowiedziami. I Ellis robi to w swoim typowym stylu, stawiając na sporo mięsistych i sprawnie prowadzonych dialogów, zarazem poświęcając sporo miejsca na ekspozycję poszczególnych postaci ALE wciąż trzymając coś w zanadrzu. Akcji, za jednym wyjątkiem, cały czas jest tu stosunkowo niewiele. Ellis nadal trzyma się ukazywania najważniejszych rzeczy z perspektywy biurka osób odpowiedzialnych za wydawanie decyzji, zaś cały cykl nieustannie porusza się po klimatach korporacyjno-szpiegowskich, mocno spychając na bok jakiekolwiek przejawy typowego superhero. Co jak co, ale patrząc na dorobek scenarzysty, można spokojnie dojść do wniosku, iż jednak doskonale wie on co robi oraz udźwignie odpowiedzialność, nawet jeśli dotąd można było mieć całkiem dobrze uzasadnione wątpliwości.

Cały czas jednak Warren Ellis puszcza jednocześnie oko do fanów starej inkarnacji uniwersum Wildstormu. W drugim tomie THE WILD STORM pojawiają się między innymi postacie Fahrenheit i Cannona, którzy jeszcze w czasach publikacji przez wydawnictwo Image, należeli do trzonu grupy StormWatch. I uwierzcie mi, nawet ja – fanatyk, nie od razu połapałem się, że w danej scenie mam do czynienia z ich nowymi interpretacjami. Połapałem się w momencie, gdy uznałem iż ich cywilne imiona wydają się być znajome. Dodam jednak, że postacie te w zasadzie nie odgrywają tu żadnej większej roli, za wyjątkiem właśnie takiego swoistego easter-egga. To, iż wspomniany wcześniej projekt Thunderbook jest swoistym wprowadzeniem wątków ze starej serii Gen13 też połapałem się w ostatniej chwili. I chociaż niemal cały trzeci story-arc jest temu poświęcony, brak tej wiedzy nie będzie nikomu przeszkadzać.

Warstwa graficzna ponownie stoi nie nienagannie wysokim poziomie. Jon David-Hunt to rewelacyjny rysownik i z całego serca życzę mu jak największej kariery. Jego ilustracje są tak dobre, że bez najmniejszego problemu wybaczam mu liczne opóźnienia, jakie dotykały zeszytową wersję THE WILD STORM. Zarazem jednak dodać muszę, że Brian Buccelatto cały czas widnieje jako ”pomocnik rysownika”, lecz niestety nie mam pojęcia czym w zasadzie zajmował się na łamach omawianego dzisiaj tytułu.

Cierpliwość w tym przypadku popłacała. Po niemrawym pierwszym tomie, druga odsłona THE WILD STORM dodała dwa do dwóch i zmieniła się we wciągającą i ciekawą lekturę. W dodatku rewelacyjnie narysowaną. Myślę, że jeśli nie przekonała Was ”jedynka”, to mimo wszystko powinniście dać jeszcze szansę tomowi drugiemu. Ja absolutnie nie żałuję, a zdradzę Wam przy okazji, że sześć kolejnych zeszytów rozruszało tę historię jeszcze mocniej.
     
Krzysztof Tymczyński
     
-----------------------------------------------------------------------
        
Omawiany tom zawiera materiał z zeszytów THE WILD STORM #7-12.
THE WILD STORM VOL. 2 do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz