Nie pamiętam, kiedy ostatnio
recenzowałem tak krótki komiks jak OSTATNIA KRUCJATA. Niecałe sześćdziesiąt
stron historii zapakowanych w twardą oprawę nie musi jednak oznaczać, że niewielka
ilość równa się niewielka jakość. Zwłaszcza, gdy odpowiadają za niego tak
głośne nazwiska, jak Frank Miller, Brian Azzarello oraz John Romita Junior. Wraz
z powrotem po latach do świata przedstawionego na łamach przełomowego POWROTU
MROCZNEGO RYCERZA, Miller postanowił odpowiedzieć na jedne z intrygujących
czytelników pytań - w jaki sposób doszło do upadku Jasona Todda oraz przejścia
Bruce'a na emeryturę?
Powstanie OSTATNIEJ KRUCJATY
planowane było jeszcze przed tym, jak ukazał się premierowy numer RASY PANÓW. Prequel
miał być one-shotem stanowiącym przerywnik w ukazywaniu się wspomnianej przed chwilą
mini serii i cofać nas do wydarzeń, jakie rozegrały się na długo przed tym, co
spotykamy na wstępie DKR. Udział Millera tym razem nie sprowadził się jedynie
do roli konsultanta i figuranta na okładce przyciągającego fanów niczym dobra
reklama (tak jest w przypadku RASY PANÓW). To Frank wyszedł z całą inicjatywą i
dał wskazówki Azzarello, jak ten ma poprowadzić opowieść. Nie wszystko jednak
poszło w stronę, której wypatrywali fani pierwszej części trylogii o podstarzałym
Człowieku Nietoperzu.
Joker po raz kolejny znalazł
się za kratami Arkham, ale to wcale nie oznacza dalszych kłopotów z jego strony
- wręcz przeciwnie. W czasie, gdy klaun wprowadza w życie swój plan ucieczki,
Batman i trenowany przez niego nowy sidekick muszą zmierzyć się z problemem
dziwnych morderstw, które odnotowano z udziałem zamożnych przedstawicieli
Gotham.
Batman zdecydowanie nie jest
już taki sprawny i sprytny, jak dawniej. Co raz częściej popełnia błędy, obrywa
boleśnie od przeciwników i co najgorsze - ma nawet problemy ze wstawaniem rano
z łóżka. Starcie z Killer Crockiem dobitnie pokazuje, jak wiele wysiłku
potrzebuje Mroczny Rycerz, aby pokonać złoczyńcę. Osoby z jego otoczenia
sugerują przejście na emeryturę, lecz Wayne uważa, że jeszcze nie przyszedł na
to czas. Wiek robi swoje, ale niestety szkolony na jego następcę Jason Todd nie
jest jeszcze gotowy, aby przejąć rolę dyżurnego obrońcy Gotham. Nowy Robin jest
zbyt uparty i co najbardziej niepokoi Batmana, wyraźnie czerpie przyjemność ze
sprawiania innym krzywdy. Taka postawa nie jest do zaakceptowania, ale powstaje
pytanie, czy starczy Bruce'owi czasu, aby wyeliminować wady Jasona i zmienić
sposób myślenia chłopaka?
Miller oraz Azzarello z jednej
strony ukazują niezwykłą relację mistrza z uczniem, zaś z drugiej prezentują
proces starzenia się Bruce'a. Żadna z nich nie jest jednak pokazana w jakiś
nietypowy, oryginalny i zapierający dech w piersiach sposób. Czytając miałem
wrażenie, że wszystko to już gdzieś po trochu widziałem, po części w pierwszej
części trylogii Millera, po części na łamach klasycznej ŚMIERCI W RODZINIE
Starlina i Aparo. Twórcom nie udało się dodać do oklepanego schematu jakichś
nowych elementów, które zagrałyby na emocjach fanów i na długo zapadły w
pamięć. Jest sporo krwi i przemocy, ale to standard, gdy w projekt zaangażowany
jest JR JR.
Rysunki wykonał wspomniany na
końcu poprzedniego zdania John Romita Junior, czyli artysta przez jednych
lubiany, zaś przez innych wręcz nienawidzony. Wszystko oczywiście przez jedną z
najbardziej charakterystycznych w branży kresek, jaką ten artysta dysponuje. Niestety
w ostatnich latach JR JR raz przykłada się bardziej, a raz nieco mniej do
swoich prac, przez co finalny efekt jest od pewnego czasu zagadką. Po przejściu
do DC nie udało mu się jeszcze jakoś szczególnie zabłysnąć. Tym razem również
nie ociera się nawet o swoją wysoką formę, ale pomimo to dostajemy jakościowo całkiem
solidne ilustracje. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie zasługa rysownika,
tylko w głównej mierze osoby odpowiedzialnej za nakładanie tuszu oraz kolorów.
Zrobił to komputerowo Peter Steigerwald, który dopieścił szkice Romity tak, aby
klimatycznie zbliżyły się one do tego, co Frank Miller przedstawił w POWROCIE
MROCZNEGO RYCERZA.
W sekcji z dodatkami dostajemy
cztery strony z alternatywnymi okładkami, pięć stron oryginalnego scenariusza,
a także sześć stron przedstawiający proces tworzenia rysunków - od ołówka,
poprzez tusz, aż do kolorów. Jak na tak krótką historię ilość bonusów wydaje
się bardzo satysfakcjonująca.
OSTATNIA KRUCJATA to komiks,
wobec którego stawiane były pewne konkretne wymagania i oczekiwania, ale
niestety album ten nie do końca im sprostał. Jako prequel do DKR wypada bardzo
przeciętnie, nie zawiera żadnych zaskakujących i niespodziewanych momentów, a
jedynie oczekiwane i obowiązkowe wręcz wydarzenia, zapakowane w nudną historię
z udziałem Jokera. Można było zrobić to znacznie lepiej, zwłaszcza patrząc na
nazwiska biorące udział w tym projekcie. Przydałoby się również rozszerzyć komiks
i zakończyć momentem, kiedy Bruce rzeczywiście przestaje nosić kostium. Rozczarowanie,
niedosyt oraz powtarzalność - tak w skrócie zapamiętam ten komiks. O ile w
ogóle zapamiętam, bo historia ta równie szybko wchodzi, co wychodzi z głowy. Czytając
go tak naprawdę nie dowiecie się niczego nowego i odkrywczego na temat wydarzeń
sprzed DKR.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksu DARK KNIGHT RETURNS: THE
LAST CRUSADE DELUXE EDITION, wydanego w USA w grudniu 2016.
Recenzję oryginalnego wydania napisaną przez Maurycego znajdziecie w
tym miejscu.
Dawid Scheibe
Mi się komiks niesamowicie podobał, jednak rozumiem ludzi którzy mają inne zdanie. Jest jedną rzecz którą mogę wytknąć temu komiksowi. Długość. Można było zrobić go dwa albo nawet trzy razy dłuższy a stał się by pewnie jeszcze lepszy.
OdpowiedzUsuń